Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Camille Miller

Gabi przyszła robić mi dzisiaj paznokcie. Uznała, że to najlepszy termin skoro za kilka godzin wyjeżdżamy na konferencję.

-Jak z Abigail?-Zaczęła temat.

-Nie żartuj nawet. Jak ona się kiedyś z własnej woli i grzecznie do mnie odezwie to to będzie święto międzynarodowe.

-Najgorsze jest to, że tu mieszkasz, więc większość czasu z nią spędzasz.-Powiedziała nie odrywając wzroku od moich paznokci.

-Myślę, że najgorsze dopiero przede mną. Już robiła aferę, że nie jedzie na konferencję i Mason jedzie sam ze mną.

-Jaki sobie kolor trumny życzysz?-Uśmiechnęła się do mnie.

-Myślę, że będę w takim stanie, że jedynie zostanie mnie spalić.-Zaśmiałam się.

Spojrzałyśmy zaskoczone w stronę drzwi słysząc trzask. Nie wierzyłam własnym oczom. Abigail przeszła przez próg ciągnąc za sobą ogromną walizkę. Spojrzałam zdezorientowana na Masona, ale też wyglądał na zaskoczonego.

-Co tu robisz?-Zapytał jej.

-Jadę z wami.

-Rozmawialiśmy o tym.-Westchnął zrezygnowany.

-Jadę.-Upierała się przy swoim.

-Nie jedziesz.

-Co chcesz mieć na tych rękach?-Wróciła do paznokci, odciągając moją uwagę od szopki odgrywającej się obok mnie.

-Zdaje się na ciebie.

-A wybrałaś już w co się ubierzesz?

-Tak. Mogę Ci pokazać.

Poszłyśmy do mojego pokoju, gdzie miałam naszykowane wszystkie ubrania.

-Na pierwszy dzień planuję założyć to, ponieważ to taka tylko część wprowadzająca, więc żeby wyglądać elegancko, ale nie przesadzić.-Pokazałam jej wieszak z czerwonym kombinezonem.

-Boże, jaki śliczny.-Dotknęła materiału.

-A na drugi dzień, mam taką sukienkę. Na początku część oficjalna, później bankiet.-Pokazałam jej czarną sukienkę.

-Podoba mi się. Niby elegancka, ale to rozcięcie na nodze dodaje jej takiego pazura.-Przyjrzała jej się dokładnie.-Chyba już wiem.-Powiedziała po chwili i wróciłyśmy na dół.

Zaczęła nakładać lakier i różne pyłki. Nie znałam się na tym zbytnio, więc po prostu wykonywałam każde jej polecenie. Abigail już nie było. Odetchnęłam z ulgą widząc, że nie jedzie. Paznokcie wyszły cudownie.

Zostali z Nickiem jeszcze na chwilę, ale nie na długo, bo musieliśmy się spakować i wyjechać.  Na miejsce dotarliśmy po 40 minutach.

-Elen Cooper.-Podałam imię recepcjonistce, która zaraz podała mi moją kartę.

-Mason Jones.

-Proszę, Pana partnerka odebrała już klucz.-Uśmiechnęła się do niego uprzejmie.

-Kto?-Zmarszczył brwi.

-Camille Miller.-Spojrzała na niego niepewnie.

-Niech Pani powie, że to błąd.-Spojrzał na nią błagalnie.

-Tak jest zrobiona rezerwacja.-Upewniła się jeszcze w komputerze.

-Jest możliwość żeby ją Pani zmieniła?

-Niestety nie. Mamy pełne obłożenie.

-Dobrze, dziękuję.-Westchnął, wziął kartę i odszedł od lady.

-Powodzenia.-Zaśmiałam się i poklepałam go po plecach.

Ja miałam pokój sama, bo zaznaczyłam organizatorom, że będę sama. Masona wrzucili do Camille bo uznali, że skoro to wspólnicy to przyjadą razem. Odpoczęłam trochę, porozmawiałam z mamą i zaczęłam się szykować. Ułożyłam włosy w fale i zrobiłam mocny makijaż. Bazowałam na czarnym i złotym cieniu. Na usta nałożyłam pomadkę w tym samym kolorze, co kombinezon. Założyłam te same buty na słupku, co ostatnio do klubu. Standardowo byłam gotowa punktualnie. Otworzyłam drzwi i wpadłam w Masona.

-Czemu stoisz mi pod drzwiami?-Zmarszczyłam brwi.

-Chciałem zapukać, ale nie zdążyłem.-Powiedział zakłopotany.

-Jakim cudem jesteś tak wcześnie gotowy?

-Gdybyś miała pokój z Camille to też byś robiła wszystko, żeby wyjść z niego jak najszybciej.-Powiedział zdesperowanym głosem.

-Wierzę.-Zaśmiałam się i zamknęłam drzwi.

Zeszliśmy na salę. Stolik, do którego mnie przydzielono bardzo mnie zadowalał. Chłopak jednak był jeszcze bardziej załamany. Posadzili go po drugiej stronie sali w dodatku obok Camille. Ludzi było mnóstwo. W końcu zjechali się z całego świata. Nie byli to tylko właściciele, ale też dyrektorzy.

-Kogo moje oczy widzą.-Powiedziałam siadając obok Caroline.

-Elen.-Pisnęła zadowolona.

-Bałam się, że dostanę jakiś gówniany stolik. Wyobraź sobie usiąść z Camille.

-Nic nawet nie mów.-Wzdrygnęła się.-Ale mówiąc już o niej to ma podobno niezłego wspólnika.

-Słyszałam.-Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A widziałaś? Bo podobno niezłe ciacho.-Podekscytowała się.

-Widziałam, ale z tego co wiem to jest zajęty.

-Szkoda, a co u ciebie?

-Jakoś leci.

- Wyglądasz świetnie.

-Lata ciężkiej pracy.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Chciałbym serdecznie powitać wszystkich zgromadzonych na tegorocznej...-Zaczęło się.

Nie słuchałam go kompletnie. Pewnie gadał jak co roku jak to niesamowicie, że nas tak dużo i cieszy się, że nas widzi i w ogóle super zajebiście jest. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że to już koniec. Stanęłam z Caroline przy barze i czekałyśmy na drinki.

-Elen?-Usłyszałam za sobą męski głos.

-Ben?-Spojrzałam na wysokiego mężczyznę ubranego w garnitur. Był umięśniony, według mnie przesadnie. Ciemnej karnacji brunet o piwnych oczach.

-Dawno się nie widzieliśmy. Opowiadaj co u ciebie.-Uśmiechnął się szeroko.

-Wszystko w porządku. Standardowo nie mam się czym stresować w życiu zawodowym.-Zaśmiał się na moje słowa.

-A prywatnym?

-Już nie jest tak kolorowo.-Uśmiechnęłam się.

-Czemu?-Spojrzał na mnie podejrzliwie.

-Jestem 27 letnią samotną pracoholiczką.-Podsumowałam w skrócie moje życie.

-Ty samotna?- Uniósł brwi.

-Jest jak jest, ale mam współlokatora, więc mam do kogo się odezwać.

-Współlokatora?-Uniósł brew.

-To skomplikowane.-Skrzywiłam się.

-Nawet mi nie mów, że to jakiś twój były chłopak, który okazał się być chujem.

-Spokojnie, jestem przekonana, że nawet w tym momencie przechodzi przez piekło.-Uśmiechnęłam się widząc kątem oka rozżaloną minę Masona i Camille nadającą mu o czymś.-Myślę, że już swoje odpokutował. A co u ciebie?

-W porządku.-Wypuścił ciężko powietrze.-Rzucam się w wir pracy.

-Brzmi jak ciężkie rozstanie.-Spojrzałam na niego podejrzliwie.

-Powiedz mi, jak ty to robisz, że jesteś w stanie przejrzeć każdego człowieka?-Uśmiechnął się słabo.

-6 zmysł.-Powiedziałam dumnie.

-Ładnie Ci w tym blondzie.-Skomplementował mnie.

-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się.

-El?-Usłyszałam za sobą.

-Przepraszam na sekundę.-Powiedziałam do Bena i odwróciłam się w stronę Masona.-Słucham.

-Błagam Cię, uratuj mnie jakoś.-Spojrzał na mnie zdesperowanym wzrokiem.

-Widzisz te wszystkie kobiety?-Pokiwał twierdząco głową.-Tak duży miałeś wybór. Mimo tego wybrałeś Camille. Mówił Ci ktoś, że masz tragiczny gust co do kobiet?

-Co jest nie tak z Abigail?-Spojrzał na mnie podejrzliwie.

-Nic, ona jest wyjątkiem.-Uśmiechnęłam się nie do końca przekonywująco, ale nie skomentował tego.

-Pomożesz mi?-Spojrzał na mnie błagalnie.

-Nie ma opcji. Zbyt dobrze się bawię widząc jak Cię męczy.-Zaśmiałam się pod nosem.

-Nienawidzę Cię.-Mruknął.

-Doskonale o tym wiem.-Powiedziałam mu na odchodne.

-Pierwszy raz go tu widzę.-Skomentował Ben.

-To nowy wspólnik Camille.-Wyjaśniłam.

-Miller?-Ściągnął brwi w zdziwieniu.-Nie wiedziałem, że szuka wspólnika.

-Nie szukała. Straciła udziały w procesie sądowym.

-Czyli jest nowy w branży?

-W zasadzie to tak.-Pokiwałam głową.

-Czyli łatwo go będzie wygryźć.-Uśmiechnął się podstępnie.

-Możesz spróbować. Ma świetnego doradcę.-Rzuciłam mu wyzwanie.

-Kogo?

-Pozostaje anonimowy.-Mówiłam oczywiście o sobie.

Rozmawiałam jeszcze długo z Benem, a później przyłączyła się do nas Caroline. Mason posyłał mi tylko nienawistne spojrzenia. Wróciłam w dobrym humorze do pokoju i prawie od razu poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro