Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

- Wychodzisz gdzieś? - spojrzałam w lustrze na Jack'a ubranego w zwykłą białą koszulę odpiętą do połowy. Poprawiłam swoją szminkę, która miała odcień ciemnego beżu i odwróciłam się do niego. 

- Jestem umówiona z Louis'em. - odparłam zgodnie z prawdą, wciąż mając na tyłach głowy szkic planu pogrzebania Stylesów. Musiałam ochłonąć, ale poczucie upokorzenia i porażki nie dawało mi spokoju. 

- Tomlinson'em? - pokiwałam potwierdzająco głową i ominęłam go, aby nałożyć na nogi proste czarne szpilki. Starałam się nie wmawiać sobie, że byłam pod względem ubioru nudna. Tłumaczyłam to klasyką stroju. 

- Harry będzie wściekły. - czy wszystko musiałam mu podporządkowywać? Czemu nikt nie pomyślał, że ja też mogę być wściekła za jego zachowanie?

- I co z tego? Ma żonę. - uśmiechnęłam się sztucznie i ostatni raz poprawiłam włosy zanim usłyszałam dzwonek domofonu. - Już schodzę, Lou. - pożegnałam się ze zmieszanym Kelly'm i opuściłam pomieszczenie. 

Powoli zjeżdżałam na parter, gdzie czekał na mnie szatyn. Zdążyłam jeszcze raz przyjrzeć się sobie przed wyjściem. Prosta, opinająca sukienka w odcieniu czerni, sięgająca do kolan. Makijaż schludny, ale delikatny. Włosy ułożone w delikatne fale. Twarz okryta uśmiechem, który w zupełności nie był szczery. 

Mój powrót do Nowego Jorku nie miał tak wyglądać. Nic nie przypominało mojego nowego planu, a wręcz spowodowało, że znów upadłam przez te same osoby. Nie byłam w stanie teraz walczyć z tym wszystkim, lecz byłam prawie zdecydowana to zakończyć. Dla siebie samej. 

Należało mi się coś o wiele więcej niż facet, który ożenił się z kimś przez to, że spowodował wypadek i jego ojciec, który traktował mnie jak pionek w swojej grze. 

Wzięłam głęboki wdech i po usłyszeniu krótkiego dźwięku, drzwi rozsunęły się, a przede mną stał Louis z niewielkim bukietem czerwonych róż. 

- Chyba moje skromne kwiatki nie wystarczą. - zobaczyłam błysk w jego oczach, który wydawał się bardziej niż uroczy. Jego policzki były lekko czerwone, a ruchy niespokojne. - Wyglądasz przepięknie. 

Podziękowałam za prezent i oboje ruszyliśmy na parking.

- To gdzie jedziemy? - zapytałam, siedząc już na fotelu pasażera. Róże położyłam na tylnym siedzeniu i potem skupiłam całą swoją uwagę na nim. 

- Pokażę ci włoską restaurację. Harry kiedyś zorganizował tam spotkanie służbowe. Nigdy nie zapomnę tego risotto. - na chwilę odleciał ze swoimi marzeniami o kolacji, co wywołało mój cichy śmiech. Wtedy się ocknął i ukazał mi swój uśmiech. 

Louis miał rację. Nigdy nie jadłam lepszego pesto. Lokal był niesamowity. Zachowany całkowicie w klimacie włoskim, a dania miały zachwycającą jakość. Byłam pod dużym wrażeniem. 

- Wiesz, że jesteście ze Styles'em sąsiadami?

- Wiem, mieszka po drugiej stronie parku.

- No już niedługo nie będzie. - wzięłam łyk wina i zarzuciłam nogę na nogę, co nie uszło jego uwadze. 

- Co to znaczy?

- Przeprowadza się. Życzenie Charlotte. Chce stworzyć dom o jakim zawsze marzyła na przedmieściach. - ostatnie zdanie wypowiedział, robiąc w powietrzu cudzysłów. Byłam zaskoczona. Nie, byłam wyprowadzona z równowagi. Ten człowiek był najbardziej mylącą, zwodzącą postacią z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. - Indie? Wszystko w porządku?

- Tak, tylko...

- Daj sobie z nim spokój.

- Co? - podniosłam wzrok z kieliszka i ujrzałam jego poważny wyraz twarzy. 

- Spójrz. Sam wcześniej próbowałem z nim rozmawiać. Chciałem, aby wam wyszło. On nic nie robi w kierunku pozbycia się swojej żony. Kupują nowy dom, zarezerwowali wyjazd na wakacje, a to plany na dłuższy czas. Nic się nie zmieni w przeciągu następnych miesięcy, a nie mogę patrzeć jak z takiej kobiety robi sobie zabawkę. Zwłaszcza, że jest on jedyny, którego kochasz. 

- Louis...

- Nie, Indie. Musiałem na to patrzeć kilka lat. Gdy u niego pracowałaś nie traktował cię z szacunkiem ani nie było widać w tym wszystkim odwzajemnionej miłości. Był z tobą bo było mu tak wygodniej, a teraz nic się nie zmieniło. Może na początku każde z nas uważało, że twój powrót coś mu dał do myślenia, ale zobacz, że ta faza zdobycia cię ponownie się skończyła i teraz nie robi nic w stronę tego, żeby to wszystko rozwiązać. Jako współpracownika go cenię, bo jest uczciwy i pracowity, ale kiedy chodzi o życie prywatne, to go nie popieram i nie będę siedział cicho. - nachylił się nad stolikiem, chcąc jakby nakreślić swoje słowa. Nie mogłam powiedzieć, że nie miał racji, ale też nie wiedział o niektórych szczegółach, które inaczej przedstawiały tę sytuację. 

Indie, zlituj się. Oni budują lub kupują wspólnie dom.

- Gdybyś patrzył na to...

- No jak? Daj mi jeden powód, dla którego on jest warty jakiejkolwiek nadziei. - spoglądałam mu głęboko w oczy i co kilka sekund przełykałam niepotrzebną ślinę. Nie wytrzymałam w pewnym momencie i zerknęłam w bok, a potem z żałością w oczach znów zwróciłam się do Tomlinson'a. 

- Bo go kocham. - byłam bliska płaczu. Byłam bliska żałosnego ryku, ponieważ w tej chwili zdałam sobie sprawę kim byłam.

Może ta miłość, którą darzyłam Harry'ego nie była w pełni odwzajemniona i może on na nią nie zasługiwał, ale nikt nie powinien tego osądzać. Miłość to bardzo silne uczucie i mogę powtarzać sobie, że Styles jest tego niewarty, że potrzebowałam kogoś lepszego, lecz prawda była taka, że moje serce chciało jego w jakiejkolwiek postaci. I z tym nie można było walczyć. Tak potężna miłość może zabijać od środka i to właśnie robiła ze mną. Nazywanie mnie głupią i nawiną było całkowicie na miejscu, aczkolwiek zwyczajnie bezwartościowe w obliczu uczucia, którym darzyłam bruneta. 

- To zastanów się, Indie, kim chcesz być. Czy chcesz być żałosną, nic nieznaczącą zabawką dla niego czy w końcu wziąć się w garść i pokazać, że masz jakąś wartość? Bo kreujesz się na samowystarczalną kobietę, a tak naprawdę miękną ci kolana jak tylko słyszysz jego imię. - wyjął portfel z kieszonki marynarki i zostawił na stoliku sto dolarów. Potem po prostu mnie zostawił.

Wiedziałam, że zaczynanie konwersacji an temat zielonookiego nie może skończyć się dobrze. Nigdy to się nie kończyło dobrze. 

- Czy będzie coś jeszcze?

- Mogę prosić jeszcze trochę tego wina? - wskazałam na puste naczynie, a kelner skinął jedynie głową i odszedł. 


W czasie picia trzeciej butelki trunku spostrzegłam, że w restauracji zostałam jedynie ja i para, która ewidentnie świętowała rocznicę albo podobne gówno. Poprosiłam o rachunek i nieco pijana starałam się wybrać dowolny numer na moim telefonie, a raczej udawałam, że wybieram byle jaki.

- Indie?

- Harry! Jesteś teraz zajęty? - zadałam pytanie, chichocząc pod nosem. Denis, zdecydowanie byłaś pod wpływem. 

- Jesteś pijana?

- Leciutko! - pisnęłam, układając palce w taki sposób jakbym chciała mu określić ilość swojego upojenia. - Przyjechałbyś po mnie? - próbowałam, aby mój głos brzmiał jak skrzywdzonego małego dziecka i by wczuć się w rolę, wydęłam dolną wargę. 

- Brałem przed chwilą prysznic...

- Jesteś nagi? - szepnęłam, zakrywając usta dłonią jakby to była największa tajemnica. 

- Mam jedynie ręcznik...

- O mój...

- Gdzie jesteś, skarbie?

- No ta włoska restauracja, ta wiesz jaka! Miałeś w niej spotkanie służbowe czy coś...

- Poczekaj tam na mnie. - przed rozłączeniem wysłałam mu buziaka, zachowując się kompletnie irracjonalnie. 

Może miałam jakieś zaburzenia, o których nie byłam świadoma?

Indie, po prostu byłaś zakochana. 

Witam, po lekkiej przerwie. 

Mam nadzieję, że tęskniliście i możecie się spodziewać co będzie w kolejnym rozdziale. Dzisiaj dodaję bo od nowego tygodnia lecę codziennie z rozdziałami!

Potraktujcie mnie też z litością, ponieważ przeżywam trudny okres i przyznam, że w tym rozdziale jest zawarta osobista część i wiadomość. Nawet nie wiecie jak ryczałam, pisząc to.

W każdym razie sobie jakoś radzę.

Liczę na wasze opinie!

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro