20
Do Nowego Jorku wróciliśmy następnego dnia. Harry i Charlotte wybrali się osobnym samolotem kilka godzin przed nami. Mimo to, że nie było ich na pokładzie z nami, to żadne z nas nie miało zbytniej ochoty na konwersacje.
Louis czuł się nieswojo i z niepewnością podchodził do mojej osoby. Nie dziwiłam się. Sama nie byłabym pewna czy po takich nieprzyjemnych wydarzeniach powinnam się odzywać.
Frank był wściekły, więc nie chciał się niepotrzebnie wyżywać na swoim towarzystwie. Adam i Rennie postanowili odczekać, lecz doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie ominie mnie pogawędka z nimi.
Wciąż rozmyślałam nad sytuacją, w którą wplątał się Styles. Nie zamierzałam go oceniać za to jak duży błąd popełnił. Zagubił się i to były konsekwencje jego postępowania, aczkolwiek potrzebował pomocy, której ode mnie oczekiwał. Nie mogłam być krytyczna. Odczułam na własnej skórze jak mocno przeżywał wypadek, który spowodował i ile teraz musiał płacić na swój grzech. Zrobił coś niewiarygodnie głupiego, ponieważ kierowanie pod wpływem alkoholu nie miało dla siebie wytłumaczenia, jednakże zasługiwał na sprawiedliwe rozwiązanie sprawy. Nikt nie powinien żyć z wyrzutami sumienia przez cały czas. To go niszczyło.
Musiałam poznać więcej szczegółów. Musiałam zobaczyć umowę na własne oczy i znaleźć jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji. Było to praktycznie niemożliwe, tak przynajmniej wynikało z opowieści Harry'ego.
Po wylądowaniu pożegnałam się z każdym osobno i prędko znalazłam się w swoim samochodzie. Myślałam, że Rzym będzie miłą odmianą w moim życiu. Pierwszy wyjazd do Europy, a skończył się kompletnym bałaganem. Było kilka momentów, które pragnęłam powtórzyć, aczkolwiek ostatnie zdarzenie związane z żoną bruneta zniszczyło wszystko. Byłam zmęczona, zmieszana i najzwyczajniej w świecie wkurwiona. To był nowy poziom zdenerwowania i nie mogłam czekać na odegranie się na niej.
Westchnęłam przemęczona i zostawiłam walizkę w korytarzu swojego mieszkania. Byłam pozbawiona jakiejkolwiek energii. Marzyłam wyłącznie o śnie, lecz nie był mi on pisany. W lodówce miałam pustki, a nie wyobrażałam sobie, żebym biegła z samego rana po bułki.
Przebrałam się w wygodniejsze ubrania czyli zwykłe czarne spodnie oraz białą koszulkę na ramiączkach. Wzięłam portfel w lewą dłoń oraz klucze w prawą i wyszłam.
Na zakupach nareszcie skupiłam się na czymś innym niż zielonooki i jego problemy małżeńskie. Chodziłam pomiędzy półkami, starając się włożyć do koszyka wszystko, co miałam w swojej wyimaginowanej liście.
Dla uspokojenia nadszarpanych nerwów wzięłam dwie butelki wina. W czasie, gdy wybierałam odpowiednie rodzaje trunków, dostałam wiadomość od założyciela Styles Empire. Nie byłam zachwycona jej treścią, ponieważ zmusił mnie do stawienia się jutro w jego firmie.
Przynajmniej od tego chciałam odpocząć, jednakże chyba nie było mi to dane.
Po dokonania zakupu artykułów spożywczych, wróciłam na resztę dnia do apartamentowca. Rozpakowałam siatki i otworzyłam pierwszą butelkę. Nalałam płyn do kieliszka i usiadłam na czarnej kanapie, aby móc wreszcie pooddychać w normalnych warunkach. Przymknęłam powieki, wraz z poczuciem czerwonej cieczy na moich wargach.
Nie skupiałam się na pracy. Nie rozmyślałam nad tym, co przyniesie kolejny dzień. Nie zaprzątałam sobie głowy żałosną postacią jaką była Charlotte. Nie patrzyłam na Harry'ego jak na człowieka, który na to wszystko zasłużył. Popełnił mnóstwo błędów i tego ukryć się nie dało, aczkolwiek to on uratował mnie wtedy gdy powoli schodziłam na samo dno. To przed nim otworzyłam swoje serce i całą siebie, zdradzając mu najmroczniejsze wydarzenia z mojego życia.
Byłam przy nim naga. Dosłownie i w przenośni, gdyż ukazałam mu prawdziwą siebie na każdy sposób. Nie żałowałam tego. Chciałam, żeby to był on. Wybrałam go i sama dokonałam wyboru. Najlepszego jak na tę chwilę.
Właśnie w tym momencie runął całym mój światopogląd stworzony na przestrzeni lat. Ponownie dałam mu zielone światło. Tak jak on to zrobił kilka lat temu. Dopuścił mnie do siebie. Sprawił, że czułam się dumnie, że ta zimna, przerażająca, sztywna osoba jaką był Harry, przy mnie stała się jak najdelikatniejsza porcelana. Pokochał mnie. To ja była tą, którą kochał.
Mimo to role się odwróciły.
Dzisiaj to on mnie potrzebował. Szukał ratunku przed zatonięciem i jakim potworem byłabym, gdybym go pozostawiła samemu sobie? Zawdzięczałam mu to, że nie skończyłam na ulicy, że pokonał mój lęk i pokazał mi zupełnie inny świat.
Był zagubiony. Był w potrzasku, ale zaufał mi i wręcz płakał o wybawienie. Zobaczenie go w takim stanie było ciężkim przeżyciem, lecz satysfakcjonującym. Świadomość, że kochał mnie tak bardzo, że byłam jedyną jego drogą ucieczki była jak najlepsza używka.
Nie mogłam wyjść z podziwu, że zignorował to w jakiej sytuacji się znalazł i nie potrafił powstrzymać pragnienia skierowanego w moją stronę. Miał nóż przy gardle, jednakże robił wszystko, aby się do mnie zbliżyć.
Ile musiałam dla niego znaczyć, że zaryzykował to, aby jedynie po tych pięciu latach znów poczuć mój dotyk?
Teraz nie miałam wyjścia. Nie mogłam się odwrócić i odejść. Zniszczyć go moimi grami na jego emocjach. Ten człowiek polegał wyłącznie na mnie. Wybrał mnie, bym zadecydowała o jego dalszej historii.
Miałam teraz całkowitą władzę nad mężczyzną, którego kochałam, z którym wiele przeszłam. Nie chciałam jej wykorzystać przeciwko niemu. To nie byłam ja i nie potrafiłabym dłużej walczyć sama ze sobą, wmawiając sobie, że pragnęłam zaburzyć mu jego istnienie. Teraz liczyłam na to, że uda mi się je naprawić i z dumnym uśmiechem na ustach zajmować najważniejsze miejsce w jego sercu. Mimo, że teoretycznie nigdy nie przestałam i nikt mnie nie zastąpił.
Dopiłam alkohol i odłożyłam pusty kieliszek na stolik do kawy. Oblizałam wargi, aby nic się nie zmarnowało i zadowolona wstałam z sofy. Poczułam się lepiej, kiedy dotarło do mnie, że i tak nic nie zmieni tego, czym on mnie obdarowywał. Jego miłość była wyjątkowa i rzadka. Jedyna w swoim rodzaju i nie umiałam ukrywać poczucia własnej wartości dzięki niej.
Podeszłam do wielkiego okna z widokiem na cały Manhattan. Wiedziałam, że gdzieś znajdował się brunet i nie był szczęśliwy. Dobijał mnie fakt, że obok niego znajdowała się niewłaściwa osoba. To nie powinna być ona, jednakże tak wyglądał bieg wydarzeń, którego nie dało się już cofnąć.
Wierzyłam, że myślał o mnie teraz tak samo burzliwie jak ja o nim. Nie dało się oczyścić umysłu. Opanował cały mój środek. Poddałam mu się, ale nie chciałam porzucać Indie, którą stworzyłam.
Ta Indie wciąż miała wiele do powiedzenia i nigdy nie zamierzała wrócić do poprzedniej panny Denis. Byłam stanowcza, silna i rozsądna. Upartość była już ze mną na zawsze, a odwaga oraz wysoka samoocena były dla mnie pierwszorzędne. Nie mogłam tego porzucić.
Postanowiłam się odświeżyć. Po długim, kilkunastogodzinnym locie było to wskazane. Zdjęłam z siebie każdy materiał i związałam włosy w niechlujnego koka. Wyciszyłam komórkę. Musiałam odpocząć.
Zmywałam resztki makijażu, gdy w całym domu rozległo się dzwonienie do drzwi, a potem natrętne pukanie. Walczyłam ze sobą. Miałam nie otwierać. Potrzebowałam kilka minut dla siebie.
Walenie nie ustąpiło. Rozdrażniona nałożyłam na siebie satynowy, cienki szlafrok w odcieniu ciemnego fioletu i zawiązałam go w pasie. Nie umiałam zgadnąć kto tak dobijał się do mojego mieszkania. Odblokowałam wejście i niezbyt przekonana pociągnęłam za klamkę.
- Co tutaj... - nie dał mi dokończyć. Przyparł mnie do ściany i zaczął całować, jakby to był ostatni raz bądź pierwszy od dłuższego czasu.
- Musiałem tutaj przyjść, wybacz.
♥
cóż, uprzedzam, że sceny seksu będą tutaj częste, bo wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. W każdym razie jest tutaj troszkę więcej emocji niż w poprzedniej części i kolejne rozdziały będą tego dowodem ;)
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro