꧁༺ 7 ༻꧂
-Marc-André ter Stegen-
Znowu wyszedłem na swój balkon. To najprzyjemniejsze miejsce w całym hotelu. Zawsze mogę tu odpocząć. Wyciągnąłem się na fotelu. Zamknąłem oczy. To moja chwila spokoju. Usłyszałem huk z balkonu obok, ale średnio mnie to obchodziło.
- Co ty tu robisz!? - odezwał się na pewno Pedri. - Ten cały Vinícius Cię wysłał? - otworzyłem oczy i zacząłem obserwować tę scenę. Urugwajczyk był tak przerażony, że nie mógł się odezwać.
- González - odezwałem się zachrypniętym głosem. Zarumienił się. - Wprowadź go grzecznie do swojego pokoju, a ja już do was idę - wiem, że ja lepiej poradzę sobie z rozmawianiem z kimś, kto zawsze mówił mi część lub oglądał ze mną filmy, kiedy czekałem na Courtoisa.
- Marc! - Valverde rzucił się mi na szyję. - Powiedz mu coś! - podniosłem go lekko. Moje ręce wylądowały pod jego udami.
- Pedri on jest tutaj do Araújo i módl się, żeby tamten się nie dowiedział o tym, jak go potraktowałeś - dalej się boję jego fazy Suáreza.
- Aa.. przepraszam - spuścił głowę. Federico się ode mnie odlepił i teraz tulił Hiszpana.
- Każdemu się zdarza - powiedział entuzjastycznie, wybiegł z pokoju w podskokach i chwilę później można było słyszeć głośny pisk. Zawsze reagował tak na swojego chłopaka.
- To normalne - lekko pogłaskałem ramie pomocnika. Pokiwał lekko głową. - Masz coś na ustach - zmarszczył brwi, a ja się nad nim pochyliłem i pocałowałem jego usta. Rozchylił je i został w szoku, kiedy ja wyszedłem i skierowałem się do salonu. Gavi grał w łapki z Yamalem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro