Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44

- Włącz telewizor. - kolejnego dnia w spokoju oczekiwaliśmy, aż policja ogłosi rozpoczęcie dochodzenia w sprawie zaginięcia żony jednego z najbogatszych Amerykanów. 

Siedziałam w swoim gabinecie, nerwowo zerkając na Walsha. Wykonałam jego polecenie i uniosłam z zainteresowaniem głowę do góry. 

- Wczoraj zaginięcie żony zgłosił Harry Styles - jeden z prezesów Styles Empire. Jeszcze niedawno mówiliśmy o jego odejściu z firmy, a teraz jesteśmy świadkami kolejnego dramatu rodziny Styles. Policja oświadczyła, że dzisiaj po szesnastej ruszy śledztwo w tej sprawie. Czy nieobecność Charlotte Styles jest następną intrygą Franka Styles'a, który planuje odwet na snu za opuszczenie rodzinnego biznesu? Spod gmachu nowojorskiej policji, mówiła Jasmine Wool. - przymknęłam na moment oczy i później znów zwróciłam ja ku Adamowi.

- Następna intryga? - byłam zdezorientowana ostatnimi słowami dziennikarki. 

- Dużo jeszcze o nich nie wiesz, co? Kiedyś Frank został oskarżony o korupcję. Potem gubernator stanu przepadł jak kamień w wodę. - otworzyłam usta, opierając plecy o miękkie oparcie fotelu. - Indie, to Styles. Nie bądź zaskoczona. 

- Wybacz, nie wygląda on na włoskiego mafioza, wiesz?

- Harry też ma za uszami. Prowadził bujne życie towarzyskie... - wow, nie spodziewałam się. To była oczywista rzecz i tego dowiedziałam się jak tylko go poznałam. -... nigdy poważnie się nie zakochał, ale nie znaczyło to, że dziewczyny stroniły od uczuć do niego. Miały na imię Georgia i Harriet. - i wtedy moja cała pamięć sięgnęła do jednego wydarzenia sprzed kilku lat.

- Harry, chyba mamy coś do załatwienia. - mruknął, stojąc nad nami i patrząc w zupełnie inną stronę. Dopiero po chwili zwrócił na nas swoje oczy.

- Nie teraz, Kerry.

- Jak pieprzyło się moją narzeczoną? - zamarłam, słysząc to. Nie uniosłam swoich tęczówek. Nie miałam odwagi. Jedyne co poczułam, to to, że Styles się podniósł.

- Masz pierdoloną czelność, aby to poruszać tutaj? Na pogrzebie mojej matki...

- Pogrzeb się skończył, a my możemy wyjść na zewnątrz. - to był najgorszy pomysł na jaki mógł wpaść. Jednak nic nie miałam do powiedzenia. Wyszli, nie oglądając się za siebie. Mimo wszystko miałam złe przeczucia.

- Gdzie oni poszli?

- Nie mam pojęcia, Frank. - moja cierpliwość się skończyła po kilku minutach i prędko opuściłam budynek. - Ej! Czy wy jesteście normalni?! - zauważyłam, że zwyczajnie rozpoczęli bójkę, wrzeszcząc wszystkie możliwe przekleństwa. Chwila, w której Styles pięścią przyłożył w szczękę Jack'a był chyba najbardziej obrzydliwym. Usłyszałam trzask, co nie wskazywało na dobre zakończenie. - Przestańcie!


- I ty, kurwa, byłeś moim przyjacielem?! Jakbyś się czuł, gdybym przespał się z nią i potem nadal udawał, że jesteśmy przyjaciółmi! Jesteś...

- Przestańcie już! - zagrodziłam drogę Harry'emu, który szykował się na kolejny cios. Byłam wymęczona. - Zachowujecie się jak dzieciaki. Nie załatwia się problemów w taki sposób, a w dodatku w takim miejscu. Skończcie tę dziecinadę, bo aż żal się na was patrzy. Przynosicie sobie wstyd, do cholery! Gdzie szacunek do zmarłego, albo chociaż do samego siebie. Jesteście obaj beznadziejni.

- Zobaczysz, Styles. Ona nie wytrzyma z tobą. Skończy tak samo jak skończyła Georgia i Harriet. - nie miałam pojęcia o co chodziło i poczułam potworny dyskomfort, dowiadując się o kolejnych kobietach. - Nie powiedziałeś jej? Biedna...

Georgia i Harriet. 

W tamtym okresie zastanawiałam się o co chodziło Jackowi, aczkolwiek nigdy się nie dowiedziałam. Niestety nie miałam nawet głowy, aby się tym przejmować, a widocznie to miało wyjątkowe znaczenie skoro mój szef postanowił do tego wrócić. 

- Obie sprawiały wiele problemów. Georgia zaszła w ciążę. - obawiałam się tego, co mogłam usłyszeć. Nie byłam pewna czy właśnie mój świat nie walił się przez napływające informacje. - Harry opłacił zabieg. Był za młody na dziecko, jednak to nie wystarczyło. Chciała pieniędzy, chciała rozgłosu, więc zagroziła, że oskarży go o gwałt jeśli się z nią nie zaręczy. 

- Co się z nią stało?

- Zginęła w wypadku samochodowym. Prowadziła pod wpływem alkoholu... - moje serce przestało bić na chwilę. Czy właśnie miałam do czynienia z ludźmi, którzy tak właśnie rozwiązywali swoje kłopoty?

Poczułam obrzydzenie do samej siebie, gdyż weszłam w ten świat z głupiej miłości do człowieka, który był dokładnie taki sam jak Charlotte. Pozwoliłam sobie wmówić, że to jego małżonka była tą złą. 

- A Harriet?

- Harriet była praktycznie taka jak ty, ale Styles jej nie kochał. Naiwnie wierzyła, że to się zmieni, dlatego nie odpuszczała. Frank się wściekł, bo zaczęła grzebać w przeszłości firmy. Dowiedziała się za dużo. - mówił to ze smutkiem wyczuwalnym w głosie, jednakże jednocześnie biło od niego takim ukojeniem, że przerażało mnie to z każdym nowym wyrazem. 

- Co znalazła?

- Odkryła lewe faktury, zrozumiała, że przekupowaliśmy sędziów oraz stróżów prawa, że wszystko co robiliśmy dla tej korporacji miało drugie dno...

- Frank się jej pozbył?

- Upozorowane samobójstwo. - wstrzymałam powietrze.

- Kto o tym wie?

- Frank, Harry, ja, Hank, Jack i ty. 

- Jack Kerry?

- Dokładnie. - zdałam sobie sprawę w jakim zagrożeniu się znalazłam. Było mi niedobrze. 

- Czy gdyby Harry się we mnie nie zakochał...

- Przykro mi, Indie. - blada jak ściana zabrałam swoją torebkę i ruszyłam do wyjścia. - Kochana, nie możesz teraz...

- Puść mnie, Adam, bo inaczej na ciebie zwymiotuję. - niechętnie zabrał swoją dłoń z mojego ramienia i pozwolił mi odejść. 

Bez żadnych emocji przebyłam drogę na parking i gdy nareszcie usiadłam w swoim samochodzie, wybuchłam niekontrolowanym płaczem pełnym bólu, strachu oraz stresu. Uderzałam rękoma w kierownicę, próbując się wyżyć. Cierpiałam, cierpiałam z braku poczucia bezpieczeństwa, z myślami, że straciłam szansę na normalne życie, z uczuciami pełnymi nienawiści.

Mogli mnie zabić.

Wytarłam policzki dopiero wtedy, gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Zaniepokojona odebrałam, chociaż nie rozpoznawałam numeru. 

- Indie Denis, słucham? - mruknęłam ze sztuczną uprzejmością. Ledwo widziałam na oczy przez zdradzieckie łzy.

- Z tej strony asystent szefa policji w Nowym Jorku, prosiłbym o stawienie się pojutrze na przesłuchanie dotyczące zaginięcia Charlotte Styles. Czy godzina osiemnasta będzie pani odpowiadała? - milczałam przez sekundę, próbując jak najszybciej przełknąć wielką gulę w moim gardle. - Proszę pani?

Mogli mnie zabić.

- Tak, oczywiście. 

- Dziękuję bardzo, miłego dnia.

 - Wzajemnie. - rozłączyłam się i przycisnęłam telefon do swojej piersi. Nie mogłam prowadzić w takim stanie, więc dałam sobie kilka chwil odpoczynku. Wyłączyłam urządzenie, aby nikt mi nie przeszkadzał i pojechałam do siebie. 

W apartamencie dałam upust wszystkim uczuciom, które w sobie chowałam. Byłam rozdrażniona, zmęczona, na skraju wytrzymałość i mimo tego jak poważna była ta sytuacja, to nikt nie zapytał mnie jak się z nią czułam. 

To nie był świat, którego chciałam i którego potrzebowałam.

Przez głupotę człowieka, którego kochałam, zginęły dwie dziewczyny. I on tak zwyczajnie chodził po tej ziemi, robiąc z siebie ofiarę po raz kolejny. Gdyby nie to, że miałam normalne szczęście, to skończyłabym dokładnie tak samo jak trójka pozostałych kobiet.

Mogli mnie po prostu zabić. Pozbyć się, a przez cholerną miłość musiałam się męczyć w tym gównie. 

To nie było na moje nerwy. 

Wieczorem wyciszyłam się i nalałam wina. Planowałam jeszcze gorącą kąpiel, ale to musiało zaczekać, ponieważ walenie do drzwi było wyjątkowo głośne i natarczywe. Przez nadmiar myśli i wycieńczenie trunek w moich żyłach bardzo dobrze wchodził mi do głowy. Więc z lekkimi problemami otworzyłam nieproszonemu gościowi, którym okazał się Harry.

- Postradałaś wszystkie zmysły?!

- I po co wrzeszczysz? - zapytałam, przewracając oczami.

- Jesteś pijana?

- I żywa. - uśmiechnęłam się do niego, idąc prosto do kuchni.

- Nie rozumiem.

- Jestem szczęśliwie pijana i żywa, Harry. Niestety twoje trzy poprzednie dziewczyny nie mogą tego powiedzieć. - czknęłam.

- O czym ty, do cholery, mówisz? Jakie trzy?

- No ta, jak ten stan się nazywa? No ten...

- Indie, kurwa mać.

- Georgia! - mina mu zrzedła, a ja posłałam mu wyzywające spojrzenie, które dodatkowo go zdekoncentrowało. Nie, kochanie, ja się już wypłakałam. - I ta taka, co ci imię skradła. A, Harriet. I ta nieszczęsna Charlotte. 

- Skąd o tym wiesz? - parsknęłam.

- Czy to ważne? Ważne jest to, że jesteś pierdoloną pomyłką. Pomyłką, w którą jak głupia uwierzyłam i dałam chyba z kilkanaście szans, aby teraz być podejrzana o cholerne zabójstwo! Za każdym pieprzonym razem robiłeś z siebie ofiarę, a tak naprawdę jesteś większym gównem niż twój ojciec.

- Odczekaj to.

- Co? To, że twoja zjebana głupota zabiła cztery osoby, wliczając w to twoje nienarodzone dziecko! Nie umiesz rozwiązywać konfliktów w cywilizowany sposób, wyręczasz się innymi, a wciąż chcesz być postrzegany jako dobry chłopak z lekkimi traumami. - zaśmiałam się, patrząc na rosnący gniew w jego oczach. - Robisz teatrzyk, że odchodzisz z firmy, a tak naprawdę nie zacząłeś się w ogóle pakować. Bo jesteś zwykłą pizdą, która bez taty nie poradzi sobie w życiu!

- Zamknij się! - jego silna ręka wylądowała na mojej szyi, a plecy spotkały się z chłodną ścianą. Posłałam mu kpiący wzrok, przez co jeszcze mocniej mnie przycisnął. 

- I co zrobisz? Zabijesz mnie? W końcu taki był zamysł, prawda? Zabić mnie jeśli będę sprawiała kłopoty tylko problem jest taki, że mnie kochasz. - szepnęłam z udawaną troską oraz współczuciem. - Kochasz mnie tak, że wszystko wymknęło ci się spod kontroli. Uwierzyłeś, że nareszcie ktoś pokochał cię takiego jakim jesteś i nic od ciebie nie chce prócz tego samego.

- Indie...

- Biedny, Harry. Ciągle niedoceniany przez ukochanego ojca i zawsze na drugim miejscu u swojej matki...

- Zamknij się, Indie. 

- Powiedz, kochanie... - zaakcentowałam ostatnie słowo, przejeżdżając delikatnie językiem po swoich wargach, co natychmiast dostrzegł. -... w jaki sposób ja miałam zginąć?

- Przestań.

- Wypadek już był. Samobójstwo także, dlatego liczę, że akurat dla mnie miałeś ciekawsze zakończenie. 

- Nigdy bym nie pozwolił...

- Oczywiście, że nie. W końcu jestem jedyną osobą na świecie, która pokochała takiego potwora.

- Nie jestem potworem.

- Jesteś, Harry. Pamiętasz, jak mówiłeś, że nie jesteś taki jak Frank? Faktycznie, jesteś o wiele gorszy. - warknęłam, za co otrzymałam porządne uderzenie w twarz. Od razu jego jego dłoń opuściła moje gardło, a sam zrobił kilka kroków w tył. Moje kąciki podniosły się do góry. - No dalej, Harry. Pobij mnie na śmierć. Czemu płaczesz? - wydęłam usta i niewinnie przechyliłam głowę w bok.

- Przestań tak mówić. 

- Uraziłam cię tym, że obawiam się o swoje życie w twoim otoczeniu...

- Nie zrobiłbym ci krzywdy!

- Właśnie mnie uderzyłeś! Krzywdzisz mnie odkąd się poznaliśmy! Jak mam ci ufać?! Jak mam powierzyć ci moje bezpieczeństwo, jak prawdopodobnie gdyby nie twoje chore serce, to byłabym od kilku lat w jebanym piachu?!

- Nigdy nie pozwoliłbym, aby coś takiego ci się przytrafiło! Cholera jasna, Indie!

- To samo mówiłeś swoim poprzednim...

- Nawet ich nie tknąłem!

- To, że się kimś wyręczyłeś nie oznacza, że nie jesteś taki sam! Na jakim ty świecie żyjesz!

- A ty?! Kto chce wrobić w morderstwo swojego ojca...

- Zasłużył na to i wiesz o tym! Wynoś się stąd, Harry! Po prostu wyjdź i nigdy więcej się nie wpieprzaj, rezygnuję! 

- Co?

- Mam dość waszej popierdolonej rodziny! Mam dość ciebie i twoich kłamstw, podwójnego życia i tych wszystkich kłótni! Jestem wykończona twoim widokiem! Spieprzaj, po prostu spierdalaj. - nie przeklinałam często, lecz dzisiaj nie potrafiłam zapanować nad sobą. Wszystko co miałam w sobie, pękło.

- Nie wyjdę stąd. 

- Co?

- Nie pójdę. Udowodnić ci moją miłość? To, że chroniłbym cię przed wszystkim? Mam wydać wszystkich, abyś mi uwierzyła? Proszę bardzo.

- Przestać chrzanić i opuść to mieszkanie.

- Nie, teraz to ty się zamkniesz, usiądziesz i posłuchasz co mam ci do powiedzenia. 

witam serdecznie!

oficjalnie mnie popieprzyło i nigdy nie przeklinałam tak w rozdziale

i nie wiem czy nie przedłużę tego opowiadania o więcej rozdziałów lub kolejną część

piszcie co sądzicie bo ja jestem w szoku

marta przegięłaś.

.

kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro