6."Wingardium Leviosa"
Dorcas
Chciałam już wychodzić z dormitorium, lecz przeszkodził mi w tym Black. Idiota!
Stanął na środku i nie dał mi przejść...
-Głodna jestem!-krzyknęłam.
-A ja Syriusz, cześć.
-No weź...-przeciągnęłam.-Chciałabym coś zjeść...
-Oj Mamba...
-Przesuń się, a będę przeszczęśliwa-wyszczerzyłam zęby.
-A teraz nie jesteś?
-Nie-wypaliłam.
-Oj, mała...
-Tylko nie mała!-krzyknęłam.
-Co dziś planujesz?
-A co cię to obchodzi?
-Chciałbym wiedzieć...
-Na pewno muszę przeżyć...-przeciągnęłam.
-Idziemy na wagary?-uśmiechnął się szeroko.
-Nie!-warknęłam.
-Kujonka...-szepnął.
-Idiota!-krzyknęłam.
-Wiem, że mnie kochasz.
-No chyba nie...
-Chyba?-zaśmiał się lekko.
-Na pewno!
-Dobra chodź, bo Rogacz na mnie czeka.
-To daj mi przejść!-krzyknęłam zdenerwowana.
-A magiczne słowo?-szepnął.
-Czy aby na pewno tego chcesz?
-Inaczej nie wypuszczę...
-Sam chciałeś-w tym momencie wyjęłam różdżkę, skierowałam ją w stronę Blacka i rzuciłam:-Wingardium Leviosa.
Po chwili wisiał w powietrzu, byłam przeszczęśliwa-w końcu mogłam rzucić na niego tak naprawdę zaklęcie!
-Czy aby tego chciałeś?-zaśmiałam się.
-Mała...-on w przeciwieństwie do mnie, nie był aż tak rozbawiony.
-A magiczne słowo?
-Co?! Czemu?
-Bo tak chcę-odpowiedziałam pytająco.
-Okey...-uniósł dłonie w geście poddania.-Przepraszam, kochanie.
-Nie tak, inaczej!
Westchnął.
-Dobra, dobra-zaczął.-Przepraszam, Dorcas...
Uśmiechnęłam się szeroko, upuściłam go na ziemię i pobiegłam na dół pod Wielką Salę, gdzie czekała na mnie Lily.
Po śniadaniu wszyscy dostaliśmy plan lekcji, z którego wynikało, że naszą pierwszą lekcją są eliksiry. Najgorsza lekcja...
Więc bardzo słabo...
Słabo to mało powiedziane, to jest tragedia! No dlaczego taki mamy...
-Jest!-pisnęła Lily przerywając moje rozmyślania.
-I z czego się cieszysz?-zapytałam lekko zdenerwowana.
-Eliksiry, widziałaś?-prawie krzyknęła pokazując mi palcem na planie "Eliksiry".
-Super...-przeciągnęłam sarkastycznie.
-Zapowiada się cudowny rok!-powiedziała radośnie.
-Ta... Bardzo cudowny!-znów sarkazm.
-No nie?
Westchnęłam.
-Eliksiry mamy za godzinę, więc ja idę do biblioteki, idziesz ze mną?-zapytała po chwili.
-Dobra...-przerwałam.-Może czas mi szybciej minie...
-To chodź-pociągnęła mnie za sobą w stronę biblioteki.
Gdy staliśmy przy półkach z książkami (właściwie to Lily stała, ja siedziałam) zobaczyłam Remusa z jakąś dziwną dziewczyną... Miała dziwne włosy, takie jakby kolorowe. Młodsza i farbuje włosy? Kto jej pozwolił? Matka? Jeśli ona, to jest jakaś psychiczna! I to na niebiesko?!
Przez przypadek podsłuchałam kawałek rozmowy:
-Jeśli masz zadane, z chęcią ci pomogę-Lupin uśmiechnął się ciepło.
-Naprawdę?-kolor jej włosów się zmienił na różowo.
Kiwnął głową.
-Dobra, to trochę tego jest...-wyjęła książki na stół.
-Co najbardziej sprawia ci kłopot?
-Chyba eliksiry, obrona, zielarstwo, opieka nad magicznymi stworzeniami...
-Dobrze-przerwał jej wciąż uśmiechnięty.-To pomogę ci we wszystkim, mogę nawet wytłumaczyć ci tematy, oczywiście jeśli chcesz...
-Nie chcę cię wykorzystywać...
-Będzie mi miło, naprawdę!
-Dziękuję!-pisnęła i rzuciła mu się na szyję.
Kim ona jest?! I czemu on jej pomaga? Może to dlatego tak często chodzi do biblioteki? Dla tej dziewczyny, która się przewróciła, a razem z nią i Remus... Pewnie puchonka! Dorcas, ty to mądra dziewczyna jesteś.
Tak wiem...
I ta moja skromność...
Rzeczywiście... A to akurat moja najważniejsza cecha!
******************************
Hejo!😘
Jak Wam się podobał rozdział?
Czekam na komki i gwiazdki!😍
💖Pozdrawiam💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro