21
- Co tutaj robisz? - poprawiłam pasek od szlafroka i ruszyłam do salonu. Nie chciałam go wyganiać, lecz jego obecność zakłócała moje plany. Myślałam, że chociaż jeden dzień będę mogła odpocząć od niego, aczkolwiek to była chyba niekończąca się historia.
- To jest prawdopodobnie ostatni moment, w którym będę mógł spędzić z tobą więcej czasu...
- Harry, daj mi trochę przestrzeni. - mruknęłam, starając się nie zranić jego uczuć. Wiedziałam, że miał ciężko, ale naciskanie na mnie w niczym mu nie pomagało.
- Przeszkadzam ci?
- Nie zachowuj się jak dziecko, błagam. - jęknęłam zmęczona. Nie umiałam tępo na niego patrzeć i słuchać, więc postanowiłam nalać sobie resztkę czerwonego wina. - Chcesz?
- Nie, dziękuję. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się tyłem do blatu, trzymając w dłoni kieliszek. - Mam tutaj wszystko, co dotyczy mojego małżeństwa. - dopiero teraz zauważyłam plik dokumentów. Wizualnie przewróciłam oczami. Czy naprawdę sądził, że rzucę wszystko i poświęcę noc na ślęczeniu nad tym? - Wiem, co myślisz, ale ona będzie mnie teraz sprawdzała na każdym kroku. Musiałem to zabrać i ci oddać zanim ona się do tego dostanie.
- Dobrze, ale czemu nie zacząłeś nad tym pracować wcześniej?
- Nie miałem potrzeby.
- A teraz nagle masz? Jak ślub na warunkach mógł ci nie przeszkadzać?
- Bo czułem się winny?! Prawie zabiłem jej brata...
- A co się zmieniło?! Nadal jesteś winny i nadal jej brat ledwo funkcjonuje! Nie rozumiem tego, Harry! To brzmi tak śmiesznie i żałośnie, że... - czasami żałowałam, że nie kontrolowałam swojego długiego jęzora. Był w rozsypce, a ja dolewałam oliwy do ognia.
- Czyli uważasz, że zasłużyłem na to. - nie pytał, on to stwierdził. Nie odezwałam się. Parsknął i pokręcił rozczarowany głową. - Nie spodziewałem się. Jeżeli sądzisz tak, to może nie powinienem cię w to mieszać. Potrzebuję cię, Indie. Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, ale ja też mam prawo być szczęśliwy...
- Harry, potrąciłeś człowieka i teraz chcesz uniknąć odpowiedzialności...
- Dobra, dajmy sobie spokój. Przepraszam, że...
- Zostaw to. - wskazałam na papiery, które odłożył na stoliku do kawy. - Przejrzę to, ale nic nie mogę ci obiecać. Pomyślałeś w jakiej sytuacji mnie stawiasz? - mruknęłam, podchodząc bliżej. Poprawiłam jego marynarkę i uniosłam wzrok, aby odpłynąć w zieleni jego tęczówek. - Powinnam zgłosić przestępstwo. Łamię prawo...
- Proszę, przeczytaj to wszystko. Tam nic nie ma sensu, dlatego cię błagam o to, abyś mi pomogła. Wiem, że tutaj jest coś nie w porządku...
- Okej, postaram się, ale nie wymagaj ode mnie zbyt dużo. - spojrzałam na niego zmęczonymi oczami, niemo przekazując mu, że jedyne czego pragnęłam to świętego spokoju. Byłam w tym kiepska, ponieważ przysunął się do mnie i objął w pasie. Jego duże, lecz delikatne dłonie spoczęły na moich biodrach. Schylił się na tyle, żeby jego usta mogły bez problemu musnąć moje. Kiedy z własnej głupoty oraz zwyczajnej słabości oddałam pocałunek, jego palce zaczęły kombinować jak rozplątać sznurek od mojego ubrania. Wciągnął powietrze, czując pod nim jedynie nagą skórę. Opuszkami dotykał moje odkryte piersi, wciąż wiernie pozostając przy wargach. Chwilę później zaatakował szyję, starając się zsunąć ze mnie satynowy materiał. Moje ręce zaplątały się w jego włosach i nie byłam przekonana do tego, co zamierzaliśmy zrobić. Mimo to, nie przerwałam tego. Dałam mu zielone światło, by odważnie przejeżdżał językiem po moich obojczykach, a gdy zaczął drażnić nim mój biust, wydałam z siebie dźwięk aprobaty.
Patrząc mi głęboko w oczy, podniósł mnie i przeniósł na kanapę w salonie. Zrzucił swoją marynarkę na podłogę i wracając do pocałunków, dokładnie badał swoimi dłońmi moje odkryte nogi. Podwijał szlafrok, bawił się nim, a przy okazji doprowadzał mnie do szaleństwa. Wiedział to i cieszył się z tego, gdy wręcz go karciłam za pogrywanie ze mną.
Ciężko oddychałam, kiedy jego palce wkradły się pod strój i zaczął powoli jeździć w górę oraz w dół po moim miejscu intymnym. Chciałam więcej. Oboje chcieliśmy, ale rozegranie tego potrzebowało chwili. Atmosfera była coraz bardziej namiętna i podniecało nas dwoje. Niemo prosiłam, aby posunął się do dalszych czynności. Widział to na mojej twarzy i czuł się dumny, że to on był tym, którego teraz pragnęłam.
Niestety wszystko co piękne, kończyło się szybko. Nasza gra wstępna została przerwana przez telefon bruneta, który znajdował się w porzuconej przez niego części ubrania. Podniósł go z podłogi i jego tęczówki wróciły do normalności.
- Charlotte. - byłam zła. Byłam wściekła, że miała tak idealne wyczucie czasu. Z pewnością musiała go skontrolować, ale dlaczego dokładnie w tym momencie? Odebrał i nie wypowiedział ani słowa. Za to jej skrzeczący głos dotarł nawet do mnie. Skrzywiłam się i zniesmaczona usiadłam w przyzwoitej pozycji. Domyślałam się, że na dzisiaj to był koniec przyjemności. Rozłączył się po zaledwie dwóch minutach i posłał mi przepraszający wzrok. Rozumiałam. - Nie ma teraz sekundy, żeby nie sprawdzała gdzie jestem.
- A co jej powiedziałeś, jak tutaj jechałeś?
- Że idę do sklepu. Nie chcę cię pocieszać, ale mieszkamy dokładnie naprzeciwko. - od początku zdawałam sobie sprawę z tego, że Styles posiadał dom gdzieś w okolicach lub na samym Manhattanie, aczkolwiek nie przypuszczałam, że aż tak blisko.
Stanął przodem do wielkiej szyby i wskazał na wieżowiec na końcu Central Parku.
- W tamtym miejscu. - pokiwałam głową, nie będąc zachwyconą tą informacją. Możliwość spotkania jego żony wzrosła, a ja musiałam się bardziej pilnować, żeby nie zrobić jej krzywdy.
Pożegnał się ze mną niedługo po tym jak zadzwoniła. Nie chciał wzbudzać u niej podejrzeń. Nie miałam nic przeciwko. Mój rozum krzyczał o wolność, więc dobrze się stało.
Po jego wyjściu i po upragnionej kąpieli zdecydowałam się na przejrzenie papierów od zielonookiego. Nie mogłam zasnąć, dlatego postanowiłam zrobić to teraz.
Umowa zawarta między Harry'm a Charlotte wydawała się bardzo prosto wykonana. Żadnych haczyków ani małego druczku, które powodowałby większe komplikacje. Było jasno napisane, że z uwagi na szkody jakie brunet uczynił jej rodzinie, był zmuszony do zawarcia z nią małżeństwa.
Nie potrafiłam tego pojąć. Zgodził się na takie upodlenie, jedynie po to, aby nie zostać skazanym. Ten człowiek musiał naprawdę bać się prawdziwego życia, że chodził takimi paskudnymi skrótami.
Podane były wszystkie szczegóły. Związek miał trwać osiem lat i mógł zostać przerwany wyłącznie przez Charlotte Jones, która nie byłaby zobowiązana do podobania powodu.
Karą za złamanie zasad było odebranie Styles'owi połowy jego udziałów, zapłacenia dwóch milionów i publiczne oświadczenie przez żonę, że Harry Styles dopuścił się przestępstwa.
Jako prawnik mogłam to wyśmiać. Dokument nie posiadał żadnych podstaw prawnych, aczkolwiek na nim była zapisana cała przyszłość mężczyzny. To wiązało mi ręce.
Wyglądało na to, że nie dałabym rady znaleźć jakiegoś rozwiązania. Brunet dobrowolnie złożył podpis. Zgodził się na warunki. To była wymiana interesów. Styles prosił o milczenie, a Charlotte o stabilne życie oraz finansowe zabezpieczenie.
Odrzuciłam od siebie kartki i westchnęłam. Wpatrywałam się w obraz przede mną, mając nadzieję, że widok Nowego Jorku pomoże mi wyjść z tej sytuacji.
Możesz go zostawić, Indie. Żyć własnym życiem. Bez kłopotów.
Nie umiałam. Nie potrafiłam go opuścić, gdy tak bardzo na mnie liczył.
Jednakże nie wiedziałam co miałam poradzić na bezradność, która mnie dopadła. Moje serce łamało się z wiadomością, że nie było żadnego dobrego rozwiązania.
Chciałam jego wolności. Modliłam się o to jak o nic innego. Popełnił błędy, zepsuł wiele, lecz nie mogłam patrzeć jak każde wydarzenie w jego życiu go powoli niszczyło.
Myślałam, że skoro ja odnalazłam spokój, to on tym bardziej. Okazało się, że nic nie układało się optymistycznie w jego przypadku. Wtedy zrozumiałam, dlaczego to mnie męczył swoimi problemami. On mnie kochał. On uznawał mnie za jedyną pozytywną istotę, która była w stanie go uratować.
Wzięłam trzy porządne wdechy i otworzyłam swojego laptopa. Nawet jeśli miało mnie to ponieść na samo dno, to byłam zmuszona spróbować.
♥
hej x
chyba rozdział 20 niezbyt wam się spodobał
oki rozumiem, ale mam nadzieję, że z tym będzie lepiej.
kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro