22
Po nieprzespanej nocy spodziewałam się, że nie będę miała energii, aby przygotować się na dzisiejszy dzień. Zaskoczyłam siebie, kiedy poczułam większą siłę niż kiedykolwiek.
Po odpowiednim przygotowaniu się, natychmiast ruszyłam do kancelarii. Ubrana w czarny garnitur, pod którym miałam jedynie stanik, szłam korytarzem, pozwalając, aby moje szpilki robiły hałas.
- Dzień dobry, panno Denis. - ukłoniłam się Louise i zaprzeczyłam, gdy zaproponowała mi herbatę. Poprawiłam zapięcie swojej marynarki, żeby nie pozwolić jej odkryć za dużo.
Przeczytane dokumenty o firmie Franka odłożyłam do odpowiednich segregatorów i skierowałam się do biura Adama.
- Pana Walsh'a nie ma. - zmarszczyłam czoło, odwracając się do kobiety po trzydziestce. - Ma wolne do końca tygodnia. - wzruszyła ramionami i wróciła do pisania na komputerze.
- To kto tutaj teraz rządzi? - ponownie zrobiła gest, oznaczający, że nie miała pojęcia o sytuacji i nie oderwała wzroku od ekranu.
- Wychodzi na to, że pani, panno Denis. - i to chciałam usłyszeć. Uśmiechnęłam się do niej mimo, że nie mogła tego zauważyć i pobiegłam po swoją torebkę. I tak musiałam stawić się w Styles Empire, a teraz bez żadnych dodatkowych prac byłam w stanie to zrobić.
Pożegnałam się z Louise i wyszłam z pomieszczenia, a następnie z całego budynku. Ominęłam korki i w niecałe dwadzieścia minut byłam już pod firmą Styles'ów. Zaparkowałam na specjalnie wyznaczonym miejscu, które ojciec Harry'ego mi załatwił.
Tym razem nie miałam problemu z poruszaniem się wewnątrz. Pewnym krokiem skierowałam się do trzeciej wieży, a windą wjechałam na piąte piętro. Tak jak nauczył mnie Tomlinson.
Otrzepałam swój ubiór z kurzu oraz paprochów i opuściłam małe pomieszczenie. Niestety pierwszą osobą jaką ujrzałam po wyjściu była żona jednego z prezesów. Wyglądała na wyprowadzoną z równowagi, dlatego mój widok z pewnością jej nie uspokoił. Gdy jej szare tęczówki spotkały się z moimi brązowymi, próbowała się opanować, ale nie dała rady.
- A co ty tutaj robisz? - wyraźnie zaakcentowała słowo "ty" i stanęła mi na drodze. Ułożyła swoje dłonie na biodrach i podejrzliwie skanowała mnie od góry na dół. Przewróciłam oczami i przybrałam sztuczny uśmiech.
- W przeciwieństwie do ciebie... - zaczęłam, trzepocząc rzęsami. - ... pracuję.
- Mówiłam ci, żebyś trzymała się z daleka...
- A ja mówiłam ci, że mam to w dalekim poważaniu. - mina jej zrzedła, za to ja miałam ochotę śmiać się jej prosto w twarz. - Przepuść mnie.
- Nie myśl sobie, że pozwolę ci na takie swawolne...
- Na szczęście nie ty o tym decydujesz i prawdopodobnie nigdy nie będziesz. - kompletnie ją wmurowało w ziemię i otworzyła usta, aczkolwiek nic z nich nie wypłynęło. Przynajmniej przez jakąś chwilkę.
- To jeszcze nie koniec.
- Twój koniec to tylko kwestia czasu. - rzuciłam na do widzenia i ominęłam ją z największą gracją jaką w sobie posiadałam. Nie odwracałam się i nie czekałam na jej odpowiedź. Bez pukania weszłam do gabinetu Franka, który siedział przy swoim biurku i przypominał zdenerwowanego.
- Spotkałaś ją? - zapytał z odrazą, wskazując na siedzenie naprzeciwko niego. Kiwnęłam głową z taką samą energią. - Nie mam siły do niej i gdybym mógł wypieprzyłbym ją przez te okno.
- Wiem, co czujesz...
- Sądziła, że przekona mnie do siebie i zmieni moje zdanie na temat testamentu. - zaśmiał się i zawtórowałam mu. Zadzwonił do swojego asystenta, żeby przyniósł nam dwie herbaty i ułożył ręce przed siebie.
- Sprawdziłeś ją w ogóle?
- W jakim sensie?
- Kim jest, czym się zajmowała, skąd pochodzi? - zadawałam pytania jakby to było oczywiste. Nie mogłam uwierzyć, że nie przyjrzeli się jej dokładnie zanim pozwolili wstąpić jej do tak poważanej rodziny.
- Harry w skrócie...
- Harry, a ty?
- Nie czułem potrzeby. Nie interesowało mnie to zbytnio, bo na pierwszy rzut oka wydawała się normalna. Potem zaczęła grzebać w interesach, mieszać się w nasze sprawy...
- Jesteście najbogatszymi ludźmi w kraju, ale tak naiwnymi jak nie jedno dziecko. - posłałam mu kpiący uśmiech, który go zaciekawił.
- Oświeć mnie, Indie.
- Pracuję nad tym. Gdy wszystko poskładam do kupy, dam ci znać. - wczoraj w nocy zaczęłam kompletować informacje na temat Charlotte i cały jej życiorys był wplątany w różne afery, o których mało kto słyszał. Nie sądziłam, że pani Styles była aż tak ciekawą i kontrowersyjną postacią, jednakże przynajmniej to umożliwiało mi pozbycie się jej.
- Chciałbym, abyś przejrzała moją ostatnią wolę i uzupełniła ją aktami prawnymi. Dodatkowo mam dla ciebie kilka faktur, ale to jest mniej ważne. - przechwyciłam od niego dokumenty i zaczęłam czytać jego testament spisany na zwykłej kartce.
- Żartujesz, prawda? - podniosłam wzrok na niego i zastygłam, gdyż był poważny jak nigdy wcześniej.
- Ta firma potrzebuje kogoś odpowiedzialnego. Harry jest moim jedynym synem, a jego całe zaufanie spoczywa na tobie.
- Frank, ty mi chcesz przepisać połowę majątku! - uświadomiłam go, mając nadzieję, że to jakoś na niego wpłynie. Nie ruszył się. Był pewny swojej decyzji i zamierzał mnie do tego przyzwyczaić.
- Indie, to jest moja decyzja. Podjąłem ją już jakiś czas temu i twój sprzeciw nic nie zmieni. Nie będę mieszał się w wasze życie, ale sam fakt, że wystarczyło, abyś się pojawiła, mnie utwierdza w moim przekonaniu. Nie przyjmę odmowy. Jeśli po mojej śmierci, przypadkowej czy nie, nadal nie będziecie razem, to to jest mój obowiązek. Nie będę ukrywał, że wolałbym oddawać ci połowę swojego dorobku, gdy będziesz nosiła nazwisko Styles, ale...
- Powiedz mi. Co zmieniło się podczas tych pięciu lat? - byłam wzruszona, lecz również porządnie zszokowana. - Kiedyś nie pozwoliłbyś mi przekroczyć progu swojego biura.
- Zrozumiałem parę rzeczy. Przemyślałem to wszystko i pojąłem ile mam do stracenia. Chcę dla Harry'ego jak najlepiej, a nikt tego nie dokona oprócz ciebie. - gdyby ktoś mi powiedział, że przeprowadzę podobną konwersację z Frankiem kilka lat temu, to bym go wyśmiała. Nigdy nie przypuszczałabym, że w pewnym momencie usiądę naprzeciwko tego mężczyzny i zaczniemy zwyczajnie rozmawiać.
- Czy jest coś, o czym chciałbyś mnie poinformować? - jego zmiana musiała nieść za sobą przyczynę tego. Nie wierzyłam, że tak nagle odkrył jakim tatą powinien być. Coś musiało się zmienić.
Wypuścił drżące powietrze z ust i odchylił się na fotelu. Milczeliśmy. Dałam mu czas, aby zebrał myśli i w spokoju mógł je wyjawić. Patrzyłam w kubek, w którym znajdował się już chłodny napój. Oblizałam usta z nerwów, gdy złapał moją dłoń w swoją trzęsącą się.
- Lekarze podejrzewają u mnie jelitowego raka żołądka. Jestem umówiony na wizytę za miesiąc, ale wolę być ubezpieczony na wszelki wypadek. Może to tylko objawy, może to coś innego, ale wiem, że kiedyś umrę i chcę zostawić po sobie tyle dobrego ile mogę. Proszę cię, Indie. Nie odmawiaj mi tylko z uwagi na Harry'ego. Ta firma cię potrzebuje, a ja wierzę, że będziesz moim godnym zastępcą.
- Harry wie? - to jedyne co udało mi się wykrztusić. Miałam z Frankiem różne przygody. Nasze pierwsze spotkania nie należały do pozytywnych, jednakże teraz mogłam liczyć na jego wsparcie. Nie umiałam sobie wyobrazić, że niedługo mogłoby go zabraknąć.
- Nie, nikt nie wie. - to była kolejna osoba, która dzieliła się ze mną swoim sekretem. Cieszyłam się, że darzyli mnie takim zaufaniem, lecz nie zdawali sobie sprawy z tego jak bardzo obciążali mnie tym wszystkim. - Indie?
- Przepraszam. Po prostu to dla mnie duże zaskoczenie. Jest coś co mogę dla ciebie zrobić?
- Bądź przy moim synu, gdy mnie zabraknie.
♥
co sądzicie o rozdziale?
kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro