your demons and all the non-believers?
away from the big city
where a man cannot be free
of all the evils of this town
and of himself and those around
•••••
— Widzę, że wybitnie pan zmęczony, di Angelo.
O Minosie można by powiedzieć doprawdy wiele, a przynajmniej spod długopisu Nico mogłoby wypłynąć naprawdę wiele epitetów na jego temat. Każde jego słowo przesycone było ironicznym zabarwieniem, które wgryzało się w obolałe kości uczniów i trawiło ich od środka, niby polanych kwasem siarkowym. Poruszał się dostojnie, wyprostowany, średniego wzrostu, z profilem godnym Kreteńczyka, a dudniącą ciszę pełną niemego szacunku, która niosła się niemalże echem wśród jego podopiecznych, gdy akurat przechodził obok, śmiało przerywać tylko ciche popiskiwanie jego nowych, błyszczących lakierków. Miał zwyczaj rzucać kąśliwymi uwagami, jednak nie jak wąż, który zasadził się na swoją ofiarę z wyprzedzeniem, a poirytowany uczony widzący brak zainteresowania wśród ciemnego ludu lub kolorowa, trująca żaba, na której ego ktoś nadepnął, mimo że przecież uprzedzała. Tak, to trzeba było Minosowi przyznać; naprawdę chyba nigdy przysłowiowo nie udupił ucznia z czystej antypatii. A przecież mógł, przecież ciągnące się do jego biurka kolejki z prośbami o litość, o zrozumienie, o drugi termin zdawały się nigdy nie kończyć. Wychodził z założenia, że dopóki nie okazywałeś lekceważenia w kierunku jego przedmiotu oraz nie byłeś skrajnym idiotą, miałeś szansę przetrwać i zdać.
I posiadając tenże wiedzę, gitarzysta ośmielił się jednak położyć głowę na pulpicie, by stracić baczność na krótką chwilę, co przecież zawadzało o jedno i drugie.
— Zapraszam, niech pan zapisze zagadnienie do końca i wyjaśni kolegom, na czym polega.
"Jasna cholera" przeszło mu przez myśl. Gdyby chodziło o rozwiązanie czegoś, co robili ostatnim razem, albo, pal licho, w zeszłym semestrze. Z duszą na ramionach i gramem nadziei, że może jednak da sobie radę, skoro jego tutor nie jest z natury całkowicie przebrzydłą szują, a jego samego lubi (ba! może nawet uważa za ulubionego ucznia?), nie skatuje go tak do reszty.
— No proszę. Umie pan to przecież.
"Umie pan to" należało do zestawu ulubionych zwrotów Minosa.
"Ale jak to? Przecież przerabiałem to na zajęciach — umie pan to."
"Umie pan to. Jest w podręczniku, więc, skoro twierdzi pan, że się pan uczył, umie pan to."
"To zadanie bazuje na elementarnej wiedzy i zagadnieniu, które przerabialiśmy wczoraj. Był pan. Umie pan to."
Mimo jak często "umie pan to" nie miało większego przełożenia na rzeczywistość, bo "pan" (albo nierzadko "pani") wcale nie umiał, to jednak fizyk nie wypowiadał tego całkowicie bezpodstawnie. Nico rzucił się jak szalony pamięcią wstecz.
"Umiem to, umiem to, umiem to. Cholera jasne, wcale tego nie umiem. Co to w ogóle ma być?"
Leniwie, nie okazując strachu (tę technikę stosował od początku nauki u Minosa – "on pluje jadem, ja stoję za zasłoną własnej wiedzy, a nawet jak nie stoję, to dopóki nie zacznę jawnie okazywać przerażenia (albo nie minie jakieś trzydzieści sekund, w końcu nie pozwoli mi sterczeć, jak żonie Lota, pod tablicą w nieskończoność), to jestem dla niego kotem Schrödingera i może tylko spekulować, czy spudłował, czy trafił w dziesiątkę) założył przydługie kosmyki za ucho i rzucił reszcie klasy powłóczyste spojrzenie. Naprawdę z perspektywy osoby trzeciej musiało być piekielnie trudno zinterpretować, czy to miał być wzrok à la "patrzcie i uczcie się, debile", czy raczej "niech ktoś mi, kurna, pomoże, byle szybko".
Po minach nagle ożywionych kolegów wywnioskował, że jeszcze bardziej niż on nie mają pojęcia, co to za czarna magia tam się wyprawia, a cała nadzieja w nim. Jak zwykle "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" sprawdzało się tylko w jedną stronę.
— Mówiłem o tym panu — mruknął najwidoczniej lekko zniecierpliwiony nauczyciel.
Nagle, jakby bramy do nieba się przed nim rozwarły, a jego samego słowa Minosa popchnęły ku coraz wyższym stopniom zrozumienia. W głowie Nico zabrzmiały pierwsze nuty "Stairway to Heaven", kiedy przyłożył piszczący niby słynne obuwie pisak do brudnej od miliona zapisywanych na niej wzorów tafli tablicy i zaczął pisać.
Faktycznie coś tam pamiętał; Minos mu o tym wspomniał po tych pamiętnych zajęciach, po których zaczął go nagminnie unikać, a na których napomknął mu o nieobecnościach na zajęciach ze sportu.
Skończył skrobać, kilkukrotnie zatrzymując się na krótkie momenty (na tyle krótkie, by Minos nie zaczął hukać jak rozeźlony puszczyk – "I czego pan nie pisze? Przecież może pan pisać i jednocześnie myśleć"). Zamknął marker i spojrzał krytycznie na swoje dzieło.
Stojący za nim Minos spojrzał jeszcze krytyczniej.
— A jednostki to zapisać nie łaska? — sarknął, wciąż wodząc oczyma po stosunkowo długich obliczeniach.
Nico dopisał jednostkę.
— Odpowiedź podkreślić.
Nico podkreślił.
Sukces. Minos nie zadawał się co prawda szczególnie zadowolony, ale jemu nigdy nie zdarzało się to zbyt często, a skoro di Angelo śmiał wcześniej prawie przysnąć, to i tak powinien dziękować losowi i całować fizyka po skarpetach (lakierek by nie dał – w końcu nie wiadomo, gdzie ci nastolatkowie wsadzają te paskudne, trądzikowe gęby, jeszcze by mu je pobrudził jakimś świństwem).
— Jakby pan chodził biegać, to by pan nie musiał walić w pianino o siódmej rano u romanistyki i nie spałby pan na moich zajęciach. A kysz, do ławki.
Nic nie mówiąc, nawet nie mrucząc cichych przeproszeń – skoro mleko się rozlało, to mleko się rozlało, skoro umiał się wyratować, to się wyratował; Minos nie był typem człowieka, który potrzebowałby jakiś dodatkowych dopowiedzeń, dla niego sprawa była już na wieki zamknięta, Nico wrócił na swoje miejsce, przetarł oczy i postanowił już więcej na zajęciach swojego tutora nie odlatywać poza sferę, którą mógłby zbadać przy pomocy wzorów i wiedzy fizycznej.
— Kończy nam się czas, prawie jak panu di Angelo serotonina — sarknął Minos (może jednak sprawa nie była tak całkowicie zamknięta? w końcu powód do docinek, to zawsze dobry powód, by o czymś pamiętać). — W takim razie teorię doczytacie w domach. Uwzględnię to przy egzaminowaniu na najbliższych zajęciach! Mówię wam o tym teraz, dlatego liczę, że nikt nie przyjdzie i nie będzie mi dukał bez sensu i nie na temat. Jeżeli ktoś ma taki zamiar, to może równie dobrze przesiedzieć jutrzejsze dwie godziny moich zajęć za kontenerem, za szkołą i uroczo spędzić czas. Tylko niech mi później nikt z państwa nie płacze i udaje zdziwienia, jeżeli zawiśnie nad nim zagrożenie. Poza tym zbliża się półrocze, więc tak jak sobie państwo zapewne po ostatnich latach doskonale zdają sprawę, pora na projekty. Mam już wytypowane pary i wszystko idealnie rozpisane, więc nawet nie próbujcie jojczeć.
Cudownie. Nie dość, że Nico musiał się użerać z sekcją muzyczną o bladym świcie, to na śmierć zapomniał, że zaczyna się pora projektów z fizyki, jakie Minos organizował każdego roku, co oznaczało nie tyle, że kolejną dodatkową pracę, a raczej napisanie czegoś wielkością przypominającego "Rękopis znaleziony w Saragossie" w jakieś trzy, cztery tygodnie. Mówiąc prościej, prawdopodobieństwo zgonu z przemęczenia w jego wypadku właśnie wzrosło o jakieś pięćdziesiąt procent.
— A pan znowu próbuje dorównać Armstrongowi i ucieka na księżyc, di Angelo. Powiedziałem, że w tym roku pisze pan projekt z panem Nakamurą. Szczerze mówiąc, liczę na projekt na najwyższym poziomie z panów strony.
w mediach " heroin" Velvet Underground
omg, MCR wraca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro