Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III

"To już nie jest Adrien". Tak wszyscy odpowiadali na pytania związane z blondwłosym modelem. Nie był już taki sam. Jego cera była zaniedbana. Policzki zapadnięte, a oczy codziennie opuchnięte od płaczu i nieprzespanych nocy. Nauka szła mu gorzej niż wcześniej jednak nadal trzymał wyniki wybitnego ucznia. On najgorzej zniósł wyjazd Marinette. Tesknił za jej małymi rękoma w jego włosach. Za jej słodkimi ustami. Za jej cichymi jękami kiedy to napierał na nią swoimi biodrami. Tęsknił za nią całą. Wielokrotnie próbował się do niej dodzwonić. Specjalnie zrobił sobie nawet konto na messengerze jako Czarny Kot, lecz dziewczyna wszędzie go ignorowała. No może przez pierwsze dwa, albo trzy tygodnie odpowiadała jakimś krótkimi odpowiedziami typu "wszystko ok", "nic się nie dzieje". Po trzech miesiacach nieustannej walki poddał się. Władca Ciem nadal próbował zdobyć władzę nad Paryżem tym bardziej, że Czarny Kot był sam. No tak. O tym chyba zapomniałam wspomnieć. Adrien był podwójnie zrozpaczony. Nie tylko z powodu Marinette. Ale także dlatego, że Biedronka zniknęła bez śladu. Przeszukał dla niej cały Paryż. Ale jakby wyparowała. Na szczęście odkrył, że akumy może spokojnie zniszczyć kotaklizmem i właśnie w ten sposób się ich pozbywał. Zawsze jednak kiedy był na samotnym patrolu przypominał mu się pewien dzień.

"Czarny Kot i Biedronka będący na wieczornym patrolu siedzieli na dachu małej kamienicy naprzeciwko wieży Eiffla. Dziewczyna siedziała na krawędzi dachu, a blondyn siedział obok niej. Pomiędzy nimi była cisza. Nie była ona krępująca, czy coś w tym rodzaju. Czuli się dobrze z tym, że umieją milczeć i nie zadawać zbędnych pytań. Jednak Czarnego Kota nurtowało od jakiegoś czasu pewne pytanie. Chciał wiedzieć, czy jego Biedronka naprawdę go traktuje jak prawdziwego przyjaciela i, że nie zostawi go w jakiejś ciężkiej sytuacji.

-Biedronko?

-Tak Kotku?

Uwielbiał kiedy się do niego zwracała.

-Czy...czy na zawsze będziemy drużyną? Nie zostawisz mnie nigdy?

Zapytał ją głosem przepełnionym nadzieją. Dziewczyna spojrzała na niego i prztuliła go, a on oddał uścisk.

-Nigdy cię nie zostawię Kotku..nigdy.

Ostatnie słowo szepnęła jakby do siebie jednak chłopak zdołał usłyszeć ten cichy szept."

Uśmiech wkradał mu się na usta kiedy o tym myślał. Jednak dalej nie mógł się pogodzić z tym, że został "wystawiony do wiatru". Adrien jako Czarny Kot siedział właśnie na dachu tej samej kamienicy co wtedy kiedy usłyszał krzyki dkchodzące z parku. Ruszył tam od razu. "Akuma". Przeszło mu przez myśl jednak kiedy był już na miejscu nikogo nie zobaczył. A jedynie małego biełego motyla lecącego w górę. Rozejrzał się wokół w ponownym poszukiwaniu Biedronki. "Tylko ona umiała oczyszczać akumy". Pomyślał i przyspieszył biegnąc po dachach. Był właśnie na jednym z Paryskich wieżowców. Była tam. Stała do niego tyłem i wpatrywała się w zachodzące słońce. Chciał podejść do niej jak najciszej. Jednak chyba mu się to nie udało.

-Witaj Kotku.

Przywitała się bohaterka z małym uśmiechem na ustach. Jednak była smutna. Bo wiedziała, że czeka ją jedna z najgorszych rozmów w jej życiu.

-Co ty tutaj robisz?

-Stoję jak widzisz.

-Oh..nie żartuj sobie ze mnie. Co tutaj robisz? Gdzie byłaś przez te dwa lata?

-Musiałam wyjechać.

Dziewczyna splotła nerwowo ręce i spuściła głowę. Blondyn patrzył na nią gniewnie. Nie mógł uwierzyć, że po dwóch latach nieobecności tak po prostu jak gdyby nigdy nic łapie sobie akumę.

-Doprawdy? I nic mi nie powiedziałaś? Byliśmy przyjaciółmi do jasnej cholery!

Blondyn był naprawdę zdesperowany. Nie wiedział co ma dokładnie robić. Wrzeszczeć na nią. Czy jednak przytulić ją ze szczęścia. Nie wiedział, ale jego złe emocje wzięły górę.

-Musiałam! Musiałam wyjechać! To nie było dla mnie proste. Tak samo jak dla ciebie.

-Przyrzekaliśmy coś sobie. Powiedziałaś, że na zawsze będziemy drużyną. Mówiłaś, że będziemy zawsze się wspierać. Ale ty uciekłaś. Zostawiłaś mnie samego.

Blodnyn spojrzał na nią wzrokiem przepełnionym bólem, cierpieniem oraz zawodem. Zawiódł się na niej. Tak. Kot zdecydowanie zawiódł się na swojej Biedronce. Zawiodła go tak samo jak Marinette. Ale tamta przynajmniej się pożegnała.

-Przepraszam...nie mogłam po prostu na ciebie spojrzeć bo..

-Bo jestem tak odrażający!? Ty mnie nienawidzisz prawda?! Jestem twoim przekleństwem! Pechem, który chodził za tobą od początku! Zwykłym pomagierem od brudnej roboty!

Przerwał dziewczynie wściekły. Oczy granatowłosej wypełniły się łzami. Zakryła usta ręką i po chwili szepnęła.

-Bo cię kocham Adrien.

Nie dał rady. Nie dał rady nawet dotrzymać tajmnicy o tym kim jest naprawdę. Był beznadziejny. Był porażką. I wiedział o tym.

-J-jak..jak t-ty.

Jąkał się niesamowicie. Ostatnio zachowywał się tak w dzień kiedy po raz ostatni widział swoją ukochaną Marinette.

-Skojarzyłam fakty. Te same oczy, głos, kolor wło..

-T-ty..m-mnie kochasz?

Wyjąkał. Był tak oszołomiony. Dziewczyna spłonęła czerwonym rumieńcem. Blondnyn spuścił głowę i zacisnął pięści.

-T-tak.

Nie mógł. Nie mógł jej tego zrobić. Kochał Marinette. Kiedyś gdyby Biedronka powiedziała mu to najprawdopodobniej byłby najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Ale teraz. Zawadzała mu. Mimo, że się poddał kochał tą kruchą dziewczynę.

-P-przykro m-mi...ale ja kocham już kogoś.

Spuścił głowę, a przed oczami zobaczył twarz dziewczyny."Taka piękna, taka słodka, taka krucha..moja Marinette". Biedronka wytarła łzy spływające po jej policzkach i uśmiechnęła się niemrawo.

-Rozumiem cię.

-Dzięki.

Mruknął tylko. Był zły, a wręcz wściekły.

-Znowu będziemy drużyną?

-Nie. Co najwyżej wspólnikami grającymi do tej samej bramki. Nic więcej. Nie mogę ci ufać.

Powiedział Kot. Właściwie to wręcz wysyczał z niezliczoną ilością jadu w glosie.

-Dobrze. Szanuje twój wybór. Nie będę na ciebie naciskać. Wybacz, ale zostało mi niewiele czasu. Muszę iść. Do zobaczenia Kotku.

Powiedziała i zniknęła pomiędzy budynkami paryskich ulic. Chłopak westchnął i miał ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Opadł na kolana, a po jego policzkach zaczęły lecieć łzy. Był bezsilny.

-Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś mi potrzebna Marinette. Nawet nie wiesz jak bardzo.

Szepnął sam do siebie. Jednak wstał. Otarł twarz z łez i tak jak zawsze po patrolu poszedł sprawdzić czy nie wróciła. Tak. Blondyn każdego dnia doglądał domu państwa Dupain-Cheng. Chciał być jednym z pierwszych którzy będą mogli powitać dziewczynę spowrotem. Usiadł na tyn samym dachu co kiedyś gdy dostrzegł otwierającą się klapę do balkonu. Młoda kobieta oparła się o barierki i przyjrzała się słońcu, które już było u końca swojej drogi. Blondyn nie dowierzał. Przy pomocy swojego kiciego kija zakradł się na dach jej domu. Widział jen plecy. Była ubrana w czarne rurki i białą koszulę bez rękawów.

-Nawet nie próbuj się zakradać Kocie.

Powiedziała dziewczyna, a blondyn spadł na balkon. Spojrzała na niego z góry i wyciagnęła w jego stronę rękę którą on ujął. Kiedy obydwoje byli już na nogach spojrzeli sobie w oczy.

-M-marinette?

-Tak.

Wyszeptała, a on od razu przyciągnął ją do siebie. Przytulił ją chyba najmocniej jak tylko umiał. I znów. Te gorzkie łzy zaczęły zbierać się w jego zielonych oczach. Dziewczyna objęła go swoimi małymi dłońmi i również zaczęła płakać jak dziecko. Już od dłuższego czasu zastanawiała się jak będzie wyglądać ich pierwsze spotkanie po dwóch latach. W głowie układała te najbardziej prawdopodobne, bynajmniej według niej. Sądziła, że Kot znienawidził ją po tym jak wyjechała. A tym bardziej po tym co usłyszała jeszcze niedawno na dachu. "kocham już kogoś". To właśnie te trzy slowa dudniły jej cały czas w głowie. Jednak jej może i ślepa miłość do tego blondyna przyćmiła te myśli.

-Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę..nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem księżniczko.

Wyszeptał do jej ucha, a ją przeszedł miły dreszcz. Uśmiechnęła się pod nosem i odsunęła od siebie chłopaka. Spojrzała w jego zielone oczy i utonęła w nich. "Las". To jedyne co przeszło przez jej myśli. Blondyn na początku też wpatrywał się w jej fiołkowe oczy, a przez jego myśl przeszło jedno słowo. "Niebo". Spojrzał na malinowe usta dziewczyny i oblizał wargę. Ta przygryzła lekko swoją i uśmiechnęła się do niego tak jakby pozwalała mu na to co chciał zrobić. Tak bardzo pragnął jej ust. Jej całej. Wpił się w jej usta i zaczął zachannie całować. Co jakiś czas przygryzał lekko jej dolną wargę, a ta jedynie cicho jęczała w jego usta. Oplotła rękoma jego kark i pociągnęła za końcówki zlotych włosów, albo kudłów jak to wolał Plagg na nie mówić. Jego ręce powędrowały na pośladki dziewczyny które lekko ściasnął wywołując tym jej jęk. Uśmiechnął się cwaniacko pomiędzy pocałunkami. Podniósł ją, a ona oplotła go w pasie swoimi nogami. Zaczął jeszcze bardziej napierać na nią swoimi biodrami. Ona zaś zaczęła sunąć rękoma po jego klatce piersiowej. Była coraz niżej niedaleko jego nabrzmiałego krocza. Uśmiechnęła się sama do siebie, a chłopak czując na sobie jej dotyk zaprzestał pocałunkom i szepnął jej do ucha.

-Sama widzisz jak na mnie działasz.

Oznajmił, a ona uśmiechnęła się do niego cwanie.

-Doprawdy?

Odpowiedziała równie cicho co on i zaczęła sunąć swoją ręką jeszcze niżej, aż dotarła do jego krocza.

-Ahh...kurwa Marinette.

Przeklnął srogo chłopak i odchylił głowę do tyłu. Dziewczyna wykorzystała ten fakt i znów przeniosła swoje ręce na jego kark i zaczeła składać na jego szyi mokre pocałunki. Co jakiś czas przygryzała jego skórę na co chłopak mruczał. Jednak pomimo welkiego porządania jakie nimi rządziło wiedzieli, że nie mogą tego zrobić. Oby dwoje bardzo zmienili się przez te dwa lata. Adrien, tak jak mówiłam. Nie był taki sam. Wycieńczony, smutny, ponury, cichy i wiecznie obrażony na cały świat. Marinette po wyjeździe do Londynu również nie było łatwo. Musiała zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu. Jednak nie chodziło tutaj o barierę językową bo była świetna z angielskiego, ale raczej o jej w urodzoną nieśmiałość. Jednak się przemogła i ze względu na nową szkołę postanowiła się zmienić. Była o wiele bardziej pewna siebie. Ona zmieniła się na lepsze, a Adrien raczej na gorsze. Jej ten wyjazd bardzo pomógł. Pomógł jej w zrozumieniu samej siebie. Jednak jemu wyjazd dziewczyny zdecydowanie zaszkodził. Ale skoro wróciła już wszystko powinno być dobrze, prawda?

Nastolatkowie siedzieli na balkonie dziewczyny. Byli wtuleni w siebie, ponieważ był początek października, więc nie było już tak ciepło jak latem. Jednak Marinette niezbyt to przeszkadzało ze względu iż od blondyna biło gorąco. Nie wiedziała jednak czy po prostu jest ciepło krwisty, czy to jednak przez to co stało się chwilę temu.

-Cieszę się, że wróciłaś.

-Ja też Kotku..ja też.

-Marinette..zostajesz w Paryżu na stałe, czy jednak wracasz tam?

Zapytał ciekawski chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się pod sosem i odpowiedziała.

-Zostaje tutaj na stałe. Tutaj skończę ostatnią klasę liceum.

-Cieszy mnie to. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jednak niestety muszę iść. Chyba nie chcesz jeszcze poznać mojej sekretnej tożsamości, prawda?

Zaśmiał się chłopak i wstał na równe nogi. Spojrzał na dziewczynę z uśmiechem, a ta spojrzała na niego "inaczej".

-Tak..raczej na razie nie.

Uśmiechnęła się trochę sztucznie jednak chłopak to zignorował. Pomógł jej wstać i znów stali naprzeciwko siebie tak jak wcześniej.

-Przyjdę jutro Moja pani.

Blondyn ucałował jej dłoń, a ona się zaśmiała. "Nie wierzę, że on nadal to robi" . Pomyślała.

-Oczywiście Kotku.

-Do zobaczenia księżniczko.

Powiedział na pożegnanie i zniknął w mroku. Ona jeszcze przez chwilę stała w miejscu gdy nagle wparowała jak poparzona do swojego pokoju.

-Tikki! Gdzie jesteś!? Jasna cholera nie uwierzysz co się przed chwilą wydarzyło.

Krzyknęła uradowana dziewczyna, a jej kwami podleciała do niej.

-Wnioskując po twoim entuzjazmie całowałaś się z Czarnym Kotem.

-Jak ty to?!

-Po prostu dobrze cię znam. Jutro wracasz do szkoły?

-Zgadza się. Alya i większość klasy już od dawna wiedziała o tym, że wracam, a Adrien zachowywał się jakby nic nie wiedział o tym.

-Jakiś czas temu komunikowałam się z Plaggiem. Powiedział mi, że Adrien od twojego wyjazdu nie był zbyt skory do rozmów.

Dziewczyna westchnęła i posmutniała. Usiadła na swoje łóżko i oparła głowę na dłoniach.

-On mnie nienawidzi.

-Ale o czym ty w ogóle mówisz?! Gdyby cię nienawidził nie całowałby się z tobą!

-Nie mam na myśli Marinette. On nienawidzi Biedronki. Zawiodła go. Najwyraźniej jeszcze nie skojarzył faktów, że to ja jestem Biedronką.

-Musisz mu to powiedzieć Marinette! Zawsze byłam przeciwna temu żebyście znali swoje tożsamości, ale w takiej sytuacji nie macie wyjścia.

-Nie Tikki. Najpierw muszę sprawić by Czarny Kot ponownie zaufał Biedronce. Czas zacząć operację "pech".

========================================

Hej, hej witam..jest to już trzeci rozdział "We promised something to ourselves". Jest on strosunkowo krótki w porównaniu do dwóch poprzednich jednak to dlatego iż następny rozdział będzie bardzo długi, oraz bardzo ważny  dla fabuły etc. Myślę, ze mi to wybaczycie ;)
Rozdział był sprawdzony tak jak każdy, ale jeśli doszukacie się jakichkolwiek błędów czy to ortograficznych czy też interpukcyjnych, or stylistycznych piszcie o tym w komemtarzu :D
Nie mam nic więcej do dodania. Pozdrawiam!
~_zapomnij_o_mnie_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro