Prolog
Duży czerwony samochód z wyprzedaży zakupiony za ostatnie pieniądze posiadaczy toczył się leniwie po niemal pustej drodze z piskiem opon. Patrząc na niego z boku można było wręcz dojść do wniosku, że jedzie przed siebie jedynie na słowo honoru, a masa tanich breloczków z wyprzedaży obijała się o lewą szybę pojazdu z nie miłosiernym dla uszu dźwiękiem. Niebo powoli robiło się ciemne, chmury również powoli zanikały by ukazać je w pełnej okazałości zupełnie tak jakby, kiedy dopiero co wyjeżdżali nie padało jak cebra przez co całe ich ciuchy przemokły do suchej nitki. Powiewał lekki wiaterek, który wprawiał wszystko w delikatny ruch. Sosny i inne rośliny powiewały lekko tworząc przyjazny szum, a on sam również przyjemnie uderzał po twarzy i reszcie ciała. Przynajmniej by tak było jeśli by ich kończyny nie były zmarznięte, co prawda rozgrzali się podczas tej kilkugodzinnej jazdy jednak nie zmieniało to faktu, że o wiele milej by było gdyby wcześniejszą sytuacja nigdy się nie wydarzyła.
Mabel ze względu na fakt, że nie zdała jeszcze prawa jazdy i czekała na okazję by zrobić to w miasteczku ze względu na łatwiejsze warunki do jazdy siedziała na siedz niu pasażera opierając jedno ramię o drzwi by podeprzeć na nadgarstku swoją głowę ze znudzeniem wyglądając za szybę. Na jej uszy były nałożone słuchawki z puszczoną muzyką, kiedy bawiła się rękawem swojego przydużego swetra. Nogami za to kopała w przód i tył jak mała dziewczynka. Dipper siedzący za kierownicą jedną ręką kierował, a drugą (swoją główną) pisał coś w notatniku na kolanach nie do końca nawet patrząc na kartki i to co tam nabazgrał dochodząc do wniosku, że zdoła dojść do wniosku co tam miało pierwotnie być. Między zębami trzymał batona zbożowego, którego starał się ostrożnie zjeść bez większej wpadki ponieważ nie można było ukrywać faktu, że samą buzią trudno było coś zjeść bez ryzyka wypadnięcia jedzenia na podłogę. Lub jak w tym przypadku matę, którą ostatnio sprzątano Bóg wie kiedy.
Z małego radia ustawionego na tylnych siedzeniach roznosiła się po pojeździe jakaś mało znana piosenka ponieważ za nic nie potrafił znaleźć w swoich wspomnieniach ani tekstu ani wykonawcy. Westchnął drapiąc się po głowie ołówkiem i nie do końca rozumiejąc jakim cudem będąc tak blisko przystanku autobusowego gdzie mają zostać powitani przez wujków nie wpadli jeszcze na żadnego krasnala, a konkretniej krasnal nie wpadł na nich prosto pod koła przez co musieliby hamować z piskiem opon tylko żeby przeklinać pod nosem. Rzucił okiem dookoła nadal nie widząc niczego nieprzyjaznego co mogłoby pokrzyżować im w jakikolwiek sposób szyki po czym westchnął zwalniając nieco przez co przykuł uwagę swojej siostry, która uniosła jedną słuchawkę ze znakiem zapytania w oczach. On tylko odkładając przybory papiernicze sięgnął do schowka wyjmując identyczną przekąskę by następnie jej ją podać. Ta tylko uśmiechnęła się niezręcznie odpychając nieco jego dłoń od siebie.
— Dzięki, ale wiesz, że jestem na diecie. Nie mogę jeść zbyt dużo weglowodanów — Przypomniała mu mimo iż oboje doskonale wiedzieli, że to pamięta.
— Kolejnej? — Uniósł brew zaskoczony nieco bełkocząc. Kilka sekund później jego jedzenie wylądowało mu na kolanach bez żadnych komplikacji za co dziękował wiedząc, że może być gorzej.
— Tak, tamta nie za bardzo na mnie działa, Maks poradził mi więc nową, czuję, że tym razem się uda — Uśmiechnęła się szeroko unosząc przy tym jedną pięść do góry wyrażając zarazem radość jak i determinacje przez co na buzi starszego pojawił się czuły uśmiech.
— Nie wiem jak ty, ale akurat uważam, że zasłużyłaś sobie na małą przerwę. No dalej, jeden batonik cię przecież nie zabije — Machał nim jej przed nosem czekając aż złamie swoją niezbyt żelazną wolę.
— Dobra, — powiedziała po momencie milczenia wzdychając z zrezygnowaniem - ale tylko jeden - Wzięła go do ręki powoli go rozpakowując z folii. Przez moment trwali tak bez odzywania się aż Mabel nie spojrzała mu prosto w twarz z jawnym zmartwieniem. - Myślisz, że wszystko będzie dobrze? Mam na myśli, zawsze chcieliśmy przeprowadzić się na stałe do Gravity Falls, ale jednak nie zmienia to faktu, że zostawiamy również wiele za sobą. Nie wiem, na przykład już nigdy nie spotkasz się z Aby, rodziców też zostawiliśmy samych, a przecież wieku im tylko przybywa, nie napijemy się już tego uroczego latte z rysunkiem kota z piany i... No ogólnie tego nie będzie.
—Wow, spokojnie. Nie zostawiamy przecież niczego na stałe, prawda? — Poprawił lusterko by spojrzeć za siebie na ulicę. — Zawsze możemy przyjechać w odwiedziny i spotkać się ze wszystkimi. Mama i tata również jeśli będzie taka potrzeba mogą się wprowadzić do nas, nie będzie to żaden problem.
— Łatwo ci mówić, ty już przyzwyczaiłeś się wyjeżdżać na dłuższy okres czasu — Westchnęła nawiązując do sytuacji gdzie Dipper był zmuszony do wzięcia dwóch lat wolnego od nauki po przeskoczeniu klas. Nie nalegał również na to ze względu na fakt, że chciał rozpocząć je z Mabel. I tak już mu wystarczył fakt, że zostawił ją samą w szkole przez te lata.
W tamtym okresie postanowił, że przeniesie się do Gravity Falls słysząc dobrą wiadomość, że wujkowie wrócili z swojej wyprawy i nie zamierzają raczej jechać nigdzie w następnym czasie. Mabel za to dołączała do nich praktycznie przez każdą dłuższą przerwę gdy opłacało jej się jechać. Kilka razy również on wrócił do nich przez co musiał siłować się z mamą żeby puściła go z powrotem. Co prawda zawsze wygrywał te walki, ale w ramach rekompensaty starań mamy kilka razy o mało się nie spóźnił na autobus. Zawsze udawał, że robi im za to pretensje jednak w rzeczywistości miło było, że chcieli go przy sobie zatrzymać.
— Może i tak, ale jestem pewien, że szybko się przyzwyczaisz. Ja zawsze przestawałem się martwić maksymalnie po tygodniu — Uśmiechnął się do niej pocieszająco co ona odwzajemniła najwyraźniej pocieszona. — Oczywiście może to tobie zająć nieco więcej czasu, ale zawsze mamy komórki, prawda? Nawet jeśli coś się stanie to można zadzwonić.
— Masz rację, chyba po prostu dramatyzuje — Zaśmiała się niezręcznie.
— To całkowicie normalna reakcja, nie martw się tym. Wszystko się ułoży — Uderzył ją delikatnie w ramię unosząc głowę zaalarmowany nagłym kolorem migającym w kąciku jego oczu.
Zatrzymał się gwałtownie przez co oboje polecieli do przodu dziękując wszechświatowi za to, że byli sami na drodze. Mabel od razu rzuciła na bok jeszcze nie zaczęty batonik i z prędkością, której pozazdrościć by jej mogło samo światło otworzyła gwałtownie i mocno drzwiczki na oścież bez nawet zachwiania się skręcając w bok by przekonać trasę do szeroko otwartych ramion wujka Stana, który miał na sobie stary sweter, który kiedyś dla niego uszyła. Rzuciła się na niego z niedźwiedzim uściskiem, a gdy spróbował ją podnieść zdawało się, że jego krzyż sprzeciwił się temu pomysłowi bo od razu postawił ją na ziemi krzywiąc się i łapiąc za krzyż.
Lekki zapach wilgoci i szyszek uderzył go w nos przez co musiał na moment przystanąć i wziąć głębszy oddech. Ta charakterystyczna woń unosząca się w lesie zawsze działa na niego bardziej kojąco niż cokolwiek, jedynym co tylko mógłby się pozbyć to były komary i inne meszki gryzące go po rękach i nogach nawet nie wiadomo kiedy. Razem z Mabel postanowili przyjechać tu na moment przed ostatecznymi egzaminami mimo iż mieli kilka lasów bliżej i opuszczanie zajęć na których powtarzano materiał nie było zbyt mądre. Skończyło się jednak na tym, że mimo wszystko miał rację i ta mała wycieczka naprawdę zrobiła im na dobre, zwłaszcza Mabel, która mogła odetchnąć od nacisku rodziców. Dzięki temu wyszli potem z budynku z dobrymi wynikami w kieszeniach. Stan uniósł głowę patrząc się centralnie na niego i uśmiechnął się tak szeroko jak tylko się dało przez co wyraźnie można było zobaczyć parę złotych zębów w jego szczęce.
— No chodź Pryszczu, z wujkiem się nie przywitasz? — Uniósł jedną brew zaczepnie, kiedy słuchał jednocześnie Mabel i tego jak szybko nawijała o swoim najnowszym projekcie, który miał być jej przepustką na czerwony dywan. Dipper tylko uśmiechnął się z nostalgia kierując się w ich stronę.
— Nie uwierzę jak mi powiesz, że aż tak się niby stęskniłeś — Zaśmiał się wpadając w prosto w jego ramiona żeby go przytulić. Zaraz po tym jak to zrobił od razu poczuł jak ogarnia go poczucie bezpieczeństwa jakie zawsze miał gdy przebywał ze swoimi wujkami.
Nie minęło paręnaście sekund, a już uciekł z uścisku wujka kierując się z powrotem do samochodu wiedząc, że dwójka podaży za nim. Nie zamykał go również wiedząc, że dość szybko do niego wrócą by podjechać pod Tajemniczą Chatę, nawet jeśli to wujek miał ich "odebrać". Bardziej został wysłany żeby przywitał ich jako pierwszy nieco pomógł rozładować atmosferę podróży, która zawsze ich ogarniała. Monotonia i brak ruchu zdecydowanie nie dział na nich wyjątkowo dobrze. Od razu jednak wszedł nieomalże odruchowo na tylne siedzenie słysząc za sobą ściganie się pozostałej dwójki chociaż wcale nie musieli walczyć o żadne miejsce. Kiedy Mabel i Stan usiedli z przodu wcisnął się pomiędzy stary sprzęt, który znalazł na ulicy i nie potrafił sobie odmówić nie wzięcia go na wszelki wypadek gdyby się przydał, tak aby być po środku i mieć dobry widok na każdego.
Wuj jakby od razu wyczuwając niezachwianą jeszcze radość w powietrzu uśmiechnął się szeroko z załapałem, którego można było nie widzieć u niego od zeszłorocznych świąt, kiedy to postanowił pobić rekord miasta i zawiesić wokół Mystery Shack tyle lampek ile się da, i nacisnął pedał gazu do samej maty, kiedy tylko udało mu się odpalić samochód nie zważając w żadnym wypadku na zaskoczone i przerażone krzyki siostrzeńców mówiące mu by przestał. Do tego dochodził również fakt, że jechali po nierównej powierzchni przez co wszystkie graty trzęsły się niemiłosiernie obijając wszystko i latając dookoła przez co Dipper był więcej niż tylko pewny, że będzie miał więcej siniaków na ramionach niż było ich wcześniej.
— A więc no dzieciaki, jak poszły egzaminy? — Zapytał wreszcie nieco zwalniając. Powoli dało się już widzieć światła poustawiane dookoła chaty na noc.
— Szczerze mówiąc były łatwiejsze niż myślałam. Byłam pewna, że napiszę tylko jedno zadanie i oddam puste kartki, a skończyłam nawet przed czasem — Pochwaliła się dumnie szatynka wypinając pierś do przodu jakby w oczekiwaniu na medal, a Stan poczochrał ją po włosach w odpowiedzi tak jak zawsze.
— No to dobrze, mam w takim razie, że pomożesz Soos'owi w chacie podczas napływu turystów. Na opowiadasz im jakiś bzdur o przypadkowych obrazach ze śmietnika i będzie cacy — Zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. — A ty to nawet nie musisz nic mówić, zdane w stu procentach, co? Pewnie jeszcze przydzielili ci ponadprogramowe punkty.
— Nie ma jeszcze wyników, ale myślę, że poszło mi w miarę nieźle, dzięki za wiarę — Zawstydził się opuszczając swoją starą i zużytą czapkę na twarz. Mężczyzna tylko zaśmiał się głośno na brak pewności siebie szatyna.
Zaparkowali pod budynkiem i wyszli pospiesznie z pojazdu. Kiedy Mabel od razu poleciała do drzwi domu Dipper skierował się w stronę bagażnika chcąc z niego wyciągnąć niezbędny bagaż, który ze sobą wzięli. Aktualnie nie mogli przywieść wszystkiego ze względu na fakt, że nie jest już tak jak było kiedyś. Aktualnie w chacie mieszkał Soos, jego babcia, wujowie Stan i Ford oraz Melody, która miała dziecko w drodze i mogła tak naprawdę urodzić lada chwila. Po prostu nie taktowne było pchać się teraz ze wszystkim, a im też się jakoś specjalnie nie spieszyło. Znajdą pracę i jak najszybciej oszczędzą pieniądze na swój własny dom bez brania kredytów. Na chwilę obecną jednak zostaną tutaj.
— Leć do reszty, ja się tym zajmę — Obiecał Stanley widząc co ten robi, a kiedy chciał zaprotestować tylko uderzył go w ramię. — Mam swoje lata, ale nie jestem jeszcze tak wybrakowany żeby nie wnieść kilku walizek, dam radę.
Pokiwał tylko głową wiedząc, że z wujkiem nie za bardzo da się w jakikolwiek sposób kłócić na temat dźwigania ciężarów w jego wieku bez urażenia jego dumy. Z resztą tak jak zauważył jak na tyle lat przepełnionymi przygodami i ciężkim wysiłkiem fizycznym trzymał się wręcz wybornie, nawet lekarze to zauważali pytając się czy bierze jakieś lekki lub chodzi na terapię. Co było dość komiczne jeśli wziąć pod uwagę to, że jedynymi lekami, które brał raz na ruski rok to były przeterminowane leki przeciwbólowe, był antyszczepionkowcem, a najchętniej to leżałby przed telewizorem i się nie ruszał.
Tak więc poszedł w stronę podestu, kiedy tuż za nim jego wuj siłował się z torbami zaplątanymi w jakiejś kable, podziękował również w duchu za to, że nie miał w swoich rzeczach niczego nazbyt cennego i delikatnego co mogłoby się uszkodzić. Kiedy chciał wejść do środka przez otwarte drzwi nagle w twarz zostało mu wystrzelone konfetti kolorowe konfetti. Zaskoczony hałasem oraz tym, że brokat wleciał mu do oczu cofnął się do tyłu, a gdy już miał się wywrócić został pochwycony za obie ręce, którymi wymachiwał zdesperowany dookoła. Zamrugał zdziwiony i z boleścią podniósł powieki by jego oczom ukazała się Pacyfika wraz z Wendy śmiejącymi się głośno i szeroko przez co poczuł jak się zawstydza, a jego twarz lekko czerwienieje. Po momencie krzyknął również głośno gdy wciągnęły go gwałtownie i bez ostrzeżenia do środka.
— Wieki ci chyba zajęło pojawienie się przed tymi drzwiami. Już myślałam, że Stanek daje ci kolejną lekcję życia — Zażartowała Wendy puszczając go i robiąc krok w tył opierając się rękoma o swoje biodra.
Miał już jej coś odpowiedzieć, kiedy zamarzł nagle bezruchu dokładniej przyglądając się dziewczynie. Miała na sobie dość workowate i grube ubranie, zdecydowanie nie na robotę do losu jakie zawsze ubierała, ale było to zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj było wyjątkowo chłodno. Jak zawsze miała na sobie ciężkie sportowe buty oraz była bez żadnego makijażu, nie miała również kolczyków, ale za to jak to na co dzień nosiła czapkę uszatkę. Tylko jedno w tym obrazie aż nazbyt się nie zgadzało. Dopiero gdy ta zaczęła mu machać ręką przed twarz oprzytomniał patrząc się na nią zdezorientowany.
— Obciełaś włosy? — Było to idiotyczne pytanie biorąc pod uwagę, że miał ją dokładnie przed sobą, a jej dotychczas bujne i okropnie długie rude włosy nie sięgały jej więcej niż trochę za podbródek.
— Ah, tak! — Dotknęła zaskoczona swoich włosów jakby sama zapomniała o ich realnej długości po czym zaśmiała się niezręcznie obejmując się ramionami. — Tak, miałam taki kaprys jednej nocy. Jak tata to zobaczył to musiał mnie wziąć do fryzjera żeby to jakoś naprawić — Uśmiechnęła się.
— To chłopiec?! — Usłyszeli za sobą krzyk Mabel, a gdy się odwrócili zobaczyli jak ta klęka przed brzuchem Melody patrząc się w niego jak zahipnotyzowana. — I dopiero teraz mi mówisz?! Mogłam już uszyć kilkanaście swetrów!
— Wybacz, chcieliśmy przekazać ci osobiście. Tak się w to wszystko angażujesz, że uznaliśmy, że będzie bardziej fair powiemy ci w to w twarz — Zaśmiała się, a Soos stojący obok jej zawtórował. Był wyjątkowo ubrany w zwyczajne ciuchy. Przez ostatnie lata starał się w pełni wykorzystywać przywilej noszenia garnituru na wzór tego, który posiadał jego przełożony przez co praktycznie nie dało się go zobaczyć w innych rzeczach. Dipper uśmiechnął się lekko pod nosem na ten widok pamiętając to z jakim podekscytowaniem opowiadała o tym w co będzie się z nim bawić. Był pewny, że będzie wspaniałą ciocią nawet jeśli nie będzie ją z dzieckiem łączyły węzły krwi.
— A więc — Pacyfika odchrząknęła zwracając ich uwagę na siebie, — jak ja wyglądam? — Okręciła się wokół własnej osi przez co jej niebieska sukienka zafalowała wokół jej kostek z wzorcem różowych tulipanów. Miała lekki jednak praktycznie niezauważalni oprócz ciebie do powiek makijaż, a jej włosy latały na wszystkie strony dookoła co również świadczyło o tym, że specjalnie nie robiła sobie jakiejś wyszukanej fryzury. Jednak na czubku jej głowy była przyczepiona dość nietypowa ozdoba w kształcie motyla na której dało się znaleźć jakieś waciki, druty, przylepione diamenciki, a nawet pojedyńcze sztuczne oko bez tęczówki, które latało na wszystkie strony. Od razu poczuł jak rozbawienie ogarnia jego ciało. — No co?
— Co ty masz we włosach? — Zaśmiał się, a ona spojrzała na niego spod byka, Wendy od razu szturchnęła go w ramię w ramach ostrzeżenia
— Nie polecałabym, dzieciaki to dla niej robiły — Szepnęła, a on poczuł jak wstrzymuje oddech. Każdy ktoś choć trochę znał Pacyfikę wiedział, że nie można w jej obecności nabijać się z prezentów, które robili dla niej jej mali podopieczni. Było to niemal jak podpisanie na siebie wyroku śmierci.
— One w przeciwieństwie do niektórych są przynajmniej kreatywne — Założyła ręce na piersi i spojrzała na niego z góry tak jak wtedy, kiedy byli dziećmi i nie dogadywali się zbyt dobrze. Od razu oblał go zimny pot i uniósł swoje ręce w geście poddania się.
— Dobrze, moja wina, przepraszam. Swoją drogą gdzie jest wujek Ford-
— Kurwa mać! — Krzyk był na tyle głośny, że od razu zwrócił uwagę wszystkich odrywając ich od swoich zajęć i pogawędek. A było to dość imponujące bo dopiero teraz zaczęło docierać do Dippera ile tak naprawdę osób było w domu oprócz dziewczyn oraz Soosa i jego żony. Nie do końca potrafił dowierzyć, że przyszli tu specjalnie po to żeby ich powitać.
Odruchowo pobiegł w stronę wyjścia chcąc pomóc swojemu wujowi podejrzewając, że coś mogło mu się stać. Za nim mógł usłyszeć jak dziewczyny z którymi dopiero co prowadził konwersację zawołały go i pobiegły za nim. Nie zastanawiał się jednak zbyt długo nad tym i już po chwili znajdował się na dworze. Przez moment rozglądał się dookoła ponieważ przez ciemność nie mógł dostrzec niczego konkretnego. W momencie jednak gdy dostrzegł zarys sylwetki leżącej na ziemi krzyk przerażony cofając się odruchowo przez co wpadł na Pacyfikę. Na trawie leżało okropnie blade i wątłe ciało minotaura nad którym pochylał się Stanley w panice sprawdzając jego puls.
— Zawołajcie Forda! — Krzyknął w stronę chaty, a po tym jak było słychać konkretny chód, mógł wywnioskować, że to właśnie Soos pobiegł najprawdopodobniej w stronę automatu.
— Co tu się... — Zaczął i nie zakończył patrząc jak wuj próbuje ocucić magiczne stworzenie, a po chwili dołącza do niego również Gideon przejmując pałeczkę najpewniej do momentu w którym nie przyjedzie profesjonalista od magii i istot z niej zrobionych.
— Dipper, wytłumaczmy wam wszystko jutro. Nie chcieliśmy wam zwalać tego wszystkiego na głowę gdy dopiero przyjechaliście, ale najwyraźniej nie mamy wyboru — Pacyfika położyła dłoń na jego ramieniu wyglądając na wyjątkowo zmęczoną.
— Yeah, chodź. Kupiliśmy gromadę przekąsek, na pewno znajdziesz coś dla siebie — Wendy również spróbowała odwrócić jego uwagę z marnym skutkiem. — Po prostu chodźmy.
Zamrugał, kiedy okręciły go do tyłu i zaczęły prowadzić z powrotem do środka pod ręce co było niezwykle pomocne biorąc pod uwagę, że nie do końca mógł ruszać nogami przez szok, który opanował jego ciało. Gdy natomiast spojrzał do góry dostrzegł stojącą w drzwiach Mabel patrzącą się z czystym przerażeniem oraz białą twarzą na trzy sylwetki na ziemi, zaraz potem pomiędzy nią, a Robbie'm przepchnął się Ford.
Miał złe przeczucia do tego wszystkiego. A do tego nie mógł pozbyć się poczucia, że będzie tylko gorzej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro