45
Usiadłam na blacie z uśmiechem na ustach, obserwują jak stawał przede mną zaledwie kilka kroków i nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Był cały czerwony ze złości, a na jego policzkach widoczne były stróżki zaschniętych łez. Wzięłam w swoje smukłe palce kieliszek z winem i wypiłam odrobinę, zostawiając ślad beżowej pomadki na rogu.
- Myślisz, że pozwoliłbym cię zabić? - pokiwałam głową, zakładając nogę na nogę co nie uszło jego uwadze. - Co jeszcze sądzisz?
- Uważam, że jesteś cholernie toksyczną osobą. - stwierdziłam, biorąc łyka trunku. Posłał mi jeden z najseksowniejszych wyrazów twarzy, które miałam zaszczyt doświadczyć.
- Takie jest twoje zdanie? - pokiwałam głową.
- Jestem toksyczny?
- Mhm. - mruknęłam, a on odepchnął się od szafki kuchennej i przybliżył się tak, że mógł w spokoju dotykać moje uda.
- A ty jaka jesteś, Indie? Hm? - szepnął na ucho, składając delikatny pocałunek w jego okolicy. - Chcesz wrobić swojego ojca w morderstwo, bo czujesz, że to będzie najlepsza zemsta, wykorzystałaś biednego Jacka, podrywałaś Tomlinsona, abym był zazdrosny. Pieprzyłaś się ze mną, wiedząc, że mam żonę. Obiecałaś sobie w tej główce, że zaczniesz nowe życie beze mnie, a prawda jest tak, że jesteś mokra za każdym razem jak mnie widzisz. Teraz zapewne też, mylę się? - milczałam, aczkolwiek pozwoliłam, by jego dłonie powoli rozpinały moje spodnie. - Jesteś tak samo chora jak ja i może zamiast z tym walczyć to w końcu zrozumiesz, że normalne życie nie jest nam pisane i nie mamy po co ze sobą walczyć, bo zawsze będziemy do siebie wracać. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Mam przerwać?
- Zrobimy to po mojemu, kochanie. - zatrzymałam jego ruchy, które miały na celu rozpalić mnie jeszcze bardziej. Choć nie byłam pewna czy było to możliwe. Postawiłam krzesło na środku ogromnego korytarza i pokazałam, aby usiadł.
Miał rację. Byliśmy toksyczni.
W cholerę.
Gdy zajął swoje miejsce, usiadłam na jego kroczu mocno na niego naciskając, wywołując u niego jęk. Mój język w odpowiedni sposób potraktował jego szyję, aż doszłam do ust, które połączyłam ze swoimi, pozwalając, aby gest był głęboki i namiętny.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że jestem bezpieczna. - ponownie uniosłam biodra, aby z siłą opadły z powrotem. Odchylił się, lecz złapałam go za szczękę, by nie odrywał ode mnie wzroku.
- Jesteś bezpieczna. - uniosłam swój kącik, przygryzając wargę, którą chciał ucałować, aczkolwiek się nie zgodziłam.
- Nic mi się nigdy nie stanie?
- Nie. Obiecuję. - przybliżyłam się do niego o ile się dało, a on ułożył dłonie na moich pośladkach przyciskając je jeszcze bliżej. Pozwoliłam na ponowny pocałunek, który przerodził się w obłęd.
- Więc dlaczego jeszcze żyję? - zapytałam, gryząc jego skórę w okolicy ramion. Oczywiście, że Frank chciał się mnie pozbyć, ale nie doszło do tego i byłam ciekawa czemu.
- Jasno mu dałem do zrozumienia, że jeśli coś ci zrobi, to opublikuję wszystkie brudy firmy. Nie zależałoby mi czy poszedłbym siedzieć. Bez ciebie i tak nie miałbym już nic do stracenia. Powiedzmy, że trochę się przestraszył. - odwzajemniłam jego wypisane zadowolenie i wręcz wepchałam mu język w gardło.
- Zakochałeś się, co? - oblizałam usta i odsunęłam się, by z wyższością patrzeć na jego szczeniackie spojrzenie, które przepełnione było miłością.
Powolnymi ruchami ściągałam z siebie górę ubrania, zostając jedynie w czarnym koronkowym staniku, który był niezwykle pomocy w tej chwili. Miał trzydzieści lat, lecz w tej chwili przypominał dzieciaka na placu zabaw.
- Nie masz pojęcia jak bardzo. - odpowiedział zahipnotyzowany, a ja odpowiedziałam łagodnym śmiechem. Moja pupa znów droczyła się z jego erekcją, a buzię ulokowałam tuż przy jego lewym uchu.
- Przepiszesz na mnie swoje udziały, Styles. - nie dałam mu choćby oddechu, bo moje palce zacisnęły się na jego przyrodzeniu, powodując serię westchnięć.
- To ma być forma zemsty?
- Nie, skarbie. To moje zabezpieczenie, ale spokojnie. W chwili przepisania na mnie całego waszego imperium, zrobię z ciebie wiceprezesa.
- Zamierzasz doprowadzić do tego, żebym oddał ci wszystko? - ledwo oddychał, co niezmiernie mi się podobało, ponieważ tracił rozum. Uniosłam brew i niewinnie zgodziłam się. - I uważasz, że złapanie mnie za penisa wystarczy?
- Sądzę, że zrobiłbyś to i bez tego. Potraktuj to jako przyjemniejsze zawarcie umowy. - szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha. Zaskoczył mnie, gdy jego biodra zaczęły współpracować z moimi.
- Masz stuprocentową rację, kochanie. - bąknął, uderzając swoim przyrodzeniem w moje intymne miejsce.
- I jeszcze jedno, Styles. Żadnych dzieci.
- Nie chcesz dzieci?
- Nie, chyba, że przypadkowo to trudno, ale żadnego planowania. Chcę żyć tak, że będę mogła ci obciągnąć na środku salonu, a potem dokończyć to na stole w jadalni. - jego klatka piersiowa na moment przestała się unosić, a on szukał w moich ciemnych tęczówkach potwierdzenia, jednakże jedyne co umiał z nich wyczytać to zwyczajnie pożądanie oraz władzę. Byłam świadoma jaką kontrolę nad nim posiadałam. On też to wiedział, ale żadne z nas nie było rozczarowane.
- Rób ze mną co chcesz, Indie. - wręcz jęknął i kompletnie się poddał. - Tylko teraz pozwól mi zająć się tobą. - złapał mnie mocno i podniósł, aby w szybkim tempie przenieść nas do sypialni. Rzucił mnie na materac, natychmiast pozbywając siebie oraz mnie dolnej części materiału. Później zdjął koszulkę i stał przede mną całkowicie nagi. Wiedziałam do czego miało dojść, kiedy pociągnął mnie na koniec łóżka i rozchylił moje nogi. - Nie myliłem się.
- Oczywiście, że nie. - wygięłam plecy przez uczucie jego zsynchronizowanych języka i dwóch placów wewnątrz mnie. Poruszał nimi w tak idealnej harmonii, że traciłam zmysły. Nie orientowałam się gdzie byłam. Jedyne co czułam to cholerne gorąco i falę niepojętej przeze mnie przyjemności. Nagle dopadła mnie pustka, przez co mięśnie mojej macicy się spięły przez szok. Spoglądnęłam na niego z niedowierzaniem i zrozumiałam. Ułożyłam go na łopatkach, a sama zasiadłam na jego brzuchu. Pomału ściągałam biustonosz, dając mu czas, by zachwycał się jak moje piersi w zwolnionym tempie stawały się wolne. Potem zjechałam pupą trochę niżej, zahaczając o jego krocze. Posłałam mu uśmiech pełen arogancji i podniosłam się tak, aby skutecznie ominąć jego przyrodzenie. Przysiadłam na jego kolanach i pochyliłam się nad nim. Teraz główną rolę odgrywały moje wargi.
- Indie... - moja pewność siebie z każdym jego zachowaniem wzrastała. Moje ruchy były ślimacze, wyprowadzające go z równowagi, zmuszającego go do błagania o więcej. - Indie, proszę. - przestałam i znów wróciłam do pierwotnej pozycji. Moje usta wędrowały od jego erekcji aż do twarzy, na której widniały każde emocje.
- O co mnie prosisz? - szepnęłam, jeżdżąc językiem po jego szyi. - Chcesz, abym tak po prostu spełniła twoje pragnienia? - niewinnie mruknęłam, dotykając swoją wilgotną waginą jego podbrzusza. Nie był głupi, to go bardziej nakręcało niż moje poprzednie czynności. - Jak bardzo tego potrzebujesz?
- Bardzo. - wypuściłam powietrze i chwyciłam jego dłoń, którą przyłożyłam sobie do wciąż ubiegającej się o uwagę łechtaczki. - Kurwa, Indie...
- Tylko potraktuj ją z miłością. - wraz z jego dokładnością, moje wszystkie bodźce skupiły się na zalewającej mnie rozkoszy. Muskał moją intymność z odpowiednią intensywnością, powodując wygięcie moich pleców.
Kiedy wreszcie otrzymałam to czego chciałam, wróciłam do niego. Zaczepiałam się o jego penisa, podnosząc temperaturę i stopień jego rozdrażnienia.
- Kurwa, usiądź w końcu na mnie, bo inaczej przyprę cię do tej pierdolonej ściany i nawet na tym cholernym komisariacie cię usłyszą.
- To na co czekasz? - i z tymi słowami w końcu nabiłam się na niego, a Harry, aby od razu zwiększyć prędkość, pomagał moim biodrom unosić się i opadać. Czułam całą jego męskość w sobie, a zachwytu całym wydarzeniem nie byłam w stanie opisać. Nasze połączenie tworzyło tak zgrany i dobry seks, że każde muśnięcie, każde pchnięcie było mocniejsze, bardziej wyczuwalne. Nie słyszałam od niego takich oznak bliskiego orgazmu jak teraz.
Był w niebie i to dzięki mnie.
I tylko dzięki mnie.
- Mam nadzieję, że będziesz się za to smażyła w piekle. - pomiędzy odgłosami pożądania i namiętności, zaśmiałam się z jego stwierdzenia.
- To jest najlepsze co cię mogło w życiu spotkać, Styles.
♥
mała niespodzianka, bo dałam radę poprawić rozdział jeszcze dzisiaj!
ogólnie myślicie, że mogę być kolejną autorką po Grey'u i 365 dni?
jestem ciekawa jak rozdział się podoba bo no mi tętno skoczyło!
tak i oni są w cholerę toxic ale no takie życie
im toxic too
kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro