Bo Cię kurwa znam
Chodziłam w tą i z powrotem po pokoju. Stresowałam się, że czegoś nie spakowałam. Plus jest taki, że lecieliśmy prywatnym samolotem, dlatego nie musieliśmy się przejmować odprawą i długim pobytem na lotnisku.
-Przestań się tak kręcić.-Mason mnie zbeształ.
-Przestań siedzieć w telefonie.-Odgryzłam się.
-Wiesz ile zależy od tego telefonu?-Zapytał z lekką urazą.
-Przestań, Matthew się wszystkim zajmie.
-Zobaczymy jak dobrze.-Mruknął niezadowolony.
-Twój brat jest bardzo inteligentny i odpowiedzialny, więc uspokój się i zacznij w niego wierzyć.-Teraz to ja go upomniałam.
-Masz wszystko?-Westchnął i schował telefon.
-Mam nadzieję.
-To jedziemy.
Na lotnisku wszystko poszło szybko i gładko. Odetchnęłam z ulgą, gdy weszliśmy już do domu. Temperatura na dworze była wysoka, ale praktycznie taka sama jaką mieliśmy w domu. Nasmarowałam się kremem z filtrem i ubrałam się w strój kąpielowy. Gdy wszyscy już ogarnęli się po podróży, dołączyli do mnie na plaży. Opalałam się z Gabi i trochę plotkowałam. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc jak chłopaki chlapią się jak dzieci w wodzie.
-Szczerze to w życiu nie powiedziałabym, że on może być raz tak groźny, a drugim razem tak beztroski.-Zaczęła rozmowę.
-Ma dar.-Przyznałam jej rację.-Zmienia swoje emocje kiedy chce.
Wszyscy jak na razie byli bardzo zadowoleni wyjazdem. Siedzieliśmy w salonie, chcąc trochę się schłodzić.
-Moja propozycja na kolację to owoce morza.-Zaczął Ben, ale jego pomysł szybko przygasił kaszel Masona. Nie był to zwykły kaszel, tylko krztuszenie się po usłyszeniu jego propozycji.
-Nie lubię ryb, ani niczego co żyje w wodzie.-Wytłumaczyłam szybko i zaczęłam klepać przyjaciela po plecach. Nie obyło się bez kilku mocniejszych uderzeń, ponieważ zaczynała mnie drażnić jego ciągła krytyka, skierowana w stronę Bena.
-Pizza?-Spojrzał na wszystkich niepewnie.
-Jakiś kurczak.-Znowu wtrącił się brunet.
Byłam zirytowana, więc poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i umalowałam delikatnie.
-Idę na spacer.-Powiadomiłam wszystkich.
-Pójdę z tobą.-Ben od razu zgłosił się na ochotnika.
-Ja też.-Mason zerwał się z miejsca.
-Ktoś jeszcze?-Zapytałam widząc, że nagle chcą się pozabijać o ten spacer.
-My też pójdziemy.- Gabi odpowiedziała za swojego chłopaka.
-No przecież nie będziemy tu siedzieć jak wszyscy idą.- David zabrał głos.
Upewniłam się, że dom jest zamknięty i ruszyłam w stronę dobrze znanego mi sklepu. Był bardzo mały, ale prowadziła go przemiła starsza kobieta. Zawsze robiłam zakupy u niej i z nią chwilę rozmawiałam. Spacer bardzo mnie uspokoił.
-Jak wrócimy to wprowadzam się wreszcie do mieszkania.-Ben zaczął ze mną rozmowę.
-Naprawdę? To świetnie.-Nie ukrywałam entuzjazmu.
-Jak już się urządzę to zapraszam na kolację.-Posłał mi ciepły uśmiech.
-Z miłą chęcią.
Uśmiechnęłam się szeroko widząc napis „U Marie". Weszłam do środka i rozejrzałam się za właścicielką. Gdy już miałam przyznać z rezygnacją, że jej nie ma, usłyszałam za sobą jej lekko zachrypnięty głos.
-Panienka Elen?
-Marie.-Uśmiechnęłam się do niej.
-Gdzieś ty się podziewała?-Zamknęła mnie w szczelnym uścisku.
-Musiałam pilnie wracać do Ameryki i niestety nie miałam jak się pożegnać.
-Nic się nie dzieje, pokazuj tego malucha.- Zaczęła rozmowę, a mi mina zrzedła.
-Idźcie się rozejrzeć.-Odesłałam resztę, wiedząc, że Marie szybko nie zostawi tego tematu.- Nie ma malucha.-Uśmiechnęłam się słabo.
-Tak mi przykro kochanie.-Zamknęła mnie w szczelnym uścisku.
-To nic takiego. Zniosłam to dobrze.
-A tatuś?-Powiedziała z przekąsem.
-Trochę gorzej, ale też w porządku.-Mason doszedł do nas, a kobieta dokładnie zlustrowała go wzrokiem.
-Co za facet zostawia ciężarną kobietę samą?-Zaczęła go pouczać.
-Tak właściwie to akurat był mój wybór, że byłam tu sama.- Stanęłam w obronie chłopaka.
-Masz farta.-Pogroziła mu palcem.- Zapakuje Ci świeże pomarańcze. Sama dzisiaj rano zrywałam z ogródka.-Klasnęła radośnie w dłonie.
-Kupujemy oliwki?-Zapytał nas Ben.
-Stary, jak El weźmie je do ręki bez odruchu wymiotnego to będę pod wrażeniem.-Mason skrytykował kolejny jego pomysł.
-To prawda, Elen w ogóle się nie nadaje do tutejszej kuchni.-Poparła go staruszka.
-Ale jak chcesz to weź dla siebie.-Zrobiło mi się głupio.
-Koniecznie musisz mnie jeszcze odwiedzić.-Zwróciła się do mnie kobieta, podając chłopakom reklamówki.
-Jesteśmy tu na kilka dni, więc na pewno się jeszcze pojawię.-Posłałam jej ciepły uśmiech.
W drodze powrotnej moja ulubiona para postanowiła się rozdzielić i teraz to ja szłam z Gabi, a Nick z Benem. David standardowo trzymał się z Theo, a Mason rozmawiał z bratem przez telefon.
-Mamy temat do obgadania.-Zaczęła poważnie.
-Słucham.
-Mason.
-Co z nim?-Zmarszczyłam brwi.
-Nie widzisz jak się zachowuje?-Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.-On próbuje Ci pokazać, że Ben nie jest dla ciebie.
-Masz rację, że jest dla niego bardzo niemiły i uwierz, że bardzo mnie to denerwuje, ale nie sądzę, że takie są jego intencje.
-Kochanie, Ben jest wspaniałym chłopakiem i jestem pewna, że traktowałby Cię dobrze. Problem w tym, że to by nie podziałało na dłuższą metę. Potrzebujesz kogoś kto będzie dla ciebie wyzwaniem, będzie umiał Ci się postawić.
-Szczerze to dużo bym dała za spokój. Ben jest bezpieczną opcją.-Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Bezpieczną, ale nieodpowiednią. Teraz Ci się wydaje, że potrzebujesz kogoś takiego, ale uwierz mi, że po jakimś czasie zaczęłabyś się męczyć. Mason o tym wie, ale nie wie jak Ci to przekazać, dlatego zachowuje się jak idiota.
-On zawsze zachowuje się jak idiota.-Uśmiechnęłam się do niej słabo.
Szykowałam kolację nucąc sobie cicho muzykę z radia. Wszyscy siedzieli na tarasie.
-Czemu taka jesteś?-Usłyszałam za sobą.
-O co ci chodzi?-Odwróciłam się w stronę lokowanego bruneta.
-Jesteś zła.
-Masz rację.-Powiedziałam bez owijania w bawełnę.
-Dlaczego?-Starał się zachować spokój, ale słyszałam w jego głosie lekką irytację.
-Bo się ciągle czepiasz Bena.
-Chłopak próbuje Cię poderwać, a jedyne co pokazuje to, że nie jest dla ciebie odpowiedni.
-A co ci do tego?-Uniosłam lekko głos.
-To, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i mi na tobie zależy!-Teraz już oboje na siebie krzyczeliśmy.
-I skąd niby ty możesz wiedzieć, że robi coś źle?
-Bo Cię kurwa znam! Wiem, że nie tkniesz oliwek, ani ryby pod żadną postacią. Wiem, że o wiele wolisz spędzać czas tutaj niż w Nowym Jorku, bo jest tu trochę niższa wilgotność i włosy Ci się tak nie puszą. Wiem, dlaczego nie chciałaś mieć dziecka i dlaczego nie przejęłaś się gdy je straciłaś. Wiem też, że twoje ulubione kwiaty to białe róże i niezapominajki, a nie pieprzone czerwone goździki!
Stałam wmurowana i patrzyłam na rozgniewane rysy jego twarzy. Nie miałam pojęcia jak zareagować na jego wybuch. Z opresji uratowało mnie lekkie trzaśnięcie drzwi.
-Przeszkodziłem wam?-Zapytał Ben, ale byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam jak zareagować.
-Nie.-Odpowiedział mu Mason i wyszedł na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro