30
- To z kim byłaś na tej kolacji? - zapytał pełnym harmonii głosem. Wydawał się taki opanowany, a głaskanie mojego nagiego ramienia było niezwykle delikatne, niemal niewyczuwalne. Na jego twarzy widniał łagodny uśmiech, chociaż wiedziałam, że to tylko pozory. Wciąż był zazdrosnym, stanowczym i apodyktycznym mężczyzną.
- Z Louis'em. - nauczyłam się, że lepiej było od razu powiedzieć niż przeciągać dyskusję w nieskończoność. I tak staranie się odłożyć tę rozmowę na później, nie miało sensu.
- Tomlinson'em? - jego dotyk nagle zniknął, a on sam odsunął się na drugą stronę łóżka. - Z moim wspólnikiem i przyjacielem?
- Harry, to była tylko kolacja. - uśmiechnęłam się, siadając na jego torsie okrakiem. Nachyliłam się nad jego klatką piersiową i złożyłam na niej kilka pocałunków. Potem moje wargi odnalazły jego i tam zatrzymałam się na dłużej.
- Podoba mi się. - mruknął w moje usta, zahaczając co jakiś czas o moje. - Zwłaszcza, że jesteś naga. - szepnął, a ręka sama z siebie nagle znalazła się na moim udzie. Jego bliskość wręcz piekła przez co mój oddech zrobił się cięższy. - Chyba ktoś się prosi o drugi raz. Jesteś mokra.
- Harry...
- Hm? - jego niewinny ton kompletnie nie pasował do zawadiackiego uśmiechu i dłoni, która drażniła moje miejsce intymne. Wyprostowałam ręce na jego piersiach, uniosłam się nieznaczenie i odchyliłam głowę, gdy Styles ponownie zaczął robić mi przyjemność swoimi palcami. - No dalej, Indie. Przyśpieszyć?
- Mhm. - przytaknęłam, chociaż mało co do mnie docierało. Nagle przestał i przekręcił nas tak, że teraz to on był nade mną. Całowaliśmy się niedbale, a na czole poczułam malutkie kropelki potu. Jęknęłam prosto w jego usta, gdy jednym głębokim ruchem wszedł we mnie. Posłał mi dumny uśmiech i pozwolił, aby nasze biodra odszukały wspólny rytm.
- Tylko nie krzycz zbyt głośno.
Obudziłam się przez wpadające do pokoju promienie słoneczne i niewielkie buziaki na moich nagich plecach. Podniosłam się na łokciach i odwróciłam twarz w lewo, gdzie leżał w całkowitym nieładzie brunet.
- Będę musiał jechać do firmy. - poinformował cichym głosem, spoglądając na mnie dużymi, zielonymi oczami, które teraz emanowały szczęściem i beztroską. Tęskniłam za tym. - Chcesz zostać czy odwieźć cię do domu?
- Wrócę do domu. Nie sądzę, abym czuła się tutaj komfortowo sama. - skrzywiłam się, kiedy przypomniałam sobie o jego żonie. On miał żonę, która tutaj mieszkała. Przez wczorajszą noc, o wszystkim zapomniałam i zwyczajnie cieszyłam się chwilą. Jednakże kiedyś trzeba było wrócić na ziemię.
- W porządku. Przyniosę ci ubrania. - zniknął za drzwiami, a ja padłam na poduszki. Odczuwałam równocześnie największą radość oraz przerażenie tym co na mnie czekało. Miałam wrażenie, że ten sympatyczny okres zaraz zniknie.
Kilka minut później Harry dał mi moją sukienkę oraz buty. Ubrałam się i w miarę swoich możliwości starałam się ogarnąć włosy oraz makijaż, a raczej jego resztki. Gotowa zeszłam na dół i uderzył we mnie mocny zapach kawy.
- Herbaty?
- Poproszę.
- Miętowa? - podniósł do góry pudełko z moim ulubionym napojem i rzucił mi przyjazne spojrzenie.
- Pamiętasz?
- Jasne. Charlotte zawsze się dziwiła dlaczego ją kupuję jak jej nie cierpię. - zaśmiał się. - Ale... ale liczyłem, że kiedyś po prostu przyjdziesz i przynajmniej poczujesz, że nadal jesteś ważną częścią mojego życia.
- Poprzez herbatę?
- Może to głupie... - nieśmiało uśmiechnął się pod nosem, aczkolwiek dostrzegłam smutek w tych przepięknych tęczówkach. -...potrzebowałem jakiegoś elementu, który będzie mi ciebie przypominał. Nigdy tak naprawdę nie chciałem, abyś odeszła. - zrobiło mi się ciepło na sercu, a właściwie dałam się złapać w tę sieć nazywaną współczuciem. Podeszłam do niego bliżej i pociągnęłam go za podbródek, żeby go pocałować.
- Niesamowite, że masz trzydziestkę na karku, a jesteś uroczy jak piętnastolatek. Boże, jaki ty jesteś stary! - zwróciłam na to jego uwagę i zachichotałam, gdy otworzył szerzej oczy. Zatrzymał się na chwilę. Miałam wrażenie, że właśnie dotarło do niego ile wiosen mu już minęło.
- Jestem trzydziestolatkiem. - powiedział to tak załamanym głosem, że aż musiał usiąść przy blacie. Nie mogłam wytrzymać i wybuchłam takim śmiechem, co pogorszyło jego stan. - A powiedz mi ile ty masz lat?
- Dwadzieścia cztery. No prawie dwadzieścia pięć. - myślałam, że może to poprawi mu humor.
- W tym roku masz dwadzieścia pięć?
- Dokładnie.
- Czyli ja trzydzieści jeden? - rozszerzyłam buzię i sekundę później zasłoniłam ją, aby ponownie nie zacząć się chichotać.
- Hej, przecież to tylko wiek. Nieważne ile masz lat...
- Ty tak możesz mówić, bo masz dwadzieścia cztery!
- Ale też kiedyś będę miała trzydzieści i w porządku, ponieważ wiesz co? Czuję się jakbym miała mocne szesnaście. - poklepałam go po ramieniu, a następnie objęłam. Ucałowałam jeszcze jego roztrzepane włosy i zalałam sobie miętę.
- Nie wyglądam na trzydzieści jeden, prawda? - westchnęłam zirytowana i rozbawiona jednocześnie.
- Nie! Dałabym ci dwadzieścia trzy. - pocieszyłam go i już nie wracaliśmy do tego tematu. Wypiliśmy swoje kubki do dna i razem wyszliśmy z jego mieszkania, a później wylądowaliśmy na parkingu.
- Przyjadę do ciebie dzisiaj... - gdy dotarły do mnie jego słowa, natychmiastowo zaczęłam się pocić ze zdenerwowania.
- Nie! - uspokoiłam się i poprawiłam na siedzeniu pasażera. - Nie, mam dużo pracy. - mój głos się zmienił. Musiałam go kontrolować, gdyż nie zamierzałam wzbudzać w nim niepotrzebnych podejrzeń.
- Jest sobota...
- A kto jedzie dzisiaj do firmy? - zauważyłam na co jedynie mruknął coś pod nosem. Nie mogłam pozwolić, aby wieść o tym, że Jack powrócił, wyprowadziła Harry'ego z równowagi.
- Okej, to chociaż napiszę. - pocałowałam go na do widzenia, kiedy zaparkował przed moim apartamentowcem.
Wróciłam do siebie i w tej samej chwili napadł na mnie Jack.
- Widzę, że kolacja była udana.
- Była... zróżnicowana. - nie miałam ochoty z nim dyskutować, więc po prostu poszłam do siebie. Wybrałam czyste ubrania i bez słowa przemknęłam do łazienki. Zmyłam z siebie wszystkie kosmetyki, a następnie zanurzyłam się w gorącej kąpieli. Umyłam włosy oraz twarz. Nienawidziłam spędzać u kogoś nocy bez możliwości odświeżenia się, jednak ten wieczór był warty tego.
Po osiemnastej ja i Kerry siedzieliśmy w salonie, a każde z nas było zajęte swoją pracą. Szatyn szukał sobie mieszkania, a ja szukałam nowych informacji o Charlotte Jones. Moim celem było zakończyć tę sprawę i nie kryć się ze swoimi uczuciami do bruneta.
- Spodziewasz się kogoś?
- Nie. - zaskoczona podniosłam się z sofy, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i moim oczom ukazał się Harry. Nie przeklinałam na co dzień, ale kurwa mać.
- Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę i... - wepchnął się do środka i wpadł jak huragan do salonu. - ... Kerry? To jest ta twoja praca?!
- Harry, poczekaj. Nie wkurzaj się...
- Nie wkurzaj się?! Okłamujesz mnie i co on tu do cholery robi?!
- Mieszkam. - dzięki, Jack. Polepszyłeś sytuację.
- Mieszka?! Mieszkasz z pierdolonym Jackiem a mi mówisz, że masz pracę?! W co ty grasz, Indie?! Albo wiesz co? Nie chcę wiedzieć. Za wiele razy się zawiodłem...
- A dasz mi coś w końcu powiedzieć?! - nie byłam w stanie słuchać tego ponownie. - Cholera jasna! Zanim znowu popełnisz jakiś beznadziejny błąd to może posłuchasz?!
- A co chciałabyś mi powiedzieć? Że grasz na dwa fronty? Że bawisz się mną...
- I ty to mówisz?
- Dobra, koniec tego. To za dużo na nas oboje. Zwyczajnie sobie odpuśćmy już tak ostatecznie. - westchnął i ostatni raz rzucił znienawidzone spojrzenie swojemu byłemu wspólnikowi.
- Harry...
- Nie chcę tego słuchać.
- Możesz przestać zachowywać się jak dupek i nareszcie dasz jej coś powiedzieć? To nie jest tak jak sądzisz i do cholery ile musi minąć lat, abyś przestał być chujem?
♥
Witam, witam!
Piszcie co sądzicie, bo zostało mniej więcej 20 do końca!
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro