꧁༺ 12 ༻꧂
-Marc-André ter Stegen-
Nie czułem tego. Niby był uroczy, ale.. to bycie w nim było takie dziwne. Nie podoba mi się to. Nie czuje się z tym komfortowo. Zadzwoniłem na mój numer ratunku.
- Co tam Marc? - usłyszałem ten kojący głos. Brakowało mi tego.
- Mogę Ci o czymś powiedzieć? Tylko nie bądź zły.. - wyszeptałem i zamknąłem drzwi. Jebane się nie domykają.
- Słucham - wziąłem głęboki oddech i zebrałem myśli.
- Pieprzyłem się z Pedrim i ja.. ja przepraszam ja tego nie czuje - wyrzuciłem na jednym wdechu. - Ja nie wiem, co robię. Jestem wciąż zagubionym dzieckiem - próbowałem się nie rozpłakać. Przecież nic się nie dzieje, nic się nie dzieje..
- Hej spokojnie.. nic się nie dzieje. Musisz mu o tym powiedzieć i przestaniesz się męczyć. Idę na trening, ale będę miał telefon w kieszeni. W sytuacjach wyjątkowego załamania nerwowego dzwoń. Będziesz mógł się wypłakać.. oj no wiesz zawsze tak robimy - pociągnąłem nosem, a on cicho westchnął.
- No dobrze.. jakby, co to zadzwonię, ale najpierw pójdę coś zjeść - pożegnaliśmy się, a ja wyszedłem z pokoju i naprawdę poszedłem zjeść. Lewy zrobił mi kanapki. Pedri unikał mojego wzroku, więc nie naciskałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro