Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Kiedy wszyscy zjedliśmy posiłek postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
- Panie?
- Słucham.
- Kim wy jesteście?
Halt spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Jestem z Polski! Nie mam pojęcia!
- Oh, no dobrze...Jesteśmy zwiadowcami.
To słowo mnie zamurowało. Zwiadowcy. Czyli jestem w tej książce. Patrzyłam przez chwilę na Halta.
- Dziękuję. Zwiadowcy.
- Wiesz kto to?
- Nie.
- Jesteśmy członkami Korpusu Zwiadowców. Jesteśmy na służbie króla Duncana. Zajmujemy się zbieraniem informacji dla niego. I tropieniem. I ogólnie dobrze strzelamy z łuku. Więc trzymaj się w bezpiecznej odległości.
- Dobrze. Jasne. Oczywiście.
- Poczekaj tu na nas. Idziemy się trochę podszkolić.
Halt spojrzał znacząco na Willa. Wyszli przez drzwi frontowe zabierając po drodze dwa łuki i kołczany. Siedziałam przez chwilę nie mogąc pozbierać myśli.
***
Will i Halt wyszli na ganek.
- Powiedziałeś więcej w pierwszym dniu znajomości nieznajomej osobie niż mi w drugi dzień mojego terminu!
- No widzisz.
***
Czekałam. Czekałam. Czekałam. Miałam ochotę coś zrobić ale ten kawałek o łukach trafił mi głęboko do serca. W końcu usłyszałam ich rozmowy na ganku. Nie mogłam się doczekać by znowu znaleźć się w pobliżu ludzi z książek. Weszli. Najpierw Halt, a zaraz za nim Will.
- Mówiłem ci! Palec wskazujący do kącika ust!
- Wiem, Halt. Ja po prostu zapomniałem.
- Zapomniałeś! Czy to samo powiesz swojemu wrogowi kiedy zamiast w serce trafisz mu w głowę!
- Nie. Ja poćwiczę!
- To lepiej teraz idź! Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!
- Dobra. Już idę.
Chłopak wybiegł z domku. Halt spojrzał na mnie. Nie był zły. To była po prostu niezbędna część szkolenia.
- Kasia...
- Tak, panie?
- Co zamierzasz tutaj robić? Co wogóle robisz w Araluenie?
- Przybyłam tu by was poznać, panie. Specjalnie.
- Mnie? Znałaś mnie już wcześniej?
- Nie. Ani ciebie, ani Willa. Ani żadnego Araluenu. I zwiadowców też nie znałam. Ale przyjaciółka powiedziała...że spodobacie mi się. Wy i wasze zajęcia.
- Ach tak...i co? Podobają ci się nasze zajęcia?
- Widzę że strzelacie z łuku. 3 lata temu trafiłam z łuku 20 centymetrów od środka tarczy.
- Mam gratulować?
- Nie! Jestem pewna że to dopiero początek mojej zwiadowczej drogi.
- Zwiadowczej drogi?
- Tak! Przecież nikt z was od razu nie strzelał do celu, prawda? To wymaga ćwiczeń!
- Tak. Ale...chcesz się szkolić na zwiadowcę?
- Tak!!! Po to tu jestem!
- Ale...u kogo?
To pytanie ewidentnie sugerowało że nie u Halta.
- Nie wiem. Napewno macie jakiś wolnych zwiadowców.
- No mamy...nie wiem. Muszę to uzgodnić z komendantem.
Nastała cisza. Halt patrzył na mnie. Na jego twarzy powoli pojawiał się uśmiech.
- Z Crowleyem.
                 🗝🗝🗝🗝🗝🗝
Wieczorem, razem z dwójką zwiadowców wyruszyłam do nijakiego Crowleya. Nie miałam pojęcia kto to jest ale mimo wszystko jechałam. Halt przydzielił mi zapasowego konia z zamku Redmont. Był o wiele wyższy od niskich zwiadowczych koników. I napewno o wiele mniej kudłaty. Powoli się ściemniało. Nie rozumiałam, czemu nie mogliśmy poczekać z tym do rana. Gdzie im się tam spieszy? A raczej: na co.
Podejrzewałam że coś się szykuje. Atmosfera wokoło była strasznie napięta. A tak nigdy nie jest bez powodu.
Moje przemyślenia czasami są zbyt głębokie. Odrzuciłam szybko myśl o wojnie. Jeśli takowa miałaby miejsce już mnie tu by nie było. Nie zamierzam ryzykować życia by pomóc obcym wygrać jakieś głupie starcie.
                   🗝🗝🗝🗝🗝
W końcu, mniej więcej nad ranem dotarliśmy...gdzieś. Nie mam pojęcia gdzie byliśmy ale oprócz tego to wszystko pasowało. Patrząc na mnie to ja NIGDY nie wiem gdzie jestem więc to było to przewidzenia. Widać było zamek. I to duży zamek. Większy niż ten w Redmont.
- Gdzie jesteśmy?
- Jesteśmy w Araluenie. Stolicy Araluenu.
Przez chwilę się zastanawiałam nad sensem tych słów. Prawie spytałam: A jak się nazywa ta stolica?
Ale się w porę powstrzymałam. Stolica ma nazwę taką samą jak państwo. Aha!
- I tu jest komendant?-chciałam powiedzieć Crowley
- Tak. To jest jego lenno.
- Ale...co?
- A kraju jest 50 lenn i 50 zwiadowców. Do każdego przypada po jednym.
- I ty jesteś w Redmont?
- Tak. Crowley jest w Araluenie.
- A Will?
- Will jest na razie uczniem. Uczniowie są bez przydziału i są razem z nauczycielami.
- Aha. Ciekawy sposób.
- Inteligentny.
Dalej jechaliśmy w milczeniu. Zauważyłam że Will prawie wcale się nie odzywa. Tylko patrzy na mnie jak na jakieś dzieło sztuki. Teraz wiem o co chodziło Haltowi...
Postanowiłam do niego zagadać.
- Cześć.
- Hej.
- Teraz dopiero się witacie?-prychnął Halt i odjechał do przodu
- Jak jest być uczniem Halta?
- Fajnie. Serio. Halt jest trochę wymagający ale polubiłem go.
- Świetnie. Zazdroszczę ci że tu mieszkasz.
- Bez przesady! Pewnie w Polsce też jest super!
- Nie. Nawet nie wiesz jak się mylisz...
- Serio? Jest aż tak źle?
- Aż tak źle.
- Aha...
Teraz jechaliśmy w milczeniu. Żaden z nas nie wiedział co ma powiedzieć. Tak to już jest...
W końcu Halt nam pomógł.
- Jesteśmy na miejscu.
Zsiedliśmy z koni. Byliśmy już przy bramie. Strażnicy zobaczyli Halta i zeszli nam z drogi. Will zaproponował że odprowadzi Abelarda (konia Halta) i tego mojego. Starszy zwiadowca na początku nie chciał się zgodzić ale po chwili go przekonaliśmy. Poszłam razem z nim do góry.
Weszliśmy po schodach. Nikt z wartowników nas nie próbował zatrzymywać. Zauważyłam że patrzą na Halta. Widać, znali go. W końcu dotarliśmy do dużych drzwi. Zwiadowca zapukał.
- Wejść!-ze środka rozległ się głos
Weszliśmy. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam niskiego człowieka siedzącego przy biurku. Miał rude włosy. Wstał, kiedy nas zobaczył.
- Halt! Co cię tu sprowadza...
Zauważył mnie. Jego wzrok od razu mnie zlustrował. Starał się określić z kim ma do czynienia. Niestety, nie mogłabym mu podpowiedzieć. Sama nie wiedziałam co ja tu robię.
- To jest Kasia Johnson. Przybyła do nas z Polski.
Tamten zdążył tylko otworzyć usta, kiedy Halt dodał:
- Nie pytaj. To drugi koniec świata.
- Aha. A...co ona tu robi?
- Przyjechała by...zostać zwiadowcą.
- CO?!?!
- Tak-powiedziałam stanowczo
Ich oczy zwróciły się w moim kierunku. Czułam się trochę nieswojo kiedy ich uwaga była skupiona na mnie.
- No...ja wiem że się nadaję!
- Skąd to wiesz???
- Ja to czuję. A moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła!
- Aha. No to ja powiem ci tak. Nie możesz! Zwiadowcą zostają ludzi wybrani. I Aralueńczycy! Tylko! To że chcesz nie znaczy że potrafisz! Posłuchaj. Nie możesz.
- Ale...
- Skąd mamy wiedzieć że masz talent! Nie! Przepraszam.
I wyszedł. Mogłam się tylko domyślać że był to Crowley-dowódca Korpusu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro