Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Miałam zostać prezesem jednaj z największych firm w Ameryce.

Miałam zarabiać ponad siedem milionów rocznie.

Miałam stać się jedną z bogatszych osób w tym kraju.

Miałam wsadzić do pierdla mojego ojca za śmierć Charlotte.

Uśmiechnęłam się w stronę Franka i oparłam obie ręce o jego biurko, nieznacznie się pochylając. 

- Jaki masz plan? - zapytałam, wywołując u niego zadowolenie. Oparł się wygodnie o fotel i spojrzał na swojego syna, który gryzł skórki wokół paznokci z przejęcia. 

- Zaprosisz go do kancelarii. - zaczął. - Postarasz się, aby zostawił jak najwięcej śladów. Włosy, linie papilarne na kartkach, ślina na kubku. Podrzucimy wszystko do mieszkania Harry'ego. - podniosłam brew zaintrygowana. - Dasz mu to. - wyjął z szuflady telefon schowany w przezroczystym, plastikowym worku. - Ckliwie powiesz, że chcesz mieć z nim kontakt. Zrób to u siebie w gabincie. 

- Co z monitoringiem przy wejściu do budynku?

- Wykorzystamy to. Na przesłuchaniu powiesz, że ojczulek chciał się zwrócić o pomoc. Jak już było po wszystkim. W końcu jesteś adwokatem w najlepszej kancelarii. - mruknął z zachwytem. - Na telefonie widnieją wiadomości wysłane do Charlotte w dniu ostatniej wizyty w hotelu. Zostały wysłane z dworca, na którym Michael stara się przetrwać każdy dzień. Moi ludzie kupili bilety na pociąg, aby było jasne, że faktycznie się tam udał.

- Co z kontrolą przejazdu?

- Twój ojciec wygląda jak typowy menel. Nie trudno było się za niego przebrać. Cieszy mnie, że myślisz o takich szczegółach. - imponowaliśmy sobie nawzajem w tej chwili, a ja zapomniałam, że w środku były jeszcze trzy inne osoby.

- Czemu on miałby to zrobić? Nawet jej nie znał.

- Był u ciebie pod pracą, prawda? - potwierdziłam. - Kamera nagrywa tylko obraz. Nie dźwięk. Uznajmy, że wtedy sfrustrowana mu powiedziałaś o żonie Harry'ego i jako dobry tatuś, który chce odkupić swoje grzechy, postanowił pozbyć się rywalki swojej córki. Nie mógł znieść twojego cierpienia z miłości. - powiedział to tak rozpaczliwie sztucznym głosem, że aż nie mogłam przejść obok tego bez komentarza. Parsknęłam śmiechem. - Harry zgłosi zaginięcie. Jutro. Ty i Walsh wrócicie do siebie, ponieważ na pewno zapytają nas o dzisiejsze spotkanie. Dowiedziałem się o romansie z Harry'm. Rozwiązujemy współpracę na ten okres. Taka jest wersja. 

- Ludzie będą uważali, że to ja i Harry. Ta opinia zostanie...

- Nie kiedy niespodziewanie wszystkie dowody jej zbrodni przedostaną się do prasy. Oczywiście anonimowo. No może z małym podpisem M.D na kartce, którą dotknie. - nie spodziewałam się tak dobrze przemyślanego planu. Wydawał się genialny.

- A co jeśli ojciec powie, że dostał telefon po zabójstwie? Co jeśli powie, że...

- Indie, to jest morderca, narkoman, chory psychicznie człowiek. Nasza policja nie jest sprawiedliwa, nasza policja nie szuka prawdy tylko teoretycznego sprawcy, nasza policja ma go w dupie. - to była prawda. Tak działał świat i nic nie można było na to poradzić. Aczkolwiek tym razem, było nam to na rękę. 

- Zróbmy to. - powiedziałam pełna adrenaliny i chęci do wdrążenia tego planu w życie. Czułam, że nareszcie mój czas zemsty nadszedł.

- Chwila, jaką mamy mieć gwarancję, że to wypali? - zielonooki był bardziej niż przerażony. Był kompletnym przeciwieństwem naszej dwójki. 

- Żadną. Albo próbujemy albo idziecie siedzieć. 

- Albo możemy powiedzieć, że ty za wszystkim stoisz. - syn kontra ojciec. Chęć wysłania Michael'a do więzienia zasłoniło mi inne możliwości. Chciałam go zniszczyć. Nie słuchałam bruneta ani jego obawy nie uderzały mi do głowy. - W końcu miałem zacząć układać...

- Harry, ten człowiek zabił jedynej kobiecie, którą pokochałeś, matkę i brata. Maltretował ją, wrzeszczał na nią, bił, poniżał, zamienił jej dzieciństwo w piekło, została sama, bez rodziny, dachu nad głową, żyła w nędzy, a on jeszcze miał czelność po latach ją śledzić, napastować i prosić o pieniądze. - Frank wiedział co robił. Prowokował swojego potomka i wywoływał u niego coraz większą nienawiść. Po jego minie wywnioskowałam, że się udało. Był wściekły, a jego dłonie zwinęły się w pięści. 

- W porządku. Mam nadzieję, że zdechnie w pace. 

- W takim razie działajmy. Zacznij pisać przemówienie, bo zrobimy mały cyrk w mediach. - wszyscy pokiwaliśmy na zgodę i opuściliśmy pomieszczenie. Natychmiast zostałam zaatakowana przez usta człowieka, którego kochałam całym sercem. Odwzajemniłam gest. 

- Tak, aby było wiarygodnie. - dyskretnie rzucił spojrzenie na kamerę, a ja zrozumiałam. - Rozumiem, że na razie nie będziemy się spotykać. - niestety musiałam mu przyznać rację. 

- Jak tylko przejmę pieniądze Franka to zabiorę cię gdzieś, mięczaku. Dobrze? - byłam u kresu wytrzymałości. Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy spoglądałam na jego wycieńczoną buzię. Zaśmiał się na moje słowa, co również poczyniłam i ostatni raz ucałował moje wargi.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też. - pożegnaliśmy się i Styles ruszył do swojego biura wraz z Louisem, a ja podążyłam za Adamem do firmy.

- Tu jest mnóstwo ochrony, więc rób skruszoną minę. Nie przyjechałem samochodem, więc jedziemy twoim od razu do kancelarii. Wszystko ci tam opowiem. - jego wzrok nawet nie drgnął. Dzielnie szedł przed siebie, a jego głos cichł z każdym krokiem bardziej.

- Moje życie to jest jakiś cholerny park rozrywki. - bąknęłam jakby sama do siebie, jednakże mężczyzna to usłyszał i zachichotał. - To nie jest zabawne. Możemy wszyscy iść do więzienia za współudział, zatajenie informacji...

- Indie, jestem w tym od ponad dwudziestu lat. Uwierz. Gdybym był nieostrożny i nie znał się na całym tym gównie, to siedziałbym już od kilkunastu lat. 

- W co ja się wpakowałam?

- Witamy w naszym świecie, Indie. Myślę, że i tak wiedziałaś jaki on jest niedobry. W końcu twój ojciec lata po Nowym Jorku a zabił dwójkę ludzi. - cholera, prawda. Plułam na wymiar sprawiedliwości za to jak potraktowali moich bliskich. Straciłam ich w najbardziej okrutny sposób, a oni uznali go za niepoczytalnego, który potrzebuje pomocy od państwa. 

Jeżeli tak miał wyglądać mój rewanż na tym gnoju, to nie mogłam nie skorzystać z okazji. Uśmiechnęłam się sama do siebie i stanęłam w windzie, obserwując jak drzwi się zamykają. 

- Musimy teraz uważać. Wszystko ze sobą konsultujemy. Nie wychylamy się. Nie pojawiamy w korporacji. Nie rozmawiamy z nimi. Kontaktować się będzie z nami Frank z zastrzeżonego numeru. Jasne?

- Nie jestem głupia. Wszystko zrozumiałam.

- Głupia nie, ale zakochana i wiem, że będzie was do siebie ciągnęło i nawet cholerna śmierć tej nudnej prukwy wam nie przeszkodzi.

- To stawia nas w bardzo złym świetle, prawda? Jesteśmy okropni...

- Indie, ona zabiła ludzi, a w dodatku była strasznie nudna. Aż można było umrzeć z nudów. Dosłownie.

kolejny dodam w tygodniu, a raczej postaram się!

mam nadzieję, że rozdział się podobał

kocham xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro