Chyba nie mogę oddychać
-Elen Cooper.- Usłyszałam głos dobrze już znanej mi pielęgniarki.
Weszłam do gabinetu, a zaraz za mną wszedł do niego Mason. Brunet nie pozwalał mi odejść od niego nawet na krok.
-Widzę, że dzisiaj z tatusiem.-Uśmiechnęła się szeroko lekarka.
-To się dopiero okaże.-Powiedział Mason pod nosem.-Chcielibyśmy zrobić test na ojcostwo.
-Mhm, jasne, ale dopiero po badaniu. Może zaczeka Pan na korytarzu?-Zmierzyła go wzrokiem.
-Nie trzeba.-Posłał jej fałszywy uśmiech.
-Wygląda wszystko dobrze.-Posłała mi ciepły uśmiech.
-Dobrze, dziękuję bardzo.-Odwzajemniłam go i zaczęłam ścierać zimną maź z brzucha.
-Decyduje się Pani na te badania?-Zeskanowała mnie wzrokiem.
-Tak.-Odpowiedziałam wiedząc, że nic dobrego nie wyniknie z mojego sprzeciwu.
-Proszę otworzyć buzię.-Pielęgniarka zwróciła się do Masona i pobrała mu wymaz z policzka.
Po zakończonej czynności podeszła do mnie i ścisnęła mi opaskę na ręce. Chwilę później zdezynfekowała odpowiednie miejsce i wbiła igłę w żyłę. Mając odpowiednią ilość krwi, wyciągnęła ze mnie igłę i zakleiła miejsce plastrem.
-Wyniki chcą Państwo na maila, czy droga pocztową?
-Na maila.-Mason podał swoją pocztę i opuściliśmy pomieszczenie.
*Dwa tygodnie później*
Siedziałam w salonie i przeglądałam nowe umowy na laptopie. Całe szczęście Mason nie odciął mnie nagle od wszystkiego. W większości momentów zachowywał się jakby nic się tak naprawdę nie stało. Czasami nawet mogłam dojrzeć w nim cień tego samego Masona, którego poznałam mając 16 lat.
-Przyszły wyniki.-Oznajmił mi nawet na mnie nie patrząc. Zacisnęłam dłonie mocniej na klawiaturze laptopa, zestresowana dalszym przebiegiem wydarzeń.
Patrzyłam jak dokładnie analizuje dokument. Nieświadomie zaczęłam podgryzać wargę. Gwałtownie zamknął klapę laptopa i schował twarz w dłonie.
-Kurwa.-Przeklął pod nosem.
Nie odzywałam się w obawie jaka byłaby jego reakcja. Obserwowałam dokładnie jak wstaje i zaczyna chodzić nerwowo po pomieszczeniu.
-To nawet zabawne, zawsze mówiłaś, że nie chcesz dzieci, a jednak nie starałaś się, żeby tak było.-Powiedział ironicznie.
-Mason, proszę uspokój się.-Powiedziałam cicho.
-Nie mów mi co mam robić!-Wydarł się i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
Pierwszy raz w życiu spowodował u mnie strach. Skuliłam się w fotelu i obserwowałam jego zachowanie. Dopiero po chwili zrozumiałam co tak właściwie się dzieje.
-Masz atak paniki?
-Nie wiem.-Ledwo, co mi odpowiedział.
Zerwałam się z fotela i otworzyłam okno. Pomogłam mu koło niego usiąść i starałam się pomóc mu uspokoić. Kucnęłam koło niego i zaczęłam delikatnie głaskać jego plecy.
-Spokojnie, skarbie. Wszystko się ułoży.-Nie wiedziałam zbytnio co robię.
-El?-Powiedział niepewnie.
-Tak?
-Chyba nie mogę oddychać.
-Spójrz na mnie. Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sam, rozumiesz?-Widziałam, że żadne moje słowa do niego nie docierają.
Przypomniałam sobie jedną kluczową rzecz. Aby zatrzymać atak paniki trzeba unormować pracę serca, a na to najlepsze jest wstrzymanie oddechu. Złapałam go z policzki i złączyłam gwałtownie nasze usta. Całowałam go przez chwilę z nadzieją, że to zadziała. Odsunęłam się od niego i przeanalizowałam jego twarz.
-Jak to zrobiłaś?-Zapytał cicho.
-Gdy Cię pocałowałam wstrzymałeś powietrze.-Wzruszyłam ramionami.
-Dziękuję.
Skinęłam głową i wstałam z podłogi. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do swojego pokoju. 15 minut później drzwi od pomieszczenia otworzyły się ukazując sylwetkę Masona.
-Widziałaś, że masz zjazd absolwentów z liceum?
-Tak, bo przeczytałeś to na mojej poczcie.-Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Odpisałem, że będziemy.
-Przecież to nie jest twój rocznik.
-Dlatego idę jako twoja osoba towarzyszącą.-Powiedział jakby to było oczywiste.
-Ale ja nie idę.-Zaprotestowałam.
-Idziesz.-Upierał się przy swoim.
-Nie mam sukienki.-Wymyśliłam na poczekaniu.
-To wstawaj.
-Po co?-Zmarszczyłam brwi.
-Kupimy sukienkę.-Powiedział jakby to było oczywiste.
Nie dał mi możliwości sprzeciwu, bo opuścił pomieszczenie. Westchnęłam cicho i wstałam z łóżka. Wciągnęłam na stopy trampki i czekałam, aż brunet do mnie dołączy. Nie musiałam czekać zbyt długo, bo chwilę później zaczął zbiegać po schodach. Chodziliśmy po galerii, ale ciężko było znaleźć coś co by pasowało. Znalazłam wreszcie cudowny zielony kombinezon, który leżał na mnie idealnie. Zapłaciłam za moją nową zdobycz i wróciliśmy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro