Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Czym ty do cholery jesteś?"

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Nie wiedziałaś, który to już dzień spędzony w swoim pokoju, totalnej ciemnocie, w tym samym dresie i bez mycia. Czułaś się totalnie źle, ale nie z powodu tego jak wyglądasz, tylko z powodu straty daru. Twoja moc polegała na potężnej telekinezy i władaniu kulami ciemności. Byłaś bardzo dumna z tego daru, gdyż tylko on przypominał ci o ojcu. Nie znałaś go, ale z opowieści mamy wiedziałaś, że był cudownym człowiekiem, który miał bardzo podobny dar.
Jednak go straciłaś.

To było dla ciebie cholernie trudny czas. Lecz nie każdy to rozumiał. Twoja mama codziennie do ciebie zaglądała, bo najzwyczajniej się martwiła o swoje jedyne dziecko. Tak było tym razem. Zapukała, a następnie wchodziła, powoli zaglądając do twojego pokoju

–Wyjdziesz kiedyś kochanie?

–Mamo...proszę, chcę być sama.- powiedziałaś cicho.- Ja...potrzebuję czasu. Muszę to wszystko przetrawić.

–Minął już tydzień. Od kiedy to się wydarzyło, nauczyciele nie dają mi spokoju i ciągle do mnie dzwonią, czy mogą przyjść do ciebie na rozmowę. A twoi przyjaciele? Codziennie muszę ich odprawić z kwitkiem bo ty nie chcesz ich spotkać.

–Chcę pobyć sama, czy to coś złego?

–Nie kochanie, to nie jest nic złego. Ale po prostu się o ciebie wszyscy martwimy.

–Nie ma potrzeby. Żyję i mam się...prawie dobrze.- odpowiedziałaś, wtulając się bardziej w poduszkę.

Twoja mama zamknęła drzwi, a ty pozwoliłaś, aby kilka łez spłynęło po twoich policzkach. Jednak twoja mama miała rację. Musisz się w końcu ogarnąć, dlatego postanowiłaś, że dzisiaj pokażesz wszystkim, że wszystko jest z tobą dobrze.
Niepewnie położyłaś się na drugi bok łóżka, dostrzegając zamknięte drzwi. Powoli usiadłaś, a na końcu wstałaś. Brzmi to banalnie proste, a jednak bałaś się wyjść ze swojej strefy komfortu. Jedynie gdzie wychodziłaś z pokoju to łazienka. Zamknęłaś oczy i wzięłaś głęboki wdech, a potem wydech. Z szybko bijącym sercem podeszłaś do drzwi i nacisnęłaś klamkę. Wyszłaś z pokoju i zeszłaś na dół, napotykając zdziwione spojrzenie swojej matki.

–Idę na spacer.- powiedziałaś, zakładając buty.- Wrócę pewnie późno.

–O tej godzinie? Kochanie, jest dwudziesta pierwsza. O tej porze jest wiele złoczyńców...

–Może nie mam daru, aby się obronić, ale to nie wszystko, co mi odebrali.- powiedziałaś smutno do swojej matki, patrząc na nią ze łzami w oczach.- Obiecuję, że wrócę.

Wyszłaś z domu i odetchnęłaś świeżym powietrzem. Zamknęłaś oczy i wyszłaś z posesji. Spojrzałaś przed siebie i zauważyłaś coś dziwnego. Dokładnie mówiąc niedaleko ciebie ulatniał się dym. Zaciekawiłaś się, więc ruszyłaś w tamtym kierunku.

Jakieś dziesięć minut później dotarłaś na miejsce. Zauważyłaś wiele policji, bohaterów, w tym byłego bohatera numer jeden, kilka agencji detektywistycznych oraz twoją klasę.
Nie mogli cię zobaczyć, dlatego zarzuciłam na siebie kaptur.

–Wszystkie symbionty zostały w probówkach. Tylko jeden...ten z groźniejszych...się wydostał.- usłyszałaś głos jakiegoś naukowca.

–Jak to jeden wam uciekł? Przecież...nie, to nie może być prawda.

–Znajdziemy go.- powiedział policjant.- Na pewno.

Nie wiedziałaś o co chodzi. Symbionty? Pierwsze słyszysz takie słowo. Grasuje po ulicach? Co to może być?

–Najlepiej, jeśli teraz każdy tutaj obecny udał się z policjantami do domu. I trzeba ogłosić alarm, aby nikt z miasta się nie ruszał, chyba, że za naszą zgodą.

Świetnie. Dopiero co wyszłaś z domu, a już masz w nim zostać. Nie przeszkadzałoby ci to, w chwili, gdybyś dzisiaj nie wychodziła. Jednak teraz chciałaś pobyć na świeżym powietrzu. Wyszłaś z tłumu i udałaś się w stronę stacji benzynowej, bo była najbliżej ciebie. Wzięłaś z półki paczkę chipsów i colę oraz tabletki na ból głowy.

–Fatalna sprawa, co?

Spojrzałaś na dziewczynę, która była za kasą. Wyglądała na przyjazną i chyba taka próbowała być. Tylko ty nie za bardzo jej rozumiałaś.

–Słucham?

–No...ta sprawa z tą rakietą, która przed kilkoma minutami temu wylądowała. Na szczęście nikomu się nic nie stało, ale za to jeden kosmita uciekł.

–Kosmita?

–Symbiont, kosmita, pasożyt...co to za różnica.- skasowała twoje zakupy.

Nie usłyszałaś jednak ceny, bo byłaś ciągle zafascynowana tym, co się działo wokół. Odpaliłaś kartę w telefonie i przyłożyłaś do terminala. Zabrałaś swoje zakupy i poszłaś do parku. Zawsze tam chodziłaś z Kirishimą, do czasu, kiedy nie straciłaś daru.

Odrzuciłaś szybko tą myśl i skupiłaś się na drodze do parku. Usiadłaś na jednej z ławek i otworzyłaś chipsy. Wzięłaś jeden i powoli zaczęłaś spożywać. Nie smakowały jakoś najlepiej, ale nie narzekałaś więcej. Otworzyłaś colę i napiłaś się trochę, aby pokonać suchość w gardle, która nastąpiła po zjedzeniu chipsów. I ten wieczór mógłby być naprawdę dobry, gdyby nie pewna postać, czająca się po drugiej stronie parku. Zesztywniałaś, kiedy postać zaczęła biec w twoją stronę. Tylko, że ona była jakaś dziwna. Pomimo dość szybkiego biegu, kiwała się na boki. Podejrzewałaś, że była pijana lub naćpana, tylko, że z każdym "krokiem" twoje przypuszczenia nie były słuszne.

–Co do kurwy?.- zapytałaś samą siebie, wstając z ławki. Jeszcze przez chwilę patrzyłaś na zbliżającą się sylwetkę człowieka i sama zaczęłaś biec. Jednak nie zdążyłaś, gdyż coś oplotło twoje ciało. Zostałaś obrócona przodem do postaci, która wyglądała na opętaną. Przestraszyłaś się, przypominając sobie słowa, które powiedziałaś chwilę przed swoim wyjściem.

Może nie mam daru, aby się obronić, ale to nie wszystko, co mi odebrali.

No zajebiście ci wyszło, kiedy zostałaś unieruchomiona. Liczyłaś sekundy do swojej śmierci, gdy nagle poczułaś coś dziwnego. Miałaś wrażenie, że coś dziwnego dzieje się z twoim ciałem. Kiedy wszystko się uspokoiło, zobaczyłaś, że tą dziwną postacią był facet, który teraz leżał nieprzytomnie przed twoimi nogami. Spanikowałaś, więc zabrałaś z ławki swoje chipsy oraz colę i wróciłaś do domu, czując, jak ta dziwna sytuacja sprawia, że zaczynasz świrować.
W pewnym momencie zaczęłaś szybciej biec, chodź to było dość dziwne uczucie, gdyż czułaś, że sama z siebie nie biegłaś. Wbiegłaś do domu i zdziwiłaś się, że nie ma twojej mamy w domu. Za to na stole leżała mała karteczka, którą wzięłaś do ręki.

Poszłam na nocną zmianę do szpitala. Wrócę jutro przed dwunastą. Napisałam kartkę, bo nie mogłam się do ciebie dodzwonić. MAMA.

Czytając to poczułaś mdłości. To nie było spowodowane listem, który napisała twoja rodzicielka. Porzuciłaś kartkę i pobiegłaś do łazienki. Otworzyłaś agresywnie drzwi i kucnęłaś przed toaletą zwracając wszystko, co dzisiaj zjadłaś. Poczułaś dreszcze, które zaczęły atakować twoje ciało oraz okropny ból głowy. Znowu zwymiotowałaś. Byłaś przerażona.

–Co się do kurwy dzieje?.- zapytałaś samą siebie.

Złapałaś się za głowę i odczekałaś. W myślach odliczałaś do dziesięciu, aby chodź trochę się uspokoić, ale z marnym skutkiem. Z każdą sekudną czułaś się coraz gorzej. To nie możliwe, aby jakieś chipsy spowodowały taką rewolucję w twoim organizmie. Zamknęłaś mocniej oczy, czując jak kolejna fala ciepła przepływa przez twoje ciało, powodując jeszcze większy ból.
W końcu jednak ból jak gdyby nigdy nic odszedł. Teraz już czułaś tylko dyskomfort. Powoli wstałaś się z podłogi, spuszczając swoją zawartość żołądka w toalecie i podeszłaś do lustra. Owszem, dzisiaj nie wyglądałaś najlepiej, a sytuacja z wymiotowaniem pogorszyła tylko twój wygląd. Wzięłaś szczoteczkę do zębów i nałożyłaś pastę. Odgarnęłaś włosy i zaczęłaś myć zęby. Ciągle patrzyłaś na swoje odbicie i miałaś dziwne wrażenie, że nie jesteś sama.
Coś jest z tobą nie tak.

Umyłaś twarz i znowu spojrzałaś w swoje odbicie.

–Cześć, [T.I].

Miałaś wrażenie, że przez moment ujrzałaś potwora. I to nie takiego jak z horroru. Nie umiałaś tego wytłumaczyć. To nie był do końca potwór. Nie wiedziałaś, co to jest. A kiedy to zobaczyłaś krzyknęłaś głośno i cofnęłaś się o kilka kroków w tył. Upadłaś na zimną powierzchnię i znowu zaczęłaś głośno oddychać.

–Japierdole. Kurwa...- schowałaś twarz w dłoniach.- Ja Pierdole!

Nagle poczułaś kolejne uderzenie. Tym razem poleciałaś na ścianę, mocniej uderzając w głowę.
Byłaś przerażona i nie podobało ci się to w jaki sposób jesteś traktowana.
Opadłaś na podłogę dusząc się i powodując, że kilka kropel krwi poleciało z twoich ust. Nagle z twojego ciała, a dokładnie z lewego ramienia pojawiła się czarna maź. Byłaś przerażona, tym razem do milionowej potęgi.

–Witaj, [T.I].

Krzyknęłaś, na co czarna postać cię uderzyła.

–Ała!

–Nie krzycz.- powiedział głos w twojej głowie.- Dźwięk od czterech do sześciu kiloherców to dla nas śmierć.

–Kim...- zaczęłaś głośno oddychać.- Czym ty do cholery jesteś?!

Z twojego lewego ramienia wyłoniła się czarna maź, a chwilę później ukształtowała się z niej przerażająca postać. Miała białe oczy oraz twarz w dziwnym uśmiechu pełnym ostrych zębów.

–Ku...kurwa mać.- załkałaś.

–Jestem Venom. A ty.- zwrócił się do ciebie.- Jesteś od teraz moja.

–Co to ma teraz znaczyć?.- zapytałaś, czując jak strach przejmuje nad tobą górę.

Nie odpowiedział od razu. Minęło kilka sekund, aż znowu jego głos przyprawiający o dreszcze się rozległ bo zniszczonej łazience.

–To znaczy, że od teraz jesteśmy jednością. Razem wzniesiemy na sam szczyt.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy/wieczoru kochani!❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro