Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

the beaten, and the damned?

in war time you stand alone
in war time you play alone
and I feel so tired, here I go
in war time you play alone
•••••••

— Ej ty, Trofonios, podaj mi picie.

Spojrzenie, jakie Nico posłał Percy'emu, mówiło "jeszcze raz mnie tak nazwiesz, gadzie, a jedynym, co dostaniesz, będzie sztylet między oczy", jednak młody Jackson zdawał się tą niemą groźbą nieszczególnie zaniepokojony. Może dlatego, że w mieszkaniu Grovera z tego, co mu było wiadomo, nie było żadnych sztyletów, a może przez wrodzoną beztroskę, w tamtym momencie dodatkowo wzmożoną przez zawartość zielnika przyjaciela. Kto to wie.

— Trofonios? — podchwycił Will "uciekłem ze Słonecznego Patrolu z moim cholernym ukulele, by zatruwać wam życia, frajerzy" Solace. Na niego jednak Włoch nie zamierzał nawet patrzeć. Jego obecność wystarczająco psuła mu i tak mający wiele do życzenia humor.

— No bo Nicoś do nas nie pasuje — wyjaśnił Percy bez większego uprzedzenia w stosunku do adresata w głosie.

"I ty, Brutusie, przeciwko mnie" pomyślał di Angelo, który odkąd przekroczył próg i odkrył, czyją roześmianą fizis będzie mu dane podziwiać w najbliższych godzinach, postanowił na resztę wieczoru zostać niemową.

— W sensie do mnie i do Jasona. Bo my jesteśmy greccy, łapiesz? Jazon, Perseusz, mitologia, nagie nimfy, ambrozja i ogólnie te klimaty. Więc jak zakładaliśmy zespół, postanowiliśmy też polecieć w coś w ten deseń. No musisz przyznać, że było to całkiem cwane posunięcie. Tylko okazało się, że mamy jeden mały problem.

— Pierdol się — odpowiedział niezwykle spokojnie ów problem, jednocześnie luzując sznurówki w glanach. — Wcale nie jestem mały.

Percy wzruszył ramionami.

— Faktycznie, wśród Pigmejów uchodziłbyś za olbrzyma. Wracając do tematu. — Wychylił zawartość szklanki, uprzednio mieszając jej zawartość kolistym ruchem dłoni. Odstawił naczynie na rozklekotany stolik, który pamiętał jeszcze czasy, gdy wraz z Groverem próbowali nauczyć się na zaliczenia z matematyki (nie poszło im co prawda najlepiej, czego skutkiem były poprawki w sierpniu, ale za to jakie wspomnienia...) — No po prostu to nie pasowało do naszego klimaciku. No bo sobie sam to spróbuj, Solass, zwizualizować. Ciemna sala koncertowa, tłum ludzi, nagle scenę przecinają światła reflektorów. BUM! BACH! Mamy zaszczyt powitać niesamowity zespół Argo II! BRZDĘK! TRACH! Jazon! Perseusz! I... Nico? Nico brzmi jak pieprzony renifer.

— Sam jesteś pieprzony renifer.

Widocznie sfrustrowany Percy opadł na kanapę.

— Mogę być nawet lamą, bylebyśmy nie robili za "Iliadę i Odyseję; christmas edition".

— O nie, nie, nie. Żadnej "Iliady i Odysei" — zaoponował Underwood, który właśnie przekroczył próg do swojej sypialni. Cisnął paczką ciastek w kierunku Willa, który niezbyt zgrabnie ją pochwycił, przez co prawie strącił na ziemie nieodłączne ukulele.

"Bardzo dobrze, Grover. Gdzieś tam w środeczku zawsze wiedziałem, że tak naprawdę jesteś po mojej stronie. W końcu porządny z ciebie gość. Dalej, rozwal temu kretynowi to rzęzidło" pomysł Nico.

— Nie wywołuj wilka i Hélène Madeleine z lasu, bo jeszcze każe nam to odgrywać. W zasadzie to dosyć prawdopodobne. W końcu te czubki z sekcji teatralnej nie grzeszą kreatywnością.

— Piper McLean za to grzeszy niebrzydką buźką — zauważył kwaśno Włoch, który jednak postanowił złamać śluby milczenia. — Ukradła nam perkusistę, głupia raszpla.

— Mogliśmy jej nie mówić, żeby wracała do swojego Romea. Wzięła zbyt dosłownie i go porwała. Biedny Jason. Ciekawe, czy jeszcze żyje.

Wskazówka ściennego zegara przesunęła się na fikuśną ósemkę, a Nico westchnął cierpiętniczo. Całkowicie zrezygnowany skopał rozwiązane obuwie pod nogi zajadającego się ciastkami Solace'a. Zdecydowanie ten tydzień nie wpasowywał się w jego temperaturowe preferencje. Następnie łypnął na blondyna nieprzychylnie; już wiadome było, że śliczniutkie raszple z sekcji teatralnej kradną kumpli, ale to, co kradną raszple z muzycznej, wcale nie było takie pewne. Kto to wie, może tym czymś były ładne buty?

— Lepiej dla niego by było, gdyby nie żył — stwierdził, nie odwracając ostrzegawczego spojrzenia od twarzy Williama. — Bo w innym wypadku go zabiję.

— Wow, powiało grozą.

Solace skończył napychać się słodyczami i Nico naprawdę było z tego powodu przykro. Prawdę mówiąc, byłby skłonny na własnych biednych, obolałych nogach maszerować do osiedlowego marketu po zapas ciastek albo lepiej; mordoklejek, byleby tylko ten abderyta nie otwierał więcej ust.

— Czyli wasz zespół nazywa się Argo II! Brzmi fajnie. Słyszałem parę razy, jak graliście na apelach. Jesteście naprawdę nieźli — pochwalił ich.

Z tą okropną miną człowieka, któremu wydaje się, że ma jakieś pojęcie w kwestii, o której się wypowiada. Borze szumiący, tylko silna wola i przyjaźń z Underwoodem powstrzymywała Nico od komentarza w stylu "jakbyś ty cokolwiek o tym wiedział" albo po prostu wywrócenia oczyma.

— Planujecie od razu po zakończeniu szkoły pójść z pełną parą i koncertować czy może jakieś studia najpierw? Albo może w ogóle chcecie zawiesić działalność? — kontynuował Will jak człowiek, który naprawdę jest ciekawy tego, o co pyta.

Percy wzruszył ramionami, a Nico po prostu zamknął oczy, jak gdyby niespodziewanie zapadł w głęboki sen. Nie zamierzał się tłumaczyć ze swoich wciąż dosyć niejasnych planów, tym bardziej że wypytującym o nie był nie kto inny, tylko cudowne, złote dziecko, Will Solace, który co prawda muzyki nie traktował nazbyt poważnie (w końcu już niedługo miał zostać szanowanym studentem medycyny, o czym wiedzieli praktycznie wszyscy uczniowie, o nauczycielach nie wspominając), ale zgrywał wielkiego znawcę. Dodatkowo był głośny i zdawał się wiecznie radosny, a Nico takim ludziom zwyczajnie nie potrafił ufać, uważał, że to właśnie od nich najbardziej wieje fałszem. Will mylił Doorsów z The Who, by zaraz później zacząć na nowo walić w struny swojego przeklętego ukulele, na którym, mimo że chyba miał je chyba przyrośnięte do ręki, za nic w świecie nie potrafił porządnie grać. Po prostu był denerwujący.

— Ja nie mam kasy na studia. Do roboty trzeba iść. No i zespół oczywiście. Oczywiście, jeżeli te gadziny mi za daleko nie pouciekają. Jason to, jak powszechnie wiadomo, wielki pan prawnik. Prawie taki wielki prawnik jak ty lekarz, co Solass?

Will roześmiał się, przejeżdżając palcami po strunach ukulele, przez co zęby bruneta niebezpiecznie zgrzytnęły. Naprawdę był bliski wyrwania mu tego przeklętego instrumentu i wyrzucenia go przez okno.

— Och, moja sława mnie wyprzedza, jak widzę.

"I tak jest daleko w tyle za twoim ego".

A ty, Nico? Akademia muzyczna? Z tego, co słyszałem ostatnio u naszej lokalnej Afrodyty, jesteś naprawdę wybitnie muzykalny.

Gitarzysta jakoś nie potrafił przyjąć tego stwierdzenia jako komplementu. William zdawał się słodzić wszystkim napotkanym ludziom, jak gdyby fakt, że nie wszyscy muszą go lubić, był dla niego zbyt abstrakcyjny. Dlaczego miałby się cieszyć z czegokolwiek wypowiedzianego tymi ustami, które wszystkim mówiły to, co akurat mieli nadzieję usłyszeć? Solace widział go raz przy pianinie, na którym zresztą nie grał jakoś wybitnie dobrze, przez parę minut, gdy grupa nastolatków, przez Hélène Madeleine ambitnie nazywana "chórem", miała rozgrzewkę. Poza tym może raz albo dwa widział go grającego na gitarze w tle jakiegoś szkolnego przedstawienia. Może raz słyszał, jak śpiewał refreny jakiejś piosenki z Percy'm. Co on mógł wiedzieć, ten głupi, fałszywy Solace?

— Polibuda.

Najwidoczniej niespodziewający się odpowiedzi, jaka została przez di Angelo wymruczana pod nosem, blondyn zmarszczył brwi, czego gitarzysta oczywiście nie był w stanie dojrzeć, bowiem wciąż wylegiwał się ze zamkniętymi oczyma.

— Hadi, ojciec Nico, jest... dosyć specyficzny — dosyć niejasno sprostował Percy, ale Solace nie był aż takim idiotą i od razu domyślił się, że jak to zazwyczaj bywa, za słowem "specyficzny" czai się szereg innych, często mniej przyjemnych przymiotników.

— Ano, jest — przyznał Nico.

Uśmiechnął się nieco cynicznie, nadal nie otwierając oczu. Leżał tak, praktycznie się nie ruszając, jeszcze przez długie minuty, choć temat przeszedł względnie naturalnie na gry komputerowe, na których żaden z nich się szczególnie nie znał, płeć piękną ("niech ta głupia raszpla odda nam Jasona!"), matematyczkę częściej nazywaną Erynią ("to mówisz, że ile kosztuje wynajem płatnego zabójcy?") i rzucenie tego wszystkiego w cholerę, by założyć własną działalność ("czyli uważasz, że wyjdzie taniej samemu to coś załatwić?"). Will Solace naprawdę posiadał ogromny talent do psucia mu humoru.

* w mediach "cry now, cry later" Soft Kill – nie są wybitnie znani, dlatego tym bardziej zasługują na dużo, dużo miłości!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro