Rozdział I
Adrien siedział właśnie przed salą od języka francuskiego i razem z Alyą oraz Nino zastanawiał się co mogło przytrafić się ich granatowłosej przyjaciółce. Marinette od prawie tygodnia nie była widziana w szkole. Ataków Władcy Ciem na szczęście nie było w tym okresie, więc mieli więcej czasu na zebranie informacji. Jego flustrację zwiększał jeszcze fakt, że nie widział się ostatnio z Biedronką. Jego ukochaną. Wziął kolana pod brodę i schował twarz w dłoniach. Cała trójka siedziała załamana. Na korytarzu byli sami bo lekcja miała zacząć się dopiero za dwadzieścia minut. Usłyszeli kroki, a ich wzrok przykuła dosyć niska granatowłosa dziewczyna. Jak zwykle ubrana w różowe balerinki i tego samego koloru spodnie. Białą bluzkę z nadrukiem kwiata i szarą marynarką. Cała trójka jak jeden mąż wstała z ziemi i ruszyła biegiem w stronę dziewczyny.
-Dziewczyno gdzieś ty się podziewała?! Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy?
Alya złapała dziewczynę za ramiona i prztuliła ją, a Marinette oddała uścisk.
-Myśleliśmy już, że gdzieś wyparowałaś.
Nino jak zwykle starał się rozluźnić atmosferę. Może i nie był to dobry moment, ale granatowłosa uśmiechnęła się do niego lekko. Adrien stanął z boku i przyglądał się dziewczynie niczym zaczarowany. Po chwili jednak ocknął się przytulił ją do siebie najmocniej jak umiał. Czuł jakby trzymał w swych ramionach największy skarb na świecie, który był tak kruchy, że jakikolwiek niespodziewany ruch mógłby ją zniszczyć.
-Adrien...ja wyjeżdzam.
Szepnęła do jego ucha, a ona odsunął ją od siebie na długość ramion.
-Ale jak to wyjeżdzasz?
-Przeprowadzam się do Londynu. Do mojej ciotki.
-Żartujesz prawda? Tak..ty na pewno żartujesz. Przecież nigdy byś nie powiedziała tego na serio.
Próbował sobie to w mówić, ale ona spojrzała na niego wzrokiem pełnym bólu i pokiwała przecząco głową. Alya i Nino stali niczym kamienne kolumny i nie ośmielili się przerwać tej sceny.
-Okej..rozumiem. Na pewno będzie wszystko w porządku. Będziemy ze sobą pisać. Rozmawiać. Żyjemy w dobie internetu. Damy radę.
Starał się pocieszyć dziewczynę, ale jednak bardziej mówił to jakby do samego siebie. W oczach Marinette pojawiły się łzy. Wykonała dwa kroki w tył po czym spuściła wzrok i na swoje buty i...uciekła. Zostawiła go. Zostawiła za sobą Adriena, Alyę i Nino. Próbowała uciec przed uczuciami. Przed samą sobą.
Jeszcze tego samego dnia Adrien po lekcjach zmienił się w postać Czarnego Kota i jak najszybciej ruszył do domu dziewczyny. Spojrzał na jej balkon. Stała tam. Piękna ubrana tak jak dziś rano. Ręce miała oparte o barierki, a głowę spuszczoną. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko. Płakała. Płakała z powodu swojej bezsilności. Z powodu głupiego Kota którego nie powinna nigdy tak naprawdę poznać. Ale poznała. Blondyn wydłużył swój kici kij usiadł na barierce jej balkonu. Dziewczyna niczym popażona odsunęła się od niej. Jej powieki były opuchnięte od płaczu, a oczy przekrwione. Nie miały w sobie już tego blasku, który w nich widział każdego dnia kiedy przychodziła do szkoły. Kiedy rysowała nowe projekty na korytarzu, a on przyglądał jej się ukradkiem. Była zmęczona i to było widać. Jakby w ogóle nie spała podczas swojej nieobecności.
-Czemu płaczesz Księżniczko?
Zapytał z przejęciem koci bohater i podszedł do dziewczyny, lecz ona zrobiła jeden krok do tyłu, więc stanął w miejscu. Stał naprzeciw niej. Nie mógł znieść takiego widoku Marinette. Czuł jakby jego serce było krojone na kawałki.
-Nie ważne Kocie...co cię tutaj sprowadza?
Mruknęła tylko i zbyła jego pytanie. Przekręcił głowę w bok niczym prawdziwy kot i podrapał się nerwowo po karku. Marinette wiedziała, że się denerwował. Znała go od dawna, a to był jego tik nerwowy. Kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze, lecz gdy przypomniała sobie kto tak naprawdę stoi przed nią od razu spuściła głowę.
-Emm...no wiesz..widziałem z dachu, że płaczesz no i..akuma mogła cię dopaść..tak właśnie. Akuma..hah..
Cały czas się jąkał. Jego wypowiedź niezbyt przekonała Marinette, ale nic nie powiedziała. On sam nie był do końca pewny swojej wypowiedzi. Bo sam tak naprawdę nie wiedział po co tutaj przyszedł. Czy po to by rzeczywiście Marinette nie dopadła akuma, czy też po prostu chciał jeszcze raz ujrzeć te fiołkowe oczy. Ona i Biedronka były tak podobne, ale tak skrajnie różne, że Adrien już sam pogubił się w swoich uczuciach.
-Okej rozumiem. W końcu to twój obowiązek. Już jest okej i możesz sobie iść.
Marinette chciała się pozbyć chłopaka jak najszybciej. Nie mogła już patrzeć w te zielone niczym las oczy. Może i mogła, ale nie umiała. W oczach Kota nie widziała już tego samego zabawnego i dosyć specyficznego blondyna. Może i nadal był w nich ten "koci pazur", który tak w nich uwielbiała, ale to nie było to samo. Nie kiedy wiedziała, że właśnie stoi przed nią Adrien.
-Ja jednak sądzę, że nie wszystko jest w porządku. Co się dzieje Marinette?
Blondyn był bardzo przejęty stanem dziewczyny. Nie tylko, nie chciał żeby wyjeżdzała, ale bał się też, że może zrobić sobie krzywdę, a jego nie będzie przy niej. Nie zniósł by tego. Wolał sam umrzeć.
-Nic się dzieje..naprawdę wszystko okej. Tylko jestem trochę zmęczona. Proszę idź już Kocie...proszę.
Podeszła do niego i złożyła krótki pocałunek na jego wargach. To miało być ich pożegnanie. Chłopak był przez chwilę oszołomiony, lecz kiedy granatowłosa chciała się odsunąć szarpnął jej nadgarstek i zatopił się w jej miękkich ustach. Nie chciała by sprawa tak się potoczyła. Bo wiedziała, że teraz będzie jeszcze bardziej za nim tęsknić. Za jego ciepłymi wargami. Za jego dłońmi na jej biodrach. Za jego zielonymi oczami w których tonęła już od trzech lat. Zarzuciła ręce na jego kark i pociągnęła lekko końcówki jego złotych włosów. Chłopak jeknął w jej usta i popchnął ją na ścianę balkonu. Wziął jej ręce ponad głowę i całował ją jeszcze bardziej drapieżnie. Co chwilę przygryzał jej dolną wargę przez co granatowłosa cicho pojękiwała w jego usta. Wiedziała, że musi to przerwać. Lecz nie chciała. Nie umiała oprzeć się jego ustą. Coraz bardziej napierał na nią swoimi biodrami, a ona coraz mocniej wyczuwała jego wzrastającą erekcję pod lateksowym kostiumem. Jedną rękę położyła na jego klatce piersiowej i zaczęła sunąć nią w dół. Oboje nie umieli oprzeć się przed wizją kilku miłych chwil spędzonych ze sobą przed tak długą i niewiadomą rozłąką jaka ich czekała. Podniósł ją do góry za pośladki, a ona oplotła jego talię swoimi nogami. W tej chwili rządziło nimi porządanie. On chciał tego. Pragnął jej całej. A ona walczyła. Walczyła sama ze sobą czy przerwać to, czy jednak dać się ponieść chwili. Jednak perspektywa bólu jaki miał ją czekać przyćmiła niecne plany jej Kociego kochanka. Zaprzestała pocałunkom, a do jego ust przyłożyła swoją dłoń. Ten spojrzał na nią zaskoczony. Oparła swoje czoło o jego klatkę piersiową i zaczęła cicho szlochać. Blondyn nie wiedząc co ma zrobić ruszył z dziewczyną do pokoju. Uchylił cicho klapę i z Marinette na rękach zszedł do jej sypialni. Położył dziewczynę ostrożnie na łóżko i przykucnął przy niej. Wziął jej twarz w swoją dłoń. Jej oczy nadal były pełne porządania, ale teraz wygrywał tam ból. Chłopak jeszcze raz pocałował jej czerwone usta. Chciał się upewnić. Upewnić czy jej tak naprawdę zależy. Oddała pocałunek. Był on pełen cierpienia, smutku i namiętności. Odsunęli się od siebie tak by mogli spojrzeć sobie w oczy. Fiołkowe oczy granatowłosej były pełne łez. Nie chciała by to tak wyszło. Nie chciała go więcej widzieć, a jednak pragnęła zostać z nim na zawszę. Blondyn odsunął się od niej. Wstał i zacisnął pięści i spuścił wzrok na swoje buty.
-D-do zobaczenia księżniczko.
Powiedział i wyskoczył przez klapę. Stanął na balkonie, a po chwili zniknął pomiędzy kominami bloków. Chciał mieć rację. Że ją jeszcze zobaczy. Że jeszcze będzie mógł posmakować jej słodkich ust. Poczuć od niej woń ciastek. Chciał by to była prawda. A ona tam została. Sama. Siedząc na łóżku z ręką przyłożoną do opuchniętych ust od pocałunków bohatera. Wiedziała, że to będzie boleć. Ale nie, aż tak. Tego dnia. Straciła go. Straciła swojego Czarnego Kota. I nie wiedziała co zrobić z tym faktem. Po prostu się poddała. Została sama. Bez nikogo. Sama ze swoim sumieniem.
Następnego dnia Adrien wyglądał niczym cień samego siebie. I też tak się czuł. Schodząc na dół do jadalni o mało co nie spadł ze schodów, a to przez gupią nie zawiązaną sznurówkę. Nathalie kiedy zobaczyła swojego podopiecznego zaproponowała by został dziś w domu, lecz chłopak zaprzeczył i stwierdził, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wsiadł do swojej limuzyny bez słowa i resztę drogi spędził na gapieniu się w okno bez najmniejszego celu. Plagg dzisiaj nawet nie upominał się o swój ukochany camembert widząc w jakim stanie jest jego właściciel. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, a najlepszą opcją była rozmowa z Tikki. Już od jakiegoś czasu kwami Biedronki wysyłała mu różne znaki. Ten jednak zbytnio nie rozumiał o co jej chodziło. Ale wyczuwał w tym złe emocje oraz zmartwienie swojej przyjaciółki. Blondyn w ciszy wyszedł z auta i postanowił udać się jeszcze do łazienki. Do lekcji zostało mu jeszcze dwadzieścia minut, więc mógł sobie na to pozwolić. Skierował się do najbrudniejszego miejsca w szkole, czyli do męskiej łazienki. Oparł się o umywalkę i przejrzał się w lustrze. Rano niezbyt się sobie przyglądał, ale teraz już wiedział dlaczego Nathalie zaproponowała mu pozostanie w domu. Z kieszeni jego białej koszuli wyleciał Plagg, który spojrzał na niego zmartwiony.
-Adrien mam do ciebie pytanie.
-Tak Plagg?
Odpowiedział blondyn i spojrzał na swojego małego przyjaciela.
-Czy mógłbym wyjść na chwilkę dzisiaj wieczorem. Na godzinkę dosłownie. Obiecuje, że to się więcej nie powtórzy. Wiem też, że jest ci cię...
-Pewnie Plagg. Możesz wyjść. Nic się nie stanie na serio. Jest...ok. Nie przejmuj się. A teraz wskakuj do torby bo muszę iść na lekcje.
Przerwał mu chłopak i uśmiechnął się do niego sztucznie. Plagg jednak stwierdził, że nie będzie drążyć tematu i wykonał polecenie blondyna.
I tak Adrienowi minęły lekcje. Na sztucznym uśmiechaniu się. Udawaniu, że wszystko jest w porządku kiedy tak naprawdę miał ochotę skulić się na podłodze i zacząć płakać. Kochał Marinette, ale niestety zbyt późno zdał sobie z tego sprawę. Był zbyt zapatrzony w Biedronkę. Siedział właśnie przy biurku i na swoim komputerze przeglądał zdjęcia granatowłosej.
-Adrien ja już pójdę...wrócę..niedługo.
Kwami trochę się jąkał przy wypowiedzeniu tego zdania, lecz w końcu mu się udało. Adrien jednak mruknął do niego coś niezrozumiałego i dalej wpatrywał się ze smutkiem w jego wspólne zdjęcie z Marinette które zrobili sobie w tegoroczne wakacje kiedy to razem z Nino i Alyą poszli szukać lodziarza Andre którego jednak nie znaleźli tego dnia. Plagg przeniknął przez szybę okna i pokierował się do domu Marinette. Kiedy dotarł przeniknął do pokoju granatowłosej. On i Tikki doskonale wiedzieli kto ukrywa się pod maskami bohaterów Paryża. Jednak nie wiedział, że Marinette też wie kim jest Czarny Kot.
-Tikki.
Szepnął do smutnej kwami siedzącej na biurku swojej właścicielki.
-Plagg? Co ty tutaj robisz?
-Chciałem z tobą porozmawiać.
-Rozumiem. Chodź na balkon.
I tak dwójka kwami wyleciała z pokoju dziewczyny kierując się na balkon. Marinette nawet nie zauważyła zniknięcia swojej przyjaciółki. Była zbyt zajeta patrzeniem w swój biały sufit na którym starała się doszukać małych plamek, czegokolwiek. Dziwne zajęcie, ale jeżeli miało jej pomóc w nie myśleniu o zielonookim blondynie, to działało zjawiskowo dobrze.
-Musimy coś zrobić. Tikki co ta twoja Mariolette wyprawia?
-Po pierwsze to jest Marinette, a nie Mariolette. Po drugie sama nie wiem dlaczego to robi. Jednak jest coś o czym musisz wiedzieć.
-Co takiego?
-Marinette wie, że Adrien jest Czarnym Kotem.
-Jak to?!
-Domyśliła się jakiś czas temu. Od tamtej pory jest inna. Sam zresztą pamiętasz wczoraj.
Tikki spuściła głowę, a Plagg nie dowierzał w to co usłyszał. Oboje byli bezdradni. Tak bardzo potężni w mocy jednak bezsilni w starciu z uczuciami tej dwójki.
-I co my teraz zrobimy Tikki?
-Nie mam pojęcia Plagg. Ale postaram się żeby Marinette wróciła jak najszybciej. Obiecuję.
Uśmiechnęła się lekko mała biedronka.
-Dobrze. Niestety, ale muszę już wracać do Adriena.
-Rozumiem..idź do niego. I dbaj.
Powiedziała ze smutną miną, a Plagg przytaknął jej swoją dużą głową i odleciał w kierunku rezydencji Agrestów.
====================================
I to jest oto pierwszy rozdział całkiem nowej historii. Mam nadzieje, że taki styl pisania się wam spodoba. Ta książka jest swego rodzaju eksperymentem. Zamierzam tutaj dużo czasu poświecić na opisywaniu odczuć bohaterów. Myślę, że będzie to coś fajnego i innego od tego co mieliście dotychczas w "Wyrzekliśmy się życia".
Pozdrawiam:
~_zapomnij_o_mnie_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro