Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ładny i bogaty

Obudziłam się słysząc trzask. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Masona, który schylał się po coś na podłogę.

-Nie chciałem Cię obudzić.- Powiedział widząc, że go obserwuję.

-Nic się nie stało.

-Łazienka jest na końcu korytarza.

-Dziekuję.-Posłałam mu ciepły uśmiech i wstałam.

-Będę na dole, jak coś.

Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Wykonałam całą poranną toaletę i nałożyłam delikatny makijaż. Ubrałam się i schowałam wszystko do walizki. Zeszłam niepewnie na dół, ale widząc, że w pomieszczeniu jest tylko Mason usiadłam spokojnie na krzesełku obok.

-Rozsadzi mi łeb.-Jęknął i oparł czoło o wyspę przed nim.

-Dzień dobry.-Odwróciłam się w stronę wesołego głosu.-Elen?

-Matthew?

-Wieki Cię nie widziałem.-Podekscytował się.-Napijesz się kawy?

-Herbaty.-Uśmiechnęłam się.

-Dzień dobry.-Odezwał się za mną głęboki głos.

-Tato, to Elen.-Wymruczał Mason.

-Dzień dobry.-Starałam się uśmiechnąć się do niego jak najładniej umiałam.

-Jaka Elen?

-Od firmy. Mówiłem Ci.

Wypiłam herbatę i zjadłam jabłko. Wzięłam mojego laptopa, usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać nowe umowy.

Matthew

-I jak wrażenia?-Zapytałem taty, nawiązując do El.

-W sensie?

-No pytam o Elen. Myślę, że zostanie z nami na dłużej.-Rozmawialiśmy tak, że nie mogła nas usłyszeć.

-Dlaczego tak uważasz? Według planu powinni wziąć ślub i kilka miesięcy później się rozwieść.

-Elen jest z Masonem od kilku miesięcy, a dalej się nie ożenili. Poza tym naprawdę nie wiedziałeś, że będą mieli dziecko?-Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

-Nie gadaj głupot.

-El?-Powiedziałem głośniej.-Który miesiąc?-Zapytałem widząc, że przeniosła na mnie swoją uwagę.

-Drugi.-Pokazała nam szereg swoich śnieżnobiałych zębów i wróciła do skanowania ekranu laptopa.

-Nie ma nawet szans, że to nie dziecko Masona, ponieważ uwierz, że nie dopuścił by do niej nikogo innego.

-Jakim cudem do tego doszło?-Zmarszył brwi.

-Mieli już coś do siebie w liceum. Jestem pod wrażeniem, że do tego doszło dopiero teraz.-Wzruszyłem ramionami.

-W liceum?-Zmarszczył brwi.

-No tak, jakoś na samym początku.

-Elen Cooper?-Spojrzał na nią podejrzliwie.

-No widzisz, czyli pamiętasz.

Elen

-I co myślisz?-Matt skierował swoje słowa do Masona. Próbował się go poradzić na temat akcji jaką miał przeprowadzić.

-Powinno być dobrze.

-Szczerze to średnio.-Odezwałam się nie odciągając wzroku od laptopa.

-Co masz na myśli?-Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani.

-Zorientują się, że to nie samobójstwo.-Przeniosłam swoją uwagę na nich i wzruszyłam ramionami.

-Historia jest prosta, chłop przedawkował.-Matt starał się zmienić moje zdanie.

-Zaczną zastanawiać się jakim cudem skoro wcześniej nie brał. Każdy wie, że nie ma opcji przedawkowania za pierwszym razem. Pierwszy jest testowy. Dopiero z kolejnymi zaczyna się brać więcej.-Wyjaśniłam krótko.

-Więc jak ty to widzisz.-Mason rzucił mi wyzwanie.

-Wyślijcie kogoś, żeby podrzucił mu narkotyki do biura i domu. Niech powie, że na przykład musi sprawdzić klimatyzację. Asystentka oczywiście sprawdzi, czy ktoś był wcześniej powiadomiony, ale włamanie się do jej komputera i wpisanie tego w grafik nie powinno być problem, a mieszkanie to już pestka. Myślałam, że jesteście w tym lepsi.

-Boże El, obiecaj, że nigdy nas nie opuścisz.-Matt nie ukrywał entuzjazmu.

-Wiesz, że to nie ode mnie zależy, ale nie ma za co.-Uśmiechnęłam się do niego, a Masonowi posłałam zwycięskie spojrzenie.-Chciałabym jeszcze odwiedzić mamę dzisiaj.-Skierowałam się do starszego z braci.

-A ja chciałbym z tobą omówić pewna kwestię, Mason.-Ojciec bruneta zmierzył mnie wzrokiem.

-El, idź na górę i zaraz to przedyskutujemy.-Westchnął. Zrobiłam o co prosił.

Mason

-Jakim cudem się w to wpakowałeś?-Zaczął niezadowolony.

-Nie rozumiem.

-Zrobiłeś jej dziecko. W dodatku już dawno powinieneś być po tym ślubie. Jak sobie to wyobrażasz dalej?-Powiedział z wyraźnymi wyrzutami.

-No będę musiał zmodyfikować plan i wziąć pod uwagę, że przez dziecko będziemy ze sobą związani na zawsze.-Wzruszyłem ramionami.

-I to, co wydarzyło się kilka lat temu nie ma na to wpływu?-Zapytał podejrzliwie.

-Nie.-Powiedziałem stanowczo.

-Nie rób z siebie idioty. Doskonale wiesz jaka była z nią sytuacja i mieszanie jej do tego jest beznadziejnym pomysłem.

-Jak wybierałem firmę to nawet nie wiedziałem, że o nią chodzi.-Zacząłem się bronić.

-Ale teraz wiesz. Powiedz mi jaka jest nasza pierwsza zasada?-Powiedział ewidentnie zdenerwowany.

-Nie kierować się uczuciami.-Odpowiedziałem posłusznie.

-A druga?

-Nie złamać pierwszej zasady.

-Co zrobiłeś?

-Załamałem pierwszą zasadę.-Powiedziałem cicho.

-A teraz posłuchaj mnie co zrobisz.-Powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu.- Wrócisz do domu i puścisz ją wolno. Wybierzesz inną firmę i wykonasz pierwotny plan. O dziecku masz zapomnieć.

-Nie porzucę własnego dziecka.-Oburzyłem się.

-Dziecko to nie będzie problem.

Elen

Mason wszedł do pomieszczenia, a ja od razu go zaatakowałam.

-Mam dużo argumentów.-Powiedziałam szybko.

-Zabiorę Cię do mamy.-Powiedział smętnie.

Wziął nasze walizki i wyszedł z pokoju.

-Chłopiec czy dziewczynka?-Matt zalewał mnie pytaniami, gdy wiązałam buty.

-Jeszcze za wcześnie.

-Powiadom mnie od razu jak się dowiesz.

-Obiecuję, że dowiesz się pierwszy.-Przytuliłam go na pożegnanie i wyszłam za Masonem z domu.

Podekscytowana parkowałam samochód pod moim domem.

-Zaczekaj w aucie.-Powiedziałam z nadzieją, że mnie posłucha.

-Oszalałaś?

-Nie. Przecież będziesz widział jakbym gdzieś wyszła.

-Idź.-Odpowiedział z grymasem na twarzy.

Byłam pod wrażeniem, że poszło tak łatwo. Może po prostu zaczął mi bardziej ufać. Weszłam do domu i rozejrzałam się po ganku. Wszystko wyglądało tak samo jak ostatnim razem. Zdjęłam buty i weszłam w głąb domu.

-Mamo?-Krzyknęłam szukając miejsca, w którym ją znajdę.

-W kuchni!-Usłyszałam głos mojej rodzicielki.

Weszłam do pomieszczenia, w którym cudownie pachniało. Moja mama właśnie wyjmowała na blat ciasteczka.

-O mój boże jak dawno Cię nie widziałam.-Podekscytowała się.

Gdy już dokładnie mnie wyściskała i pooglądała brzuch emocje jej opadły.

-Napijesz się czegoś?

-Herbaty.

-Sama przyjechałaś?-Zaciekawiła się.

-Nie. Zostawiłam Masona w samochodzie.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Oszalałaś? Zawołaj go.-Zbeształa mnie.

-Nie wiem czy to dobry pomysł.-Skrzywiłam się.

-Bardzo dobry. Wołaj go.

Ja

Moja mama chce żebyś przyszedł

Chwilę później usłyszałyśmy skrzypienie drzwi. Wyszłam na korytarz, żeby dobrze trafił.

-Proszę nie palnij nic głupiego.-Powiedziałam tak, żeby tylko on mnie usłyszał.

-Postaram się.

-Mamo, to Mason.-Przedstawiłam ich sobie wchodząc do kuchni.

-Dzień dobry.-Powiedział uprzejmie i ucałował wierzch dłoni, którą podała mu moja rodzicielka.

Pierwsze dobre wrażenie zaliczone. Usiadł koło mnie skrępowany i zaczął odpowiadać na masę pytań mojej mamy.

-Ile zarabiasz?-Zakrztusiłam się słysząc to pytanie.

-10 milionów.-Poklepał mnie delikatnie po plecach.

-Rocznie?-Zapytała moja mama w lekkim szoku.

-Miesięcznie.

-Mogę zapytać czym się zajmujesz?

-Jestem współwłaścicielem firmy tworzącej gry komputerowe.-Odpowiedział bez zawahania, a ja zorientowałam się, że jego wujek rzeczywiście ma taką firmę.

-Ładny i bogaty.-Powiedziała moja mama z zadowoleniem.

-Masz świadomość, że ja też jestem bogata?

-Ile zarabiasz?-Uniosła brew.

- 20 milionów.-Powiedziałam trochę ciszej.

-Miesięcznie?-Dociekała.

-Rocznie.

Rozmawiałam jeszcze trochę czasu z mamą, ale musieliśmy się zbierać, ponieważ Mason chciał jeszcze odwiedzić swoją. Podjechałam pod podany przez niego adres.

-Może ja zaczekam?-Spojrzałam na niego z nadzieją.

-Chodź.

Weszłam za nim skrępowana do mieszkania. Było małe, ale przytulne.

-Mason?-Usłyszałam delikatny kobiecy głos.-Zapomniałeś, że masz matkę?-Uderzyła go ścierką, którą miała w rękach.-W ogóle nie dzwonisz ani nie przyjeżdżasz.

-Cześć, mamo.-Nie skomentował jej gadania i pocałował kobietę w policzek.-To Elen.-Prawie wypchnął mnie zza swoich pleców.

-Dzień dobry.-Powiedziałam niepewnie.

-Wchodźcie.-Rozkazała udarowana kobieta.-Jakim cudem przyciągnąłeś do siebie kobietę?-Zapytała wyciągając jakiś napój z lodówki.

-Nie jest tu z własnej woli.-Powiedział bez owijania w bawełnę.

-Porwałeś kobietę?-Wydarła się na niego.-Co się z tobą dzieje?

-Będziesz babcią.-Mason przewrócił oczami i dolał oliwy do ognia.

-O mój boże. Zastanawialiście się nad imionami? Z resztą nie ważne, na pewno będzie idealne.-Kobieta wpadła w słowotok. Już wiem po kim Mason miał czasem tyle energii.-Kochanie, gdybyś czegokolwiek potrzebowała to się ze mną kontaktuj.-Podała mi wizytówkę. Uśmiechnęłam się na jej pieszczotliwe określenie.

-Dziękuję.-Pierwszy raz dopuściła mnie do głosu.

-Masz o nią dbać.-Pogroziła swojemu synowi palcem.

-Wiem, mamo.

Wyszliśmy z budynku. Zagapiłam się i zderzyłam z jakimś mężczyzną, który pospiesznie udał się dalej.

- W porządku?-Zapytał mnie brunet.

-Tak. Tylko mnie lekko zakuło.-Skinął głową i wsiadł do samochodu.

Odkąd wyszliśmy z domu Mason wydawał mi się jakiś dziwny. Nie miałam nawet kiedy go o to zapytać. Jego mama zadawała mi dużo pytań, ale zdążyłam ją polubić. Była o wiele milsza niż jej były mąż. Brunet był bardzo cichy. Całą drogę wpatrywał się w okno.

-Wszystko w porządku?-Przełamałam się w końcu i zaczęłam rozmowę.

-Tak, czemu pytasz?

-Jesteś jakoś dziwnie wyciszony.-Wzruszyłam ramionami nie spuszczając wzroku z jezdni.

-To nic takiego.-Zapewnił mnie.

-Czy możemy się zatrzymać?-Zapytałam zaczynając się czuć coraz gorzej.

-W porządku?

-Nie czuję się najlepiej.-Zjechałam na najbliższej stacji i szybko wysiadłam z samochodu, co było błędem, bo zaraz zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Rozbudziłam się w pomieszczeniu, które wyglądało jak sala szpitalna. W fotelu siedział Mason i przeglądał coś na telefonie.  Gdy zauważył, że się obudziłam wstał.

-Pójdę po lekarza.-Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna.

-Bardzo przykro mi to mówić, ale poroniła pani.-Czułam się jak potwór, ponieważ tak  naprawdę poczułam ulgę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro