cause nobody is going to do it for us
Podobno nie ma czegoś takiego, jak ciemność - jest tylko brak światła.
Zło również nie istnieje. Niektórzy ludzie po prostu zapomnieli, czym jest dobro.
On w to nie wierzył. Każdego dnia przeszłość uderzała w jego ciało i umysł, wnikliwie i na wskroś je przeszywając.
Nienawidził samotności. Nienawidził nocy i mroku, a jednak całe jego życie było nim przepełnione. Osnute i pochłonięte przez pustkę.
Bał się ciemności oraz tego, że pewnego dnia gdy zamknie oczy, owładnie go całkowicie. Im więcej czasu upływało, tym gorzej to wszystko znosił i pragnął umrzeć, ale zbyt bardzo przerażała go niewiedza i to, że nie może jej zaspokoić.
Dlatego wciąż trwał w tej ciszy, która z każdą minioną sekundą okazywała się być najgłośniejszym krzykiem.
Tej nocy znów nie spał. Nie był pewien, czy to z powodu bezsenności albo może przyzwyczajenia, tak samo trudno było mu stwierdzić, co jest gorszym koszmarem - wytwory jego wyobraźni czy rzeczywistość.
Pierwsze promienie wiosennego słońca musnęły delikatnie bladą skórę chłopaka. Wydawał się być tak kruchy, że pozornie nawet to mogło go zranić.
Wstał z niewygodnego materaca, powoli kierując się do łazienki. Pomieszczenie nie było duże, tak samo jak całe mieszkanie. Nie mógł pozwolić sobie na nic większego, w końcu był tylko osiemnastolatkiem, który nawet nie spłacał sam czynszu. Poza tym, nie chciał. Dla kogo? To tylko większe rachunki oraz więcej miejsca na pustkę i kryjące się w ciemności potwory.
Chociaż te najgorsze i tak żyły w nim.
Przemył twarz zimną wodą i spojrzał w swoje lustrzane odbicie. Zacisnął dłonie w pięści, widząc pęknięcie przebiegające dokładnie przez środek jego twarzy i po raz kolejny poczuł, jak rodzi się w nim nienawiść.
Słyszał krzyk. A za nim kolejny i jeszcze następny.
Przeplatający się między nimi psychodeliczny śmiech raz po raz odbijał się w jego głowie, powoli doprowadzając do szaleństwa.
Był ukryty. Pozornie bezpieczny.
Uwięziony.
Względnie doprowadził się do porządku, narzucił bluzę i pochwycił ciężką torbę wypełnioną podręcznikami, po czym opuścił mieszkanie, zamykając je na klucz.
Większość nastolatków nienawidziła szkoły, ale on nigdy nie należał do tej grupy. Tam też był samotny, ale zmiana otoczenia choć na chwilę pozwalała mu odskoczyć od rzeczywistości, której tak bardzo nie znosił.
Pomimo nieprzespanej nocy, nie czuł się zmęczony. Bardziej wyczerpujące było zmaganie się z urojeniami, które nawiedzały go, gdy tylko zapadał w sen. Jeśli miał wybór, wolał w ogóle nie zmrużyć oka, niż po raz kolejny obudzić się zalany potem z przyśpieszonym biciem serca.
Dotarł na miejsce równo z dzwonkiem. Dynamicznym krokiem ruszył w stronę swojej klasy i zajął wolne miejsce obok okna, wypakowując odpowiednie książki na ławkę.
Jęknął w duchu, kiedy zauważył, że ktoś się do niego dosiadł. Rudowłosy chłopak posłał mu delikatny uśmiech, co ten zignorował, wbijając wzrok w widok za oknem.
Jak na dzień rozpoczynający weekend, czyli piątek, pogoda była wręcz idealna. Westchnął na myśl, że znów spędzi go samotnie.
Nagle wszystko pogrążyło się w milczeniu. Odgłos stawiania kroków ustał zaraz po głośnym trzaśnięciu drzwiami, a on nie wiedział, gdzie jest i co się stało.
Nie był pewien tego, czy chciał się dowiedzieć.
Ta cisza była najboleśniejszą dotychczas.
- Jeon Jeongguk. - Ostry głos nauczycielki odbił się od szarych ścian klasy, docierając do jego uszu.
- Obecny.
Myślami był gdzieś indziej i zdecydowanie nie interesowała go lekcja. Całą godzinę spędził na wgapianiu się pustym wzrokiem w obraz za szybą, od czasu do czasu kreśląc coś na marginesie zeszytu. W pewnej chwili nie zareagował nawet na skierowane w jego stronę surowe upomnienie od nauczycielki, przez co oberwało mu się jeszcze bardziej.
Odetchnął z ulgą, kiedy z tego dziwnego stanu wyrwał go dzwonek na przerwę. Z przetartego w kilku miejscach plecaka wyjął słuchawki i jako ostatni wyszedł z klasy, siadając na podłodze w kącie korytarza.
Ludzie mijali go i widzieli spokojnego, zamkniętego w sobie nastolatka, który każdego dnia słuchał samotnie muzyki, podczas gdy ten wewnątrz siebie krzyczał. Widział znajome twarze, które tak naprawdę były mu całkowicie obce i niemalże słyszał te wszystkie słowa, jakie przelatywały przez ich głowy.
Dziwak. Czy on w ogóle miał przyjaciół? Zresztą, kto chciałby się zadawać z kimś takim. Wyrzutek.
Ale to było ostatnią rzeczą, jaka go interesowała. Ten spokój był wystarczająco satysfakcjonujący.
Nie zareagował, kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Dopiero po mocniejszym szturchnięciu i usłyszeniu stłumionego przez słuchawki głosu, podniósł głowę z podkurczonych dotychczas nóg i spojrzał w stronę chłopaka, który postanowił przeszkodzić mu w tym, co robił - czyli niczym, tak na dobrą sprawę.
- Chcesz czegoś? - zapytał obojętnie, wyciągając z ucha malutki głośniczek. Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie, że tuż przed nim stała ta sama osoba, która w trakcie lekcji się do niego przysiadła.
- Niespecjalnie. - Obcy po raz kolejny się uśmiechnął i zajął miejsce obok.
Jeon odchrząknął, czując panującą między nimi niezręczność. Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie odzywał, co tylko rozdrażniło go jeszcze bardziej, więc posłał mu wyczekujące spojrzenie.
- Czego słuchasz? - zaczął ognistowłosy.
W odpowiedzi zmrużył oczy, dokładnie badając wzrokiem twarz nastolatka.
Najbardziej wyróżniającym elementem jego wyglądu była chyba pomarańczowa czupryna, wyglądająca niezbyt naturalnie. Pomimo to Jungkook twierdził, że bardzo mu pasowała.
Był niski i dobrze zbudowany, a z bladą skórą kontrastowały zaróżowione i pełne usta, które wyginając się w uśmiechu sprawiały, że jego oczy znikały, zamieniając się w dwie kreski. Fakt ten całkiem rozbawił Jeona, ale nie dał tego po sobie poznać i na jego twarzy nadal widniała kamienna mina.
- Jesteś nowy, tak? - Zignorował pytanie. Nigdy wcześniej go nie widział, więc skojarzył fakty, zgrywające się w spójną całość. Tak, to miało sens. Bo kto normalny chciałby spędzać z nim czas? Na dodatek z własnej woli?
Nieznajomy pokręcił głową z widocznym rozbawieniem.
- Uczę się tu już od dwóch lat, jesteśmy w jednej klasie - oświadczył, na co Kook ściągnął brwi z lekkim zdziwieniem. Zaraz jednak machnął ręką, ponownie wbijając spojrzenie w podłogę. Niezbyt go to interesowało, po prostu chciał, aby ten sobie już poszedł, na co się niestety nie zapowiadało. - Robiliśmy w tamtym roku projekt. Razem. Pamiętasz?
- Mhm - mruknął zbywająco, w duchu prosząc o to, żeby dał mu już spokój. - Słuchaj, chcesz czegoś konkretnego? Bo jestem trochę zajęty.
Chłopak spojrzał na niego jak na idiotę, bo jeszcze chwilę temu dokładnie widział, jak ten siedzi i nic nie robi. Postanowił jednak nie ingerować w jego sprawy, więc przeszedł do rzeczy.
- Właściwie to tak - odpowiedział, w ogóle nie zrażony lekceważącą postawą towarzysza. Uśmiechnął się już enty raz tego dnia i kontynuował. - Masz czas w weekend?
Trochę go przytkało. Od razu zaczął snuć domysły, co ten zbyt pewny siebie typ planował.
- Co cię to obchodzi?
- W ogóle nie masz pojęcia, jak obchodzić się z ludźmi... - Rudowłosy westchnął głośno, a kiedy do jego uszu dotarł głośny dźwięk dzwonka na lekcję, wstał z podłogi i podał mu rękę.
Jungkook spojrzał na jego dłoń z lekką pogardą i nie korzystając z zaoferowanej chwilę temu pomocy, podniósł się, zaraz niemalże z powrotem upadając na ziemię, gdy ten zadał mu kolejne pytanie.
A raczej propozycję.
- Jeśli nie masz większych planów, możesz wpaść dziś do mnie wieczorem. Jestem sam na kilka dni w domu, a jakoś nie widzi mi się spędzanie ich w taki smętny sposób przed ekranem telewizora.
- Co ty mi sugerujesz? - Niemalże zakrztusił się własną śliną, obrzucając go wściekłym spojrzeniem.
- A co mam sugerować? - Roześmiał się głośno, kiedy zobaczył jego reakcję. - Nigdy nie byłeś u żadnego kumpla na noc?
Kumpla?
Jung poczuł, jak policzki zaczynają go piec. Był tym zażenowany.
Nie, nie byłem.
- Okej, w takim razie jeśli się zdecydujesz, to daj mi znać - powiedział. Widząc jego rumieńce, sam nieco się zmieszał. - A tak przy okazji, to jestem Jimin. Pewnie zdążyłeś już zapomnieć.
Uśmiechnął się po raz ostatni i pomachał mu na pożegnanie, odbiegając w stronę swojej klasy. Jungkook jeszcze chwilę stał sam po środku korytarza, wśród ciszy i pustki, która znów postanowiła go odwiedzić.
Nigdy w życiu nie sądził, że można czuć się jeszcze bardziej samotnym, a jednak kiedy Jimin go zostawił, miał wrażenie, że ponownie ktoś mu coś odebrał.
Było ciemno i cicho, a w mroku, który co jakiś czas na sekundę przerywały światła aut jadących ulicą za oknem, mieniła się szkarłatna krew.
Krew. Dużo krwi.
W powietrzu unosił się mdły zapach, przyprawiający go o zawroty głowy. A może to przez ten widok?
Nie mógł się ruszyć, kiedy natrafił wzrokiem na nich wszystkich. Martwe spojrzenia, martwe ciała, skalane intensywną czerwienią.
To był koniec.
Nie bardzo wiedział, dlaczego się na to zgodził. Jakiś głos w jego głowie z niewyjaśnionych przyczyn krzyczał „Idź!", ale miał ku temu opory, i to ogromne. Dodatkowo zastanawiał się, czy wystąpiły u niego jakieś problemy z pamięcią, bo nie mógł przypomnieć sobie tego chłopaka, a z tego co mu naopowiadał, ich znajomość nie ograniczała się do zwykłego „cześć" (którego i tak zazwyczaj nie mówił nikomu).
Westchnął skonfundowany, po czym rzucił się na łóżko i zerknął na wiszący ponad drzwiami zegarek. Dochodziła szesnasta, a on powinien się już zbierać.
Chciał tam pójść, ale z drugiej strony wolał zostać w domu i spędzić ten weekend tak, jak każdy inny. Samotnie, bez niepotrzebnych pytań i osób.
Myślał, że to z przyzwyczajenia, a prawda była taka, że Jungkook po prostu bał się ludzi.
♰
Od pięciu minut stał pod drzwiami mieszkania Jimina i zastanawiał się, co zrobić.
Najlepiej zapukać, debilu.
Niby logiczne, ale nagle z niewyjaśnionych przyczyn ręka odmówiła mu posłuszeństwa. Jeszcze miał szansę uciec. Tak po prostu zwiać i będąc w domu napisać mu, że źle się poczuł.
Zrobiłby to. Już nawet miał zamiar się odwrócić, ale gdy do jego uszu dotarł charakterystyczny dla przekręcania zamka dźwięk, od razu cały zesztywniał.
- Cześć - usłyszał, a przed oczami Kooka pojawił się ten sam roześmiany nastolatek, z jakim widział się dziś w szkole. - Długo już tak stoisz? Mogłeś zadzwonić dzwonkiem. To jeszcze nie ten czas, żebyśmy porozumiewali się telepatycznie. - Min zaśmiał się szczerze, a Jungkook od razu powrócił na ziemię.
Och, miał taki ciepły głos.
- Jasne - przytaknął cicho.
Widząc, że Park ustępuje miejsca, niepewnie wszedł do środka. Mieszkanie było o wiele większe od czterech ścian, w których Jeongguk spędzał na co dzień tyle czasu. Min nie wyglądał na kogoś, komu brakuje pieniędzy, co budziło tylko kolejne wątpliwości.
Czemu zaprosił mnie?
Pierwszym, na co zwrócił uwagę, był przyjemny zapach, jaki wypełniał całe mieszkanie. Mimowolnie się uśmiechnął.
- Jesteś głodny?
- Napiję się herbaty.
W jak głębokiej rozpaczy musi być człowiek, gdy nawet płacz przychodzi ciężko?
Miał wrażenie, że idzie do przodu, ale nadal tkwił w tej samej pozycji, co minutę temu. Wydawało mu się, że z sinych ust ulatuje ostatni oddech, ale tak nie było. Że sztywna ręka, leżąca tuż przy jego nodze, zaraz się uniesie i zetknie z jego skórą, oddając to ciepło, które jeszcze wczoraj czuł na swoim policzku. Ale tak nie było.
On też nie mógł nic zrobić.
Bo był już martwy.
Tak jak oni.
- Więc mieszkasz sam, huh?
Jungkook przytknął usta do czerwonego kubka, z którego ulatywała ciepła para. Upił łyk gorącej cieczy, pozwalając sobie przez chwilę nie odpowiadać na jego pytanie, przez co rudowłosy szturchnął go delikatnie nogą.
Było mu dobrze. Siedział zawinięty w gruby koc, dodatkowo ogrzewając się herbatą z cytryną i co jakiś czas zamieniając słowo lub dwa z Jiminem. Nie sądził, że po tak długim czasie unikania kontaktu z ludźmi, będzie jeszcze w stanie prowadzić z kimś na tyle swobodną wymianę zdań.
A jednak.
- Mhm - mruknął, wpatrując się w nikły zarys swojej osoby, widniejący na powierzchni napoju. Zakręcił naczyniem w dłoni, aby pozbyć się tego widoku sprzed twarzy. - Moja ciotka je spłaca. Można powiedzieć, że jestem na jej utrzymaniu.
- A twoi rodzice?
Jeongguk poczuł, że ktoś przykłada mu nóż do gardła. Podniósł powoli głowę i przeniósł wzrok na chłopaka siedzącego naprzeciwko. Wszystko, co dotychczas kryło się w jego spojrzeniu, zniknęło. Nie było smutku, złości, szczęścia, wzruszenia. Na powrót stało się puste.
- Nie mam rodziców.
Całe ciało Jimina zapłonęło. Nie, nie, nie tak miało być, pomyślał. Rozejrzał się po pokoju, jakby szukał czegoś, co pomoże mu wybrnąć z tej niechcianej sytuacji.
- Ja... Ach, przykro mi - powiedział w końcu, łapiąc się ostatniej deski ratunku. Naprawdę było mu przykro, w odróżnieniu od Jeona. - Masz ochotę zmienić temat? Cholera, to znaczy, obejrzeć jakiś film?
Czarnowłosy zaśmiał się. Ludzie zawsze reagowali w ten sam sposób i zdążył się już przyzwyczaić.
Parkowi wcale nie było do śmiechu, tylko zmieszał się jeszcze bardziej, mając nadzieję, że chłopak nie weźmie mu tego za złe. Błagał w duchu o to, aby móc zapaść się pod ziemię, ewentualnie aby zdarzyło się coś, co sprawi, że Kook zapomni. Może spadnie na niego kowadło, jak w tych wszystkich kreskówkach? Nawet to byłoby lepsze, niż ta niezręczność, która jeszcze pięć minut temu nie miała prawa bytu.
- W porządku - zgodził się, zaraz stawiając warunek - ale ja też muszę się o coś spytać.
- Hm? - Od razu uniósł głowę, czując, że napięta atmosfera powoli zaczyna ich opuszczać. A właściwie tylko jego, bo Jung wcale nie czuł się skrępowany.
- Dlaczego, do cholery, ktoś taki jak ty, zaprosił do siebie kogoś takiego jak ja?
Jimin aż zaniemówił.
- To dziwne pytanie - odpowiedział w końcu, nadal nie całkiem nie rozumiejąc jego słowa. - Czemu miałbym tego nie...
- Nie dziwniejsze niż fakt, że osoba mająca na pęczki przyjaciół, nagle postanowiła zlitować się nad największym pomyleńcem w szkole - przerwał mu, intensywnie obserwując jego reakcję. - Park Jimin, który musi odganiać się od dziewczyn i pewnie nawet chłopców, zadaje się z Jungkookiem, którego nie zna nikt, a jeśli już, to tylko i wyłącznie przez to, że wiecznie siedzi sam. Wiesz, że zepsuję ci opinię?
- To nie litość - zaprotestował. Z każdym kolejnym słowem miał wrażenie, że ktoś obrzuca go błotem, ale pozostawał spokojny. Starał się go zrozumieć. Tylko tego chciał. - Nie szczególnie interesuje mnie zdanie innych ludzi. Obserwowałem cię od dłuższego czasu, wiesz? Zawsze byłeś taki inny. Wiecznie wycofany i samotny, ale...
- Czyli jednak litość.
- Czy mógłbyś mi nie przerywać co chwilę? - Głos Parka przyjął nieco głośniejszy ton, co przyniosło oczekiwany przez niego efekt. - Dziękuję. Zamierzałem ci powiedzieć, że właśnie to mnie zaintrygowało. Normalność jest nudna, nie sądzisz?
Oczywiście. Gdybyś tylko wiedział, na czym polega moja nienormalność, odszczekałbyś te słowa.
- Ja jestem chory, nie wyjątkowy.
- Nie myślę w ten sposób.
- Ale ja tak.
- Dlaczego? - Rudowłosy nie odpuszczał, co powoli zaczęło irytować Jeona. - Dlaczego nie możesz po prostu...
- Oglądamy ten film? - Na twarzy Jungkooka zagościł szeroki uśmiech. Jimin aż się wzdrygnął, kiedy to zobaczył. Zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego. Jeszcze nigdy nie widział tak wymuszonego i jednocześnie przerażającego uśmiechu.
Dotąd nikt nie sprawił, że ogarnął go taki lęk i współczucie, jak w tamtym momencie.
- O... Okej.
♰
- Horror może być?
- Nie.
- Czemu? Boisz się?
- Weź coś innego.
♰
To nie tak, że się bał. Demony, wampiry, opętania, zjawy... Na myśl o tym mimowolnie parskał śmiechem. Ludzie nie spali po nocach przez tak błahe rzeczy, a przecież to nic innego, jak wyssane z palca bzdury. Poza tym brzydził go fakt, że niektórzy potrafili na siłę szukać strachu, o którym i tak nie mieli bladego pojęcia.
Strach to nie był lęk przed tym, co czyha pod twoim łóżkiem.
Strach to bezkształtna siła, niewidzialna i niemożliwa do dotknięcia, ale jednocześnie sama potrafiąca dotknąć człowieka boleśnie i pamiętliwie.
Cóż za niesprawiedliwość.
To coś, co atakuje w najmniej spodziewanym momencie, ograniczając ruchy i udaremniając próby powiedzenia czegokolwiek. Znał to uczucie. Każdego dnia wypełniał go ten znajomy niepokój i dusił się, kiedy na jego ciele raz po raz zaciskały się podstępne sidła, ciągnące go w dół. Nie potrafił z tym walczyć, więc schodził coraz niżej, zagłębiając się w najmroczniejsze odmęty ciemności.
Ach, nie.
To tylko brak światła.
- Wszystko w porządku?
Jeon oderwał wzrok od telewizora i spojrzał na zmartwionego chłopaka.
Nigdy nie jest w porządku.
Uśmiechnął się półgębkiem i podciągając nogi pod brodę, przeniósł wzrok na widok za oknem. Zdążyło się już ściemnić, przez co uświadomił sobie, że minęło całkiem sporo czasu, od kiedy po raz pierwszy przekroczył próg domu Mina.
- Oczywiście.
- Na pewno? - brnął dalej. - Pytam, bo kilka minut temu włączyłem pauzę, a ty nawet nie zareagowałeś.
- Zamyśliłem się - mruknął tylko, opierając brodę na swoich kolanach. - Możesz już włączyć.
Chłopak skierował pilota ku telewizorowi, jednak przed ich oczami zamiast kolejnych filmowych scen pojawił się czarny ekran. Jeongguk spojrzał na niego zdziwiony, ale nie zdążył dostrzec jego reakcji, bo zaraz po tym w całym pomieszczeniu zapanowała ciemność.
Jung gwałtownie poderwał się z miejsca, jakby zaalarmowany tym, że niedługo coś się stanie. Znowu wydarzy się jakaś rzecz, przez którą nie będzie mógł spokojnie spać. Na darmo wzrokiem zaczął szukać obok siebie drugiej osoby, chociaż doskonale wiedział, że nie jest w stanie nic dostrzec. Czerń jak zwykle nie dopuszczała do siebie choćby najmniejszej smugi światła.
- Jimin?
Serce podeszło mu do gardła, kiedy na jego ramieniu zacisnęły się czyjeś palce.
- Brak prądu. - Niższy wyciągnął z kieszeni telefon i odblokował go, aby włączyć latarkę. Jungkook zmrużył oczy pod wpływem nagłego rozbłysku, jednak po chwili przyzwyczaił się do jego intensywności i wreszcie był w stanie zauważyć choćby zarys twarzy Parka. Nie podobało mu się, że pomarańczowe włosy chłopaka przez to wszystko straciły swój kolor i momentalnie zblakły. - Pójdę poszukać jakichś świeczek.
Nie zdążył mu odpowiedzieć ani tym bardziej zaprotestować, bo od razu zniknął razem z mdłym światłem, jakie jeszcze sekundę temu dawało mu choć trochę poczucia bezpieczeństwa. Przygryzł wargę i powoli wypuścił powietrze z płuc.
Spokojnie. To nie jest obce miejsce, tylko dom Jimina. Przyjaciela. Jest dobrze.
Po raz kolejny, gdyby nie silne ramię podtrzymujące go, pewnie upadłby na podłogę ze strachu. Obejrzał się w stronę rudowłosego, który nadal kurczowo podpierał wyższego w obawie, że zaraz straci równowagę. Znacząco pobladł, a jego serce z pewnością kilkakrotnie zwiększyło swoje obroty.
- Mógłbyś mi pomóc? - zapytał i pociągnął go za rękę w stronę drzwi, których Jeongguk nie zdążył wcześniej zauważyć. - Pójdę sprawdzić, czy nie wywaliło korków. Jeśli to nie problem, mógłbyś zejść przez ten czas do piwnicy i przynieść stamtąd świeczki? Nie musisz wchodzić w głąb, są na pierwszej półce po prawej, znajdziesz je nawet po ciemku. Tutaj chyba żadnych nie ma.
P i w n i c a.
To był duży problem.
Problem, o którym nikt więcej nie musiał wiedzieć.
- Jasne.
♰
Może podświadomość od samego początku kazała omijać mu tamto miejsce szerokim łukiem i dlatego nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi. Oddałby wiele, aby nadal mógł żyć w słodkiej nieświadomości jego istnienia. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy w całym mieszkaniu nie było prądu, a on zapomniał wziąć telefonu i nie było mowy o tym, żeby sam wrócił się po niego do salonu.
Jimin już dawno odszedł, choć nastolatek nie do końca wiedział, kiedy i w jaką stronę. Czy to była jakaś gra?
Podstęp.
Zdecydowanym ruchem pociągnął za zimną klamkę, powoli stąpając na schody prowadzące niżej. Wdech, kolejny krok, wydech. Wdech, schodek w dół, trzaśnięcie drzwiami, brak wydechu.
Podstęp.
Wystarczył ułamek sekundy, aby Jungkook ponownie znalazł się przy drzwiach. Otwartą dłonią uderzył w nie kilkakrotnie, nawołując Parka, jednakże nie otrzymał żadnego odzewu. Czy wszystkie zamki od piwnicy muszą być zepsute? To nie żaden pieprzony horror, więc dlaczego tak to wyglądało?
P o d s t ę p.
Nie, nie, nie tak. Przecież po coś tu przyszedł. Nieco bardziej podminowany zszedł na sam dół, po omacku szukając na ścianie jakiejś półki. Gdzie są te cholerne świeczki? Przecież tam nic nie było, a jedyne, co znalazł, to skrzynka z narzędziami o którą się potknął.
- Zrobił to specjalnie - warknął pod nosem, na siedząco rozmasowując obolałe kolano.
Oparł się plecami o ścianę i rozejrzał po pomieszczeniu. Nic nie widział, ale czuł wszystko.
Ten sam zapach benzyny, co wtedy. Cisza, którą za chwilę miał przerwać jakiś przerażający dźwięk.
Podkulił nogi i objął je ramionami, chowając pomiędzy nimi głowę.
Strach też go odwiedził, jako obowiązkowy, choć nieproszony gość. Czy może po prostu nie opuszczał go na krok, atakując w momencie, w którym nie mógł się obronić. Mimowolnie po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, aby zaraz potem mogła przerodzić się w histeryczny płacz, przeplatany urwanymi krzykami.
Zaraz się dowie. O wszystkim.
Odejdź, proszę.
Słyszał wszystko.
Raz. „Och, jesteś tak obrzydliwie żałosna, ale nie jest mi cię szkoda."
Dwa. „To ostrze wygląda tak pięknie na twojej szyi, a twoje przerażone oczy cudownie się błyszczą, kiedy przez łzy próbujesz coś zauważyć. Gdzie on jest?"
Trzy. „Nie chcesz grać? Przykro mi, przegrałaś."
Wydawało mu się, że był w stanie usłyszeć nawet krew, która nieprzerwanie płynie i roztrzaskuje się o podłogę.
Puk, puk.
„Ty też ze mną zagraj."
- Jungkook? Jungkook, gdzie jesteś?
Drzwi gwałtownie się otworzyły, a ciężkie powietrze zostało przecięte przez ostre światło latarki. Jimin upewnił się, że tym razem się nie zatrzasną, a zaraz po tym zszedł w dół, gdzie dobrą chwilę zajęło mu odnalezienie chłopaka.
„Jestem chory, nie wyjątkowy". Te słowa nieprzerwanie odbijały się w jego głowie echem i choć chciał je z niej wyrzucić, nie potrafił.
Był taki przerażony i niewinny.
Zakrywał uszy dłońmi i z całej siły zaciskał oczy, jakby nie chciał dopuścić do siebie rzeczywistości. Mieszał szept z krzykiem, krztusząc się przy tym własnymi łzami i śliną. Chciał do niego podejść i zetrzeć te wszystkie brudy z jego twarzy, chciał aby znów stał się czysty i niedotknięty przez okrucieństwo, jakie go spotkało.
Ale on nic nie wiedział.
- Idź sobie.
Park zamrugał kilkakrotnie, orientując się, że Jungkook od jakiegoś czasu przeszywał go swoim obłąkanym spojrzeniem.
- Nie chcę.
Z lekkim wahaniem stawił pierwszy krok w jego stronę. Był jak skrzywdzone zwierzę, które stroni od kontaktu z kimkolwiek, nie chcąc ponownie cierpieć. Momentalnie przesunął się do tyłu, ale ten nie odpuszczał i pewniej się do niego zbliżył.
- Powiedziałem, że masz iść - powtórzył, zaciskając zęby.
Jednak on go nie słuchał. Dopiero z odległości kilku centymetrów był w stanie zauważyć, jak wiele cierpienia kryje się w przekrwionych od płaczu oczach Kooka. Rozchylił delikatnie wargi, z których mimowolnie uleciało westchnięcie, co wywołało śmiech u ciemnowłosego.
- Czemu nadal tu jesteś? - Złapał go za nadgarstek i boleśnie oplótł w okół niego swoje palce. Jimin jęknął, czując wbijające się w skórę paznokcie. - Po co to wszystko? Aż tak bardzo chciałeś mnie upokorzyć?
Uciekaj. Od niego. Od przeszłości. Od cierpienia. Od życia.
- Nie jesteś chory, Jungkook.
Kłamiesz.
- Nic o mnie nie wiesz - syknął i puścił dłoń chłopaka. - Nikt nie wie. Nikt nie zna tej cholernej prawdy. Ja też nie chcę jej znać. Nie chcę. - Ton jego głosu zmienił się na błagalny, a do oczu znów napłynęły mu łzy. - Proszę, zrób coś. Uwolnij mnie od tego.
- Spójrz na mnie - zażądał, ale on całkowicie go zignorował, pogrążając się w jeszcze większym bólu. - Uspokój się.
Błąd.
Pomieszczenie wypełnił drażniący dla uszu śmiech. Jeongguk przeczesał palcami włosy, kręcąc głową z niespodziewanym dla Mina rozbawieniem. To wszystko działo się tak szybko, że powoli nie nadążał nad nagłymi zmianami, jakie zachodziły w jego zachowaniu. Nadal nie był również pewny, jak powinien się zachować, więc pozostał w takiej samej pozycji, jak chwilę temu. Ślepo wpatrywał się w jego rozemocjonowany wyraz twarzy, obserwował każdy najmniejszy ruch, liczył łzy, które bezustannie skapywały po policzkach, zahaczając o nikły uśmiech.
- Czego ode mnie oczekujesz? - rzucił w pewnym momencie i podniósł się lekko, klękając na kolanach. - Albo inaczej. Czego oczekujesz od samego siebie? Liczysz na to, że będziesz dla mnie kimś wyjątkowym? Kimś, kto w cudowny sposób mnie z tego wyciągnie?
Jimin przełknął głośno ślinę.
- Tak właśnie myślę.
Jungkook zmrużył podejrzliwie oczy i zbliżył się do niego na minimalną odległość, otulając jego policzki swoim ciepłym oddechem. Park aż się wzdrygnął, kiedy miał tak dokładny wgląd na jego twarz.
Był piękny.
- Chyba muszę cię zawieść - stwierdził po chwili namysłu. Przez tą długą chwilę nie mrugnął ani razu, bezustannie krępując go swoim spojrzeniem. - To dobre uczucie, kiedy po przebudzeniu się z okropnego koszmaru człowiek widzi, że był to tylko sen, prawda?
Jimin nie rozumiał, ale pokiwał głową, potwierdzając tym samym jego słowa. Jeon, widząc taką reakcję, gwałtownie przesunął dłonią po ramieniu chłopaka, na koniec niespodziewanie wbijając paznokcie w materiał jego czarnej koszulki.
Rudowłosy syknął bardziej z zaskoczenia, niż bólu.
- Nie łudź się, że będzie dobrze. To tak działa tylko w filmach. - Delikatnie odchylił się do tyłu, nadal badając go wzrokiem. - To ciężkie obudzić się z koszmaru, jeśli nawet nie zdążyło się zasnąć.
Ponownie po jego policzkach spłynęło kilka łez, a całe ciało osunęło się po ścianie na podłogę. Nawet z takiej odległości było widać, że drży, starając się opanować te wszystkie negatywne emocje.
Park jeszcze nigdy nie pragnął czegoś tak bardzo, jak tego, aby ten biedny chłopak wreszcie zaznał spokoju.
Uwierz.
Ja wierzę.
- Czy mógłbyś... - zaczął i musnął opuszkami palców jego dłoń, jednak ten szybko mu przerwał, wyszarpując rękę spod palącego dotyku.
- Nie zrozumiesz, a ja nie wytłumaczę. Kiedy wreszcie to pojmiesz? - zapytał na tyle spokojnie, na ile potrafił, choć nadal targały nim spazmy płaczu. - Wiesz, co nas różni? To, że twój zły sen kończy się w momencie, kiedy otwierasz rano oczy i czujesz u l g ę. - Jimin chciał coś powiedzieć, jednak nastolatek uciszył go gestem dłoni. - Próbowałeś kiedyś uciec od wspomnień? Zapewne nie miałeś nawet ku temu powodów. - Zaśmiał się gorzko, znów chowając głowę pomiędzy swoimi ramionami. Kolejna fala rozpaczy zalała jego umysł i ciało. - Widzisz, ja mam - dodał cicho i ukrył twarz w dłoniach, dając całkowity upust emocjom.
Wiedział, że to koniec.
Po raz kolejny w swoim życiu upadł, pokazując całemu światu to, jaki jest słaby.
Jednak Jimin wcale tak nie myślał.
Jungkook od samego początku miał wrażenie, że ten dzień będzie kluczowy w jego życiu i kiedy poczuł ciepło czyjegoś ciała na swoim, załkał żałośnie, pozwalając na to, aby silne ramiona dały mu chwilę ukojenia.
Miał rację, bo wtedy zmieniło się wszystko.
Ale to nie był koniec, tylko początek.
♰
Czas mijał naprawdę szybko.
Wcześniej nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Każdy dzień wyglądał tak samo, wczoraj mieszało się z dzisiaj, a dzisiaj z jutro. Uważał to po prostu za zmieniające się w kalendarzu kartki, tykający zegarek i odliczanie minut do końca lekcji. Dopiero wtedy zrozumiał, że nie ma od niego cenniejszej rzeczy i każda sekunda spędzona z nim była warta więcej, niż wszystkie skarby świata.
Żałował, że wyłączenie zegarka nie sprawi zatrzymania się czasu choć na chwilę.
Ile to już trwało? Dwa miesiące, a może trzy? Nie był pewien. W dalszym ciągu nie przestrzegał terminów w kalendarzu i nadal nie pamiętał, jaki jest dzień tygodnia, ale pomimo to doskonale czuł te wszystkie chwile, przepływające przez jego ciało jak rzeka, której nic nie jest w stanie zatrzymać.
Jednakże strach i niepokój wciąż były jego nieodłącznymi kompanami. W końcu obiecali mu pozostać z nim na zawsze.
Ta noc również nie należała do spokojnych.
Jeongguk zerwał się z łóżka oblany zimnym potem, starając uspokoić szaleńczo przyspieszony oddech. Rozejrzał się niepewnie po pokoju, zatrzymując wzrok na elektronicznym zegarku, który stał na szafce nocnej.
03:37.
Przetarł czoło wierzchem dłoni i wplątał ją w swoje włosy, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Wiedział, że już nie zaśnie. Nie było o tym mowy.
Wbił wzrok w ciemność. Miał ochotę płakać, ale nie mógł tego zrobić. Obiecał mu, że przestanie.
Ale to było silniejsze. Podkulił nogi pod brodę i oparł ją na swoich kolanach, usuwając się w kąt, po czym niepewnie chwycił swój telefon.
Zrób to.
Przytknął palec do ekranu i niemalże krzyknął, kiedy uderzyła w niego świadomość tego, że mimo wszystko wciąż był tak słaby.
Och, wszystko nadal było takie trudne.
„Potrzebuję cię."
♰
Trzy kwadranse. Czterdzieści pięć minut. Dwa tysiące siedemset sekund.
Tyle czasu na niego czekał. Co chwilę spoglądał na zegarek i ledwo powstrzymywał cisnące się do oczu łzy.
Kiedy usłyszał przekręcanie zamka w drzwiach, coś w nim pękło i cały zaniósł się płaczem. Jimin niemal od razu się przy nim znalazł, zamykając w swoich ramionach. Ach, ciepło jakie w sobie nosił, działało na niego tak kojąco, jak nic innego. To była jedyna bezpieczna przystań, jaką Jungkook do siebie dopuszczał. W tamtym momencie cała reszta się nie liczyła.
Dla innych osób mogło być to dziwne, ale taka sytuacja nie miała miejsca pierwszy raz. Od kiedy miał przy sobie Parka, dzienne zmory całkowicie ustąpiły, jednak nocą nie odpuszczały, z czym sam nie mógł sobie poradzić.
Ale przecież teraz nie był sam.
- Już jestem - powiedział mu do ucha, uspokajająco głaszcząc po głowie. Objął go jeszcze mocniej, czując, jak jego ciało niekontrolowanie drży, a z ust ulatują złamane próby powiedzenia czegokolwiek. - Jungkook, już dobrze - szepnął i odsunął czarnowłosego od siebie, aby móc spojrzeć mu w oczy.
Jeon pokiwał niepewnie głową, czując, że zaraz zaleje go kolejna fala łez. Przygryzł wargę i zacisnął powieki, nie chcąc znów zawieść Mina.
Bo uwierzył. Tak jak on.
- Połóż się.
Jeongguk wykonał jego polecenie, odsuwając się pod samą ścianę, żeby zrobić miejsce obok. Zrobiło mu się słabo, kiedy minęła kolejna minuta, a on nadal nie czuł ciepła jego ciała przy sobie.
Błagam, chodź do mnie.
- Jimin... - zaczął niepewnie, po omacku szukając jego ręki. - Jimin, proszę...
Rudowłosy uśmiechnął się w ciemności, delikatnie wsuwając pod kołdrę. Opatulił nią ich obu, choć było to całkowicie zbędne, ponieważ Kook od razu wtulił się w jego ciało, które dawało mu wystarczającą ilość ciepła.
W chwilach takich jak ta najchętniej pozbyłby się wszystkich zegarków na świecie. Pozbyłby się czasu, aby móc już na zawsze pozostać w jego ramionach. Wtedy nie przeszkadzała mu cisza i mrok, a samotność i strach znikały całkowicie.
- Zostaniesz ze mną, prawda?
Nie odpowiedział. Jungkook nerwowo zacisnął dłonie na jego torsie. Oddech mu nieco przyspieszył i w kącikach oczu znów pojawiły się łzy, które tak desperacko starał się od siebie odpędzić.
- Miałeś już nie płakać - odezwał się w końcu, a Jeon aż się wzdrygnął na dźwięk jego głosu. - Przecież znasz odpowiedź na to pytanie. - Zsunął się trochę niżej, aby być na wysokości jego twarzy i ułożył dłoń na policzku chłopaka, kciukiem ścierając z niego łzy. Był taki delikatny, że Jimin czasem bał się, że nawet lekkim muśnięciem jest w stanie go skrzywdzić. - Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak piękna jest ciemność.
Nie, nie, nie.
- Ale...
- Powiedz mi - zaczął, gwałtownie przewracając go na plecy. Kiedy nad nim zawisnął, Kook prawie się zapowietrzył, nie spodziewając tak nagłego gestu. - Czy próbowałeś kiedyś spojrzeć na to z drugiej strony? - Min trącił nosem policzek chłopaka i nawet nie musiał na niego patrzeć, żeby zorientować się, że jego policzki nabrały rumieńców. - Teraz mogę całkowicie się na tobie skupić. Przekazać ci ciepło mojego ciała i wiedzieć, że to z mojego powodu jesteś taki rozpalony - mruknął, sunąc ustami i językiem po jego szyi. Spomiędzy warg Jeongguka mimowolnie uleciało westchnięcie i towarzyszące mu imię rudowłosego. - Usłyszeć twój spokojny głos, który zawsze działał na mnie kojąco. - Odnalazł jego dłoń i splątał razem ich palce. - Wiedzieć, że jesteś mój... Oraz cię poczuć.
Jimin przylgnął swoimi wargami do jego spragnionych ust, pozwalając im obu całkowicie oddać się żywej namiętności. To nie był ich pierwszy pocałunek, ale Jeon za każdym razem odnosił takie wrażenie. Zawsze przy nawet najmniejszym zbliżeniu, wszystkie emocje budziły się w nim na nowo, atakując ze zdwojoną siłą.
Objął go za szyję, nie nadążając za tempem, jakie narzucał mu chłopak. Miał wrażenie, że serce zaraz mu wysiądzie, ponieważ jeszcze nigdy wcześniej nie biło tak szybko. Czuł, że zaraz wybuchnie pod wpływem gorąca i gdyby nie przerwał, zapewne straciłby przytomność w ramionach Parka.
Kiedy oderwali się na chwilę, aby móc wreszcie złapać oddech, Kook od razu go do siebie przyciągnął, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Uśmiechnął się do siebie.
Nadal pachniał w ten przyjemny sposób.
Nie mógł uspokoić swojego oddechu i obawiał się, że będąc w towarzystwie Jimina w ogóle mu się to nie uda.
Jednak to nie był problem, bo nie pragnął wtedy niczego i nikogo innego, tylko niego.
- Nie myślałem o tym wcześniej - odezwał się cicho - bo nie miałem ku temu powodów. Byłem sam pośród tego wszystkiego.
Min zamknął oczy i uśmiechnął się do siebie, owiewając jego twarz ciepłym oddechem.
- Ale teraz już masz powód, prawda?
- Mam ciebie - odparł bez zastanowienia. - Ale ja już nigdy nie będę w stanie uwolnić się od mroku. To trwa zbyt długo, abym teraz ot tak mógł uciec.
- W takim razie pozwól mi na to, abym ci towarzyszył. - Przeczesał palcami włosy chłopaka i spojrzał mu w oczy, które jako jedyne był w stanie dostrzec. Wszędzie byłby w stanie zauważyć i rozpoznać te dwa charakterystyczne ogniki, które zawsze się w nich pojawiały, gdy tylko patrzył na Parka. - Będę za tobą podążał w ciemności. Poza tym, spójrz, tylko w niej jesteśmy w stanie zobaczyć coś tak pięknego, jak gwiazdy, prawda?
Ale on widział tylko jedną gwiazdę, najjaśniejszą ze wszystkich. Tą, która należała do niego.
- Dziękuję, że jesteś, Jiminnie.
Jungkook nadal bał się ciemności, ale póki miał przy sobie swój własny promyk światła, był w stanie wygrać z każdą przeszkodą, nawet tą najmroczniejszą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro