17."Byliśmy braćmi..."
Syriusz
Cofnijmy bieg wydarzeń...
Sprawdzałem właśnie na Mapie Huncwotów,gdzie jest Smark i ciekaw byłem co robi... Byłem wtedy w Pokoju Wspólnym! Nagle ktoś wszedł przez portret, myślałem że to jakiś gryfon, ale nie... to był Regulus. Trudno nie zauważyć, że to on, dlatego że jest moją kopią, ale łatwo sprawdzić kto jest kim: inne domy na szacie. A mógłby być takim fajnym gryfonem... Nie ważne.
-Skąd znasz hasło?-wstałem z fotela.
-Nie twoja sprawa, mam dochody-podszedł bliżej.-Szukam Dorcas...
-Czego od niej chcesz?-warknąłem.
-Mam sprawę...-uśmiechnął się lekko.
-Od Dorcas się odczep!
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, Black.
-Jestem starszy, więc proszę grzeczniej, Black.
Zaśmiał mi się w twarz.
-Gdzie ona jest?!-krzyknął.
-Jeśli jej cokolwiek zrobisz...-zacząłem.
-To co?-przerwał mi.
-To będziesz miał ze mną do czynienia!-wyciągnąłem różdżkę, a za chwilę on wyciągnął swoją.
-Drętwota!-krzyknąłem.
-Expelliarmus-wytrącił mi z ręki moją różdżkę.
Uśmiechnął się szeroko.
-Crucio!
I znów poczułem ten okropny ból. Jak za dawnych lat, gdy sprzeciwiłem się matce... Pamiętam jakby to był dziś, jak uczyła mnie zaklęć niewybaczalnych na ludziach. Miałem wtedy około pięciu lat. Przede mną leżał jakiś mugol, którego było mi cholernie żal, do dziś żałuję, że nic nie mogłem zrobić, no ale co mógł zrobić pięciolatek?!
Matka kazała rzucić Avadę, ale ja zamiast w niego rzuciłem zdenerwowany zaklęcie w zabawkę. Matka zaczęła krzyczeć i pokazała mi jak to się robi... Człowiek, który już zdychał, dostał Avadą od mojej matki. Zacząłem płakać, w zamian za to i za to, że go nie zabiłem, dostałem Crucio, nie raz, nie dwa razy, ale o wiele więcej... Od dziesięciu,przestałem liczyć...
-Dzisiaj będę łaskawy...-zaśmiał się przerywając moje "wspomnienie".
-I tak nie zabiłbyś mnie, bo jesteś tchórzem...-ledwo powiedziałem.
-Wolę być tchórzem, niż zostać wydziedziczony!-krzyknął.
-Regulus, już nie pamiętasz jak to było jak byliśmy młodsi? Przecież jeszcze możesz wszystko zmienić, możesz być...
-Jestem kim jestem i jest mi z tym bardzo dobrze!-przerwał mi.
-Byliśmy braćmi...
-Właśnie, byliśmy!-krzyknął.
-Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać...
-Z tobą?-zaśmiał się.-Ja z takimi jak ty nie rozmawiam.
-Jeśli będziesz chciał...
-Ale nie chcę!
-Nie rób krzywdy Dorcas...-szepnąłem.-Nie zmarnuj jej życia...
-Nie będziesz mi mówić co mam robić!-krzyknął i wyszedł.
Ja wciąż czułem ten ból, nie mogłem się ruszyć z miejsca, a moja różdżka leżała gdzieś na podłodze. Nagle z portretu wyszedł James. Od razu do mnie podbiegł.
-Stary,nic ci nie jest?
-Nie, jest w porządku-starałem się uśmiechnąć, lecz mi to nie wyszło.
-Dlaczego przed chwilą widziałem jak Regulus stąd wychodził?
-Posprzeczaliśmy się, nic takiego...
-Właśnie widzę-pomógł mi w dojściu do dormitorium.
-Tam jest moja różdżka-pokazałem głową.-W stronę leżącego na podłodze przedmiotu.
-Zaraz ci ją przyniosę-oznajmił, gdy usiadłem na łóżko.
-Dzięki Jimmy.
-Do usług-uśmiechnął się.
Położył moją różdżkę na szafce, a po chwili siedział obok mnie i czekał na wyjaśnienia. Nie miałem wyjścia, musiałem mu o całym zdarzeniu opowiedzieć.
A potem przyszła reszta i dalej było normalnie...
******************************
Hejo!😘
Jak Wam się podoba rozdział?
W sumie wyszło mi jako tako😐
Mam jednak nadzieję,że Wam się chociaż troszkę podobał 😊
Czekam na komki i gwiazdki!😍
💖Pozdrawiam💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro