Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXIV

Hej! Udało się :3 Jak dobrze pójdzie, to może jutro zrobimy maraton. Tak wiecie, na zakończenie wakacji. Bylibyście zainteresowani?


Zaraz po tym, jak Nathan opuścił jego salę Peter zaczął główkować, jak rozwiązać tę sprawę. Po godzinie, gdy w miarę ułożył sobie w głowie to co chciałby Wademowi powiedzieć, wysłał do niego smsa, w którym zapytał czy mógłby dziś do niego przyjść. Później, żeby nie myśleć za dużo o ich rozmowie, bo zaczynał się stresować, zabrał się za czytanie książki od Cable'a. Przez pewien czas nie dostawał żadnej wiadomości zwrotnej, postanowił zadzwonić do cioci May. Gdy w końcu usłyszał wesołe "halo" w swoim telefonie, mimowolnie się uśmiechnął.

- Cześć, ciociu.

- Petey! Nareszcie do mnie dzwonisz! Wiesz ile czekałam na twój telefon? - spytała z udawanym wyrzutem.

- Przepraszam - zaśmiał się cicho, a w słuchawce usłyszał głośne prychnięcie. - Miałem trochę spraw do załatwienia przez ostatnie dni.

- Tak, zawsze się tak tłumaczą - chlipnęła, choć Peter wiedział, że tak naprawdę się z nim droczy - A potem, jak przyjdzie co do czego, to się w ogóle nie odzywają i tracą kontakt.

- Przecież przyjeżdżam na święta, poza tym nie mam zamiaru stracić kontaktu z najlepszą osobą na całym świecie.

- Nie schlebiaj mi, bo cię do domu nie wpuszczę. A propos świąt, Wade przyjeżdża razem z tobą? - zapytała ciekawsko.

Peter przełknął głośno ślinę i chwilę zastanowił się nad odpowiedzią. Ciocia chciała poznać Wade'a i byłoby mu z tym źle, gdyby tego nie zrobiła. Nie wiedział też czy Wade się ostatecznie zgodzi, dlatego stąpał po cienkim lodzie.

- Mieliśmy małą sprzeczkę...

- Zaraz zaraz, jaką sprzeczkę? - jej głos był wręcz oburzony i gdyby nie to, że Peter nie był teraz w najlepszym humorze, to pewnie by zachichotał. - Wytłumacz mi to, kochanie.

- Cóż, Wade myśli, że jest dla mnie niebezpieczny - wydukał, a ciocia wciągnęła powietrze do płuc ze świstem.

- Ale dlaczego?

- Bo poszliśmy na spacer, gdzieś w okolicy rozkręciła się strzelanina i...

- Peterze Benjaminie Parkerze. Czy ty mi chcesz właśnie powiedzieć, że zostałeś postrzelony? - Peter chciał zaprzeczyć, ale nie zdążył. - Margaret! Zadzwoń do instruktorki i powiedz, że dzisiaj mnie nie będzie na zajęciach! - ciocia zwróciła się do kogoś innego, odsuwając telefon od głowy, po czym znów zwróciła się do Petera - Będę za pół godziny.

Po tym nastąpiło pikanie oznaczające koniec rozmowy, a Peter chciał krzyczeć z frustracji.

- Mogłem trzymać język za zębami, cholera! - warknął, zaczynając gorączkowo kombinować, jak wyjść z tej sytuacji..

***

Wade'a obudził zapach meksykańskiego żarcia. Od razu otworzył oczy i zobaczył pudełeczko ze swojej ulubionej knajpki. Rozejrzał się po pokoju, ale nie było w nim nikogo - Cable gdzieś wybył. Deadpool szybko spałaszował swój przysmak, dzięki czemu poczuł się minimalnie lepiej. Po chwili zauważył, że lampka w telefonie informuje go o jakiejś wiadomości. Był to sms od Petera. Poczuł ukłucie w klatce piersiowej, ale przypomniał sobie dane mu słowo. Obiecał, że będzie go odwiedzał, aż nie wyjdzie ze szpitala. Teraz dopiero przyszło mu do głowy, że to idiotyczny warunek, a gdyby Peter sobie coś zrobił, żeby tam zostać.

Saaadysta.

- Spierdalaj - burknął, nie mając siły na konstruktywniejszy komentarz. Przebrał się w świeże ciuchy i ruszył do szpitala. Naprawdę chciał zobaczyć Petera. I przy okazji przypilnować, żeby znowu nie odwalił nic głupiego.

***

Słyszał szybkie i głośne odgłosy obcasów na korytarzu i już wiedział, że cioci May udało się bardzo szybko przyjechać. I że jest zdenerwowana.

Nawet nie zapukała, tylko od razu wparowała do pokoju i stanęła naprzeciw łóżka Petera, biorąc się pod boki.

- Peter, o Boże, dziecko, jak ty wyglądasz!

- Dzięki, ciociu - mruknął.

- Mówię na serio! Chłopcze, czy ty w ogóle tu coś jesz? Będziesz jeszcze chudszy, w końcu ktoś cię złamie w pół! W dodatku masz podkrążone oczy! Znów się nie wysypiasz? Petey, ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest dobre dla twojego zdrowia! W nocy się śpi!

Nie ma, jak to porządna reprymenda od cioci May, pomyślał, wzdychając cicho i przyjmując jej słowa ze skruchą.

***

Szedł korytarzem szpitalnym, zastanawiając się co powie Peterowi. Nagle usłyszał wysoki, kobiecy głos dobiegający z sali Parkera. Przyspieszył kroku i wszedł do pomieszczenia.

- Przepraszam, ale czy mogłaby pani zejść z tonu, on jest naprawdę zmęczo... - zamarł w pół kroku, widząc kobietę, która idealnie pasowała do opisywanej przez Petera cioci May.

Przejebałeś sobie, stary!

Ciocia odwróciła się na pięcie w stronę Wade'a i zmrużyła groźnie oczy, zakładając ręce na piersi.

O nie, zaczyna się, pomyślał Peter.

- A ty kim jesteś, żeby mnie pouczać, co? - spytała oschle. - Co ty tutaj tak właściwie...

- Ciociu - głos Petera przebił się przez ten jej, a kobieta zamilkła i odwróciła się w jego stronę.

- Tak, Petey?

- To jest właśnie Wade - mruknął chłopak, a zaskoczenie na twarzy kobiety było tak zabawne, że w normalnej sytuacji Peter by się zaśmiał. Ciocia uśmiechnęła się do Deadpoola przepraszająco.

- Przepraszam cię, chłopcze - a po chwili niezręcznej ciszy, zreflektowała się mówiąc - Miło mi cię poznać, Wade - powiedziała i wyciągnęła rękę w jego stronę.

Wade oczekiwał jakiegoś ochrzanu, więc kiedy kobieta przeprosiła od razu uścisnął jej dłoń.

- To ja przepraszam, pani ciociu Petera - powiedział wciąż zmieszany - Nie powinienem się odzywać w ten sposób, po prostu pomyślałem, że znowu pielęgniarka na niego krzyczy...

- Peter? - odwróciła się znów w stronę chłopaka. - Dlaczego pielęgniarki na ciebie krzyczą? - spytała podejrzliwie.

- Cóż... - zaczął Peter, odwracając wzrok na okno. - Nie lubią gdy wstaję z łóżka.

- Dobry Boże, zostałeś postrzelony! Gdybyś był w domu, to przywiązałabym cię do łóżka! Wade, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś? Ech, mogłam cię ostrzec - westchnęła ciężko i usiadła obok chłopaka na łóżku, sięgając ręką do jego głowy. - Dobrze się czujesz, kochanie? Nic cię nie boli?

- Nie, ciociu, nic mi nie jest.

- Proszę, Petey, uważaj na siebie - poprosiła ze smutnym uśmiechem.

Wade uśmiechnął się delikatnie słysząc słowa cioci. Nie odzywał się, nie chciał im przeszkadzać, więc spróbował się powoli wycofać.

- Wade, czekaj, nie wychodź - zawołał za nim Peter i spróbował się podnieść z łóżka, ale poczuł pulsowanie w boku i zgiął się w pół. Ciocia spojrzała na chłopaka z troską i położyła rękę na jego plecach, zbliżając głowę do ucha.

- Petey, mam zostawić was samych?

Chłopak pokiwał głową, a ciocia wstała i poklepała Wade'a po ramieniu po czym wyszła na zewnątrz. Gdy drzwi się zamknęły, Peter spojrzał na Deadpoola i poklepał miejsce obok siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro