3
Po orzeźwiającym prysznicu dokończyłam cały rytuał w łazience i w samym ręczniku powędrowałam do kuchni, aby przyrządzić sobie śniadanie. Moje mokre włosy opadały na gołe plecy przez co dostawałam gęsiej skórki. Mimo, że w mieszkaniu było przyjemnie ciepło.
Do miski wrzuciłam jogurt, pokrojonego banana, cynamon oraz płatki owsiane i ponownie zasiadłam nad dokumentami, które męczyłam wczoraj. Najpierw musiałam napoić się widokiem, znajdującym się przed moim biurkiem. Spotkanie miałam dopiero na jedenastą, więc mogłam poświęcić chwilkę na powtórzenie sobie wszystkich informacji oraz podziwianie Manhattanu.
Po zjedzeniu pysznego posiłku, wróciłam do toalety, aby wysuszyć swoje wilgotne kosmyki do końca i nałożyć swój standardowy makijaż.
Poprawiłam jeszcze szminkę w winnym odcieniu, aby idealnie pokrywała moje usta i wciąż z ręcznikiem zaplatanym przy piersiach podeszłam do ogromnej szafy z moimi ubraniami. Zdecydowałam się na przepiękne czarne body z długim rękawem, które miało dekolt lekko ukazujący moje piersi, lecz genialnie je podkreślał przez swoje opinające właściwości. Na dół postawiłam na bordową spódniczkę z gładkiego materiału, która sięgała przed kolano. Na nogi założyłam szpilki w kolorze mojej góry i byłam niemal gotowa na wyjście. Chwyciłam za swoją torebkę, włożyłam do niej potrzebne papiery i jeszcze raz zajrzałam do lustra. Podobało mi się to co widziałam. Wzięłam kluczyki ze stolika i zniknęłam za drzwiami.
Dla bezpiecznej i komfortowej jazdy samochodem, zmieniałam buty na wygodne trampki, które zawsze leżały pod moim siedzeniem. Nie wyobrażałam sobie, abym miała prowadzić w szpilkach. Nie byłam nienormalna.
Spojrzałam na zegarek w telefonie i odetchnęłam z ulgą, widząc godzinę dziewiątą czterdzieści. Wolałam być w kancelarii wcześniej, żeby odpowiednio spreparować miejsce spotkania. Przez te lata stałam się niemal perfekcjonistką, jednak zachowywałam trzeźwość umysłu oraz stopniową normalność. Nadal potrafiłam być roztrzepana, ale teraz starałam się zwracać uwagę na szczegóły i poświęcać im więcej czasu.
Dojechałam na parking biurowca około godziny dziesiątej trzydzieści, co znaczyło, że wciąż miałam zapas kilkunastu jak nie kilkudziesięciu minut. To mnie satysfakcjonowało.
Zmieniłam buty na te eleganckie i pewnym siebie krokiem ruszyłam do windy. Zaskakiwała mnie niska aktywność ludzi w tym budynku, ponieważ winda była wiecznie pusta. Oczywiście, nie narzekałam, bo to była żadna przyjemność czuć na sobie kilka par oczu w tak ciasnym pomieszczeniu.
- Dzień dobry, panno Denis. - przywitałam się z sekretarką pana Walsh'a, która jednocześnie była sekretarką nas wszystkich.
- Witaj, Louise. - uśmiechnęłam się i przechodząc obok biura Adam'a, pomachałam mu. Weszłam do siebie i odłożyłam torebkę na fotel naprzeciwko mojego biurka. Westchnęłam, żeby mniej więcej dodać sobie otuchy i na chwilę wychyliłam swoją głowę zza drzwi. - Lou, zrób mi herbatkę, proszę.
- Nie ma sprawy. - podziękowałam jej skinieniem i ponownie weszłam do środka. Wyjęłam teczkę, której potrzebowałam na najbliższe godziny i przez moment wbiłam swój wzrok w widok za oknem.
- Denerwujesz się? - podskoczyłam na ciepły, uprzejmy głos mojego szefa i natychmiast się do niego odwróciłam. Posłałam mu niemrawy uśmiech, który załapał i podszedł bliżej. - Dasz sobie radę! Gdybym w ciebie nie wierzył, nie byłoby cię tutaj i nie dostałabyś sprawy od razu.
- Wiem, ale to jest mimowolnie...
- Rozumiem, kochana.
- Panno Denis, herbata.
- Zostaw ją w sali konferencyjnej. - mruknęłam, kończąc moją konwersację z kobietą i mężczyzną jednocześnie. Opuściłam gabinet razem z nimi i z Louise kierowałam się do dużego pokoju. Był jak każde standardowe pomieszczenie do takich zadań. Wielki stolik stał na środku, a przy nim kilkanaście krzeseł a na jednej ze ścian wielki ekran.
Upiłam łyk gorącego napoju i zwróciłam się ku hałasowi dobiegającym z wejścia.
- Indie Denis?
- Carl Locke. - z gracją przybliżyłam się do niego, aby podać mu rękę. Z chęcią ją chwycił i ucałował jej zewnętrzną stronę. - Zapoznałam się z pańską sytuacją, jednak wiele rzeczy jest dla mnie niejasnych... - zaczęłam, wskazując mu miejsce naprzeciwko mnie do siedzenia. -... dlaczego nie zostało podane z kim ma mieć pan rozprawę sądową? Kto pana zwolnił? I gdzie są ewentualne dowody pańskiej winy?
- To jest ciężka sprawa, panno Denis. Wiele lat pracowałem dla Ferrari, z którym miałem świetny kontakt nawet po moim odejściu. Chcieli mnie z powrotem i prawie się zgodziłem, ale moja obecna firma zaoferowała mi o wiele więcej.
- Więc skąd cała afera?
- Chodzi o pozycję. Największą konkurencją dla Ferrari jest Styles i na odwrót. Dowiedzieli się, że Ferrari proponowali mi nowy kontrakt i myśleli, że z sentymentu mogę do nich przejść. Moja nielegalna działalność odbiłaby się na zaufaniu oraz opinii konkurencji Stylesów... - przez jego wyznanie odczułam niepokój oraz szok. Zwyczajne zaskoczenie. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń.
- Czyli pana kosztem Styles zamierza pozbyć się wroga? - udawałam, że wspomnienie o firmie Harry'ego mnie nie dotknęła. Powoli docierało do mnie, że Harry Styles był tym pozwanym, a cała historia opierała się na jego przedsiębiorstwie. W tym momencie dopiero zaczynałam się denerwować. Czy właśnie czekałam na spotkanie z mężczyzną, do którego żywiłam nienawiść oraz urazę?
- Dokładnie tak. Tutaj wszystko kręci się wokół interesów i pieniędzy. Teraz ani Styles ani Ferrari nie chcą ze mną współpracować, a ten pierwszy nie zapłacił za marzec, kiedy jeszcze pracowałem. To całe zdarzenie zrujnowało moją reputację oraz karierę. Musi mi pani pomóc. - z wielką przyjemnością. To była idealna okazja do zemsty na brunecie. Nareszcie pojawiła się w tym adrenalina i wizja triumfu nad Harry'm.
- Zrobię co w mojej mocy, aby pański były pracodawca zapłacił za to. - zapewniłam go i dopiłam swoją herbatę. W spokoju czekaliśmy na pozostałych gości, obmyślając plan współpracy. Na końcu kazałam mu usiąść obok mnie, żeby czuł się bardziej komfortowo.
Gdy na zegarku wskazówka przekroczyła godzinę jedenastą o dwie kreski, do środka weszło dwóch mężczyzn, z którymi miałam przyjemność zaznajomić się lata temu. Oboje stanęli jak wryci na mój widok, jednak ja postanowiłam zachować powagę i profesjonalizm, więc zwyczajnie podniosłam się, żeby przywitać się z nimi.
- Indie Denis, prawnik pana Carl'a Locke'a. - przedstawiłam się, podając dłoń najpierw Louis'owi, a następnie temu bydlakowi, który wlepiał się we mnie jak zaczarowany.
- Louis Tomlinson, a to jest... - zaciął się.
- Harry Styles. - dokończyłam wciąż nie spuszczając wzroku z bruneta. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a napięta atmosfera była wręcz jak gęsta mgła. Nastała cisza, która mi nie przeszkadzała, lecz zdecydowanie w pomieszczeniu znajdowały się osoby, które czuły się niezręcznie. - W takim razie przejdźmy do problemu, ponieważ dlatego tutaj jesteśmy, nieprawdaż? - odsunęłam się i z wielkim uśmiechem usiadłam z powrotem na wyjątkowo wygodnym krześle.
- Tak, oczywiście. - szatyn odchrząknął i zajął miejsce naprzeciwko wraz ze swoim klientem. Odczuwałam rosnące podekscytowanie, a ich postawa była jak miód na moje serce. Wreszcie poczułam, że się spełniam. - Pan Styles...
- Może uprzedzę zanim rozpoczniemy niepotrzebną dyskusję. Mój klient nie ma czasu na bawienie się w ugody, ponieważ tutaj nie ma miejsca na zgodę. Firma pańskiego podopiecznego załamała jego życie zawodowe, być może rodzinne, jego finanse są zamrożone, a reputacja została nadszarpnięta z waszej winy. - wskazałam na Carl'a, żeby dodać nieco dramaturgii. - Możemy przejść do negocjacji odszkodowania i zrezygnować z batalii w sądzie lub możemy ostatecznie tam się spotkać i rozwiązać konflikt. Nie mają państwo żadnych konkretnych dowodów na winę pana Locke'a, więc sugeruję, abyśmy zrobili to po dobroci. Pół miliona to jest najmniejsza stawka jaką proponuję. Z każdą niższą, którą zaproponujecie, podwyższę ją dwukrotnie. - skończyłam i zwycięsko uniosłam brew. Nie miałam pojęcia czy byli pod wrażeniem czy wystraszeni, ale podobało mi się to.
- Ja-a...
- Coś nie tak? Może kawy, ponieważ chyba za szybko mówiłam i lepiej się trochę pobudzić? - zaproponowałam na co wszyscy skinęli tylko głowami. Zrobiłam stanowczo niesamowite wrażenie.
Podniosłam się, poprawiłam spódniczkę, na którą każdy facet w sali konferencyjnej zwrócił uwagę i wyszłam. Szłam powoli, zadowolona do granic możliwości.
Przeszłam wyłącznie kilka kroków zanim zostałam pociągnięta do tyłu przez silne ramię. Doskonale znane mi ramię.
- Co ty tutaj robisz? - zagłębiłam się w jego olśniewające zielone spojrzenie, jednakże nie umiałam wydobyć z siebie żadnych emocji. Prócz złości.
- Miło cię znowu widzieć, Harry. - powiedziałam tak samo cichym głosem. - Jakbyś nie zauważył - pracuję.
- Kiedy wróciłaś?
- Dwa dni temu. - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Bo twoja żona mogłaby odebrać.
♥
rozdział 6 jest moim ulubionym bo pokaże Indie w przepięknej wersji!
Co sądzicie, kochane?! Piszcie, bo 30 komentarzy na rozgrzewkę i maraton w niedzielę!
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro