Wolisz szybką czy bezbolesną śmierć?
Mason
Siedziałem w jakiejś kawiarni z tą całą Camille. Była ona znacznie gorszą opcją niż El, ale odkąd brunetki nie dało się w żaden sposób uchwycić, była też jedyną opcją. Wszedłem na Instagrama i z niedowierzaniem patrzyłem, że zdążyła zrobić relację.
-Zwariowałaś?-Zapytałem jej zdenerwowany.
-Na twoim punkcie.-Zatrzepotała swoimi sztucznymi, jak cała reszta jej ciała, rzęsami.
-Pozwoliłem Ci wstawiać moje zdjęcia? Kto to widział?-Zirytowałem się.
Podała mi swój telefon, a ja od razu sprawdziłem, kto zdążył otworzyć jej story. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wstawiła zdjęcie dwie minuty temu, a to znaczyło, że jeszcze mam czas. Usunąłem relację i szybko wykręciłem numer do mojego najlepszego informatyka.
-Mamy ją. Włączyła telefon.-Wytłumaczyłem mu szybko.
Siedziałem zniecierpliwiony na krześle. Po 10 minutach dostałem SMS z dokładnym adresem, tym razem nie prowadzącym na alaskę.
-Co ty robisz?-Zapytała oburzona widząc, że wstaje od stołu.
-Kupuję bilet na Majorkę.-Powiedziałem dumny z siebie i wyszedłem z budynku.
Ta kobieta pierwszy raz się na coś przydała.
Elen
Krzątałam się po kuchni robiąc herbatę. Miałam dobry humor. Założyłam na siebie kolarki z racji, że były to najwygodniejsze ciuchy jakie przy sobie miałam. Zostałam w koszulce od piżamy, w której uwielbiałam spać od liceum. Usłyszałam dziwny trzask za sobą, a po chwili do moich nozdrzy dotarła woń perfum, które dobrze znałam. Serce stanęło mi na kilka sekund. Odstawiłam kubek na blat, ale nie miałam odwagi się odwrócić.
-Błagam nie odurzaj mnie niczym.-Powiedziałam cicho.
-Masz rację, lepiej od razu Cię zabije.-Warknął, a ja poczułam jak przykłada mi zimny przedmiot do głowy.-Miałaś to całkiem przemyślane. Szukałem na lotnisku małej brunetki, a tym czasem moja brunetka przeszła koło mnie, jak gdyby nigdy nic, podszywając się pod blondynkę. Wolisz szybką czy bezbolesną śmierć?-Po jego głosie mogłam wywnioskować, że tak złego go jeszcze nie spotkałam.
-Żadną.-Obróciłam się powoli stając teraz z nim twarzą w twarz.-Jestem w ciąży.
-Czyli nie dość, że spierdoliłaś to puściłaś się z jakim idiotą.-Odsunął broń od mojej głowy w wyniku zaczęcia gestykulowania dłońmi.
-Masz rację, to idiota.-Potwierdziłam jego słowa.
-No pochwal się, kto zrobił Ci dziecko.- Powiedział głosem przesiąkniętym jadem.
-Ty?-Obserwowałam jego reakcje.
-Ta jasne. Przecież byłaś na tabletkach.-Prychnął.
-Ciekawe, których jak mi nie pozwalałeś wyjść z domu.
-Bierzesz mnie na litość.
-Może inaczej to przedstawię. Z kim innym miałabym uprawiać seks skoro nie wypuszczałeś mnie z domu, ani praktycznie nikogo do mnie nie dopuszczałeś?
-Może zrobiłaś je sobie tutaj.-Upierał się przy swoim.
-Nie jestem tutaj tak długo.
-Ja pierdole.-Przetarł twarz dłońmi.-Pakuj się.
-Po co?-Miałam jednak cichą nadzieję, że sam wyjdzie.
-Zabieram Cię z powrotem do domu.
Westchnęłam wiedząc, że nie mam żadnych szans. Poszłam do sypialni w celu spakowania moich rzeczy.
-Nie wierzę, że dalej masz tą koszulkę.-Oparł się o próg i zmierzył wzrokiem mój ubiór, składający się między innymi z koszulki, która dał mi jednej nocy nad jeziorem.
-Lubię ją.-Odpowiedziałam cicho.
-Głupio wyszło. Gdybyś się jednak puściła to pozwoliłbym Ci iść w swoją stronę, a tak to prawdopodobnie jesteśmy na siebie skazani już na zawsze.-Spojrzałam na niego zszokowana.
-Ja kłamałam. Brałam Cię na litość. To nie twoje dziecko.-Starałam się odkręcić tą sytuację.
-Myślisz, że jestem głupi?- Patrzył na mnie lekko zirytowany. Postanowił nie komentować braku odpowiedzi na jego pytanie.-Spokojnie. Zrobimy w Nowym Jorku testy na ojcostwo.
Pierwszy raz od dawna chciało mi się płakać. Wszystko szło tak dobrze. Byłam przekonana, że już odpuścił.
-Mam pytanie.-Powiedziałam cicho.
-Słucham.
-Czemu nie Camille?-Zapytałam zakłopotana.
-Serio o to pytasz?-Prychnął.-Po pierwsze to jej firma jest mocno średnia. Po drugie to mam prawo do czerpania jakiejkolwiek przyjemności z tego.-Uniosłam wzrok znad torby na niego i spotkałam się z jego przebiegłym spojrzeniem.
-Wierzę, bo muszę, że masz z tego coś więcej niż wkurwienie.-Wzięłam torbę i podeszłam bliżej niego.-Jestem gotowa.
-Mam.-Powiedział pewnie.
-Niby co takiego?-Prychnęłam.
-Twoje wkurwienie.
-Wiesz co? Camille nie jest taka zła. Jak się ją pozna bliżej to naprawdę super kobieta.-Skłamałam.
-Ta jasne.-Powiedział ironicznie. -Swoją drogą, dlaczego Suzie zwyzywała mnie od toksycznych chujów?
-Wolałeś, żebym powiedziała, że wyjeżdżam z kraju, bo jesteś toksycznym chujem, czy dlatego, że mnie porwałeś?
-No masz trochę racji, ale mogłaś to jakoś delikatniej powiedzieć.-Powiedział z wyrzutem.
-Jaki był delikatniejszy powód, przez który miałabym opuścić kraj?
-Dobra, zamknij się.-Zrobiłam co kazał, bo nie miałam ochoty się teraz z nim sprzeczać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro