Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLII

Jak w szkole kochani? W ciągu tygodnia mam w planie 10 godzin okienek, idealnie, żeby móc coś napisać :D A tak na poważnie, moja dyrekcja, to jednak idioci, nic na to nie poradzę. Pod  rozdziałem znajdziecie notkę a propos kolejnych, nie będę pisać o tym tutaj, żeby Wam nie spoilerować. Także zapraszam! :3


I wrócili do Akademika. Wade szybko wskoczył do swojego pokoju biorąc z ziemi torby i zarzucając jedną na ramię, a drugą podając Peterowi.

- Wybierz sobie koszulkę.

Peter usiadł na łóżku chłopaka, kładąc sobie jego torbę na kolanach i zaczął szukać czegoś ciekawego. W końcu jednak uznał, że nie będzie wybrzydzał i wziął najzwyklejszą w świecie czerwoną koszulkę, prawdopodobnie za dużą na niego o kilka rozmiarów. Zwinął ją w kulkę, podszedł do Wade'a i pociągnął go za dłoń, żeby poszedł z nim do jego pokoju. Błagał tylko Boga w myślach, żeby Flash spał. Albo nie było go w pokoju.

I na ich szczęście nie było. Wade widząc pusty pokój uśmiechnął się do Petera znacząco. No i przecież nie byłby sobą gdyby nie zaczął Petera całować, prawda? Będzie dobrze, da radę. Dadzą. W końcu to tylko 43 dni.

Chyba umrze do tego czasu.

- Nie miałeś przypadkiem... czegoś wziąć? - napomknął Parker po czym rzucił czerwone zawiniątko na swoje łóżko.

- To była tylko podpucha, żeby zrobić Ci tak słodkie zdjęcie, ale skoro nalegasz.

- No wiesz co? Bo jeszcze pomyślę, że moje bokserki są bezużyteczne - jęknął, udając smutnego.

- Bo są.

- Tak? Niby czemu? - poczuł, że zrobił się cały czerwony na twarzy, a przez słowa Wade'a w jego brzuchu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Gdzieś tam jeszcze była myśl, że skoro Flasha nie ma, to pewnie zaraz przyjdzie, w dodatku w najmniej odpowiednim momencie, ale miał to głęboko gdzieś.

- Wolniej się ciebie rozbiera i te sprawy - mruknął Wade zdejmując mu koszulkę - Wiesz, że słodko się rumienisz?

- Pierwsze słyszę - burknął Peter i przewrócił oczami, gdy jego górna część garderoby wylądowała na łóżku. Myślał, że bez niej będzie mu trochę chłodniej, ale nadał czuł się, jakby miał gorączkę. Głupi Wade, pomyślał.

- W takim razie muszę ci to częściej powtarzać - mruknął, zaczynając całować jego obojczyk.

- Starczy mi jeden raz, dziękuję bardzo - odchylił głowę bardziej w bok, żeby dać Wade'owi lepszy dostęp do swojej szyi, podczas gdy rękami objął szyję chłopaka, delikatnie się na niej wieszając. Natomiast Deadpool podniósł go i zaniósł na łóżko, uśmiechnął się przy tym delikatnie, Peter był naprawdę lekki.

- Co ty wyrabiasz, co? - spytał szeptem z cichym śmiechem. Tym razem sam pocałował Wade'a, kładąc jedną rękę na jego policzku i przyciągając go bliżej siebie.

Wtedy usłyszał zgrzyt klucza w zamku, a drzwi do pokoju uchyliły się, ukazując zmęczoną twarz Flasha. Peter spojrzał na niego i zamarł. Zresztą Flash zrobił to samo, tyle że z otwartymi z zaskoczenia ustami. No cóż. Sytuacja była co najmniej dwuznaczna. Choć w sumie wcale nie. Była całkiem jednoznaczna. Jednoznaczna, aż do bólu. Parker naparł dłońmi na klatkę piersiową Wade'a, starając się jakoś uwolnić. Kiedy zdążyli się tak zaplątać? Spojrzał szybko na Deadpoola szukając pomocy, jednak Wade wyszczerzył się tylko głupio i mruknął:

- Trzymaj się Petey, kocham cię.

Cmoknął go w policzek, po czym złapał torby i po prostu wyskoczył przez okno.

Za to Peter, mimo że już nic nie powstrzymywało go od wstania, leżał w tej samej pozycji, patrząc na okno, to na Flasha i przeklinając go w myślach, że musiał przyjść tak wcześniej.

Deadpoola też przeklinał. A tak, bo mógł.

Współlokator Petera odchrząknął, a Parker dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma koszulki. Założył ją w trybie natychmiastowym i spróbował nawet coś powiedzieć, ale Flash pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową. To było dla niego za dużo informacji. Wczołgał się do łazienki, zostawiając Parkera samego w pokoju.

Peter główkował nad tym, co ewentualnie mógłby powiedzieć współlokatorowi, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Dodatkowo było mu trudniej, bo jego myśli zaczął przejmować Wade. Peter wstał i spojrzał przez okno. Nie mógł uwierzyć, że to już i że nie będą się widzieli przez półtora miesiąca. Nagle usłyszał ciche pikanie własnego telefonu. Gdy Peter tylko usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości, zerwał się łóżka i sięgnął po telefon leżący na biurku.

Wade: Mamy pecha xD

Petey: Och, i to zdecydowanie. Mam dziwne wrażenie, że cały wszechświat chce nam zaszkodzić. Czy Star Lord pozwoli na zniszczenie wszechświata?

Wade: Raczej nie. No chyba, że wszechświat obrazi jego pizzę. Napiszę później, muszę zdążyć na transport.

Petey: Jasne. Miłej podróży.

Odpisał, po czym położył się na łóżku, czekając na Flasha, który wróci z łazienki. Chciał się dowiedzieć, co chłopak o tym wszystkim myśli.

Gdy tylko usłyszał szczęk drzwi, zza których wyszedł Flash, podniósł się do siadu i zsunął nogi na podłogę, podczas gdy jego współlokator rzucił się na łóżko w samym ręczniku. Peter przełknął głośno ślinę i wstał, podchodząc powoli w jego stronę.

- Flash, słuchaj, a propos tego, co widziałeś... - zaczął, jednak przerwało mu ciche skrzypnięcie sprężyn i jego współlokator zaczął podchodzić do szatyna.

- Nie powiem, że mi się to podoba, bo wtedy byłoby to kłamstwem. A przylać ci nie przyleję, bo wiem kim jesteś - wymruczał oschle, a zaskoczony wyraz twarzy Petera wyrażał więcej niż tysiąc słów.

A wcześniej wydawał się takim dobrym gościem!, pomyślał z niedowierzaniem.

- Czyli mam rozumieć, że od teraz raczej nie będziemy w przyjacielskich stosunkach? - odparł Peter, marszcząc brwi.

- Nie będę się przyjaźnił z pedałem, no sorry - syknął, zerknął na twarz Petera i wrócił na własne łóżko, wkładając do uszu słuchawki. Peter jeszcze przez chwilę mu się przyglądał, a potem wziął plecak ze strojem i wyskoczył przez okno.

Jedno jednak musiał mu przyznać - chłopak miał jaja, żeby prawie-grozić Spider-Manowi.

***

Tymczasem Wade szybkim krokiem zmierzał ku obrzeżom miasta. Czekał tam na niego helikopter, który miał zabrać go na miejsce szkoleń. Z jednej strony naprawdę się na nie cieszył, a z drugiej, wiedział, że będzie cholernie tęsknił za Peterem. Przyśpieszył kroku.

***

W strój przebrał się już na dachu, a gdy miał z niego zeskoczyć, przypomniał sobie o magicznej kostce, którą podarował mu Quill. Już chciał ją wyciągnąć, ale zdał sobie sprawę, że chłopak może nie być zadowolony z przyzywania go o takiej godzinie, dlatego odpuścił sobie, włożył przedmiot do plecaka i ukrył go dobrze, po czym pomknął na sieciowodach na Manhattan, by usiąść na budynku z widokiem na Times Square. Nie wiedział, ile czasu tam tak siedział, machając zwisającymi nogami, ale słuchanie odgłosów Nowego Yorku działało na niego uspokajająco. Jeszcze lepiej działałaby obecność Wade'a, ale tej nie mógł sobie zagwarantować.

No właśnie. Wade. Peter już dawno zdał sobie sprawę, że był totalnie zakochany w Wyszczekanym Najemniku z Manhattanu. I nic nie mógł na to poradzić. A nawet nie chciał. Był za to naprawdę ciekawy czy, jako że był jeszcze młodym, głupim szczeniakiem, to czy gdy będzie starszy będzie to wszystko czuł w ten sam sposób. Wciąż zastanawiała go dzieląca ich różnica wieku, w końcu Wade miał dwadzieścia lat, a Peter tylko szesnaście. Chłopak potrząsnął głową. Uznał, że nie będzie nad tym rozmyślał samotnie, bo jeszcze dojdzie do złych wniosków albo sobie coś dopowie. Takie rozmyślanie w samotności na smucie rzadko kiedy dobrze się skończ

. Dlatego gdy powoli zaczynało mu się robić zimno, wrócił na dach akademika, przebrał się z powrotem w własne ciuchy i wlazł do pokoju. Flash już spał w najlepsze i Peter po raz pierwszy usłyszał, jak chłopak chrapie. Wkradł się po cichu do łazienki - bądź co bądź nie chciał go obudzić - i przyszło mu na myśl, żeby założyć na siebie koszulkę Wade'a. Poczuł się trochę głupio, był pewny, że na jego policzki musiało też wpełznąć trochę zdradzieckiej czerwienie, ale jak uznał, tak zrobił i już w pokoju wsunął się pod kołdrę, zwijając w kłębek i wciągając zapach Wade'a. Uśmiechnął się mimowolnie i momentalnie zasnął.



No i notka. Aktualnie rozdziały będą się pojawiały prawie codziennie, ale za to będą króciutkie, więc ostrzegam. Jutro się przekonacie dlaczego ^^
Trzymajcie się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro