Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III


- Co się dzieje z tymi ludźmi, że nikt nie może jeść meksykańskiego żarcia? - Deadpool fuknął niezadowolony i ruszył w kierunku internatu p drodze zdejmując z siebie strój. Pod spodem miał zwykłą podkoszulkę i jeansy, góra ubioru była w paskudnym stanie, nasiąknęła krwią, jednak oberwał mocniej niż się spodziewał. Z kieszeni wyjął bandanę i obwinął ją sobie naokoło twarzy i zatrzymał się przy drabinie prowadzącej na dach budynku przylegającego, do jego internatu. Wspiął się po niej bez większego problemu znajdując tam swoje trampki, plecak i bluzę, dokładnie tam gdzie je zostawił. Uśmiechnął się pod nosem, pakując strój do plecaka i schodząc na gzyms, po którym dostał się do okna swojego pokoju. Zapukał w nie z szerokim uśmiechem. Otworzyły się dopiero po kilku minutach.

- Znowu się szwendasz - mruknął Cable, ziewając głośno. Wade rzucił się przyjacielowi na szyję i zakrzyknął.

- Widziałem Spidermana!

Cable zrzucił go z siebie i uniósł jedną brew do góry, zakładając ramię na ramię. Jedno z nich było metalową protezą. Jego przyjaciel westchnął głośno przeczesując białe włosy. Był naprawdę potężnej postury, dzięki codziennym treningom, Wade podejrzewał, że nie ma na nim ani grama tłuszczu. Nathan był ewenementem, niby się nie lubili, a spędzali ze sobą mnóstwo czasu i była to jedyna osoba w jego życiu, którą z ręką na sercu nazwać przyjacielem. Nathan zmierzył go taksującym spojrzeniem, zatrzymując się na chwilę na zakrwawionej bluzce, heterochromia, spowodowana dawanym wypadkiem sprawiała, że zawsze wyglądał surowo. Prawe oko było niebieskie, pokrywała je siatka złożona z głębokich blizn. Drugie co chwila błyskało żółtawym światłem, nie pozwalając doszukać się tęczówki lub źrenicy.

- I jak spotkanie?

- Też nie lubi meksykańskiego żarcia, jesteście wszyscy dziwni - warknął z wyrzutem.

- A zlecenie?

Deadpool momentalnie spoważniał, Cable wiedział kim jest, tak samo, jak Wade znał jego supermoce.

- Wykonane.

Jego przyjaciel skinął głową z lekkim uśmiechem i ponownie uwalił się na łóżku, tym razem sięgając po książkę. Wade dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Ledwo co doczłapał do łazienki, biorąc szybki prysznic. Nie oberwał tak mocno, rana już się zasklepiła. Przebrał się w spodnie od piżamy i wrócił do pokoju, Cable był zupełnie skupiony na książce, więc nawet nie próbował go zagadać. Gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki od razu odpłynął.

***

Przez kolejne dni Wade dostawał ogromną masę zleceń, więc prawie nie było go w szkole i internacie. Wiedział, że naraża się w ten sposób Fury'emu, ale musiał jakoś zarobić na swoje utrzymanie. Na swoją obronę miał tylko to, że ostatnio dostawał zlecenia głównie na złoli. W czasie misji wciąż zdarzało mu się spotkać Pajęczarza, ale raczej widział go gdzieś w oddali, nie rozmawiali dłużej niż kilka chwil. Wade tak naprawdę nie miał nawet czasu o tym myśleć.

Ponad tydzień po jego pierwszym spotkaniu ze Spider-Manem, Deadpool w końcu zrobił sobie wolne. Wrócił do pokoju po zmroku, okropnie pokiereszowany i uwalił się na łóżku. Po chwili oberwał w twarz koszulką rzuconą przez Cable'a.

- Znowu uwalisz cały pokój krwią. Weź się chociaż raz opatrz.

- Oh, zamknij się, zaraz się zrosnę - Wade zdjął z siebie kombinezon, klnąc szpetnie na ogromną ranę na boku.

- Wyrażaj się.

- A Ty co? Rogers? – mruknął. Był zmęczony, wszystko go bolało, a bok, jak na złość bardzo powoli się leczył. Wyjął z szuflady komórkę i wystukał smsa do Petera:

Wade: Hej Młody, jak ci minął dzień?

Pisał z nim codziennie, po każdym zleceniu, traktował to jako odprężenie, bo pisanie do Petera w dziwny sposób go uspokajało. Wyłożył się na łóżku, czekając aż bok zacznie się zasklepiać.

Peter wrócił z patrolu do internatu jakieś pół godziny po tym, jak słońce schowało się za horyzontem. A raczej wieżowcami, ciężko na Manhattanie zobaczyć coś takiego, jak horyzont. Będąc już w pokoju wziął odprężający prysznic, przebrał się w czyste ciuchy i rzucił na łóżko. Wziął telefon leżący pod poduszką, uśmiechnął się lekko na treść SMSa, po czym sam odpisał:

Petey: Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Robiłeś dziś coś ciekawego?<<

SMS wybudził Wade'a z krótkiej drzemki, co jak co, ale dziś Peter nie śpieszył się z odpisywaniem na jego wiadomości. Spojrzał w bok, Cable spał w najlepsze, nad jego głową unosiły się książki i inne drobne przedmioty.

- Ach, ta telekineza... - mruknął, przecierając oczy i odpisując na wiadomość.

Wade:Na pewno nie znajdziesz nic ciekawego na terenie budy, chyba , że dobrze poszperasz. Spacerowałem po mieście i widziałem Spider-Mana, wiesz? Teraz wyleguję się w pokoju, a Ty?

Petey: To samo. Znaczy też się wyleguję, ale Spidermana nie widziałem. Gdzie go widziałeś?

Wade:Manhattan. Niezły gość, nie sądzisz?

Petey: No, chciałbym go kiedyś sfotografować, ale jeszcze nigdy nie spotkałem go tak po prostu.

Wade:Sfotografować? Lubisz cykać fotki?

Petey: Amatorsko, ale tak. Chcesz, mogę ci załatwić sesję zdjęciową.

Wade:Rozbieraną?

Petey: To zależy ile płacisz.

Deadpool parsknął śmiechem.

Wade:Hooo... Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem! :D Ale, zaufaj, nie chciałbyś mi robić zdjęć, Petey.

Petey: Czy to było wyzwanie?

Wade:Raczej ostrzeżenie. No chyba, że jesteś turpistą.

Petey: Zaintrygowałeś mnie. To kiedy ta sesja?

Wade był naprawdę cholernie zdziwiony. I jak tu się teraz wycofać z takiego kuszącego zakładu? Nie miał ochoty, żeby ktoś go oglądał, wystarczały mu spojrzenia ludzi, gdy patrzących na niego, gdy nie nosił bandany. Zdarzało mu się chodzić bez niej, ale tylko przy kilku osobach. Jakby tu nie wyjść na tchórza? Yellow i White zaczęli chichotać.

Wade:Nie spodziewałem się, że taki grzeczny chłopiec chce robić, tak niegrzeczne rzeczy.

Petey: A czy ktoś kiedykolwiek powiedział, że jestem grzecznym chłopcem?

Wade:No wiesz, chodzi na lekcje, nie zrywasz się z nich i te sprawy.

Kąciki ust Deadpoola mimowolnie uniosły się.

Petey: Hej, to był mój pierwszy tydzień, nie oceniaj mnie!

Wade:W takim razie, może dasz się jutro skusić na wagary?

Petey: Dlaczego by nie, ale tylko pod warunkiem, że zapewnisz nam jakąś rozrywkę.

Wade szczerzył się nieustannie do matrycy telefonu, gdyby Cable nie spał, pewnie właśnie zacząłby go wyzywać od idiotów.

Wade:Wymagający jesteś. Może jakaś podpowiedź? Np. co lubisz robić?

Petey: Ostatnio wszyscy proponują mi meksykańskie żarcie. Może by tak dla odmiany pizza? Lubię pizzę.

Wade:Wszyscy? Myślałem, że byłem jedyny. Może być pizza, przyjdę po Ciebie koło 12.

Petey: Stoi. Żeby ci nie było smutno, możemy też potem pójść na jakieś burrito.

Wade:I to ja rozumiem! <3

Petey: Nie ekscytuj się tak, tylko ten jeden raz się zgadzam. Wiesz, że jestem sam w pokoju?

Wade:To wyzwanie?

Petey: Nie, to miała być informacja, że nie mam współlokatora, ale jeśli chcesz, to może być wyzwanie. Podejmiesz się?

Wade:W którym pokoju mieszkasz?

Petey: 118, na pierwszym piętrze. Tylko nie idź za długo.

Deadpool przeciągnął się na łóżku, spoglądając na swoją koszulkę, która znowu nasiąkła krwią, jednak rana pod spodem była już prawie zabliźniona. Mruknął niezadowolony, nie miał czasu na przebieranie się, więc narzucił bluzę na kark i wyszedł z pokoju, przykrywając wcześniej Cable'a kocem. No i wkładając pinezki do jego butów, ich relacja musi pozostać w jakiejś równowadze, co nie? Ruszył do Petera, uświadamiając sobie, że mieszkają na tym samym piętrze, tylko kilka pokoi dalej. Zatrzymał się przed drzwiami poprawiając kaptur i bandanę, a następnie zapukał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro