Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mandy

Mason w ostatnich dniach oprócz tego, że ciągle mnie przepraszał, to starał się mnie wyręczać we wszystkim i nigdzie nie puszczać samej. Miałam świadomość, że robi to z poczucia winy i może trochę troski, jednak potrzebowałam chwili dla siebie, a Mason też zaczynał zaniedbywać swoje obowiązki. Zalałam kubek z herbatą wodą i postawiłam go przed moim bratem.

-Na jak długo przyjechałeś?

-Na dwa dni, a później zabieram mamę do domu na ślub Jacksona.

-Kurwa, zapomniałam o nim.-Schowałam twarz w dłonie.

-Nie chcę cię denerwować Ellie, ale zostały Ci 4 dni, a słyszałem też, że podobno bierzesz osobę towarzyszącą.

-Kurwa.-Zaklęłam po raz drugi.-Trudno, włożę w kopertę jak za dwie osoby, a pójdę sama. Ciekawe tylko w co się ubiorę.

-Czemu nie weźmiesz Masona?-Miałam wrażenie, że całą rozmowę czekał na możliwość zadania mi tego pytania. 

-Ostatnio nie ma nawet chwili dla siebie, poza tym wolałabym mu oszczędzić jakiś głupich komentarzy ze strony naszej rodziny i wielkiego dociekania, czy jesteśmy razem, dlaczego nie, dlaczego nie znajdę sobie kogoś i przyprowadzę na wesele, a nie znajomego.

-Więc przyprowadź Masona, który nie będzie twoim znajomym.

-Nie przeginaj.-Pogroziłam mu.

-Gdzie mnie zabierasz?-Mason wszedł do kuchni.

-Nigdzie.-Odpowiedziałam szybko.

-Na ślub naszego kuzyna Jacksona.-Wtrącił się mój brat.

-Jackson się żeni?-Zdziwił się.-Kiedy?

-Za 4 dni.-Wymamrotałam. 

-I powiedziałaś, że będziesz z osobą towarzyszącą?-Zaczął się domyślać. Pokiwałam tylko zażenowana głową.- Oj kochana jesteś w gównianej sytuacji.

-Nie pierdol.-Zgromiłam go wzrokiem.

-Z chęcią będę Ci towarzyszył.-Wyszczerzył się.

-Nie prosiłam.

-I tak wiesz, że bym pojechał.-Wzruszył ramionami. Miał rację. Byłam świadoma, że nie wyjdę bez niego z domu, a co dopiero wyjadę na weekend do rodzinnego miasteczka.

-Wiem.-Przyznałam mu rację. Dzwonek jego telefonu skutecznie wykurzył go z kuchni.- Wiesz, czy przyjedzie on?-Poruszałam nerwowo palcami.

-Dalej nie wymawiasz jego imienia?

-Nie mam już 15 lat. Jestem w stanie wymówić jego imię.-Powiedziałam stanowczo jednak liczyłam, że nie będę musiała tego udowadniać.

-Z tego co wiem to nie.-Westchnął, na co ja tylko skinęłam głową.-Pytał o ciebie.-Powiedział po chwili.

-Wiesz, że nie lubię jak mnie okłamujesz, a tym bardziej jak robisz to z litości.-Nawet przez chwilę nie uwierzyłam w jego słowa.

-Wybacz. Widzimy się w sobotę.-Pocałował mnie w policzek i wyszedł.

Jęknęłam sfrustrowana i poszłam do swojego pokoju. Ubrałam się w bardziej wyjściowe ciuchy i zebrałam wszystko co potrzebne do torebki.

-Gdzie się wybierasz?-Mason stanął w drzwiach torując mi drogę.

-Do sklepu.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-W takim razie chodźmy.

-Mogę pojechać przecież sama.

-Nie musisz mi o tym za każdym razem przypominać.-Wyraźnie się napiął.

-Przepraszam.-Powiedziałam cicho i przecisnęłam się koło niego.

-Hej.-Złapał mnie za łokieć.-To ja przepraszam. Za wszystko przez co przeszłaś i za to, że ja teraz nie daję Ci żyć, ale nie mogę sobie pozwolić na to żeby sytuacja się powtórzyła.-Zapadła między nami cisza, podczas której patrzyliśmy sobie w oczy. Skinęłam głową i odwróciłam się na pięcie. 

Mason usiadł na miejscu kierowcy. Ciszę w samochodzie wypełniało tylko radio. Odłożyłam telefon na deskę rozdzielczą i zaczęłam szukać w torebce swojego kalendarza. Mason przejechał przez próg zwalniający przez co mój telefon się zsunął i z hukiem uderzył o ziemię.

-Kurwa.-Wymamrotałam i schyliłam się w poszukiwaniu przedmiotu.

-Spadł mi pod nogi.

Bez żadnego zastanowienia odpięłam pas dla większego dostępu i wsunęłam głowę pod kierownicę. Chwilę zajęło mi odszukanie telefonu, ale w końcu mi się to udało. Podparłam się ręką na fotelu kierowcy i powoli wysunęłam głowę. Usłyszałam jak brunet głośno wciąga powietrze i dopiero wtedy zorientowałam się, że moja ręka znajdowała się między jego nogami, a głowa idealnie nad jego przyrodzeniem.

-Przepraszam.-Mruknęłam i wróciłam na swój fotel.

Nie miałam szczególnej ochoty chodzić po sklepach ale nie miałam też za dużego wyjścia. Przeglądałam sukienki na wieszakach, a Mason kręcił się po sklepie i oglądał jakieś koszule.

-Przepraszam, myślę że w tej będzie ci do twarzy.-Usłyszałam damski głos, więc spojrzałam w jego kierunku. Dobiegał on od młodej kobiety pokazującej właśnie Masonowi czarną koszulę. Była ubrana inaczej niż inne ekspedientki, więc raczej tam nie pracowała.-Myślę, że świetnie uwydatni mięśnie.- Położyła mu rękę na bicepsie. Wróciłam do oglądania sukienek i udawałam, że wcale mnie nie interesuje zaistniała sytuacja.

-Tylko się rozglądam.-Odpowiedział jej brunet, ale nie pożałował jej uśmiechu.

-Z chęcią porozglądam się z tobą, na pewno przyda Ci się kobieca opinia. Jestem Mandy.-Wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą uścisnął.

-Jason.-Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zabrałam sukienki, które mi się podobały do przebieralni.

Po dobrych 20 minutach w końcu zdecydowałam się na szmaragdową, satynową sukienkę z rozcięciem na nodze. Zapłaciłam za nią i wyszłam przed sklep. Po krótkiej chwili Mason mnie zauważył, więc pożegnał się z nowo poznaną dziewczyną i dołączył do mnie. Droga powrotna minęła nam w ciszy. Schowałam sukienkę do garderoby i usiadłam z kubkiem herbaty na tarasie. Rozkoszowałam się chwilą dla siebie, których w ostatnim czasie nie miałam za wiele. Słońce powoli zachodziło, ale temperatura wciąż była przyjemna. Drzwi się uchyliły, a ja nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto przez nie przeszedł. Usiadł obok mnie na tarasie, ale nie przerywał panującej ciszy, przez bardzo długo.

-Planujesz jakiś hotel na wesele?-Rozpoczął rozmowę.

-Szukam.

-Zostaniemy u mnie.

-Na pewno to nie problem?-Zakłopotałam się.-Nie chcę się narzucać.

-Przecież wiesz, że oprócz Matta nikt nas nawet nie zauważy.-Odpowiedział jakby to było oczywiste. Między nami znowu zapanowała cisza.

-Umówiłeś się z nią?- Odezwałam się po paru minutach.

-Z kim?-Zmieszał się lekko.

-Z Mandy. Wydawało mi się, że dała Ci swój numer.

-Dała, ale się z nią nie umówiłem.-Był lekko spięty.

-Czemu? Była tobą wyraźnie zainteresowana, a sama nie była przeciętnej urody.-Drążyłam temat.

-Chciałabyś, żebym się z nią umówił?-Przeszywał mnie wzrokiem.

-Chciałabym żebyś był szczęśliwy i korzystał z życia.-Złapałam z nim kontakt wzrokowy.

-Nie jest osobą, z którą byłbym szczęśliwy, El.-Intensywność jego spojrzenia zaczęła mnie płoszyć, dlatego spojrzałam z powrotem przed siebie.

-Rozumiem.-Skinęłam głową i obserwowałam niebo mieniące się na pomarańczowo.

-Nie sądzę, że rozumiesz.-Położył dłoń na moim policzku i delikatnie odwrócił moją twarz z powrotem w swoją stronę.

Wpatrywał się we mnie przez chwilę, powoli przysunął swoją twarz do mojej i złożył bardzo delikatny pocałunek na moich ustach. Nie opierałam się. Oboje tego chcieliśmy. Położyłam dłonie na jego policzkach i z powrotem przyciągnęłam jego twarz do siebie. Całowaliśmy się przez chwilę, jednak nasze pocałunki nie były przepełnione pożądaniem. Były z serii tych zabawnie łaskoczących w brzuchu, pozostających w pamięci na bardzo długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro