Nie nazywaj mnie tak
-Jakaś kobieta do Pani, twierdzi, że jest Pańską teściową.-Oznajmiła mi Alice.
Zastanawiałam się chwilę nad jej słowami, bo nie mogłam się zorientować o co chodzi. Wszystko się rozjaśniło, gdy dostrzegłam kątem oka mamę Masona za moją asystentką.
-Wpuść.
-Cześć, kochanie.-Powiedziała uradowana kobieta.
-Dzień dobry.-Posłałam jej ciepły uśmiech.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Oczywiście, że nie. Tak właściwie zaraz miałam jechać do domu. Jak mnie Pani znalazła?-Zaciekawiłam się.
-Matthew mnie przywiózł, ale jest teraz u Masona.-Wytłumaczyła szybko.-Jak się czujesz?
-W porządku. Lekarz też mówi, że wszystko dobrze.
-A psychicznie?-Spojrzała na mnie z troską.
-Też.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Wiem, że nie masz kontaktu z Masonem. Nie zdążyłam poznać jeszcze żadnych szczegółów.-Weszła na drażliwy temat.
-Radzę sobie. Tak naprawdę po prostu wróciłam do momentu sprzed kilku miesięcy. Wiadomo, że byłam na początku lekko zagubiona, ponieważ tak jak Pani, nie wiem czemu tak się stało.
-Mason od zawsze miał trudny charakter, ale kilka lat temu zaczął się jeszcze bardziej zamykać na innych.-Wiedziałam o czym mówi, bo sama mogłam obserwować w liceum jak z roku na rok coraz bardziej się zmienia.
-Nie ma co się rozczulać nad rozlanym mlekiem.-Posłałam jej jak najbardziej wiarygodny uśmiech.-Jeśli ma Pani ochotę to możemy pojechać do mojego mieszkania, ugotuję jakiś obiad.-Zaproponowałam.
-Z chęcią.
Ja
Przyjeżdżasz na obiad?
Matthew
Wiadomo
Przepuściłam kobietę w drzwiach i dałam jej się rozgościć.
-Masz piękne mieszkanie.-Stwierdziła obserwując salon połączony z kuchnią.
-Dziękuję. Niech się Pani czuje jak u siebie.
-Uu dostajesz prezenty.-Stwierdziła. Spojrzałam na niebieska torebkę, która trzymała w rękach.
-Szczerze to pierwszy raz widzę na oczy tą torbę.-Powiedziałam zaczynając kroić kurczaka do makaronu.
-Czyli jakiś cichy wielbiciel podrzuca Ci prezenty do mieszkania?-Poruszyła zabawnie brwiami.
-Oprócz mnie tylko Mason ma klucze od tego mieszkania.-Odpowiedziałam jej cicho.-Może Pani otworzyć.
Wyciągnęła z torebki dwie szare poszewki na poduszki ozdobne i wazon. Uśmiechnęłam się na ich widok, ale jednocześnie poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku.
-Cudowne. Podobają Ci się?
-Tak.-Udawałam, że wszystko w porządku.
Poszłam otworzyć drzwi słysząc dzwonek. Szeroko uśmiechnięty Matt wszedł do mojego mieszkania.
-To co jemy?
-Makaron.
Dokończyłam robienie makaronu ze szpinakiem, kurczakiem i pomidorami suszonymi. Nałożyłam danie ładnie na talerze.
-Czego się napijecie?
-Wszystko jedno, tylko nie procentowe, bo Matthew musi nas dowieźć do Masona.-Odpowiedziała mi kobieta.
-Ja was mogę odwieźć, jeśli macie ochotę na jakieś wino.-Zaoferowałam.
-Nie będziemy Cię ciągnąć.
-To naprawdę nie problem.
-Na pewno?-Kobieta dalej była niepewna.
-Na pewno.-Odpowiedziałam wyciągając dwa kieliszki na wino.
Położyłam wszystko na stole i zabraliśmy się za jedzenie. Cały czas zachwycali się smakiem. Rozmawialiśmy głównie o głupotach. Bardzo miło spędzało mi się czas w tym towarzystwie. Mogłam zaobserwować, że Matt był bardziej zżyty z mamą niż Mason. Prawdopodobnie dlatego, że to głównie na Masona ojciec zwracał uwagę i kreował go na swojego żołnierza. Zaczęło robić się późno, więc zaczęliśmy się zbierać. Zapakowałam ich do samochodu i odjechałam w dobrze znanym mi kierunku. Zaparkowałam na podjeździe i wysiadłam z auta, ponieważ musiałam złożyć fotel, żeby wypuścić Matta siedzącego z tyłu. Urok sportowych samochodów. Światło w kuchni się świeciło ukazując sylwetkę Masona i rude kudły. Dźwięk samochodu zwrócił uwagę pary. Złapałam z brunetem trochę za długi kontakt wzrokowy, ponieważ przerwał mnie dopiero głos jego mamy.
-Dziekuję, El. Muszę znacznie częściej odwiedzać synową.-Przytuliła mnie.
-Zdaje się, że Camille jest Pani synową.-Powiedziałam zakłopotana.
-To rude babsko w życiu nie będzie moja rodziną. Z resztą to i tak tylko tymczasowy układ. Dbaj o siebie El i pamiętaj żeby dzwonić.-Upomniała mnie i poszła w stronę wejścia.
-Pa młody.
-Nie jestem już taki młody.-Udawał oburzonego.
-Możesz dopiero od roku legalnie pić alkohol.
-Pa El.-Przytulił mnie i odszedł za swoją matką.
-Dzięki Ellie za przywiezienie mojej przyszłej teściowej i szwagra.-Usłyszałam piskliwy głos przez okno.
-Nie nazywaj mnie tak.-Powiedzieli chórem.
Zaśmiałam się pod nosem i odjechałam w stronę domu.
Mason
-Chcę z tobą porozmawiać na osobności.-Zwróciła się do mnie mama.
-Mam gościa.
-Masz też matkę, ale to chyba się już nie liczy.-Zabrzmiała bardzo oschle.
-Chodź.-Westchnąłem i poszedłem z nią do salonu.
-Co się z tobą dzieje?-Zaatakowała mnie.
-Nie rozumiem.-Zmarszczyłem brwi.
-Jesteś ciągle nieobecny i oschły dla innych. Co się stało?
-To przez tatę.-Usiadłem zrezygnowany w fotelu.
-Co zrobił?-Wyglądała na zdenerwowaną.
-Miał rację. Złamałem zasady i musiałem to naprawić.
-Zasady twojego ojca są głupie. Jestem zaskoczona, że w ogóle bierzesz je pod uwagę. Jest tylko jedna, która ma sens, ale zdaje się, że nawet twój ojciec o niej zapomniał. Wiesz o jakiej mówię?-Patrzyła na mnie z troską.
-Nie wydaje mi się.
-Zawsze stawiaj rodzinę na pierwszym miejscu. Pamiętaj tylko, kto jest twoją prawdziwą rodziną.-Potarła mnie po ramieniu i opuściła pomieszczenie.
-Elen nigdy nie będzie moja rodziną. Nie chcę żeby miała ze mną cokolwiek wspólnego.
-To, że straciła dziecko to nie jej wina i wcale nie znaczy, że nie może być naszą rodziną.
-Nie rozumiesz.-Przetarłem twarz dłońmi. -To moja wina. Ojciec zlecił żeby jej coś wstrzyknęli. Nawet się nie zorientowała, a ja mogłem to przewidzieć. Kazał mi się jej pozbyć i powiedział, że dziecko nie będzie stanowiło problemu. Jak się dowie to mnie do końca znienawidzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro