Przysięgam, że Cię zabije
-Jaja sobie ze mnie robisz?-Obserwowałam jak Mason chodzi nerwowo po moim gabinecie i wydziera się do telefonu.-Wysłałem was na tak prostą akcje, a wy nawet to potraficie spierdolić. Jakim cudem was otoczyli.-Ewidentnie był mocno zirytowany, a ja wykorzystałam ten moment na sprawdzenie listu z poradni. Wynik pozytywny. W momencie zrobiło mi się słabo.-Ilu?-Zapytał. Rozłączył się i wybrał inny numer.-Przyślijcie kogoś żeby pilnował Elen. Odwoże cię do domu.
W mojej głowie zapaliła się lampka. Pierwszy raz od bardzo dawna miałam zostać bez Masona. Westchnął i spojrzał na mnie.
-Posłuchaj, wystarczy, że pomyślisz o jakiejś krzywej akcji, a przysięgam, że Cię zabije.-Powiedział groźnie już w domu szykując się do wyjścia.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. To nie znaczyło, że zamierzałam go posłuchać. Weszłam na górę i wyciągnęłam sporą torbę, w którą wrzuciłam najważniejsze rzeczy. Wsunęłam ją pod łóżko tak, żeby nie było jej widać. Zeszłam na dół, akurat jak Mason wychodził, a jakiś nieznany mi chłopak wchodził. Mason posłał mi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i zamknął drzwi.
-Jesteś w tym nowy?-Zapytałam nieznanego mi chłopaka.
-Tak bardzo widać?-Zakłopotał się lekko.
-Po prostu wyglądasz bardzo młodo i dostałeś gównianą robotę.-Wzruszyłam ramionami. Chłopak wyglądał na mniej więcej 19 lat.-Napijesz się czegoś?-Zapytałam się uprzejmie.
-Może być herbata.
Posłałam mu ciepły uśmiech i wstawiłam wodę w czajniku. Wyciągnęłam kubek z szafki i włożyłam do niego saszetkę. Dodałam jeszcze do niej kilka kropel mieszaniny, którą sama byłam już kilka razy częstowana. Podałam chłopakowi kubek i patrzyłam jak pije substancję.
-Nie boisz się spać w nocy?
-Nie mam zbytnio okazji spotkać się z czymś czego mógłbym się bać. Sama widzisz, że dostaje gównianą robotę.-Wzruszył ramionami.
-A co Ci tak właściwie powiedzieli jak tu jechałeś?-Zmrużyłam oczy zaciekawiona.
-Że nikt inny nie chce z tobą siedzieć i nie mam wyjścia.-Wzruszył ramionami.
-A mówili czemu nie chcą?-Uśmiechnęłam się pod nosem doskonale pamiętając, jak jeden z osiłków prawie wyszedł z płaczem, po rozmowie ze mną.
-Nie, ale życzyli mi powodzenia.
-Miło z ich strony.-Obserwowałam jak chłopak robi się niewyraźny.-Wiesz wyglądasz blado. Może siądź sobie na kanapie?-Chłopak pokiwał twierdząco głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa i ledwo doszedł do kanapy.-Dobranoc.-Skierowałam moje ostatnie słowa do niego i obserwowałam jak mimowolnie opada na kanapę. Wbiegłam na górę i szybko wzięłam torbę. Z radością zauważyłam, że kluczyki od jednego z samochodów Masona leżą na blacie. Wsiadłam do pojazdu i odjechałam pod moje mieszkanie. Stamtąd szybko zabrałam torbę z około 300 tysiącami. Płacąc gotówką byłam nienamierzalna.
-Poproszę bilet do Walencji.-Powiedziałam pośpiesznie do kobiety na lotnisku.
-Najbliższy samolot jest za 40 minut, więc jeszcze Pani na ten zdąży.
-Świetnie, polecę tym.
Dałam kobiecie wszystkie potrzebne dane oraz pieniądze. Chwilę później trzymałam mój bilet w ręce i prawie biegłam na odprawę. Zdążyłam na styk. Lądując w Walencji czułam się już spokojniejsza. Wiedziałam, że i tak na lotnisku są moje dane dlatego wybrałam Walencję. W jednym z kiosków udało mi się znaleźć telefon na kartę. Przeszukałam szybko wszystkie ogłoszenia i znalazłam to czego szukałam. Udałam się na podany na ogłoszeniu adres. Miejsce nie wyglądało za ciekawie. Weszłam do środka gdzie siedział stary mężczyzna.
-Ile zapłacę za transport, tak żeby jak ktoś zapyta nie pamiętał pan mojej twarzy?-Zapytałam pewnie mężczyzny.
-No trochę więcej niż za zwykły transport, ale jestem pewny, że się dogadamy.
-W takim razie poproszę na Majorkę.
Niezbyt długo później odlatywałam helikopterem w stronę najbardziej nieuchwytnego miejsca w jakie mogłam się skierować. Mason na pewno już wiedział, że mnie nie ma. W końcu łącznie z przesiadką zajęło mi to 15 godzin. Mason najpierw będzie mnie szukał w okolicy, później w naszym rodzinnym miasteczku i dopiero zainteresuje się lotniskami. Zapłaciłam mężczyźnie, a ten dał mi swoją wizytówkę jakby kiedyś trzeba było po mnie przylecieć. Wygrzebałam klucze z torebki i otworzyłam drzwi od mojego domku przy plaży. Miejsce było odosobnione i bardzo spokojne. Usiadłam na kanapie i odetchnęłam z ulgą. Pierwszy raz od miesięcy nikt nie mówił mi co mam robić. Z mojego telefonu wyjęłam baterię, a przerzuciłam się na telefon na kartę. Wybrałam pierwszy numer, który uznałam za najodpowiedniejszy.
-Halo?-Usłyszałam niepewny głos mojej przyjaciółki.
-Suzie? Tu El.
-Czemu dzwonisz z takiego numeru?-Zapytała podejrzliwie.
-Posłuchaj. Zaraz dostaniesz ode mnie połączenia na video rozmowę i powinno Ci się wyświetlić, że dzwonię z Alaski, więc odbierz to.
-Czemu dzwonisz z Alaski?
-Zaraz pogadamy.
Rozłączyłam się i włączyłam laptopa. Mój VPN ustawiał automatycznie lokalizację na Alaskę, a komputer miał tak dobre zabezpieczenia, że Mason może spróbować mi się włamać do komputera, ale w życiu mu się to nie uda. Suzie odebrała, a na wyświetlaczu mojego laptopa wyświetliła się jej zmartwiona mina.
-Mam ci trochę do opowiedzenia.-Zaczęłam dosyć ciężką rozmowę.-Na wstępie powiem, że mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. Pamiętasz Masona Jonesa?
-Tego z liceum?-Ściągnęła brwi w zdezorientowaniu.
-Tak. No więc ogólnie to miałam ostatnio szansę trochę odnowić z nim kontakt.
-Co to znaczy odnowić kontakt?
-Uprawialiśmy seks.-Powiedziałam bez owijania w bawełnę.
-Ile razy?-Westchnęła nie do końca zadowolona.
-Przy 6 przestałam liczyć. Nie do końca w tym jest problem. W sensie głównie w tym, ale chodzi o to, że wpakowałam się trochę w kłopoty.-Na jej twarzy pojawił się ogromny grymas.
-Jakie kłopoty?
-Mason stał się trochę toksyczny i mówiąc trochę mam na myśli bardzo. Spanikowałam i wyjechałam z kraju. Nie powiem Ci gdzie jestem, bo lepiej żeby nikt o tym nie wiedział, w razie czego jakby mnie szukał. Nikomu nie możesz o tym powiedzieć.-Opowiedziałam jej wszystko z powagą.
-Przecież byśmy sobie poradzili z nim. Nie musiałaś opuszczać kraju.-Powiedziała z politowaniem.
-Suzie...- Przerwałam na moment.- Jestem w ciąży.
-Boże. Nie wiesz co to antykoncepcja?-Zbeształa mnie.
-Odezwała się.-Próbowałam się bronić.
-Ile czasu zamierzasz tam spędzić?
-Jeśli będzie trzeba to urodzę tu dziecko.- Powiedziałam z obawą, że to może być prawda.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę o mniej ważnych rzeczach. Skonsultowałam się jeszcze z mamą, żeby się nie zamartwiała, ale jej powiedziałam, że mój telefon się zepsuł i szybko kupiłam inny na kartę. Powiedziałam jej o ciąży, ale nie zagłębiałam się w szczegóły. O dziwo nie była na mnie zła, tylko przejęta, że zostanę samotną matką. Wysłałam również maila Alice, żeby wszystkie dokumenty wysyłała mi na maila, a ja będę podpisywać je elektronicznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro