Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Wyszłam z gabinetu z plikiem dokumentów i ze łzami w oczach. Informacja o możliwej chorobie Franka dotknęła mnie bardziej niż się tego spodziewałam. Przez ostatnie tygodnie mogłam na niego liczyć w ważnych momentach, niesamowicie mnie wspierał i nie krył się z tym. Stał mi się bliski i właśnie teraz miał odejść. Nie umiałam tego zrozumieć.

Wciągnęłam powietrze i je wypuściłam, aby w miarę dojść do siebie. Złamałam swoje postanowienie i skierowałam się do drugiej wieży, żeby spotkać się z Harry'm.

Charlotte nie mogła mi czegokolwiek zakazywać. Mogła pilnować swojego męża, aczkolwiek mnie nie była w stanie zatrzymać. Nie miała nade mną żadnej kontroli.

Przeszłam przez wielkie szklane drzwi i gdy ujrzałam ogromne czarne drzwi, przyśpieszyłam. Podeszłam do nich jak najbliżej, żeby sprawdzić czy był sam. Po upewnieniu się, że nikogo niepotrzebnego nie zastałabym, zapukałam dwa razy i potem weszłam.

- Indie? - zdziwiony podniósł się ze swojego siedzenia i stanął naprzeciwko mnie. Uśmiechnęłam się ze współczuciem, którego nie mógł zrozumieć i przybliżyłam się do niego. Złapałam za materiał jego marynarki w obie dłonie i stanęłam na palcach, aby złączyć swoje usta z jego.

Nie protestował, nie pytał. Objął mnie w pasie, odwzajemnił gest, a nawet go pogłębił. Całował mnie z dokładnością, lecz z każdym ruchem warg włączał w to namiętność i pasję. Jego język pewnie wślizgnął się w środek, ocierając się o mój.

Po spokojnej dawce pocałunków miał już dość. Złapał mnie pod pupą i przeniósł na swoje biurko. Rozszerzył nogi, aby swobodnie mógł stanąć przede mną. Jego dłonie błądziły gdzieś między moimi udami i w okolicach marynarki. Pewnym ruchem odpiął ją i ujrzał mój czarny stanik. Uśmiechnął się przez czułości i zjechał z nimi na szyję. Gryzł i obdarowywał całusami moją delikatną skórę. Pozbył się całej górnej części mojego ubrania i dysząc, zwrócił się w kierunku drzwi. Zamknął je i w drodze do mnie ściągnął z siebie koszulę. Jego oddech stawał się coraz cięższy a oczy przybrały ciemną barwę. W roztargnieniu ściągał moje spodnie. Jego podniecenie wyprowadziło go z równowagi. Nie był w stanie odpiąć swojego paska, więc w amoku pomogłam mu.

Drażnił mnie palcami zanim doprowadził do naszego zbliżenia. Badał każdy skrawek mojego ciała, a przy kolejnym dotyku moje serce waliło jak nigdy wcześniej. Wbijałam paznokcie w jego plecy, kiedy w końcu poczułam go w sobie. Fala przyjemności opanowała nas oboje i kompletnie zatraciliśmy się w harmonijnym kołysaniu naszych bioder. Harry pchał nimi tak mocno, ale zarówno z wyczuciem, że pozbawił mnie jakiegokolwiek myślenia. Z każdą sekundą pragnęłam więcej i był tego świadomy. Nie powstrzymywaliśmy się przed wygłaszaniem naszego zadowolenia. Jęczeliśmy w swoje usta tak, że była możliwość usłyszenia nas przed drzwi. Nie zajmowaliśmy się tym. Skupialiśmy się na sobie i własnej nielegalnej rozkoszy.

Gdy oboje doszliśmy, tkwiliśmy w tej samej pozycji przez kilka chwil, aby się otrząsnąć. Kiedy się odsunął, poczułam niewyobrażalną pustkę, którą chciałam jak najszybciej wypełnić.

- Czym sobie zasłużyłem? - radosny jak nigdy wcześniej podał mi moje ubranie, a później sam zaczął zbierać swoje rzeczy.

- Potrzebowałam tego. - szepnęłam, zakładając bieliznę. - I mam cholerną nadzieję, że twoja żona słyszała każdy mój jęk. - wywołałam jego cichy śmiech, który był teraz melodią dla moich uszu. Chciałam, żeby był szczęśliwy. Dopiąwszy swoją koszulę, znalazł się obok mnie i skradł krótkiego całusa.

- Możesz mnie częściej odwiedzać.

- Chciałabym, ale mam dużo pracy. - odpowiedziałam, zapinając guziki żakietu.

- Przyjadę do ciebie wieczorem. - powiedział, kładąc dłoń na moim policzku. Musnął moje usta swoimi, a potem powtórzył czynność kilka razy. - Co to takiego? - zwrócił uwagę na papiery, które ze sobą przyniosłam i chwycił je w swoje palce. - Testament?

- Tak twój ojciec...

- Zapisał ci połowę majątku. - nie potrafiłam odgadnąć jego emocji w tej chwili. Był dumny oraz szczęśliwy, lecz trochę rozczarowany i smutny. Wszystko w jednym. - Ile bym dał, abym mógł cię poprosić o rękę...

- Co? - zachichotał i spojrzał na mnie najbardziej niewinnym i uroczym wzrokiem jaki dane mi było dostrzec.

- Indie, robię to wszystko dla ciebie. To z tobą chcę być i nie wyobrażam sobie nikogo u mojego boku oprócz ciebie. Nawet nie wiesz jak mnie korci, aby na wszystkich spotkaniach biznesowych mówić o tobie, że jesteś moją żoną...

- Może najpierw pierwszej się pozbądźmy, co? - zasugerowałam z cholerną ekscytacją w głosie. Nie spodziewałam się, że otworzy się przede mną i że już planował nasze wspólne życie. To wywoływało przyjemnie ciepło w moim sercu.

- Do tego zmierzam, kochanie. Przyszłaś tutaj tylko po to, aby mnie przelecieć? - zapytał, unosząc lewą brew. Nie był zły, a raczej zachwycony takim obrotem spraw. Cóż, ja też nie mogłam narzekać. Właśnie miałam drugi najlepszy orgazm w życiu i to z facetem, który miał zakaz zbliżania się do mnie.

Charlotte, przykro mi, ale znów go nie dopilnowałaś.

- Szczerze to nie wiedziałam z jakiego powodu tutaj przyszłam. Chciałam cię zobaczyć. Tak myślę. - wzruszyłam ramionami, posyłając mu słodki uśmiech.

- Jesteś niesamowita. - odprowadził mnie do drzwi i gdy je odblokował do środka wpadła ukochana przez wszystkich postać.

- Żartujecie sobie ze mnie. - zatrzasnęła wyjście i popchnęła nas do tyłu. Jej ręka niebezpiecznie zbliżała się w stronę mojego policzka, ale Styles ją powstrzymał i odepchnął jej kończynę tak mocno, że sama się zachwiała.

- Nawet nie próbuj.

- Tak trudno znaleźć sobie wolnego? Nie wiem czy on cię zawiadomił, ale jest zobowiązany do życia ze mną i dla własnego dobra odsuniesz się od nas.

- Czy mam to odebrać jako groźbę?

- Przestrogę. - podeszła do wielkiej gabloty wypełnionej segregatorami. Wyjęła z niej malutkie czarne urządzenie, które na pierwszy rzut oka przypominało mikrofon, ale zdecydowanie to nie było to o czym myślałam. - Nie tylko jego mogę zniszczyć. Ciebie i twoją puszczalską naturę również. Jesteś skończona w tym środowisku. Nie dociera do was to, że nie jestem na tyle głupia za jaką mnie uważacie? Tutaj jest wszystko i przysięgam, że doprowadzę was oboje na samo dno jeśli nie będziecie grać według moich zasad. Jesteście żałośni. - splunęła na nas i pomachała małą kamerką przed naszymi oczami i stanęła przed otwartymi drzwiami wyraźnie dając mi do zrozumienia, że miałam wyjść.

- Charlotte, pożałujesz, że...

- Ty już dawno straciłeś prawo głosu, skarbie. - zacmokała ustami, a ja ostatkami sił próbowałam jej nie uderzyć. Jej zagrania były poniżej pasa, ale zdecydowanie dobrze zaplanowane. Zagięła mnie.

- Jak może nie być ci wstyd, że nagrywasz własnego męża...

- Nie jest ci wstyd, że zdradzasz żonę? - jej kpina była tak irytująca, że szukałam jakiegokolwiek punktu zaczepienia, aby móc się odgryźć. Moje dłonie uformowały się w pięści. Zostałam nakryta i po raz kolejny pozbawiona godności. Nie doceniałam jej sprytu. Sądziłam, że była na tyle pusta, że nie była równym przeciwnikiem, aczkolwiek to wywoływało adrenalinę. Im większe wyzwanie tym więcej zabawy.

Obserwowałam ich. Patrzyli na siebie z taką nienawiścią jakiej dawno nie widziałam. Walczyli między sobą, nie mówiąc ani słowa. Nie miałam pojęcia kto kogo darzył większą niechęcią. Zapomnieli o moim istnieniu. Jakby jedyne, co znajdowało się w pokoju to wrogość.

Mimo tej powagi, to kusiło mnie, żeby roześmiać się. Byli tak komicznie źli, że czułam się jakby przenieśli mnie do taniego filmu akcji. Sytuacja, która miała nastąpić za moment, była jeszcze lepsza niż ich sztuczne napięcie.

- Nie, nie jest mi wstyd.

To był człowiek, którego pokochałam.

❤️
Wracam po malutkiej przerwie!
Wybaczcie, ale sprawy prywatne były ważniejsze! 
To co komentujecie grzecznie a ja dodam nowy rozdział i wiadomo na reszcie ff i premiera i fell twice trochę się opóźni
Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro