Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

〚3〛

Środek tygodnia nie zapowiadał się tak obiecująco, jakby tego chciała. I to nie tak, że [t/i] cierpiała z nadmiaru pracy, czy tonęła w papierkowej robocie – bo przeciwnie. Jednak musiała przyznać, że zdarzało jej się tęsknić za starym otoczeniem i znajomymi z pierwszej dzielnicy, których musiała zostawić praktycznie z dnia na dzień. Nawet nie była pewna kiedy tam wróci i przede wszystkim czy w ogóle wróci. Przynajmniej z każdym dniem trochę bardziej dogadywała się z Hikaru i innymi współpracownikami, więc czas aż tak się nie dłużył.

Po wprowadzeniu kilku danych z raportu i wypełnieniu papierów dotyczących spraw zdrowotnych, które później miała dostarczyć miejscowemu lekarzowi, poczuła, że robi się głodna. Nie starczyło jej czasu na śniadanie, choć i tak wyleciała z mieszkania jak burza. Zarywanie nocy nad materiałami z ogólnie dostępnego dla oddziału śledztwa nie było najlepszym pomysłem (te refleksje naszły ją od razu, kiedy usłyszała swój szatański budzik). Iwakura wyszedł chwilę przed nią, ponieważ miał coś do załatwienia i czymkolwiek to było, nie chciał zdradzać żadnych szczegółów. Zabrała więc portfel i opuściła pokój, dziękując w duchu za możliwość jedzenia w pracy, bo przy takim trybie życia, jaki prowadzili inspektorzy, była to opcja niemal zbawienna.

Po drodze do stołówki rzucił jej się w oczy automat z różnymi gorącymi napojami. Nie zastanawiając się zbyt długo, wrzuciła kilka monet, wystukała odpowiedni numer, a po chwili jej oczom objawiła się czekolada w plastikowym kubeczku. Biedniejsza o dokładne sto czterdzieści jenów, ale o wiele szczęśliwsza, szła ostrożnie korytarzem, pilnując, by przypadkiem nie wylać wrzątku.

W całym tym lawirowaniu między pozostałymi pracownikami zagapiła się na zawartość kubka o kilka chwil za długo. Niemniej zamyślony od [t/i] mężczyzna wybiegł przed nią jakby znikąd, chociaż w rzeczywistości był to najzwyklejszy zakręt korytarza, o którym jeszcze wtedy nie miała pojęcia. W ułamku sekundy było można zaobserwować już tylko niefortunne zderzenie i chlust gorącego napoju prosto na czyjąś koszulę. Oboje byli tak zaszokowani jakby właśnie zobaczyli przed sobą ducha.

– O mój Boże, to pan. – zakryła usta dłonią. Suzuya Juuzou z krwi i kości. Stał z szeroko otwartymi oczami patrząc na przemian to na nią, to na swoją czarną koszulę i spływającą po niej czekoladową plamę – Znaczy, nic się nie stało? N-najmocniej przepraszam, nie miałam pojęcia, że ktoś tędy przechodził i-

– Wszystko... okej – Temperatura wsiąkającego napoju najwidoczniej nie robiła na nim żadnego wrażenia, co było naprawdę niecodzienne. Gdy znów przeniósł wzrok na jej osobę, posłał tylko krótki uśmiech i zupełnie się nie przejmując, przeciągnął palcem po plamie, a na koniec zwyczajnie go oblizał. – Czekolada? W każdym razie to chyba moja wina, nie powinienem biegać po korytarzu, ale trochę mi się spieszy.

– Nie poparzył się pan? Może lepiej zawołać personel medyczny? – Spanikowana odruchowo chciała wyjąć chusteczki z torebki, ale ta jak na złość została w pokoju. – Mogę jakoś pomóc?

W całym tym amoku modliła się, żeby jej nie rozpoznał, bo wygłupiła się na jego oczach już po raz drugi i zdecydowanie o raz za wiele, żeby móc to na spokojnie przełknąć.

– Przecież nie zrobiłaś tego specjalnie. Wypiorę ją i po sprawie. – Zaczął powoli zmierzać w kierunku wind. – Kiedyś zwrócę ci pieniądze, ale teraz naprawdę już muszę iść, do zobaczenia.

Odwracając się zerknął na nią kątem oka tak niepozornie, że ledwo to zauważyła. Właśnie w tamtym momencie zrozumiała co się zaraz stanie.

– Ach, [t/i]! Wiedziałem, że skądś cię kojarzę. – powiedział rozbawiony, nawet się nie zatrzymując – Czyli jednak zdałaś.

– Jak to jednak zdałam? Co ma pan na myśli?

Zrobiła krok w jego stronę, ale nie odpowiedział już nic więcej. Dostrzegła tylko uśmiech znikający za drzwiami windy.

~~

Dawka zażenowania całą sprawą skutecznie przepędziła głód z myśli [t/i], więc zamiast do stołówki, popędziła prosto do pokoju, jak najszybciej opuszczając miejsce zbrodni. Była tak zaabsorbowana Suzuyą, że nawet nie dostrzegła ludzi wokół, których ciekawość przyciągnęła ta żywa wymiana zdań. Teraz jednak z każdym szybko stawianym krokiem powracała do rzeczywistości.

– Chyba jednak zjem po pracy – rzuciła na wejściu z kwaśną miną, widząc, że jej współpracownik już wrócił do pokoju.

Iwakura posłał [t/i] tylko pytające spojrzenie, niewtajemniczony w jej pierwotne plany.

Zdenerwowana usiadła na swoim krześle i zaczęła mimowolnie segregować akta oraz resztę przeróżnych papierów w nerwowym odruchu. Wiedziała, że tak to się skończy. Kiedy tylko usłyszała o trzynastej dzielnicy była również niemal pewna, że pech nie opuści jej na krok. Suzuya okazał się wisienką na torcie problemów. Cały on, ze swoimi kąśliwymi komentarzami. Chociaż to też nie tak, że miała jakikolwiek powód, żeby się na niego złościć.

– O czym rozmawiałaś z Suzuyą? – Hikaru wyrwał ni stąd, ni z owąd, nawet nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Zdawał się dziwnie chłodny i bezpośredni, co kompletnie do niego nie pasowało.

– Skąd o tym wiesz? – Zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona pytaniem.

– Przechodziłem niedaleko. – Wzruszył ramionami.

Jego oczekujące milczenie wskazywało na to, że domagał się jakiejś sensownej odpowiedzi, czym jeszcze bardziej wyprowadził ją z równowagi. Westchnęła przeciągle.

– Niechcący oblałam go cholerną czekoladą – mówiąc to spojrzała na lekko poplamiony dekolt swojej koszuli – och, siebie też, super. Nie dość, że zasnęłam na jego wykładzie, to teraz jeszcze to, osiągnięcie roku. – Dodała równie ironicznie co niechętnie. Nie miała potrzeby spowiadania się współpracownikowi, ale sądząc po jego bojowym nastawieniu, wiedziała, że teraz i tak nie da za wygraną.

– Wykłady, a to ciekawe... – Hikaru ciągnął temat.

– Jak widać, ale błagam, odpuść z tym. Dość już upokorzeń na dzisiaj. – Zaśmiała się.

– Dobrze, w każdym razie nie rozmawiaj z nim więcej, to dziwny typ.

I kto to mówi.

– Co masz na myśli przez dziwny? Brzmisz teraz jakbyś go znał.

– Nie, nie znam – mruknął. – Ale wiem, że od takich gości najlepiej trzymać się z daleka. Słyszałem co kiedyś wyprawiał i zdecydowanie wystarczy, że mam z nim do czynienia tylko w pracy.

[t/i] odwróciła się twarzą do okna, chcąc wyrwać się choć na moment od tej duszącej atmosfery, ale zaraz po tym odparła:

– Dziękuję za troskę. Ale Suzuya wydaje się całkiem w porządku. Szczególnie, że olał sprawę sprzed chwili, zamiast zrobić mi awanturę, a uwierz, ktoś z jego stopniem, miał możliwość pozwolenia sobie na wiele. Zresztą, czy to ważne jaki był kiedyś? Jestem zbyt zmęczona i zajęta, żeby w to wnikać.

– Po siedzibie chodzą różne pogłoski, więc lepiej mieć się na baczności. – Spojrzał na nią po raz pierwszy od dłuższego czasu. – Słyszałem nawet, że został wychowany przez-

– Wybacz, ale nie bawię się w plotkowanie. – Zniecierpliwiona przerwała mu i ostentacyjnie zerknęła na zegar. – Póki nie będą to wiarygodne informacje, nie jestem zainteresowana, Hikaru. Skupmy się lepiej na pracy, a nie pracownikach.

– No dobrze, może przesadziłem. Po prostu uważaj. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego, pamiętaj.

Zastygła na moment. Ostatnie zdanie z jego ust zabrzmiało co najmniej niepokojąco i budziło raczej dyskomfort niż wdzięczność. Stłumiła to jednak przekonaniem, iż pewnie tylko szuka w nim wad, kiedy tak naprawdę Hikaru nie zrobił jej nic złego. Może po prostu był jedną z tych zbyt troskliwych (i nieco natrętnych) osób. Póki co wolała się trzymać tej wersji, byleby nie wyjść na wariatkę.

Chłopak, który jakby odczytał w tej spiętej postawie obawy [t/i], z typową dla siebie niezdarną manierą, dodał po chwili:

– Przepraszam, chyba zabrzmiałem dziwnie, co nie? Za bardzo wynoszę z domu bycie starszym bratem. – Zaśmiał się lekko. – Nie chcę, żebyś pomyślała o mnie coś złego.

I tak jak podejrzewała - znów oceniła go zbyt pochopnie.

– Skąd, nic się nie stało. Nie wiedziałam, że masz jakieś rodzeństwo. – Przez moment poczuła się niezręcznie, więc postanowiła przynajmniej zaprzeczyć swoim podejrzeniom.

– Cóż, tak... Jeszcze nie miałem okazji się pochwalić – odparł krótko.

Uznając temat za skończony bez żadnych zbędnych słów wrócili do pracy. Pasowało jej to, szczególnie, że jeszcze miała trochę do zrobienia. Słońce zachodzące w oddali chowało się już za zarysem odległych wieżowców, zwiastując popołudnie, co oznaczało, że godziny pracy powoli dobiegały końca. Równomierne tykanie zegara i pyłki kurzu leniwie unoszące się w powietrzu sprawiały, że po całym dniu pełnym napięć miała już tylko ochotę położyć się do łóżka. Przymknęła na chwilę oczy z niezadowoleniem odtwarzając w głowie listę zakupów, po które miała udać się w drodze do domu. Później związała włosy i całkowicie oddała się stercie raportów, dowodów i zeznań.

~~

– Uff, to wszystko na dzisiaj. – powiedziała ze zmęczeniem bardziej do siebie niż do chłopaka, po czym wstała, by uprzątnąć swoje stanowisko pracy i zabrać płaszcz, czekający na nią na wieszaku – Do widzenia, Iwakura. Ty też już lepiej kończ, przemęczanie się tylko szkodzi.

– Do widzenia, [t/i]. – Kiwnął głową na pożegnanie.

W pokoju wraz z odgłosem zamykanych drzwi nastała zupełna cisza. Poczekał jeszcze moment, by odgłos jej kroków całkowicie umilkł w oddali, po czym wybrał odpowiedni numer w kontaktach swojego telefonu. Krótki sygnał oczekiwania mieszał się z niespokojnym oddechem.

– Cześć, Takuya. Mógłbyś coś dla mnie sprawdzić?




a/n

Miałam szczerą nadzieję, że wyrobię się z rozdziałem na poprzedni tydzień, ale wiecznie gonią mnie jakieś terminy, więc wszystko się przesunęło, niestety tak to już bywa. xD Pomimo "bazy startowej" ze starszej publikacji, [która była okropna swoją drogą] dopisywanie fragmentów zajęło mi o wiele więcej czasu niż przewidywałam. Póki co wybiła północ i mój wzrok podjął bunt po tysięcznym sprawdzaniu tekstu, w którym i tak na 100% są jeszcze błędy, ale matematyka sama się nie nadrobi. (HeLp-) Część czwarta [chyba] za tydzień. Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro