25
- Wróciłem do Nowego Jorku godzinę temu i nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc pomyślałem natychmiast o tobie. Mogę wejść? - stałam jak słup, nie wierząc, że widzę Jack'a. Tego samego Jack'a, który kiedyś był najlepszym przyjacielem Harry'ego, wspólnikiem i tym, z którym prawie pobił się na pogrzebie.
Oczywiście, że miałam do niego sentyment. To dzięki niemu weszłam do Styles Empire i to on mnie wspierał, kiedy zielonooki był największym chamem w swojej historii. Mimo to posiadałam mieszane uczucia.
- Jasne, wejdź. - czułam się lekko skrępowana, będąc w samym szlafroku, dlatego zaprosiłam go do salonu, a sama udałam się do sypialni, aby ubrać się w coś domowego.
- Nieźle się urządziłaś.
- Właściwie to wszystko należy do Walsh'a, u którego pracuję... - zastanawiałam się jak musiało to zabrzmieć w jego odczuciu. Podobna historia przydarzyła mi się z Harry'm, lecz teraz było zupełnie inaczej. On po prostu tego nie wiedział. -... to nie jest tak jak można sądzić.
- Spokojnie, Indie. Jestem ostatnią osobą, która by cię oceniała.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytałam, siadając obok niego. W międzyczasie zapytałam o herbatę, jednak odmówił.
- Cóż, wystarczy wpisać twoje nazwisko. Jesteś chlubą Adam'a. - patrzył na mnie łagodnym spojrzeniem, z uśmiechem. Wydawał się spokojny, lecz także przytłoczony czymś.
- Długo się nie widzieliśmy. Co u ciebie, Jack?
- Po sprawie z Harry'm wyprowadziłem się do Las Vegas. Zostawiłem Mię i starałem się ułożyć sobie życie ponownie. - nie przypominał człowieka, który zaczął być szczęśliwy. Nie opowiadał o tym z radością. Raczej wyczułam smutek. - Niestety nie wszystko poszło tak jak chciałem. Zostawiła mnie narzeczona. Znowu. - zaśmiał się bez krzty zadowolenia.
- Bardzo mi przykro.
- Rzuciłem wszystko i wróciłem. - ścisnął swoje dłonie w pięści, a ja by go pocieszyć położyłam swoją prawą rękę na jego. - Nie wiem po co. Nie mam tutaj nic.
- Szybko coś znajdziesz. Takiego pracownika szukają wszędzie. Mogę pogadać z Adam'em...
- Nie musisz. Chciałbym załatwić wszystko po swojemu.
- Rozumiem. Jeśli chcesz, to możesz się tutaj zatrzymać. - zaproponowałam, dostrzegając jego załamanie. Wydawał się taki zagubiony. Skoro on mi kiedyś pomógł, to teraz miałam okazję do odwdzięczenia się.
- Dziękuję, Indie. Nikt nie będzie miał nic przeciwko, że...
- Nie, mieszkam sama. Nie mam nikogo. - niepewnie wypowiedziałam ostatnie zdanie. W sumie nie mogłam relacji z Harry'm nazwać związkiem. To był bardziej romans prowadzący donikąd. - Rozgość się, a ja wezmę kąpiel.
Przesiedziałam w łazience więcej niż półgodziny. Wolałam wszystko załatwić od razu niż łazić po apartamencie kilka razy i przeszkadzać Jackowi. Rozczesałam włosy i opuściłam pomieszczenie.
- A jednak. - mruknęłam, patrząc na dwa kubki z unoszącą się parą. Podał mi jeden, więc go wzięłam i usiadłam na fotelu obok czarnej kanapy.
- Masz kontakt z Harry'm? - zamarłam na moment. Wpadłam w pułapkę, ponieważ nie byłam pewna co powinnam mu odpowiedzieć.
- Mniej więcej. - przyznałam. Natomiast on stał się bardziej ciekawy i teraz nawet nie mrugał, spoglądając na mnie. - Pracuję dla jego ojca. Jestem jego doradcą. - prawie wypluł herbatę, gdy to mówiłam. Cóż, sama bym to zrobiła, jakby ktoś by mi powiedział, że taka będzie moja przyszłość.
- A Tomlinson?
- Jest odpowiedzialny jedynie za Harry'ego. Poza tym nigdy nie był doradcą Frank'a.
- Ile musiało się zmienić. Frank cię nie znosił!
- Wiem! - zaśmiałam się razem z nim i upiłam łyk.
- A Harry? Wy nadal...
- Harry ma żonę. - próbowałam uciąć temat.
- Cóż, ja miałem narzeczoną. Nie przeszkadzało mu to w przespaniu się z nią.
- Jack...
- Wiem, to było lata temu, ale wciąż boli. On ma żonę, a ja stoję na niczym. Indie, on miał wszystko. Nawet ciebie...
- Nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe.
- Nigdy na ciebie nie zasługiwał. - wymówił to tak pewny siebie i szczery, że przeszedł mnie dreszcz. Był jak kamień w tej sekundzie.
- Jack, nie chcę o tym rozmawiać. To było... - wcale nie, Indie. To nadal jest. - ... i minęło. - nigdy nie minęło.
-Nie kusi go, aby znów do ciebie wrócić? Mimo, że znajdujesz się tak blisko? Znałem Harry'ego przez lata. Nie będę ukrywał, że jego miłość do ciebie mi przeszkodziła, ale jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem go tak zaangażowanego w jakąkolwiek relacje. To, że pozwolił ci odejść...
- Po co to mówisz? - musiałam powstrzymywać się przed płaczem. Nie ułatwiał mi tego. Nie sprawiał, że sytuacja robiła się łatwiejsza. Jego słowa bardziej mnie dotykały i oddawały w ramiona zielonookiego. W tej chwili było to niewskazane. Moje życie zawodowe wisiało na włosku, a przyszłość z mężczyzną, którego kochałam wcale nie miała się lepiej.
- Myślę, że potrzebujesz prawdy, ale skoro ożenił się to chyba ruszył do przodu. - gdybyś tylko wiedział.
- Jestem zmęczona. Do zobaczenia jutro. - wstałam i powoli zaczęłam kierować się do swojego pokoju.
- Powiedziałem coś nie tak? Jeśli tak to wybacz, nie...
- Nie, wszystko w porządku. - posłałam mu nikły uśmiech i zniknęłam za rogiem. Odetchnęłam i liczyłam w głowie do dziesięciu, żeby się uspokoić. Ciężko było mi rozmawiać w ten sposób o Styles'ie. Traciłam powoli nadzieję na zahamowanie emocji jakimi go obdarowywałam.
Położyłam się na miękkim łóżku i dopiero wtedy postanowiłam spojrzeć w telefon. Miałam nieodebrane połączenia od bruneta, aczkolwiek zostawił po sobie wiadomości, w których wyznawał mi miłość.
Nie umiałam na nie odpisać.
Nie dlatego, że go nie kochałam.
Dlatego, że prawdopodobnie czekała mnie najgorsza decyzja mojego życia.
Na moje nieszczęście.
Jeżeli moje przypuszczenia okażą się prawdą to będę musiała wybrać pomiędzy życiem z Harry'm w kłamstwie i pozwoleniem Charlotte triumfować i łamać prawo dalej, krzywdząc innych przy okazji lub wymierzyć proces dla obecnej pani Styles i wyjawić sekret Harry'ego, który być może go zniszczy.
Zazwyczaj byłam postawiana przed faktem dokonanym, lecz teraz to ja musiałam decydować i nie podobało mi się to.
Nie potrafiłam zasnąć. Wierciłam się na wszystkie strony, przetestowałam wszystkie pozycje, ale nic z tego.
Około drugiej postanowiłam iść do kuchni. Starałam się być jak najciszej, żeby nie obudzić mojego gościa. Widocznie nie musiałam się starać.
- Nie śpisz? - spytał, odwracając się w moim kierunku. Nie wydawał się zaspany.
- Nie mogę. - wzruszyłam ramionami. - Chcesz spaghetti?
- O... - spojrzał na zegarek. -... drugiej dwanaście? - patrzyłam na niego, mrugając kilkukrotnie. - Jasne, czemu nie. - oboje ruszyliśmy do innego pomieszczenia i zapaliliśmy światło. Zaczęłam przygotowywać składniki, a on usiadł przy blacie, obserwując co robię.
- Myślałam, że po wyjeździe na studiach, będzie inaczej. - zerknęłam na niego, a on przypatrywał mi się z uwagą. - Spokojniej.
- A nie jest?
- Wiesz, praca ponownie z kimkolwiek o nazwisku Styles nigdy nie może być spokojna.
- Skąd ja to znam. - pozwoliłam sobie na nikły uśmiech i wrzuciłam makaron do gotującej się wody. - Posłuchaj. Przepraszam, że poruszyłem jego temat. Nie powinienem mieszać się w twoje sprawy. Poza tym widocznie to nie jest dla ciebie łatwe. Po prostu myślałem, że to już jest dawno za tobą...
- Powinno być. - przyznałam mu rację, a jednocześnie uświadomiłam sobie, że tak właśnie miało to wyglądać. To powinna być przeszłość.
- Więc nie jest? - odwróciłam się do niego przodem i oparłam o szafkę kuchenną. Objęłam się ramionami, żeby czuć mniejszą presję i skrępowanie.
- Zaczęło się od tego, że Styles miał problemy z jednym ze swoich byłych pracowników, który był moim klientem. Tak dowiedział się, że jestem w Nowym Jorku,a później... znasz Harry'ego. Potem Frank przeżył niesamowitą przemianę i teraz jestem nie tylko jego doradcą finansowym, ale również połowa jego testamentu należy do mnie. - jego buzia nigdy nie była tak otwarta jak w tym momencie. Sama byłam zaskoczona postawą ojca zielonookiego, jednak przez ten czas zaczęłam się do tego przyzwyczajać.
- Nie jesteś nawet dziewczyną jego syna, a połowa firmy po jego śmierci będzie należała do ciebie? Jestem pod wrażeniem, bo to nie jest ten sam człowiek, którego znałem.
- Też w to nie wierzyłam.
- Może za tym jest coś więcej? Może chce zrobić na złość Harry'emu albo zmusić go do rozwodu? - w pewnym sensie otworzył mi oczy. Wiedziałam o problemach zdrowotnych starszego z przedsiębiorców, ale nie mogłam być o nich przekonana. A ludzie aż tak się nie zmieniali i może faktycznie to była wyłącznie gra między Harry'm a Frankiem.
- Nie chcę o tym teraz myśleć. Na pewno nie przy ukochanym daniu. - postawiłam przed nim talerz pełen makaronu i sosu. Taki sam położyłam przy swoim miejscu i chwilę później zajadaliśmy się naszym bardzo wczesnym śniadaniem.
- Jedno pytanie.
- Jack... - zaśmiałam się, odkładając widelec.
- Czy gdybyś nie zakochała się w Harry'm, miałbym szansę? - przyglądałam mu się w nie do wierzeniu, lecz rozbawiło mnie to i zrobiło mi się lepiej na sercu. Był uroczy, patrząc na mnie pełnymi nadziei niebieskimi oczami.
- Czemu myślisz, że jej nie masz?
♥
Rozdział dłuższy i nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem!
Piszcie co sądzicie na temat rozdziału, a w międzyczasie zapraszam Was na nowe, inne opowiadanie!
I Fell Twice, które zapowiadałam kilka razy już jest!
Idźcie, a się nie zawiedziecie. Przynajmniej mam nadzieję!
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro