Ładny i bogaty
Obudziłam się słysząc trzask. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Masona, który schylał się po coś na podłogę.
-Nie chciałem Cię obudzić.- Powiedział widząc, że go obserwuję.
-Nic się nie stało.
-Łazienka jest na końcu korytarza.
-Dziekuję.-Posłałam mu ciepły uśmiech i wstałam.
-Będę na dole, jak coś.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Wykonałam całą poranną toaletę i nałożyłam delikatny makijaż. Ubrałam się i schowałam wszystko do walizki. Zeszłam niepewnie na dół, ale widząc, że w pomieszczeniu jest tylko Mason usiadłam spokojnie na krzesełku obok.
-Rozsadzi mi łeb.-Jęknął i oparł czoło o wyspę przed nim.
-Dzień dobry.-Odwróciłam się w stronę wesołego głosu.-Elen?
-Matthew?
-Wieki Cię nie widziałem.-Podekscytował się.-Napijesz się kawy?
-Herbaty.-Uśmiechnęłam się.
-Dzień dobry.-Odezwał się za mną głęboki głos.
-Tato, to Elen.-Wymruczał Mason.
-Dzień dobry.-Starałam się uśmiechnąć się do niego jak najładniej umiałam.
-Jaka Elen?
-Od firmy. Mówiłem Ci.
Wypiłam herbatę i zjadłam jabłko. Wzięłam mojego laptopa, usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać nowe umowy.
Matthew
-I jak wrażenia?-Zapytałem taty, nawiązując do El.
-W sensie?
-No pytam o Elen. Myślę, że zostanie z nami na dłużej.-Rozmawialiśmy tak, że nie mogła nas usłyszeć.
-Dlaczego tak uważasz? Według planu powinni wziąć ślub i kilka miesięcy później się rozwieść.
-Elen jest z Masonem od kilku miesięcy, a dalej się nie ożenili. Poza tym naprawdę nie wiedziałeś, że będą mieli dziecko?-Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
-Nie gadaj głupot.
-El?-Powiedziałem głośniej.-Który miesiąc?-Zapytałem widząc, że przeniosła na mnie swoją uwagę.
-Drugi.-Pokazała nam szereg swoich śnieżnobiałych zębów i wróciła do skanowania ekranu laptopa.
-Nie ma nawet szans, że to nie dziecko Masona, ponieważ uwierz, że nie dopuścił by do niej nikogo innego.
-Jakim cudem do tego doszło?-Zmarszył brwi.
-Mieli już coś do siebie w liceum. Jestem pod wrażeniem, że do tego doszło dopiero teraz.-Wzruszyłem ramionami.
-W liceum?-Zmarszczył brwi.
-No tak, jakoś na samym początku.
-Elen Cooper?-Spojrzał na nią podejrzliwie.
-No widzisz, czyli pamiętasz.
Elen
-I co myślisz?-Matt skierował swoje słowa do Masona. Próbował się go poradzić na temat akcji jaką miał przeprowadzić.
-Powinno być dobrze.
-Szczerze to średnio.-Odezwałam się nie odciągając wzroku od laptopa.
-Co masz na myśli?-Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani.
-Zorientują się, że to nie samobójstwo.-Przeniosłam swoją uwagę na nich i wzruszyłam ramionami.
-Historia jest prosta, chłop przedawkował.-Matt starał się zmienić moje zdanie.
-Zaczną zastanawiać się jakim cudem skoro wcześniej nie brał. Każdy wie, że nie ma opcji przedawkowania za pierwszym razem. Pierwszy jest testowy. Dopiero z kolejnymi zaczyna się brać więcej.-Wyjaśniłam krótko.
-Więc jak ty to widzisz.-Mason rzucił mi wyzwanie.
-Wyślijcie kogoś, żeby podrzucił mu narkotyki do biura i domu. Niech powie, że na przykład musi sprawdzić klimatyzację. Asystentka oczywiście sprawdzi, czy ktoś był wcześniej powiadomiony, ale włamanie się do jej komputera i wpisanie tego w grafik nie powinno być problem, a mieszkanie to już pestka. Myślałam, że jesteście w tym lepsi.
-Boże El, obiecaj, że nigdy nas nie opuścisz.-Matt nie ukrywał entuzjazmu.
-Wiesz, że to nie ode mnie zależy, ale nie ma za co.-Uśmiechnęłam się do niego, a Masonowi posłałam zwycięskie spojrzenie.-Chciałabym jeszcze odwiedzić mamę dzisiaj.-Skierowałam się do starszego z braci.
-A ja chciałbym z tobą omówić pewna kwestię, Mason.-Ojciec bruneta zmierzył mnie wzrokiem.
-El, idź na górę i zaraz to przedyskutujemy.-Westchnął. Zrobiłam o co prosił.
Mason
-Jakim cudem się w to wpakowałeś?-Zaczął niezadowolony.
-Nie rozumiem.
-Zrobiłeś jej dziecko. W dodatku już dawno powinieneś być po tym ślubie. Jak sobie to wyobrażasz dalej?-Powiedział z wyraźnymi wyrzutami.
-No będę musiał zmodyfikować plan i wziąć pod uwagę, że przez dziecko będziemy ze sobą związani na zawsze.-Wzruszyłem ramionami.
-I to, co wydarzyło się kilka lat temu nie ma na to wpływu?-Zapytał podejrzliwie.
-Nie.-Powiedziałem stanowczo.
-Nie rób z siebie idioty. Doskonale wiesz jaka była z nią sytuacja i mieszanie jej do tego jest beznadziejnym pomysłem.
-Jak wybierałem firmę to nawet nie wiedziałem, że o nią chodzi.-Zacząłem się bronić.
-Ale teraz wiesz. Powiedz mi jaka jest nasza pierwsza zasada?-Powiedział ewidentnie zdenerwowany.
-Nie kierować się uczuciami.-Odpowiedziałem posłusznie.
-A druga?
-Nie złamać pierwszej zasady.
-Co zrobiłeś?
-Załamałem pierwszą zasadę.-Powiedziałem cicho.
-A teraz posłuchaj mnie co zrobisz.-Powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu.- Wrócisz do domu i puścisz ją wolno. Wybierzesz inną firmę i wykonasz pierwotny plan. O dziecku masz zapomnieć.
-Nie porzucę własnego dziecka.-Oburzyłem się.
-Dziecko to nie będzie problem.
Elen
Mason wszedł do pomieszczenia, a ja od razu go zaatakowałam.
-Mam dużo argumentów.-Powiedziałam szybko.
-Zabiorę Cię do mamy.-Powiedział smętnie.
Wziął nasze walizki i wyszedł z pokoju.
-Chłopiec czy dziewczynka?-Matt zalewał mnie pytaniami, gdy wiązałam buty.
-Jeszcze za wcześnie.
-Powiadom mnie od razu jak się dowiesz.
-Obiecuję, że dowiesz się pierwszy.-Przytuliłam go na pożegnanie i wyszłam za Masonem z domu.
Podekscytowana parkowałam samochód pod moim domem.
-Zaczekaj w aucie.-Powiedziałam z nadzieją, że mnie posłucha.
-Oszalałaś?
-Nie. Przecież będziesz widział jakbym gdzieś wyszła.
-Idź.-Odpowiedział z grymasem na twarzy.
Byłam pod wrażeniem, że poszło tak łatwo. Może po prostu zaczął mi bardziej ufać. Weszłam do domu i rozejrzałam się po ganku. Wszystko wyglądało tak samo jak ostatnim razem. Zdjęłam buty i weszłam w głąb domu.
-Mamo?-Krzyknęłam szukając miejsca, w którym ją znajdę.
-W kuchni!-Usłyszałam głos mojej rodzicielki.
Weszłam do pomieszczenia, w którym cudownie pachniało. Moja mama właśnie wyjmowała na blat ciasteczka.
-O mój boże jak dawno Cię nie widziałam.-Podekscytowała się.
Gdy już dokładnie mnie wyściskała i pooglądała brzuch emocje jej opadły.
-Napijesz się czegoś?
-Herbaty.
-Sama przyjechałaś?-Zaciekawiła się.
-Nie. Zostawiłam Masona w samochodzie.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Oszalałaś? Zawołaj go.-Zbeształa mnie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.-Skrzywiłam się.
-Bardzo dobry. Wołaj go.
Ja
Moja mama chce żebyś przyszedł
Chwilę później usłyszałyśmy skrzypienie drzwi. Wyszłam na korytarz, żeby dobrze trafił.
-Proszę nie palnij nic głupiego.-Powiedziałam tak, żeby tylko on mnie usłyszał.
-Postaram się.
-Mamo, to Mason.-Przedstawiłam ich sobie wchodząc do kuchni.
-Dzień dobry.-Powiedział uprzejmie i ucałował wierzch dłoni, którą podała mu moja rodzicielka.
Pierwsze dobre wrażenie zaliczone. Usiadł koło mnie skrępowany i zaczął odpowiadać na masę pytań mojej mamy.
-Ile zarabiasz?-Zakrztusiłam się słysząc to pytanie.
-10 milionów.-Poklepał mnie delikatnie po plecach.
-Rocznie?-Zapytała moja mama w lekkim szoku.
-Miesięcznie.
-Mogę zapytać czym się zajmujesz?
-Jestem współwłaścicielem firmy tworzącej gry komputerowe.-Odpowiedział bez zawahania, a ja zorientowałam się, że jego wujek rzeczywiście ma taką firmę.
-Ładny i bogaty.-Powiedziała moja mama z zadowoleniem.
-Masz świadomość, że ja też jestem bogata?
-Ile zarabiasz?-Uniosła brew.
- 20 milionów.-Powiedziałam trochę ciszej.
-Miesięcznie?-Dociekała.
-Rocznie.
Rozmawiałam jeszcze trochę czasu z mamą, ale musieliśmy się zbierać, ponieważ Mason chciał jeszcze odwiedzić swoją. Podjechałam pod podany przez niego adres.
-Może ja zaczekam?-Spojrzałam na niego z nadzieją.
-Chodź.
Weszłam za nim skrępowana do mieszkania. Było małe, ale przytulne.
-Mason?-Usłyszałam delikatny kobiecy głos.-Zapomniałeś, że masz matkę?-Uderzyła go ścierką, którą miała w rękach.-W ogóle nie dzwonisz ani nie przyjeżdżasz.
-Cześć, mamo.-Nie skomentował jej gadania i pocałował kobietę w policzek.-To Elen.-Prawie wypchnął mnie zza swoich pleców.
-Dzień dobry.-Powiedziałam niepewnie.
-Wchodźcie.-Rozkazała udarowana kobieta.-Jakim cudem przyciągnąłeś do siebie kobietę?-Zapytała wyciągając jakiś napój z lodówki.
-Nie jest tu z własnej woli.-Powiedział bez owijania w bawełnę.
-Porwałeś kobietę?-Wydarła się na niego.-Co się z tobą dzieje?
-Będziesz babcią.-Mason przewrócił oczami i dolał oliwy do ognia.
-O mój boże. Zastanawialiście się nad imionami? Z resztą nie ważne, na pewno będzie idealne.-Kobieta wpadła w słowotok. Już wiem po kim Mason miał czasem tyle energii.-Kochanie, gdybyś czegokolwiek potrzebowała to się ze mną kontaktuj.-Podała mi wizytówkę. Uśmiechnęłam się na jej pieszczotliwe określenie.
-Dziękuję.-Pierwszy raz dopuściła mnie do głosu.
-Masz o nią dbać.-Pogroziła swojemu synowi palcem.
-Wiem, mamo.
Wyszliśmy z budynku. Zagapiłam się i zderzyłam z jakimś mężczyzną, który pospiesznie udał się dalej.
- W porządku?-Zapytał mnie brunet.
-Tak. Tylko mnie lekko zakuło.-Skinął głową i wsiadł do samochodu.
Odkąd wyszliśmy z domu Mason wydawał mi się jakiś dziwny. Nie miałam nawet kiedy go o to zapytać. Jego mama zadawała mi dużo pytań, ale zdążyłam ją polubić. Była o wiele milsza niż jej były mąż. Brunet był bardzo cichy. Całą drogę wpatrywał się w okno.
-Wszystko w porządku?-Przełamałam się w końcu i zaczęłam rozmowę.
-Tak, czemu pytasz?
-Jesteś jakoś dziwnie wyciszony.-Wzruszyłam ramionami nie spuszczając wzroku z jezdni.
-To nic takiego.-Zapewnił mnie.
-Czy możemy się zatrzymać?-Zapytałam zaczynając się czuć coraz gorzej.
-W porządku?
-Nie czuję się najlepiej.-Zjechałam na najbliższej stacji i szybko wysiadłam z samochodu, co było błędem, bo zaraz zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Rozbudziłam się w pomieszczeniu, które wyglądało jak sala szpitalna. W fotelu siedział Mason i przeglądał coś na telefonie. Gdy zauważył, że się obudziłam wstał.
-Pójdę po lekarza.-Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna.
-Bardzo przykro mi to mówić, ale poroniła pani.-Czułam się jak potwór, ponieważ tak naprawdę poczułam ulgę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro