Pójdźmy na układ
Wstałam średnio wypoczęta. Wykonałam tradycyjną poranną toaletę i założyłam zwykły dres. Zeszłam do kuchni gdzie krzątał się Mason.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Wyspałaś się?
-Nie bardzo.
-Ja też. Zjesz naleśniki?
-Jasne.
Obserwowałam jak miesza dokładnie składniki. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie alarm, który rozległ się po całym domu. Spojrzałam lekko zestresowana na Masona. Chłopak pośpiesznie wyciągnął dwa pistolety. Jeden z nich podał mi.
-Zwariowałeś?
-Idź do piwnicy.-Rozkazał mi olewając moje pytanie.
Zrobiłam, co kazał. Alarm ucichł, ale nie mogłam usłyszeć też niczego innego. Wsłuchiwałam się dokładnie. W końcu udało mi się zarejestrować kroki. Prawdopodobnie trzech osób. Ściany były za grube żebym mogła cokolwiek usłyszeć. Klamka zaczęła się ruszać, dlatego wycelowałam pistolet w stronę drzwi.
-Kurwa mać, to ja.-Mason przeklął widząc, że kilka sekund i zbierałabym go z podłogi.
-Trzeba było zapukać jakoś specjalnie, albo otwierając powiedzieć, że to ty! Miałam się domyślać, że to nie jest nikt kto strzeli pierwszy?-Zaczęłam go pouczać wychodząc z piwnicy.
-Czy wy oboje powariowaliście?-Matthew zapytał widząc broń w mojej ręce.
-Trzeba było zadzwonić, a nie uruchamiać alarm.-Zbeształam go.
Zaczęłam robić sobie kawę, ale widziałam, że się do mnie uśmiecha. Uległam i zaczęłam robić też jemu. Wzięłam karmel i polałam nim boki kubka. Do środka wsypałam kostki lodu. W osobnym kubku zrobiłam kawę rozpuszczalną, ponieważ nienawidził fusów, i osłodziłam ją. Dolałam ja do kubka z lodem, do którego wcześniej wlałam też mleko. Do środka wcisnęłam jeszcze trochę karmelu. Na górę dodałam bitą śmietanę, która została jeszcze polana karmelem. Nie wiem czy to było zabawne czy smutne, że Mason nie był w stanie wypić innej kawy. Podałam mu kubek i wzięłam swój. Nasi goście nie chcieli nic do picia. Usiedliśmy wszyscy w salonie i chwilę rozmawialiśmy.
-Muszę chwilę popracować, ale później jestem do waszej dyspozycji.-Wstałam i poszłam do swojego pokoju.
Czytałam raporty, które dzisiaj zdawały mi się bardzo długie. Minęło już około godziny. Drzwi lekko się uchyliły, a za nimi dostrzegłam sylwetkę mojego współlokatora.
-Co robisz?-Zapytał wchodząc do środka.
-Pracuję.
-Przechowasz mnie?-Spojrzał na mnie z nadzieją.-Nie chcą dać mi spokoju.
-Mam wyjście?-Uniosłam brew.
-Nie.-Rzucił się na łóżko obok mnie.
Pracowałam dalej, a brunet dokładnie obserwował każdy mój ruch. Statystyki jak zawsze były bardzo dobre. Z każdym raportem coraz lepsze.
-Jesteś w tym naprawdę dobra.
-Wiem po prostu czym się zajmuję.-Wzruszyłam ramionami.-Studiowałam to, poza tym jak byłam młodsza to lubiłam patrzeć jak mój wujek pracuje.
-Ja się totalnie na tym nie znam.
-Dopiero zaczynasz.-Wzruszyłam ramionami.
-Niby tak, ale i tak muszę już podpisywać jakieś rzeczy i skąd mogę wiedzieć, co podpisać, a co nie.
-Masz te papiery?-Westchnęłam.
-Nie chcę Cię wykorzystywać.
-Przynieś.-Rozkazałam.
Chwilę później otrzymałam pokaźnych rozmiarów stosik. Zaczęłam dokładnie wszystko przeglądać. Układałam wszystko na dwie kupki. Jedna do podpisania, druga do zniszczenia.
-Wiesz w ogóle co to?-Zapytałam go trzymając jedną z kartek.
-Nie bardzo.-Zakłopotał się.
-Camille Ci to wcisnęła żebyś podpisał, że przepisujesz na nią swoje akcje.
-Żartujesz.-Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Nie.-Podałam mu papier i wskazałam gdzie ma patrzeć.
Wziął kartkę i od razu odrzucił ją na stosik do zniszczenia. Po około 40 minutach skończyliśmy ze wszystkim.
-Powiedziałaś ostatnio, że nie boisz się umrzeć.-Zaczął rozmowę.
-A czego tu się bać. Przeżyłam swoje, nie mam komu tego wszystkiego przekazać. Umierasz i to tyle. Nie istniejesz, nie cierpisz, nic nie czujesz.
-Pójdźmy na układ. Jeśli do 35 roku życia nie zrobisz sobie dziecka to ja Ci je zrobię.
-Po co mi dziecko?-Zaśmiałam się cicho na jego propozycję.
-Żebyś miała pewność, że na kogoś przepiszesz majątek.
-A co jak się ożenisz?
-Po pierwsze to mało prawdopodobne, a po drugie to nikt nie musi wiedzieć, kto zrobił Ci dziecko.-Uśmiechnął się dumny z siebie.
-Jesteś okropny.-Skomentowałam jego pomysł i wstałam z łóżka.
Postanowiliśmy wyjść na obiad. Wróciliśmy dosyć późno. Usiadłam na kanapie obok Masona, chcąc spędzić z nimi jeszcze trochę czasu, ale nie mogłam się skupić na rozmowie.
Mason
Widziałem jak El powoli usypia na kanapie. Nie chciała być niemiła i iść spać tak wcześnie, ale poprzedniej nocy się nie wyspała. Widząc, że jest już na skraju owinąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do klatki piersiowej. Nie miała nawet siły, żeby zwrócić na to uwagę.
-Nie mogła spać w nocy.-Wytłumaczyłem zaistniałą sytuację.
Przykryłem ją kocem i rozmawiałem jeszcze trochę z moją rodziną. Wszyscy w końcu postanowiliśmy pójść spać. Uniosłem delikatnie blondynkę i zaniosłem na górę. Była tak zmęczona, że nawet się nie zorientowała, że zmieniła położenie. Przykryłem ją kołdrą i przymknąłem za sobą drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro