Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bo po martwą nie przyjdzie

Zbierałam właśnie swoje rzeczy. Musiałam podjechać dzisiaj na spotkanie. Pożegnałam się z Alice i wyszłam z biura. Stałam na parkingu i szukałam kluczy w torebce. Nie mam pojęcia jakim cudem wrzuciłam je tak głęboko. Znalazłam je w końcu i otworzyłam drzwi od strony pasażera, żeby zostawić rzeczy. Nie było mi dane dojść do drzwi kierowcy, bo przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nie znaczyło to jednak, że miałam zemdleć, tylko zakryto mi czymś głowę.

-Bez jaj.-Powiedziałam cicho.

Reszta działa się bardzo szybko. Zostałam wepchnięta do jakiegoś pojazdu i czułam jak szybko się poruszamy. Później wytargano mnie na zewnątrz i przywiązano do, jak mniemam, krzesła. Nie miałam możliwości żadnego ruchu. Czułam zapach wilgoci. Po jakimś czasie w końcu ściągnięto mi to coś i mogłam obserwować gdzie jestem. Dmuchnęłam przed siebie chcąc zabrać włosy z twarzy. Znajdowałam się w jakimś dziwnym hangarze. Nie mogłam stwierdzić po niczym gdzie się znajduję. Widziałam kilku mężczyzn wokół mnie. Jeden, nie bardzo wyróżniający się z tłumu, zaczął pewnie iść w moją stronę. Obserwowałam dokładnie każdy jego ruch. Jego przesadna odwaga trochę mnie bawiła.

-Wiesz czemu tu jesteś?-Starał się pokazać swoją wyższość nad moją osobą.

-Chcesz kupić ode mnie ciasteczka?-Zapytałam ironicznie.

-Bardzo zabawne. Jesteś tu przez swojego chłopaka.

-Kogo?-Zaśmiałam się.

-Mason Jones. Mówi Ci to coś?

-Tylko to, że ma żonę. Nie sądzisz, że bardziej na miejscu byłoby porwanie jej? Oczywiście to tylko luźna sugestia.-Odpowiedziałam z kpiną.-Panie z telefonem.-Skierowałam jego uwagę na mnie.-Ładnie przynajmniej wyglądam w tym aparacie?

-Jones zdaję się, że mam coś twojego.-Stanął za mną, przyłożył mi nóż do gardła i zwrócił się do telefonu.

-Mam udawać przerażoną?-Wtrąciłam się.

-Zamknij się kurwa.-Warknął.

-Kurwa, ale czemu od razu tak nie miło?-Oburzyłam się. Nie czułam strachu. Było mi wszystko jedno czy zrobi mi krzywdę czy nie.

-Pośpiesz się, bo działa mi na nerwy. Jeśli przesadzi to mogę szybko docisnąć ten nóż. Albo wykorzystać ją w inny sposób.-Wykorzystałam, że pochylił się nade mną i uderzyłam go głową w nos.

-Ty mała dziwko.-Zamachnął się i uderzył mnie siarczyście w policzek. Splunęłam mu, sączącą się z mojej wargi, krwią pod nogi.-Wyedytuj to.-Rozkazał.

-Ale ja myślałem...

-Spróbuj jeszcze raz położyć na niej kurwa chociaż palec.-Mężczyźnie przerwał dobrze znany mi głos.

-Idioto miałeś to nagrać, a nie dzwonić. Rozłącz się do chuja.

Z moich obliczeń wynikało, że minęło coś około dwóch godzin. Mężczyźni byli średnio mną zainteresowani. Siedzieli kilka metrów ode mnie i grali w karty. Zawiązali mi wokół głowy jakaś szmatkę i wsadzili do ust, bo chyba ich za bardzo drażniłam. W przeciwieństwie do nich dokładnie obserwowałam wszystko, co się działo. Moją uwagę przykuł jeden mężczyzna na antresoli, który po prostu padł. Nie wydało to jednak zbyt dużego dźwięku. Zaraz za nim kilka kolejnych mężczyzn na jego poziomie skończyło w ten sam sposób. Byłam świadoma co to oznacza. Zaczęłam wypychać chustkę językiem. Po wielu próbach udało mi się ją wypchnąć przed zęby. Dalej sprawa była bardzo łatwa. Wypchnięcie jej z mojej buzi zajęło już chwilę. W celu rozwiązania jej zaczęłam rozciągać ją brodą. Po chwili uzyskałam zamierzony skutek.

-Ten w czerwonej bluzie wkłada karty w rękaw.-Zwróciłam ich uwagę na siebie i jednocześnie sprawiłam, że nie zwracali uwagi na to, co dzieje się wokół nich.

-Widzę, że ktoś umie pracować językiem.-Odpowiedział mi ten ich, jak mniemam szef.-Już widzę, co Jones w tobie lubi.

-Nigdy jednak tego nie sprawdzisz.-Posłałam mu fałszywy uśmiech.

-Gdybym chciał to bym sprawdził.

-Nie sądzę.

-Czemu niby?-Lekko się irytował.

-Bo mam zęby, a to mogłoby zaboleć. Panie z obitą mordą naprzeciwko mnie. Widzę jak chowasz karty pod nogi.

Wszyscy przenieśli swoją uwagę na niego. Zaczęli się dochodzić jeszcze mniej skupiając się na otoczeniu.

-Czemu jej po prostu nie zabijemy?-W końcu któryś zapytał.

-Bo po martwą nie przyjdzie.-Odpowiedziałam mu.-Powiedz z resztą czemu jestem w to wplątana.-Zapytałam z prawdziwą ciekawością.

-Bo zaraz po tym jak zabił mojego brata przyszedł do ciebie.

Wszystko mi się rozjaśniło w tym momencie. Nie miałam oczywiście Masonowi za złe tej sytuacji. Zawsze byłam świadoma ryzyka jakie niesie za sobą znajomość z nim. W tej pozycji miałam idealny widok na to jak jeden mężczyzna wypada przez barierkę. To na pewno zwróci ich uwagę. Reszta działa się dosyć szybko. Ten, który nimi dyrygował oberwał w ramię, a później w nogę. Reszta uciekła zostawiając go w tyle.

-Spierdalaj jeśli Ci życie miłe.-Brunet wyłonił się z ciemności. Mężczyzna rzeczywiście go posłuchał i opuścił pomieszczenie.

-Czysto!-Ktoś krzyknął z oddali.

-Nic Ci nie jest?-Mason szybko do mnie dobiegł i zaczął rozwiązywać.

-Bywało lepiej.-Uśmiechnęłam się.

-Boli?-Obejrzał dokładnie moją wargę.

-Jego zabolało bardziej.-Nawiązałam do obitego przeze mnie nosa.-Kurwa jakie niewygodne to krzesło było.-Skomentowałam wreszcie mogąc z niego wstać.

-Jesteś taka głupia.-Zaśmiał się i zamknął mnie w mocnym uścisku.-Następnym razem jak ktoś będzie Ci przykładał nóż do gardła to sobie nie rób z niego żartów.

-Następnym razem?-Odsunęłam się od niego i uniosłam brwi.

-Wiesz o co mi chodzi.

-Muszę jechać do biura.-Zmieniłam temat.

-Już to załatwiłem. Znalazłem twój samochód i zaprowadziłem pod blok.

-Dziękuję.-Powiedziałam wdzięcznie.-Mógłbyś mnie odwieźć?-Zakłopotałam się lekko.

-Chodź.-Zaśmiał się widząc moje skrępowanie.

Weszłam ostrożnie do mieszkania, ale było puste.

-Muszę kupić nowe mieszkanie.-Westchnęłam i odpaliłam laptopa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro