32
Całą noc przesiedziałam w swojej sypialni, płacząc do poduszki i zastanawiając się czy na pewno dobrze zrobiliśmy.
Indie, chciałaś tego.
To był schemat. Najpierw się rozmyślało nad tym, wmawiało sobie, że tak będzie lepiej, a gdy już do tego dochodziło, to się żałowało i myślało czy właśnie nie popełniło się największego błędu.
Byłam prawie przekonana, że taką pomyłkę właśnie popełniłam, choć nie mogłam od razu tego dać po sobie poznać.
Nie spałam ani minuty, ale czułam potworne zmęczenie. Mimo to, nie umiałam po prostu zamknąć oczu i przespać się chociaż na godzinę.
Po szóstej postanowiłam wziąć kąpiel i przygotować się na nowy dzień, który nie zapowiadał się kolorowo. Zaplanowałam, że posprzątam dzisiaj wszystkie papiery związane z Charlotte. Skoro Harry zrezygnował z mojej pomocy, to nie były mi już potrzebne.
Wyszłam z łazienki w wysuszonych włosach i delikatnym makijażu. Chciałam przynajmniej wyglądać lepiej niż to odczuwałam. Na ubranie wybrałam prostą białą koszulkę oraz jeansy z poszarpanymi nogawkami.
- Zrobiłem ci śniadanie. - cicho podziękowałam i usiadłam na stołku barowym. Pomału zajadałam się naleśnikami przygotowanymi przez Jacka. Siedziałam bezczynnie, patrząc w przestrzeń. Byłam zamyślona, chociaż powinnam robić cokolwiek, aby nie koncentrować się na wydarzeniach z poprzedniej nocy. - Czy jest coś...
- Chciałabym zostać sama. - mruknęłam, na co jedynie skinął głową i spełnił moją prośbę. Westchnęłam zirytowana swoim żenującym stanem. Nienawidziłam tego, że ponownie byłam w tym samym punkcie. Nie po to spędziłam kilka lat poza Nowym Jorkiem, żeby znowu rozpaczać i użalać się nad sobą.
Odniosłam naczynia do zmywarki i przetarłam twarz dłońmi. Wzięłam głęboki oddech, a następnie rozpoczęłam proces pozbywania się wszystkich rzeczy powiązanych ze Styles'ami. Do tego potrzebny był mi zwykły czarny worek na śmieci. Otworzyłam drzwi od tarasu, by do środka wpadło trochę świeżego powietrza i zabrałam się za sprzątanie swoich szuflad. Wywaliłam każdą kartkę na podłogę. Potem przystąpiłam do analizowania swoich dokonań podczas małego śledztwa dotyczącego Charlotte.
- Koniec z tym gównem. - ostatni raz przeczytałam historię rodziny Jones i wrzuciłam ją do wora. Poczułam swego rodzaju ulgę. Jakby spadł ze mnie ciężar. Mimo to, wciąż był we mnie smutek spowodowany brakiem bruneta. Każda chwila wyglądałaby inaczej gdyby nie ta kobieta. Niestety, nie dało się jej tak łatwo pozbyć.
Usunęłam z telefonu numer do byłego męża pani Styles, a śmieci wywaliłam do zsypu. Odetchnęłam. Aby kompletnie się uspokoić i rozluźnić, nalałam sobie lampkę wina i wyszłam z kieliszkiem na balkon.
- Będzie lepiej.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - zapytałam, nie odrywając wzroku od pięknego widoku miasta. Sączyłam alkohol powoli, delektując się jego smakiem. Odwróciłam się do niego, gdy usłyszałam krótki śmiech.
- Zostawiły mnie dwie narzeczone. Nikt nie wie o cierpieniu po rozstaniu więcej niż ja. - wtedy odwzajemniłam jego chichot i poczęstowałam go swoim trunkiem. Przyjął naczynie i wziął łyk, oblizując przy tym wargi. Szturchnął mnie w bok, co ponowiłam z delikatnym uśmiechem.
- Jutro idę zrezygnować z pracy u Frank'a. - poinformowałam go. To akurat była łatwa decyzja. Starszy Styles był kłamcą i manipulował mną od samego początku. Nie miałam zamiaru dalej tracić dla niego czasu.
- Im bardziej się od nich oddalisz, tym będzie ci prościej pogodzić się z całą sytuacją. Pozostanie jedynie sentyment. - myśl, że Harry będzie ze mną w sumie już do końca, była przytłaczająca. Kochałam go, aczkolwiek nie chciałam, żeby siedział w mojej głowie. Byłam świadoma, że raczej nie uda mi się go całkowicie wymazać z pamięci. Był za dużą częścią mojego życia i zbyt ważną osobą, żeby to tak po prostu przeszło.
Wieczorem było najgorzej. Kręciłam się po domu, ponieważ nie umiałam sobie znaleźć miejsca. Kiedy spoglądałam na komórkę to nic innego mnie tak nie kusiło jak zadzwonienie do zielonookiego. Próbowałam oderwać od siebie swoje pragnienia i oglądałam Mindhunter'a na Netflixie. Niestety, nawet to mi nie pomagało.
Następnego dnia, jak tylko wstałam, zaczęłam się przygotowywać do zakończenia współpracy z ojcem Harry'ego. Nie było we mnie żadnego wahania, współczucia czy choćby lekkiego zasmucenia.
Ubrałam się w beżowy garnitur oraz granatową, koronkową bluzkę. Na nogi nałożyłam szpilki w tym samym kolorze, co koszulka oraz włosy skręciłam w łagodne fale. Zdecydowałam się na skromny makijaż i gotowa stanęłam przed lustrem w przedpokoju.
- Wyglądasz cudownie. - posłałam Kerry'emu krótki uśmiech i wyminęłam go, sięgając po swoją torebkę.
- Życz mi powodzenia.
- Nie muszę. Jesteś niesamowicie silna. - rzuciłam mu dziękczynne spojrzenie i wyszłam.
Jechałam do siedziby Styles Company, lecz i tak nie ominęły mnie korki. Waliłam głową w kierownicę, gdyż samochód toczył się po drodze, a minuty mijały przy niezbyt przyjemnej radiowej muzyce.
Dojechałam na parking około dwunastej, a wyjechałam z domu po godzinie jedenastej. To nie była moja najkrótsza przejażdżka.
Weszłam do środka i natychmiast dopadły mnie ciekawskie gapie, którzy widocznie nie mieli nic wartościowego do roboty. Ochroniarz przywitał się ze mną skinieniem, a panie na recepcji były wyjątkowo uprzejme.
Nie pasowało to do tego miejsca.
- Louis? - zauważyłam znajomą twarz, kierującą się do windy. Kiedy go zawołałam, od razu zmienił nastawienie. - Louis, zaczekaj! - przyśpieszyłam, choć było to trudne z uwagi na moje obcasy.
- Czego chcesz, Indie?
- Chcę cię przeprosić. Źle się zachowałam. Powrót Harry'ego za bardzo mi namieszał i nie potrafiłam znaleźć żadnego rozwiązania.
- A teraz go znalazłaś?
- Powiedzmy, że samo się rozwiązało. - przechylił głowę zaintrygowany, aczkolwiek o nic nie pytał. Byłam za to wdzięczna. - Jest mi naprawdę bardzo przykro.
- Jest okej. Nie mogę cię winić za twoje uczucia. - wsiedliśmy razem do małego pomieszczenia i rozmawialiśmy na odmienne tematy niż brunet dopóki on sam nie zaszczycił nas swoją obecnością.
- Indie?
- Harry.
- Niezręcznie. - piskliwy głos Tomlinson'a rozbrzmiał w windzie, a potem cicha, irytująca muzyczka wypełniała pustkę. Znajdowaliśmy się po dwóch stronach metalowej puszki. Ja stałam na baczność, Harry był oparty o ścianę, a Lou ledwo wytrzymywał ze śmiechu. Zabawne.
- Wiecie, że wybory w naszym stanie zostaną przełożone...
- Nie musisz na siłę rozmawiać. - odezwałam się do niego, co potraktował jako wytchnienie. Każde z nas zatrzymało się na tym samym piętrze i niezręczność wciąż nam towarzyszyła.
- Dobra, ja muszę iść do siebie. Do zobaczenia, Indie. - pożegnałam się z szatynem i teraz byłam tylko ja i Styles.
- Przyjechałaś do ojca?
- Tak, właściwie to przyjechałam zrezygnować.
- Nie będziesz tutaj pracować? - dałam mu potwierdzający gest, co skomentował pociągnięciem mnie w stronę swojego gabinetu. Zatrzasnął drzwi i odwrócił się pełen niepokoju oraz niezrozumianej dla mnie złości. - Wiem, że powiedziałem wczoraj kilka ciężkich rzeczy, ale...
- Harry, tu nie chodzi o ciebie. Znaczy, zwyczajnie przyśpieszyłeś ten proces. Muszę to zrobić.
- Dlaczego? Jesteś świadoma tego, że jak zrezygnujesz z pracy z moim ojcem, to nie będziemy się w ogóle widzieć?
- A nie o to chodziło? Rozstaliśmy się. Sam tego chciałeś. - dokładnie obserwowałam jak przeczesywał swoje włosy i przygryzał wargę z nerwów. Przez to robiła się jeszcze bardziej czerwona i nie potrafiłam się skupić na niczym innym.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. - przymknęłam oczy, gdy zbliżył się do mnie i położył swoje ręce na moich policzkach. Podniosłam powieki, lecz nie na długo, ponieważ biznesmen naparł swoimi ustami na moje.
- Nie zrobiłem tego wczoraj, więc...- tym razem to ja mu przerwałam i rozpoczęłam zaciętą walkę o dominację. Zdjął moją marynarkę i prowadził mnie do biurka, na którym za chwilę siedziałam.
- Harry, mógłbyś... - oderwaliśmy się od siebie przez głos Frank'a. -... o, witaj Indie. Wybaczcie, że mam przeszkodziłem.
- Nie, w sumie to nawet lepiej. - zeskoczyłam z mebla i poprawiłam ramionka swojej koszulki. - Chciałabym wszystko wyjaśnić. Bardzo dobrze, że jest tutaj Harry. Przynajmniej wszystkiego się dowie.
- Co się dzieje? - posłałam starszemu prezesowi wyzywające spojrzenie, a on zainteresowany zamknął za sobą drzwi.
- Nie jestem w testamencie. Nie ma tam o mnie ani słowa...
- Nie rozumiem.
- Twój ojciec nie jest na nic chory. Ma zaskakująco dobre wyniki jak na tak zakłamanego dupka. - uśmiechnęłam się fałszywie do zmieszanego Frank'a.
- To prawda? - teraz byłam jedynie obserwatorem rosnącego konfliktu między ojcem a synem.
- Nie słuchaj jej. Przecież wiesz jaka ona jest. To zwykła nieudacznica, która zniszczyła ci życie...
- Posłuchaj mnie...
- Wypraszam sobie, panie Styles. - podeszłam bliżej. - Wciągu czterech lat uczyniłam większe postępy niż niejeden człowiek. Skończyłam szkołę z wyróżnieniem, a teraz mieszkam w pięknym apartamentowcu, mam dobrą pracę i osoby, które mnie w tym wspierają. Może nie jestem bogata, może nie jestem sławnym biznesmenem z wielką firmą, lecz za to doceniałam to co osiągnęłam i doceniałam tego komu to wszystko zawdzięczam. Siebie samą. Nie było mi łatwo, nie miałam podanego wszystkiego jak na tacy, aczkolwiek nie poddałam się i do końca starałam się w siebie wierzyć i do końca wierzyłam w Harry'ego. Nigdy nie nazywaj mnie nieudacznikiem, bo nim nie jestem. - podniosłam swoją marynarkę i byłam teraz kilka centymetrów od mężczyzny. - A i nie wiem czy wiesz, ale fałszowanie wyników badań jest karalne, a ja tylko przypomnę, że jestem całkiem niezłym prawnikiem.
♥
witam witam♥
zaczynamy maraton, a wy wiecie co to oznacza!
komentujcie kochane ♥
Do zobaczenia xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro