Zbyt wielkie długi
Przebudziłem się w... W sumie to nie wiem gdzie. Po prostu w pomieszczeniu, gdzie było pełno ludzi. Czyli jednak nie będę grał sam, ci ludzie pewnie mają ten sam problem co ja. Brak pieniędzy.
Wszystkim wydaje się, że jestem po prostu zabawnym raperem który nie umie nawet policzyć do 10, ale tak nie jest. Przeżyłem już swoje i umiem w życie.
W pomieszczeniu oprócz, nie wiem, może coś około pięciuset ludzi były jeszcze łóżka, po jednym dla każdego.
Ludzie zaczęli zbierać się na środek gdy do sali weszli jacyś w w stroju w kolorze coś pomiędzy czerwonym a różowym. Trochę to... Dziwne?
No nie wiem, nigdy czegoś takiego nie wiedziałem. Z resztą, zgadzałem się zagrać w grę, ale nie zgadzałem się na wywiezienie mnie na jakieś zadupie zasrane.
Jest mi trochę nie wygodnie, ale czemu? Przecież do skoku specjalnie ubrałem swoje najwygodniejsze ciuchy i buty z limitowanej kolek.... O kurwa. Nie mam na sobie swoich ubrań. Nikt tu nie ma.
Jestem ubrany w jakiś dres w odcieniu ciemnego pastelowego zielonego (znam się na kolorach, nie jestem jak większość facetów którzy widzą tylko podstawowe kolory) i bluzę w tym samym odcieniu. Ta bluza jest rozpinana, ciekawe co mam pod nią. Mam nadzieję że coś mi tam nałożyli.
Uff, mam pod spodem koszulkę z jakimś numerem. 230... Czy to coś oznacza? Teraz zauważyłem, że na bluzie też mam ten sam numer. Aha, czyli każdy gracz ma swój numer... Mam nadzieję, że to nie jest numer kolejki grania w grę, bo chce jak najszybciej stąd wyjść z kasą.
Ciekawe ile jest tu ludzi? Żeby się tego dowiedzieć chyba muszę znaleźć gracza z ostatnim numerkiem, co może być dosyć trudne patrząc na ilość osób tutaj.
Chociaż nie. Właśnie zobaczyłem jakiegoś typa na piętrowym łóżku z numerkiem 456. Nie sądzę by były jakieś numerki ponad. Ale tak dla pewności spróbuje znaleźć gracza 457.
Zszedłem z łóżka (jak dobrze że trafiło mi się miejsce na samym dole) i trochę się rozglądałem. Aż nagle zobaczyłem gracza który wyglądał jakoś znajomo... Numerek 124, skądś go znam... Postanowiłem do niego podejść.
-Wydaje mi się, że skądś cię znam. A ty znasz mnie?
-Thanos, to ty?!
Nagle mnie oświeciło.
-Gyu! Stary, jak ja cię dawno nie widziałem! Co się stało że tu wylądowałeś?
-Ehhh... Długi przez mc coina...
-Nie wierzę! Ja dokładnie tak samo!
-Ty? Długi? Gościu, przecież ty masz idealne życie!
Ehhh, jakby tylko wiedział jak bardzo to co mówi odbiega od rzeczywistości...
-No nie ważne, wiesz w co będziemy grać?
-Nie wiem, ale wiem, że nie przenosili by nas w takie miejsce gdyby chcieli, żebyśmy zagrali tylko w jedną grę.
Zatkało mnie trochę. Jak to nie jedną grę? Będzie tu ich kilka?
-co masz przez to na myśli?
-Thanos, pomyśl chwilę. Czy przenosili by nas tutaj, gdybyśmy mieli grać jednorazowo? Nie. Czy zmieniali by nam ciuchy, gdybyśmy mieli grać jednorazowo? Nie. Czy stawiali by dla każdego po jednym łóżku, gdybyśmy mieli być tu tylko na jeden dzień? Nie. Pewnie będzie tu tych gier kilka, więc musimy znaleźć ludzi który ewentualnie będą grać z nami, a nie przeciwko nam. Musimy sprawiać wrażenie niebezpiecznych, tak, aby ludzie się nas bali.
Wow, zapamiętałem go jako przygłupiego nastolatka chodzącego na imprezy co tydzień, ale się zmienił. Ma łeb.
W końcu ci ludzie którzy weszli tu jakieś trzy minuty temu zaczęli mówić. A bardziej zaczął mówić tylko jeden, z kwadratem na masce.
Jakoś nie zarejestrowałem co on w ogóle mówi. Nic jakby nie słyszałem. Może coś wziąłem i nie pamiętam?
Nagle jakaś dziewczyna się odezwała.
-Te ubrania mi się nie podobają! W ogóle nie pasują mi do paznokci. Za to podoba mi się twój strój-powiedziała do strażnika.-możemy się zamienić? Lubię różowy.
Jak ona to też i ja.
-Gdzie są moje ubrania? I oddajcie mi moje buty, są z limitowanej kolekcji i kosztowały fortunę!
Nagle wszyscy zaczęli się przekrzykiwać.
-Gdzie mój telefon?!
-Oddajcie mi portfel wy złodzieje!
-Dajcie mi z powrotem moje, rzeczy!
Strażnik krzyknął, żeby wszyscy się uspokoili.
-Spokojnie, wasze rzeczy są w bezpiecznym miejscu i nikt ich wam nie ukradł. Zostaną oddane w wasze ręce po rozgrywkach.
*Tutaj była ta scena gdzie oni pokazywali jak gracze grają w Ddakji ale ponownie nie chce mi się tego opisywać więc od razu przechodzimy do gry Thanosa*
-Choi Su-bong, dług 2 miliardy 300 milionów wonów.
Gdy zobaczyłem siebie, stojącego na moście, grającego w Ddakji jednocześnie paląc e-peta, spuściłem głowę. Chciałem się zabić, a jednak jestem tutaj. What a fuck is going on?
potem pokazali jeszcze kilka osób aż ekran się wyłaczył. wtedy tez znowu przemówił strażnik.
-Każdy z was ma długi nie do spłacenia. Ta gra to wasza ostatnia szansa, wybierzcie mądrze.
Czyli rzeczywiście, Gyu miał rację. Nie będzie tylko gra, a kilka.
-Jeśli chcecie zagrać, musicie podpisać umowę.
Zaraz wszyscy ustawili się w kolejkach, żeby ja podpisać. Czemu ktoś nie chciałby tego zrobić? Dosłownie to darmowy zarobek, a potem każdy wyjdzie stąd z pieniędzmi.
Kiedy nadeszła moja kolej, szybko przejrzałem warunki umowy. Punkt trzeci był jakiś zjebany. Czemu ktokolwiek chciałby przerywać grę? To dosłownie nie ma sensu.
Kiedy każdy podpisał umowę, z głośników padł komunikat, żebyśmy poszli za strażnikami. Ustawiliśmy się w pary, ja oczywiście z Gyu, i ruszyliśmy przez jakiś korytarz.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłem bardzo dużą plątaninę schodów i korytarzy przed sobą. Lecz zanim mogliśmy do nich wejść, musieliśmy stanąć przez jakimś ekranikiem, który był prawdopodobnie do zrobienia zdjęć.
Zgadłem, bo już chwilę później strażnik poinformował nas, żeby ustawić się przed ekranikiem i zrobić zdjęcie. Kiedy podszedłem trochę bliżej, jednoczesnie rozmyślając o tym dlaczego i przez co tu trafiłem, zaczepił mnie jakiś facet.
-Thanos?! Boże, ludzie, to ten słynny raper, mogę z tobą zdjęcie?
Nagle zebrała się koło mnie grupka ludzi, którzy tak samo jak ten pan pytali o zdjęcie lub autograf. Mimo tego, że byłem już zmęczony ludźmi, na wszystko się zgadzałem. Właśnie tak zdobywa się sojuszników.
-Oczywiście, wszyscy możecie zdjęcie!
Wszyscy ustawili się dookoła mnie, a ja zauważyłem jeszcze jedną osobę, którą z własnej woli chciałbym na zdjeciu. Była to dziewczyna, która chciała wymienić się ubraniem ze strażnikiem. Machnąłem na nią ręką, w geście chcąc przekazać żeby podeszła.
-Choć na zdjęcie, piękna.
Ta tylko krzywo się na mnie spojrzała. Zignorowała MNIE? Najbardziej znanego raper w całej Korei Południowej?!
Tak być nie może, ludzie nie mogą mnie tak ignorować! Chociaż... Czy nie właśnie tego chciałem? Spokoju od ludzi? Tak, chciałem, ale spokoju od INNYCH ludzi. Nie od niej.
Strażnik powiedział do mnie i do mojej grupki, że nie można robić zdjęć w grupie. Tylko i wyłącznie samemu.
-Możemy zrobić choć jedno zdjęcie razem? Proszę!
-Nie, niestety takie są zasady i wszyscy muszą się ich przestrzegać.
Moi fani rozeszli się smutni, akurat gdy była moja kolej na zrobienie zdjęcia. Zły, że nie dość, że taka fajna dziewczyna totalnie mnie olała, to jeszcze jakiś strażnik zjeb przeszkodził mi w zdobywaniu sojuszników, wystawiłem do kamery fucki i zrobiłem krzywą minę. Jak kurwy chcą zdjęcie, to mają zdjęcie.
----------------------------------------------------------
1148 słów
Hey, señority wy moje.
Mega dziękuje za gwiazdki do tej książki, nie sądziłam, że ktokolwiek to przeczyta oprócz mojej srogiej żony
Mam nadzieję, że się podoba!
Bye misiaki!!!
(Rozdział po poprawce)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro