42
Miałam zostać prezesem jednaj z największych firm w Ameryce.
Miałam zarabiać ponad siedem milionów rocznie.
Miałam stać się jedną z bogatszych osób w tym kraju.
Miałam wsadzić do pierdla mojego ojca za śmierć Charlotte.
Uśmiechnęłam się w stronę Franka i oparłam obie ręce o jego biurko, nieznacznie się pochylając.
- Jaki masz plan? - zapytałam, wywołując u niego zadowolenie. Oparł się wygodnie o fotel i spojrzał na swojego syna, który gryzł skórki wokół paznokci z przejęcia.
- Zaprosisz go do kancelarii. - zaczął. - Postarasz się, aby zostawił jak najwięcej śladów. Włosy, linie papilarne na kartkach, ślina na kubku. Podrzucimy wszystko do mieszkania Harry'ego. - podniosłam brew zaintrygowana. - Dasz mu to. - wyjął z szuflady telefon schowany w przezroczystym, plastikowym worku. - Ckliwie powiesz, że chcesz mieć z nim kontakt. Zrób to u siebie w gabincie.
- Co z monitoringiem przy wejściu do budynku?
- Wykorzystamy to. Na przesłuchaniu powiesz, że ojczulek chciał się zwrócić o pomoc. Jak już było po wszystkim. W końcu jesteś adwokatem w najlepszej kancelarii. - mruknął z zachwytem. - Na telefonie widnieją wiadomości wysłane do Charlotte w dniu ostatniej wizyty w hotelu. Zostały wysłane z dworca, na którym Michael stara się przetrwać każdy dzień. Moi ludzie kupili bilety na pociąg, aby było jasne, że faktycznie się tam udał.
- Co z kontrolą przejazdu?
- Twój ojciec wygląda jak typowy menel. Nie trudno było się za niego przebrać. Cieszy mnie, że myślisz o takich szczegółach. - imponowaliśmy sobie nawzajem w tej chwili, a ja zapomniałam, że w środku były jeszcze trzy inne osoby.
- Czemu on miałby to zrobić? Nawet jej nie znał.
- Był u ciebie pod pracą, prawda? - potwierdziłam. - Kamera nagrywa tylko obraz. Nie dźwięk. Uznajmy, że wtedy sfrustrowana mu powiedziałaś o żonie Harry'ego i jako dobry tatuś, który chce odkupić swoje grzechy, postanowił pozbyć się rywalki swojej córki. Nie mógł znieść twojego cierpienia z miłości. - powiedział to tak rozpaczliwie sztucznym głosem, że aż nie mogłam przejść obok tego bez komentarza. Parsknęłam śmiechem. - Harry zgłosi zaginięcie. Jutro. Ty i Walsh wrócicie do siebie, ponieważ na pewno zapytają nas o dzisiejsze spotkanie. Dowiedziałem się o romansie z Harry'm. Rozwiązujemy współpracę na ten okres. Taka jest wersja.
- Ludzie będą uważali, że to ja i Harry. Ta opinia zostanie...
- Nie kiedy niespodziewanie wszystkie dowody jej zbrodni przedostaną się do prasy. Oczywiście anonimowo. No może z małym podpisem M.D na kartce, którą dotknie. - nie spodziewałam się tak dobrze przemyślanego planu. Wydawał się genialny.
- A co jeśli ojciec powie, że dostał telefon po zabójstwie? Co jeśli powie, że...
- Indie, to jest morderca, narkoman, chory psychicznie człowiek. Nasza policja nie jest sprawiedliwa, nasza policja nie szuka prawdy tylko teoretycznego sprawcy, nasza policja ma go w dupie. - to była prawda. Tak działał świat i nic nie można było na to poradzić. Aczkolwiek tym razem, było nam to na rękę.
- Zróbmy to. - powiedziałam pełna adrenaliny i chęci do wdrążenia tego planu w życie. Czułam, że nareszcie mój czas zemsty nadszedł.
- Chwila, jaką mamy mieć gwarancję, że to wypali? - zielonooki był bardziej niż przerażony. Był kompletnym przeciwieństwem naszej dwójki.
- Żadną. Albo próbujemy albo idziecie siedzieć.
- Albo możemy powiedzieć, że ty za wszystkim stoisz. - syn kontra ojciec. Chęć wysłania Michael'a do więzienia zasłoniło mi inne możliwości. Chciałam go zniszczyć. Nie słuchałam bruneta ani jego obawy nie uderzały mi do głowy. - W końcu miałem zacząć układać...
- Harry, ten człowiek zabił jedynej kobiecie, którą pokochałeś, matkę i brata. Maltretował ją, wrzeszczał na nią, bił, poniżał, zamienił jej dzieciństwo w piekło, została sama, bez rodziny, dachu nad głową, żyła w nędzy, a on jeszcze miał czelność po latach ją śledzić, napastować i prosić o pieniądze. - Frank wiedział co robił. Prowokował swojego potomka i wywoływał u niego coraz większą nienawiść. Po jego minie wywnioskowałam, że się udało. Był wściekły, a jego dłonie zwinęły się w pięści.
- W porządku. Mam nadzieję, że zdechnie w pace.
- W takim razie działajmy. Zacznij pisać przemówienie, bo zrobimy mały cyrk w mediach. - wszyscy pokiwaliśmy na zgodę i opuściliśmy pomieszczenie. Natychmiast zostałam zaatakowana przez usta człowieka, którego kochałam całym sercem. Odwzajemniłam gest.
- Tak, aby było wiarygodnie. - dyskretnie rzucił spojrzenie na kamerę, a ja zrozumiałam. - Rozumiem, że na razie nie będziemy się spotykać. - niestety musiałam mu przyznać rację.
- Jak tylko przejmę pieniądze Franka to zabiorę cię gdzieś, mięczaku. Dobrze? - byłam u kresu wytrzymałości. Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy spoglądałam na jego wycieńczoną buzię. Zaśmiał się na moje słowa, co również poczyniłam i ostatni raz ucałował moje wargi.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. - pożegnaliśmy się i Styles ruszył do swojego biura wraz z Louisem, a ja podążyłam za Adamem do firmy.
- Tu jest mnóstwo ochrony, więc rób skruszoną minę. Nie przyjechałem samochodem, więc jedziemy twoim od razu do kancelarii. Wszystko ci tam opowiem. - jego wzrok nawet nie drgnął. Dzielnie szedł przed siebie, a jego głos cichł z każdym krokiem bardziej.
- Moje życie to jest jakiś cholerny park rozrywki. - bąknęłam jakby sama do siebie, jednakże mężczyzna to usłyszał i zachichotał. - To nie jest zabawne. Możemy wszyscy iść do więzienia za współudział, zatajenie informacji...
- Indie, jestem w tym od ponad dwudziestu lat. Uwierz. Gdybym był nieostrożny i nie znał się na całym tym gównie, to siedziałbym już od kilkunastu lat.
- W co ja się wpakowałam?
- Witamy w naszym świecie, Indie. Myślę, że i tak wiedziałaś jaki on jest niedobry. W końcu twój ojciec lata po Nowym Jorku a zabił dwójkę ludzi. - cholera, prawda. Plułam na wymiar sprawiedliwości za to jak potraktowali moich bliskich. Straciłam ich w najbardziej okrutny sposób, a oni uznali go za niepoczytalnego, który potrzebuje pomocy od państwa.
Jeżeli tak miał wyglądać mój rewanż na tym gnoju, to nie mogłam nie skorzystać z okazji. Uśmiechnęłam się sama do siebie i stanęłam w windzie, obserwując jak drzwi się zamykają.
- Musimy teraz uważać. Wszystko ze sobą konsultujemy. Nie wychylamy się. Nie pojawiamy w korporacji. Nie rozmawiamy z nimi. Kontaktować się będzie z nami Frank z zastrzeżonego numeru. Jasne?
- Nie jestem głupia. Wszystko zrozumiałam.
- Głupia nie, ale zakochana i wiem, że będzie was do siebie ciągnęło i nawet cholerna śmierć tej nudnej prukwy wam nie przeszkodzi.
- To stawia nas w bardzo złym świetle, prawda? Jesteśmy okropni...
- Indie, ona zabiła ludzi, a w dodatku była strasznie nudna. Aż można było umrzeć z nudów. Dosłownie.
♥
kolejny dodam w tygodniu, a raczej postaram się!
mam nadzieję, że rozdział się podobał
kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro