Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bo Cię kurwa znam

Chodziłam w tą i z powrotem po pokoju. Stresowałam się, że czegoś nie spakowałam. Plus jest taki, że lecieliśmy prywatnym samolotem, dlatego nie musieliśmy się przejmować odprawą i długim pobytem na lotnisku.

-Przestań się tak kręcić.-Mason mnie zbeształ.

-Przestań siedzieć w telefonie.-Odgryzłam się.

-Wiesz ile zależy od tego telefonu?-Zapytał z lekką urazą.

-Przestań, Matthew się wszystkim zajmie.

-Zobaczymy jak dobrze.-Mruknął niezadowolony.

-Twój brat jest bardzo inteligentny i odpowiedzialny, więc uspokój się i zacznij w niego wierzyć.-Teraz to ja go upomniałam.

-Masz wszystko?-Westchnął i schował telefon.

-Mam nadzieję.

-To jedziemy.

Na lotnisku wszystko poszło szybko i gładko. Odetchnęłam z ulgą, gdy weszliśmy już do domu. Temperatura na dworze była wysoka, ale praktycznie taka sama jaką mieliśmy w domu. Nasmarowałam się kremem z filtrem i ubrałam się w strój kąpielowy. Gdy wszyscy już ogarnęli się po podróży, dołączyli do mnie na plaży. Opalałam się z Gabi i trochę plotkowałam. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc jak chłopaki chlapią się jak dzieci w wodzie.

-Szczerze to w życiu nie powiedziałabym, że on może być raz tak groźny, a drugim razem tak beztroski.-Zaczęła rozmowę.

-Ma dar.-Przyznałam jej rację.-Zmienia swoje emocje kiedy chce.

Wszyscy jak na razie byli bardzo zadowoleni wyjazdem. Siedzieliśmy w salonie, chcąc trochę się schłodzić.

-Moja propozycja na kolację to owoce morza.-Zaczął Ben, ale jego pomysł szybko przygasił kaszel Masona. Nie był to zwykły kaszel, tylko krztuszenie się po usłyszeniu jego propozycji.

-Nie lubię ryb, ani niczego co żyje w wodzie.-Wytłumaczyłam szybko i zaczęłam klepać przyjaciela po plecach. Nie obyło się bez kilku mocniejszych uderzeń, ponieważ zaczynała mnie drażnić jego ciągła krytyka, skierowana w stronę Bena.

-Pizza?-Spojrzał na wszystkich niepewnie.

-Jakiś kurczak.-Znowu wtrącił się brunet.

Byłam zirytowana, więc poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i umalowałam delikatnie.

-Idę na spacer.-Powiadomiłam wszystkich.

-Pójdę z tobą.-Ben od razu zgłosił się na ochotnika.

-Ja też.-Mason zerwał się z miejsca.

-Ktoś jeszcze?-Zapytałam widząc, że nagle chcą się pozabijać o ten spacer.

-My też pójdziemy.- Gabi odpowiedziała za swojego chłopaka.

-No przecież nie będziemy tu siedzieć jak wszyscy idą.- David zabrał głos.

Upewniłam się, że dom jest zamknięty i ruszyłam w stronę dobrze znanego mi sklepu. Był bardzo mały, ale prowadziła go przemiła starsza kobieta. Zawsze robiłam zakupy u niej i z nią chwilę rozmawiałam. Spacer bardzo mnie uspokoił.

-Jak wrócimy to wprowadzam się wreszcie do mieszkania.-Ben zaczął ze mną rozmowę.

-Naprawdę? To świetnie.-Nie ukrywałam entuzjazmu.

-Jak już się urządzę to zapraszam na kolację.-Posłał mi ciepły uśmiech.

-Z miłą chęcią.

Uśmiechnęłam się szeroko widząc napis „U Marie". Weszłam do środka i rozejrzałam się za właścicielką. Gdy już miałam przyznać z rezygnacją, że jej nie ma, usłyszałam za sobą jej lekko zachrypnięty głos.

-Panienka Elen?

-Marie.-Uśmiechnęłam się do niej.

-Gdzieś ty się podziewała?-Zamknęła mnie w szczelnym uścisku.

-Musiałam pilnie wracać do Ameryki i niestety nie miałam jak się pożegnać.

-Nic się nie dzieje, pokazuj tego malucha.- Zaczęła rozmowę, a mi mina zrzedła.

-Idźcie się rozejrzeć.-Odesłałam resztę, wiedząc, że Marie szybko nie zostawi tego tematu.- Nie ma malucha.-Uśmiechnęłam się słabo.

-Tak mi przykro kochanie.-Zamknęła mnie w szczelnym uścisku.

-To nic takiego. Zniosłam to dobrze.

-A tatuś?-Powiedziała z przekąsem.

-Trochę gorzej, ale też w porządku.-Mason doszedł do nas, a kobieta dokładnie zlustrowała go wzrokiem.

-Co za facet zostawia ciężarną kobietę samą?-Zaczęła go pouczać.

-Tak właściwie to akurat był mój wybór, że byłam tu sama.- Stanęłam w obronie chłopaka.

-Masz farta.-Pogroziła mu palcem.- Zapakuje Ci świeże pomarańcze. Sama dzisiaj rano zrywałam z ogródka.-Klasnęła radośnie w dłonie.

-Kupujemy oliwki?-Zapytał nas Ben.

-Stary, jak El weźmie je do ręki bez odruchu wymiotnego to będę pod wrażeniem.-Mason skrytykował kolejny jego pomysł.

-To prawda, Elen w ogóle się nie nadaje do tutejszej kuchni.-Poparła go staruszka.

-Ale jak chcesz to weź dla siebie.-Zrobiło mi się głupio.

-Koniecznie musisz mnie jeszcze odwiedzić.-Zwróciła się do mnie kobieta, podając chłopakom reklamówki.

-Jesteśmy tu na kilka dni, więc na pewno się jeszcze pojawię.-Posłałam jej ciepły uśmiech.

W drodze powrotnej moja ulubiona para postanowiła się rozdzielić i teraz to ja szłam z Gabi, a Nick z Benem. David standardowo trzymał się z Theo, a Mason rozmawiał z bratem przez telefon.

-Mamy temat do obgadania.-Zaczęła poważnie.

-Słucham.

-Mason.

-Co z nim?-Zmarszczyłam brwi.

-Nie widzisz jak się zachowuje?-Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.-On próbuje Ci pokazać, że Ben nie jest dla ciebie.

-Masz rację, że jest dla niego bardzo niemiły i uwierz, że bardzo mnie to denerwuje, ale nie sądzę, że takie są jego intencje.

-Kochanie, Ben jest wspaniałym chłopakiem i jestem pewna, że traktowałby Cię dobrze. Problem w tym, że to by nie podziałało na dłuższą metę. Potrzebujesz kogoś kto będzie dla ciebie wyzwaniem, będzie umiał Ci się postawić.

-Szczerze to dużo bym dała za spokój. Ben jest bezpieczną opcją.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Bezpieczną, ale nieodpowiednią. Teraz Ci się wydaje, że potrzebujesz kogoś takiego, ale uwierz mi, że po jakimś czasie zaczęłabyś się męczyć. Mason o tym wie, ale nie wie jak Ci to przekazać, dlatego zachowuje się jak idiota.

-On zawsze zachowuje się jak idiota.-Uśmiechnęłam się do niej słabo.

Szykowałam kolację nucąc sobie cicho muzykę z radia. Wszyscy siedzieli na tarasie.

-Czemu taka jesteś?-Usłyszałam za sobą.

-O co ci chodzi?-Odwróciłam się w stronę lokowanego bruneta.

-Jesteś zła.

-Masz rację.-Powiedziałam bez owijania w bawełnę.

-Dlaczego?-Starał się zachować spokój, ale słyszałam w jego głosie lekką irytację.

-Bo się ciągle czepiasz Bena.

-Chłopak próbuje Cię poderwać, a jedyne co pokazuje to, że nie jest dla ciebie odpowiedni.

-A co ci do tego?-Uniosłam lekko głos.

-To, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i mi na tobie zależy!-Teraz już oboje na siebie krzyczeliśmy.

-I skąd niby ty możesz wiedzieć, że robi coś źle?

-Bo Cię kurwa znam! Wiem, że nie tkniesz oliwek, ani ryby pod żadną postacią. Wiem, że o wiele wolisz spędzać czas tutaj niż w Nowym Jorku, bo jest tu trochę niższa wilgotność i włosy Ci się tak nie puszą. Wiem, dlaczego nie chciałaś mieć dziecka i dlaczego nie przejęłaś się gdy je straciłaś. Wiem też, że twoje ulubione kwiaty to białe róże i niezapominajki, a nie pieprzone czerwone goździki!

Stałam wmurowana i patrzyłam na rozgniewane rysy jego twarzy. Nie miałam pojęcia jak zareagować na jego wybuch. Z opresji uratowało mnie lekkie trzaśnięcie drzwi.

-Przeszkodziłem wam?-Zapytał Ben, ale byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam jak zareagować.

-Nie.-Odpowiedział mu Mason i wyszedł na zewnątrz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro