Mandy
Mason w ostatnich dniach oprócz tego, że ciągle mnie przepraszał, to starał się mnie wyręczać we wszystkim i nigdzie nie puszczać samej. Miałam świadomość, że robi to z poczucia winy i może trochę troski, jednak potrzebowałam chwili dla siebie, a Mason też zaczynał zaniedbywać swoje obowiązki. Zalałam kubek z herbatą wodą i postawiłam go przed moim bratem.
-Na jak długo przyjechałeś?
-Na dwa dni, a później zabieram mamę do domu na ślub Jacksona.
-Kurwa, zapomniałam o nim.-Schowałam twarz w dłonie.
-Nie chcę cię denerwować Ellie, ale zostały Ci 4 dni, a słyszałem też, że podobno bierzesz osobę towarzyszącą.
-Kurwa.-Zaklęłam po raz drugi.-Trudno, włożę w kopertę jak za dwie osoby, a pójdę sama. Ciekawe tylko w co się ubiorę.
-Czemu nie weźmiesz Masona?-Miałam wrażenie, że całą rozmowę czekał na możliwość zadania mi tego pytania.
-Ostatnio nie ma nawet chwili dla siebie, poza tym wolałabym mu oszczędzić jakiś głupich komentarzy ze strony naszej rodziny i wielkiego dociekania, czy jesteśmy razem, dlaczego nie, dlaczego nie znajdę sobie kogoś i przyprowadzę na wesele, a nie znajomego.
-Więc przyprowadź Masona, który nie będzie twoim znajomym.
-Nie przeginaj.-Pogroziłam mu.
-Gdzie mnie zabierasz?-Mason wszedł do kuchni.
-Nigdzie.-Odpowiedziałam szybko.
-Na ślub naszego kuzyna Jacksona.-Wtrącił się mój brat.
-Jackson się żeni?-Zdziwił się.-Kiedy?
-Za 4 dni.-Wymamrotałam.
-I powiedziałaś, że będziesz z osobą towarzyszącą?-Zaczął się domyślać. Pokiwałam tylko zażenowana głową.- Oj kochana jesteś w gównianej sytuacji.
-Nie pierdol.-Zgromiłam go wzrokiem.
-Z chęcią będę Ci towarzyszył.-Wyszczerzył się.
-Nie prosiłam.
-I tak wiesz, że bym pojechał.-Wzruszył ramionami. Miał rację. Byłam świadoma, że nie wyjdę bez niego z domu, a co dopiero wyjadę na weekend do rodzinnego miasteczka.
-Wiem.-Przyznałam mu rację. Dzwonek jego telefonu skutecznie wykurzył go z kuchni.- Wiesz, czy przyjedzie on?-Poruszałam nerwowo palcami.
-Dalej nie wymawiasz jego imienia?
-Nie mam już 15 lat. Jestem w stanie wymówić jego imię.-Powiedziałam stanowczo jednak liczyłam, że nie będę musiała tego udowadniać.
-Z tego co wiem to nie.-Westchnął, na co ja tylko skinęłam głową.-Pytał o ciebie.-Powiedział po chwili.
-Wiesz, że nie lubię jak mnie okłamujesz, a tym bardziej jak robisz to z litości.-Nawet przez chwilę nie uwierzyłam w jego słowa.
-Wybacz. Widzimy się w sobotę.-Pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Jęknęłam sfrustrowana i poszłam do swojego pokoju. Ubrałam się w bardziej wyjściowe ciuchy i zebrałam wszystko co potrzebne do torebki.
-Gdzie się wybierasz?-Mason stanął w drzwiach torując mi drogę.
-Do sklepu.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-W takim razie chodźmy.
-Mogę pojechać przecież sama.
-Nie musisz mi o tym za każdym razem przypominać.-Wyraźnie się napiął.
-Przepraszam.-Powiedziałam cicho i przecisnęłam się koło niego.
-Hej.-Złapał mnie za łokieć.-To ja przepraszam. Za wszystko przez co przeszłaś i za to, że ja teraz nie daję Ci żyć, ale nie mogę sobie pozwolić na to żeby sytuacja się powtórzyła.-Zapadła między nami cisza, podczas której patrzyliśmy sobie w oczy. Skinęłam głową i odwróciłam się na pięcie.
Mason usiadł na miejscu kierowcy. Ciszę w samochodzie wypełniało tylko radio. Odłożyłam telefon na deskę rozdzielczą i zaczęłam szukać w torebce swojego kalendarza. Mason przejechał przez próg zwalniający przez co mój telefon się zsunął i z hukiem uderzył o ziemię.
-Kurwa.-Wymamrotałam i schyliłam się w poszukiwaniu przedmiotu.
-Spadł mi pod nogi.
Bez żadnego zastanowienia odpięłam pas dla większego dostępu i wsunęłam głowę pod kierownicę. Chwilę zajęło mi odszukanie telefonu, ale w końcu mi się to udało. Podparłam się ręką na fotelu kierowcy i powoli wysunęłam głowę. Usłyszałam jak brunet głośno wciąga powietrze i dopiero wtedy zorientowałam się, że moja ręka znajdowała się między jego nogami, a głowa idealnie nad jego przyrodzeniem.
-Przepraszam.-Mruknęłam i wróciłam na swój fotel.
Nie miałam szczególnej ochoty chodzić po sklepach ale nie miałam też za dużego wyjścia. Przeglądałam sukienki na wieszakach, a Mason kręcił się po sklepie i oglądał jakieś koszule.
-Przepraszam, myślę że w tej będzie ci do twarzy.-Usłyszałam damski głos, więc spojrzałam w jego kierunku. Dobiegał on od młodej kobiety pokazującej właśnie Masonowi czarną koszulę. Była ubrana inaczej niż inne ekspedientki, więc raczej tam nie pracowała.-Myślę, że świetnie uwydatni mięśnie.- Położyła mu rękę na bicepsie. Wróciłam do oglądania sukienek i udawałam, że wcale mnie nie interesuje zaistniała sytuacja.
-Tylko się rozglądam.-Odpowiedział jej brunet, ale nie pożałował jej uśmiechu.
-Z chęcią porozglądam się z tobą, na pewno przyda Ci się kobieca opinia. Jestem Mandy.-Wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą uścisnął.
-Jason.-Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zabrałam sukienki, które mi się podobały do przebieralni.
Po dobrych 20 minutach w końcu zdecydowałam się na szmaragdową, satynową sukienkę z rozcięciem na nodze. Zapłaciłam za nią i wyszłam przed sklep. Po krótkiej chwili Mason mnie zauważył, więc pożegnał się z nowo poznaną dziewczyną i dołączył do mnie. Droga powrotna minęła nam w ciszy. Schowałam sukienkę do garderoby i usiadłam z kubkiem herbaty na tarasie. Rozkoszowałam się chwilą dla siebie, których w ostatnim czasie nie miałam za wiele. Słońce powoli zachodziło, ale temperatura wciąż była przyjemna. Drzwi się uchyliły, a ja nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto przez nie przeszedł. Usiadł obok mnie na tarasie, ale nie przerywał panującej ciszy, przez bardzo długo.
-Planujesz jakiś hotel na wesele?-Rozpoczął rozmowę.
-Szukam.
-Zostaniemy u mnie.
-Na pewno to nie problem?-Zakłopotałam się.-Nie chcę się narzucać.
-Przecież wiesz, że oprócz Matta nikt nas nawet nie zauważy.-Odpowiedział jakby to było oczywiste. Między nami znowu zapanowała cisza.
-Umówiłeś się z nią?- Odezwałam się po paru minutach.
-Z kim?-Zmieszał się lekko.
-Z Mandy. Wydawało mi się, że dała Ci swój numer.
-Dała, ale się z nią nie umówiłem.-Był lekko spięty.
-Czemu? Była tobą wyraźnie zainteresowana, a sama nie była przeciętnej urody.-Drążyłam temat.
-Chciałabyś, żebym się z nią umówił?-Przeszywał mnie wzrokiem.
-Chciałabym żebyś był szczęśliwy i korzystał z życia.-Złapałam z nim kontakt wzrokowy.
-Nie jest osobą, z którą byłbym szczęśliwy, El.-Intensywność jego spojrzenia zaczęła mnie płoszyć, dlatego spojrzałam z powrotem przed siebie.
-Rozumiem.-Skinęłam głową i obserwowałam niebo mieniące się na pomarańczowo.
-Nie sądzę, że rozumiesz.-Położył dłoń na moim policzku i delikatnie odwrócił moją twarz z powrotem w swoją stronę.
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, powoli przysunął swoją twarz do mojej i złożył bardzo delikatny pocałunek na moich ustach. Nie opierałam się. Oboje tego chcieliśmy. Położyłam dłonie na jego policzkach i z powrotem przyciągnęłam jego twarz do siebie. Całowaliśmy się przez chwilę, jednak nasze pocałunki nie były przepełnione pożądaniem. Były z serii tych zabawnie łaskoczących w brzuchu, pozostających w pamięci na bardzo długo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro