8.Na dywaniku pani McGonagall
Syriusz
-To było obłędne!-krzyknąłem radośnie.
-Świetne!-przybił mi piątkę Rogacz.
-Jednak szkoda, że nie było tam Smarka...-dodał wchodząc do naszego dormitorium.
-Gdyby był, to byłby najlepszy żart wszech czasów!-uśmiechnąłem się szeroko.
-Najlepsze jest to, że McGonagall nas jeszcze nie znalazła-zaśmiał się James.
Nagle do naszego dormitorium weszła zdenerwowana Lily.
-CO TO MA ZNACZYĆ?!-krzyknęła.
-Też się cieszę, że cię widzę, kochanie-uśmiechnął się Potter.
-To ja nie przeszkadzam...-szepnąłem.
Chciałem wyjść, ale Rogacz mnie pociągnął za bluzkę i w końcu musiałem zostać.
-Wiecie, że to było bardzo niebezpieczne?!-krzyknęła znowu.
-Nie-odparliśmy razem, a ona zdecydowała się jeszcze bardziej.
-Spokojnie, Liluś...-James chciał ją pogładzić po plecach, ale w ostatniej chwili Lily się cofnęła.
-Zostaw mnie!-znowu krzyknęła.
-Czy ty nie dostałaś okresu?-zapytałem.
-Black!-krzyknęła przez zaciśnięte zęby.
Nagle do dormtorium weszli także Luniek i Mamba. To rodzinka w komplecie...
-Co wyście narobili?-zapytał Remus.
-Super-fajną rzecz-uśmiechnąłem się szeroko.
-Niebezpieczeństwo-szepnął Luniek.
-Nie! Przecież nic się nie stało...
-Ale wciąż nie wiem o co chodzi-powiedziała Dorcas.
-No to tak...-zacząłem.
-Podłożyliśmy łajnobomby do Pokoju Wspólnego Slytherinu-uśmiechnął się szeroko James.
Ponownie przybiliśmy sobie piątkę.
-CO?!-zapytali w tym samym czasie Lily i Remus.
-Mam powtórzyć?-zapytałem.
-NIE!-krzyknęli razem.
-Fajnie, co?-przeciągnęłem.
-W sumie mi to tam wisi...-zaczęła Dor.-Najważniejsze, że to nie w naszym Pokoju Wspólnym-wyszczerzyła się pokazując swoje piękne, białe ząbki.
Szkoda, że to tylko ząbki...
-Profesor McGonagall was chce widzieć-odparł Remus.-Cieszcie się, że nie możemy wam odjąć punktów...
-Dlaczego?-zapytała Evans.
-Bo profesor McGonagall nam zabroniła...
-Cieszcie się!-warknęła.
-No już! Ruszajcie się!-krzyknęła Evansówna.
-Dla ciebie wszystko, moja miła...-powiedział melodyjnym głosem Rogacz, na co Lila przewróciła oczami.
-Ciekawe co będzie tym razem-zaśmiałem się lekko.
Właśnie szliśmy korytarzami do gabinetu pani McGonagall.
-Znowu zacznie swój monolog...-przeciągnął znudzonym głosem Potter.
-Tylko dlaczego nie ma Petera?-zapytałem nagle.
-Pewnie znowu je...
-Ale przecież też miał z tym coś wspólnego...
James zrobił pytającą minę.
-No nie pamiętasz?-zapytałem,jednak nie usłyszałem odpowiedzi, więc ciągnąłem:-Przecież na łajnobombie są jego odciski, a to dlatego, że trzymał ją, a to dlatego, że nam ją podawał, nie pamiętasz?
-No właśnie!-krzyknął.
Widać, już wszystko rozumiał, mój mądry przyjaciel!
Gdy weszliśmy do gabinetu, widać było, że profesor McGonagall tam na nas czekała.
-Dzień dobry pani profesor-powiedzieliśmy chórem.
-No nie wiem czy taki dobry...-była bardzo poważna.
-Dobry, bo panią widzę-wyszczerzyłem zęby.
-Panie Black, proszę być poważny!-skarciła mnie.
-Co to było?-zapytała po chwili.
-Łajnobomba-wyszczerzył się James.
-Podłożyliście łajnobombę do Pokoju Wspolnego Ślizgonów!-krzyknęła oburzona.
-Tak-James lekko się uśmiechnął.
-Panie Potter!-krzyknęła ponownie.
-No i podłożyliśmy je oczywiście w współpracy z Peterem w Pokoju Wspólnym...-zacząłem.
-Bo ślizgoni to...
-Bez tych szczegółów!-przerwała Jamesowi pani profesor.
-No więc...-zaczął Potter.
-...było bum!-dokończyłem z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Szkoda, że to tylko smród...-mruknąłem pod nosem, na co James się zaśmiał.
-Panie Black!-krzyknęła pani Minerwa.
-Dopiero przyjechliście, a już dostajecie szlaban!-była oburzona.
******************************
Hejo!😘
Co tam u Was?😊
Jak Wam się rozdział podobał?
Czekam na komki i gwiazdki!😍
💖Pozdrawiam💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro