1
Miasto nocą miało w sobie ten tajemniczy, mroczny urok, który w czasie przedświątecznym zawsze zmieniał się w coś bardziej bliskiemu sercu. Patrząc na pojedynczych mieszkańców odzianych w grube, ciepłe płaszcze, zanurzających odziane w rękawiczki dłonie wprost do kieszeni, wystawiając spod warstwy wełnianej czapki i puszystego szalika jedynie czerwone od mrozu nosy można było wyczuć to jedno, szczególne ukłucie w sercu. Tak bezbronny widok za każdym razem przyprawiał o to przyjemne, ciepłe uczucie, dzięki któremu nie dało się powstrzymać tego łagodnego uśmiechu, który sam cisnął się na usta.
Kolorowe lampki rozświetlały ciemne ulice, a w oknach widać było przyklejone do szyby renifery. Przed domami stały rodziny bałwanów o marchewkowych nosach i garniastych czapkach. Każda ze śnieżnych kul miała w sobie drobne węgielki, dzięki którym całość miało przyjemniejszy wygląd. Zdarzały się takie budynki, na których czubkach tkwiły oświetlone choinki, a przy parapetach zwisały wypchane postacie Mikołaja z pełnym workiem prezentów. Jeśli dobrze się poszukało można było spotkać zaprzężone renifery, cierpliwie czekające na balkonach z pustymi saniami. Czerwień jarząca się na nosie Rudolfa miała ten sam ciepły kolor, jakie posiadały czapki na podskakujących radośnie głowach Elfów cierpliwie roznoszących zagubione prezenty na podwórkach ucieszonych dzieciaków.
Dekoracje były doprawdy piękne, a ludzka kreatywność nie zaznała w tym roku granic. Na wsiach nawet zwierzęta nosiły świąteczne ubrania. Psy pasterskie wesoło hasały w czerwonych kubraczkach i czapkach, pozwalając białym pomponom odbijać się od ich grzbietów. Koty rozciągały się leniwie na kominkach w swych zielonych skarpetkach, pozwalając przyjemnemu ciepłu rozlewać się po swoim ciele. Radosny dźwięk dzwoneczków niósł się za każdym razem, kiedy zaprzężone w bryczkę konie przemierzały udekorowane domy, machając splątanymi w warkocze ogonami w rytm swojego kłusu roboczego. Nawet kurczaki w tym roku miały swoje własne świąteczne czapeczki, wysiadując bezpiecznie jajka w ciepłych gniazdach i przyodzianym w kolorowe lampki kurniku.
Władze miasta również wyjątkowo włączyły się do zabawy w tym roku, co było dość niespotykane, jeżeli chodziło o Derry. Świąteczny klimat w tym czasie był szczególnie rzadko spotykany w tym miasteczku. Tego roku jednak wszystko nagle wybuchło kolorami i wymyślnymi strojeniami co cieszyło nie tylko najmłodszych, ale również, i najstarszych mieszkańców miasta. Były spekulacje, że burmistrz postanowił wziąć udział w konkursie na Najpiękniejsze Świąteczne Miasto co w zasadzie szybko przemieniło się w jedną z najszybciej roznoszonych i potwierdzanych plotek. Konkurs czy nie konkurs nie można było odmówić młodym ludziom kreatywności. Za świąteczne dekorowanie miasta szczególnie miały się wziąć szkoły podstawowe, klasy wyższe i młodzi dorośli uczęszczający na studia, by nie obarczać biednych, dorosłych głów kolejną toną niepotrzebnych myśli wśród planowania wydatków na zbliżające się prezenty pod choinkę, i wigilijnego karpia. Biedni studenci zostali zupełnie pominięci przy liczeniu ludzi z małą ilością pieniędzy i musieli zachodzić w głowę, aby zdobyć jakiekolwiek ozdoby.
Specjalnie na tą okazję miasto oczyściło i udostępniło parę lokalizacji, przykładając do tego pewne stopnie bezpieczeństwa, aby organizacja konkursu nie mogła zarzucić dyskwalifikacji wynikającej z zagrożenia życia nie tylko mieszkańców, ale również i zwiedzających.
Z jednej ze studzienek na środku miasta dało się wyczuć fałszywy zapach pizzy, kiedy podeszło się bliżej przez szklany otwór można było ujrzeć czterech żółwich braci i ich szczurzego mistrza w świątecznej atmosferze przygotowujących się do spożycia swojego ulubionego posiłku. Wszystkie cztery zielone twarze wykrzywiały się w chorobliwym uśmiechu, a kawałki pizzy zalegały nie tylko w ich czteropalciastych dłoniach. Obraz, który utknął w tych czterech ścianach wydawał się rzeczywisty. Trójwymiarowe figury zachowywały nawet prawdziwe rozmiary, łatwo było wyczuć znaczącą różnicę wzrostu między Donatello, a Raphael'em, którzy uśmiechali się do siebie szeroko, trzymając dziurawe kawałki pizzy na dwóch sztyletach Sai i ostrej części kija Boo. Zmutowany szczur miał roześmiany grymas na twarzy, kiedy ciągnący ser osiadł na jego sierści, zastygając w miejscu.
Dziewiętnastolatek roześmiał się, przeskakując nad studzienką, nawet nie zwracając uwagi na ukryte pod nią mutanty. Śnieg znowu prószył, osiadając na dekoracjach i budynkach. Płatki szybko rozniosły się na ciemnych, kręconych włosach chłopaka, nie przejmując się zupełnie jego szaleńczym biegiem. Blada skóra wpadła w różany odcień, kiedy mróz zaczął przenikać przez cienkie ubrania i szczypać w policzki. Biegł niemal, że na ślepo, gdy para osiadała na jego okularach, a śnieg skutecznie pozostawiał po sobie mokre ślady, czyniąc szkła bardziej dokuczliwymi nic pomocnymi, ale najwyraźniej nie obchodziło to ich właściciela, który dalej śmiał się radośnie, przebiegając przez kolejne uliczki.
Minął szeroko uśmiechniętego Shreka z małymi ogrami siedzącymi na jego szerokich barkach, kiedy próbowały powiesić świecące lampki i kolorowe łańcuchy na wpół przyozdobioną choinkę. Po drugiej stronie drzewka stała potężna Smoczyca, wyciągając swoje skrzydła jak najwyżej, by jej potomstwo dotarło jak najbliższej świetlistego czubka. Jeden z małych smoczków osiadł na kującej gałęzi, trzymając w swoim małym pyszczku błyszczącą bombkę. Dwa metry dalej stały figury Fiony i Osła. Obie zastygłe w bezruchu. Dłonie księżniczki trzymały pełne ozdób pudełko, z którego wylewały się najróżniejsze ozdoby choinkowe. Idący obok niej Osioł utknął w podskoku, na jego szyi tkwił przewiązany srebrny łańcuch, a na głowie tkwiła mikołajowa czapka.
Chłopiec nawet nie przystanął, by podziwiać niespotykane na co dzień postacie, dalej przemierzając kolejne uliczki w szybkim sprincie. Powietrze powoli uciekało z jego ust, jednak w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Miał w głowie cel i nie zamierzał z niego rezygnować na tak absurdalną rzecz, jak zaczerpnięcie oddechu. Spojrzał w górę, wprost na wieżę zegarową po której jednej stronie wspinał się Spider-man z jedną dłonią mocno trzymającą worek zapełniony prezentami, natomiast drugą swobodnie trzymając wytworzoną przez siebie sieć, mimo tego, że jego stopy bez problemu łapały przyczepność na ceglanej ścianie. Po drugiej stronie budynku nastąpił atak mnóstwa małych, żółtych stworzeni. Minionki obok wieży tworzyły z siebie własną, wymyślną drabinę. Ustawione małe ciałka na swoich chudych ramionach, całość przechylona w bok, grożąca upadkiem, a jednak dalej dzielnie się trzymająca.
Tarcza na zegarze była rozmyta, ale po ułożeniu ciemnych linii nastolatek dał radę mniej więcej domyśleć się godziny, która mogła się na nim znajdować. Szybko przystanął, opierając się o skrytą wśród żółtych ciał postać Gru. Jego oddech był urywany, ale na piegowatej twarzy tkwił szeroki uśmiech, gdy jego spojrzenie spotkało się z radosnym wyrazem oczu trójwymiarowej figury. Było późno, słońce już dawno zaszło za horyzont ustępując swoje miejsce blademu księżycowi. W każdy inny dzień uliczne żarówki dawały jedynie słaby połysk, migając w ponurym świetle, jakby były już za stare, by działać całkowicie poprawnie. Teraz – możliwe, że po raz pierwszy od założenia – miasto nie zgubiło się w ciemności. Wszelkie miejsca, które przyprawiały o zimne dreszcze podczas wieczornego spaceru wybuchły jasnym, kolorowym światłem. Nie było ani jednej uliczki, w której nie znalazłaby się jakaś wymyślna postać.
Kieszeń bruneta zaburczała. Zziębniętymi dłońmi wyciągnął telefon szybko wstukując hasło. Ściągnął zaparowane okulary, przesuwając wymyślnie kolorowe wzory koszuli po szkle. Nie był to najlepszy materiał do tego typu czynności, ale w tym momencie niewiele to obchodziło młodego chłopaka. Zakładając grube szkła na nos uśmiechnął się odczytując wiadomość.
Od: The Bitch Queen
Kod czerwony
Jak będziesz gdzieś w pobliżu to wiesz dobrze co robić kutasie
Do: The Bitch Queen
Tampony czy podpaski?
Od: The Bitch Queen
Aww, Richie
Ale nie, to nie jest kod czerwony przestań w końcu wiązać wszystko z moją cipą
Do: The Bitch Queen
Jedyne co z nią wiążę to kutas Haystacka
Od: The Bitch Queen
Święta Richie
Święta
Nasza operacja
Nie penetracja
Skup się wreszcie na zadaniu
Do: The Bitch Queen
Jestem w drodze do naszego orła
Skupiam się na zadaniu
Od: The Bitch Queen
Przekaż po prostu Stanowi, że w tym roku mamy znacznie mniej osób
Większość przejęli Pennywise
Z danych wynika, że uda nam się dostać jedynie do siódemki, jeżeli nie chcemy przy tym żadnych nieprzyjemności
Do: The Bitch Queen
Siedmiu ludzi na całe miasto?
To znacznie gorzej niż w zeszłym roku
Co robią kurwa ci ludzie
Jakim cudem zajęli prawie każdą pieprzoną dzielnicę
Od: The Bitch Queen
Mają nowych ludzi
Do: The Bitch Queen
Ilu?
Od: The Bitch Queen
Ośmiu
Do: The Bitch Queen
To daje osiemnastu
Nas jest dwudziestu trzech
JAKIM KURWA PIEPRZONYM CUDEM ONI MAJĄ TYLE DZIELNIC BEV
Od: The Bitch Queen
Wow, musisz być serio przerażony skoro ośmieliłeś się napisać słownie cyfry z dobrą ortografią
Nie wiem Rich
Są silni
I bezwzględni
W przeciwieństwie do nas nie puszczają nikogo wolno
To przez nich Billy stał się dziki
Przekaż informacje Stanowi, wyznaczcie osoby do misji i nie rób niczego głupiego dopóki nie wymyślimy planu
Do: The Bitch Queen
Stan mnie odstrzeli na miejscu
Pomścij mnie, ved'ma*
Od: The Bitch Queen
Jeśli Stan i Eddie tego nie załatwią obiecuję ci, że skończysz z mojej ręki
Do: The Bitch Queen
Staniel i Eds żywią się moim cierpieniem dlatego jeszcze utrzymują mnie przy życiu
Ustaw się w kolejce flam-kherd**
Zmarzniętymi dłońmi schował telefon raz jeszcze spoglądając na figurę przed nim. Przymrużył oczy, podchodząc bliżej. Na ustach mężczyzny kwitł słaby uśmiech, ciemne ramiona przysłoniły duże płatki śniegu, a spiczasty nos już dawno pokryłby się rumianym odcieniem, gdyby tylko miał taką możliwość. Niebieskie tęczówki odbijało od siebie światło trzymanych przez żółte stworki lampek choinkowych. Blada skóra mieniła się kolorami od ostrej czerwieni po delikatny błękit. Coś w tym spokojnym obrazie wydawało się być nie tak. Brunet sam nie wiedział czy to ostrożność, czy może przechodzi w obsesję.
W Derry nic nie było takie, jakie może się wydawać na pierwszy rzut oka. Stanął przez figurą, omal nie stykając się z nią twarzą. Podsunął okulary pod samą nasadę nosa, wpatrując się uważnie w te zimno blade oczy. Tęczówki dalej jarzyły się od innych kolorów, źrenice pozostawały nieruchome, białka wydawały się być takie same jak chwilę temu. Westchnął cicho i zdjął materiałową czapkę. Pomimo ogromnej debaty na ten temat żadna ze świątecznych figur nie została odlana w świątecznych dodatkach. Dzieciaki z całego miasta zmuszone były pożyczyć swoje dekoracje, aby bajkowe postacie mogły zalśnić tym niepowtarzalnym klimatem.
Kucnął, nakładając pokaźną ilość śniegu w czerwoną czapkę. Jego wzrok skrzyżował się na moment z oczyma małej dziewczynki, mocno ściskającej pluszowego jednorożca. Jej szeroko otwarte oczy lśniły mocnym światłem, kiedy usta rozchyliły się szeroko w niemym zachwycie. Pluszak, którego nieubłaganie ściskała zwisał bezwładnie z odzianych w rękawiczki rąk, gdyby nie był jedynie sztywną masą najprawdopodobniej chwiałby się na boki, a wszystkie kopyta fruwałyby na prawo i lewo pod wpływem ruchu dziewczynki. Obok niej stała wyższa figura. Złośliwy uśmiech oświetlał pomalowaną na blado-rumiano twarz, a różowa czapka zjechała na jedno z dużych oczu. W dłoniach dziewczynki tkwiła śnieżna kulka, a cała jej postawa jasno wskazywała na to, co zamierzała uczynić. Ciemnie tęczówki skierowane były w kierunku ostatniej dziewczynki. Była znacznie wyższa niż pozostałe dwie. Wokół szyi miała zawiązany szal, a na nosie tkwiły kanciaste okulary. Czarne włosy miała upięte w kucyk, a surowy wyraz twarzy skierowany był na dwie pociechy przed nią.
- Oh cholera, przecież to ma sens. - syknął do siebie, szybko podnosząc się z kucków. - Stan musi się o tym dowiedzieć. To było takie banalne, jak mogliśmy nie zauważyć tego wcześniej?
___
* wiedźma
** rudowowłosa/rudzielec
(tłumaczenia brałam z google tłumacza, więc zdaję sobie sprawę z faktu, że mogą być niepoprawne)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro