Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45

Usiadłam na blacie z uśmiechem na ustach, obserwują jak stawał przede mną zaledwie kilka kroków i nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Był cały czerwony ze złości, a na jego policzkach widoczne były stróżki zaschniętych łez. Wzięłam w swoje smukłe palce kieliszek z winem i wypiłam odrobinę, zostawiając ślad beżowej pomadki na rogu. 

- Myślisz, że pozwoliłbym cię zabić? - pokiwałam głową, zakładając nogę na nogę co nie uszło jego uwadze. - Co jeszcze sądzisz?

- Uważam, że jesteś cholernie toksyczną osobą. - stwierdziłam, biorąc łyka trunku. Posłał mi jeden z najseksowniejszych wyrazów twarzy, które miałam zaszczyt doświadczyć. 

- Takie jest twoje zdanie? - pokiwałam głową.

- Jestem toksyczny?

- Mhm. - mruknęłam, a on odepchnął się od szafki kuchennej i przybliżył się tak, że mógł w spokoju dotykać moje uda. 

- A ty jaka jesteś, Indie? Hm? - szepnął na ucho, składając delikatny pocałunek w jego okolicy. - Chcesz wrobić swojego ojca w morderstwo, bo czujesz, że to będzie najlepsza zemsta, wykorzystałaś biednego Jacka, podrywałaś Tomlinsona, abym był zazdrosny. Pieprzyłaś się ze mną, wiedząc, że mam żonę. Obiecałaś sobie w tej główce, że zaczniesz nowe życie beze mnie, a prawda jest tak, że jesteś mokra za każdym razem jak mnie widzisz. Teraz zapewne też, mylę się? - milczałam, aczkolwiek pozwoliłam, by jego dłonie powoli rozpinały moje spodnie. - Jesteś tak samo chora jak ja i może zamiast z tym walczyć to w końcu zrozumiesz, że normalne życie nie jest nam pisane i nie mamy po co ze sobą walczyć, bo zawsze będziemy do siebie wracać. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Mam przerwać?

- Zrobimy to po mojemu, kochanie. - zatrzymałam jego ruchy, które miały na celu rozpalić mnie jeszcze bardziej. Choć nie byłam pewna czy było to możliwe. Postawiłam krzesło na środku ogromnego korytarza i pokazałam, aby usiadł.

Miał rację. Byliśmy toksyczni.

W cholerę. 

Gdy zajął swoje miejsce, usiadłam na jego kroczu mocno na niego naciskając, wywołując u niego jęk. Mój język w odpowiedni sposób potraktował jego szyję, aż doszłam do ust, które połączyłam ze swoimi, pozwalając, aby gest był głęboki i namiętny.

- Spójrz mi w oczy i powiedz, że jestem bezpieczna. - ponownie uniosłam biodra, aby z siłą opadły z powrotem. Odchylił się, lecz złapałam go za szczękę, by nie odrywał ode mnie wzroku.

- Jesteś bezpieczna. - uniosłam swój kącik, przygryzając wargę, którą chciał ucałować, aczkolwiek się nie zgodziłam.

- Nic mi się nigdy nie stanie?

- Nie. Obiecuję. - przybliżyłam się do niego o ile się dało, a on ułożył dłonie na moich pośladkach przyciskając je jeszcze bliżej. Pozwoliłam na ponowny pocałunek, który przerodził się w obłęd. 

- Więc dlaczego jeszcze żyję? - zapytałam, gryząc jego skórę w okolicy ramion. Oczywiście, że Frank chciał się mnie pozbyć, ale nie doszło do tego i byłam ciekawa czemu. 

- Jasno mu dałem do zrozumienia, że jeśli coś ci zrobi, to opublikuję wszystkie brudy firmy. Nie zależałoby mi czy poszedłbym siedzieć. Bez ciebie i tak nie miałbym już nic do stracenia. Powiedzmy, że trochę się przestraszył. - odwzajemniłam jego wypisane zadowolenie i wręcz wepchałam mu język w gardło. 

- Zakochałeś się, co? - oblizałam usta i odsunęłam się, by z wyższością patrzeć na jego szczeniackie spojrzenie, które przepełnione było miłością.

Powolnymi ruchami ściągałam z siebie górę ubrania, zostając jedynie w czarnym koronkowym staniku, który był niezwykle pomocy w tej chwili. Miał trzydzieści lat, lecz w tej chwili przypominał dzieciaka na placu zabaw. 

- Nie masz pojęcia jak bardzo. - odpowiedział zahipnotyzowany, a ja odpowiedziałam łagodnym śmiechem. Moja pupa znów droczyła się z jego erekcją, a buzię ulokowałam tuż przy jego lewym uchu.

- Przepiszesz na mnie swoje udziały, Styles. - nie dałam mu choćby oddechu, bo moje palce zacisnęły się na jego przyrodzeniu, powodując serię westchnięć. 

- To ma być forma zemsty?

- Nie, skarbie. To moje zabezpieczenie, ale spokojnie. W chwili przepisania na mnie całego waszego imperium, zrobię z ciebie wiceprezesa. 

- Zamierzasz doprowadzić do tego, żebym oddał ci wszystko? - ledwo oddychał, co niezmiernie mi się podobało, ponieważ tracił rozum. Uniosłam brew i niewinnie zgodziłam się. - I uważasz, że złapanie mnie za penisa wystarczy?

- Sądzę, że zrobiłbyś to i bez tego. Potraktuj to jako przyjemniejsze zawarcie umowy. - szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha. Zaskoczył mnie, gdy jego biodra zaczęły współpracować z moimi. 

- Masz stuprocentową rację, kochanie. - bąknął, uderzając swoim przyrodzeniem w moje intymne miejsce.

- I jeszcze jedno, Styles. Żadnych dzieci.

- Nie chcesz dzieci?

- Nie, chyba, że przypadkowo to trudno, ale żadnego planowania. Chcę żyć tak, że będę mogła ci obciągnąć na środku salonu, a potem dokończyć to na stole w jadalni. - jego klatka piersiowa na moment przestała się unosić, a on szukał w moich ciemnych tęczówkach potwierdzenia, jednakże jedyne co umiał z nich wyczytać to zwyczajnie pożądanie oraz władzę. Byłam świadoma jaką kontrolę nad nim posiadałam. On też to wiedział, ale żadne z nas nie było rozczarowane. 

- Rób ze mną co chcesz, Indie. - wręcz jęknął i kompletnie się poddał. - Tylko teraz pozwól mi zająć się tobą. - złapał mnie mocno i podniósł, aby w szybkim tempie przenieść nas do sypialni. Rzucił mnie na materac, natychmiast pozbywając siebie oraz mnie dolnej części materiału. Później zdjął koszulkę i stał przede mną całkowicie nagi. Wiedziałam do czego miało dojść, kiedy pociągnął mnie na koniec łóżka i rozchylił moje nogi. - Nie myliłem się.

- Oczywiście, że nie. - wygięłam plecy przez uczucie jego zsynchronizowanych języka i dwóch placów wewnątrz mnie. Poruszał nimi w tak idealnej harmonii, że traciłam zmysły. Nie orientowałam się gdzie byłam. Jedyne co czułam to cholerne gorąco i falę niepojętej przeze mnie przyjemności. Nagle dopadła mnie pustka, przez co mięśnie mojej macicy się spięły przez szok. Spoglądnęłam na niego z niedowierzaniem i zrozumiałam. Ułożyłam go na łopatkach, a sama zasiadłam na jego brzuchu. Pomału ściągałam biustonosz, dając mu czas, by zachwycał się jak moje piersi w zwolnionym tempie stawały się wolne. Potem zjechałam pupą trochę niżej, zahaczając o jego krocze. Posłałam mu uśmiech pełen arogancji i podniosłam się tak, aby skutecznie ominąć jego przyrodzenie. Przysiadłam na jego kolanach i pochyliłam się nad nim. Teraz główną rolę odgrywały moje wargi. 

- Indie... - moja pewność siebie z każdym jego zachowaniem wzrastała. Moje ruchy były ślimacze, wyprowadzające go z równowagi, zmuszającego go do błagania o więcej. - Indie, proszę. - przestałam i znów wróciłam do pierwotnej pozycji. Moje usta wędrowały od jego erekcji aż do twarzy, na której widniały każde emocje.

- O co mnie prosisz? - szepnęłam, jeżdżąc językiem po jego szyi. - Chcesz, abym tak po prostu spełniła twoje pragnienia? - niewinnie mruknęłam, dotykając swoją wilgotną waginą jego podbrzusza. Nie był głupi, to go bardziej nakręcało niż moje poprzednie czynności. - Jak bardzo tego potrzebujesz?

- Bardzo. - wypuściłam powietrze i chwyciłam jego dłoń, którą przyłożyłam sobie do wciąż ubiegającej się o uwagę łechtaczki. - Kurwa, Indie... 

- Tylko potraktuj ją z miłością. - wraz z jego dokładnością, moje wszystkie bodźce skupiły się na zalewającej mnie rozkoszy. Muskał moją intymność z odpowiednią intensywnością, powodując wygięcie moich pleców.

Kiedy wreszcie otrzymałam to czego chciałam, wróciłam do niego. Zaczepiałam się o jego penisa, podnosząc temperaturę i stopień jego rozdrażnienia. 

- Kurwa, usiądź w końcu na mnie, bo inaczej przyprę cię do tej pierdolonej ściany i nawet na tym cholernym komisariacie cię usłyszą. 

- To na co czekasz? - i z tymi słowami w końcu nabiłam się na niego, a Harry, aby od razu zwiększyć prędkość, pomagał moim biodrom unosić się i opadać. Czułam całą jego męskość w sobie, a zachwytu całym wydarzeniem nie byłam w stanie opisać. Nasze połączenie tworzyło tak zgrany i dobry seks, że każde muśnięcie, każde pchnięcie było mocniejsze, bardziej wyczuwalne. Nie słyszałam od niego takich oznak bliskiego orgazmu jak teraz. 

Był w niebie i to dzięki mnie.

I tylko dzięki mnie.

- Mam nadzieję, że będziesz się za to smażyła w piekle. - pomiędzy odgłosami pożądania i namiętności, zaśmiałam się z jego stwierdzenia.

- To jest najlepsze co cię mogło w życiu spotkać, Styles. 

mała niespodzianka, bo dałam radę poprawić rozdział jeszcze dzisiaj!

ogólnie myślicie, że mogę być kolejną autorką po Grey'u i 365 dni?

jestem ciekawa jak rozdział się podoba bo no mi tętno skoczyło!

tak i oni są w cholerę toxic ale no takie życie

im toxic too

kocham xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro