Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

- Jak długo będziesz się nade mną znęcać? - cały czas zadawał pytania, ponieważ chciał żebym określiła mu termin, w którym do niego wrócę. Nie miałam go. Zamierzałam się trochę pobawić i poczekać aż wszelki ból oraz niesmak, który pozostał po jego ślubie, minie. 

- Nie naciskaj, bo będziesz męczył się jeszcze dłużej. - mrugnęłam do niego, podpierając się na łokciach. Wciąż leżeliśmy na łóżku w tej samej pozycji. Był niepewny na co mógł sobie pozwolić i bardzo dobrze. Nie był w stanie teraz określić naszej relacji, dlatego musiał się pilnować. Mimo wszystko, schylił się i niemal niewyczuwalnie musnął moje usta. Następnie zaczął zjeżdżać wargami niżej - do mojej szyi, dekoltu i na brzuch, gdzie się zatrzymał. Jego palce bawiły się guzikami od moich spodni i w pewnym momencie uniósł pytający wzrok. Był przepiękny. Charakteryzował się niewinnością w oczach, pragnieniem wypisanym na twarzy, a mnie zamurowało kiedy zieleń jego tęczówek zaatakowała mój umysł. Niemo błagał o ściągnięcie ze mnie dolnej partii ubrań. Nie protestowałam. Przełknęłam ślinę i po kiwnięciu głową na znak zgody, opadłam na miękki materac. 

Leżałam przed nim w białym komplecie bielizny, oczekując na to co zrobi. Byłam podekscytowana samym faktem, że powoli sunął opuszkami po nagiej skórze moich ud. Nie rozbierał się. Nie to miał w planach. Wiedział, że nie zgodziłabym się na seks. Nie teraz i nie w najbliższym czasie, lecz miałam swoje potrzeby. Jak każda kobieta. I wydawało się jakby on je doskonale rozumiał i wiedział, że jestem spragniona męskiego dotyku. Jego dotyku. 

Uniósł moje nogi tak, aby były zgięte w kolanach i rozsunął je na tyle, aby usiąść pomiędzy nimi. Spojrzał na mnie asekuracyjnie. Musiał się upewnić. Dostając zgodę, z jego buzi zniknęła obawa lub zmartwienia. Ich miejsce zajęła duma, pewność siebie i zwyczajne szczęście. Oddychał ciężko, a jego ruchy były tak dokładne i powolne, że sądziłam, że miną wieki zanim dojdziemy do odpowiedniego etapu. 

- Harry...

- Zamknij się. - jego stanowczość mnie zaskoczyła, aczkolwiek w pozytywnym znaczeniu. Jego zawziętość i ciągłe próby były irytujące, jednak miały swoje plusy. Pokazywał, że mu zależało. Po tylu latach zamiast szukać swojej żony po Rzymie, siedział ze mną i starał się zrobić idealną atmosferę, abym przeżyła swój pierwszy orgazm od kilku lat. Doceniałam to. 

Nachylił się nad moim podbrzuszem i ucałował miejsce tuż nad linią majtek. Potem ten sam materiał koronki leżał na ziemi, a jego okrągłe, wielkie jak spodki oczy wpatrywały się w moje roznegliżowane ciało. Czułam się dobrze. Czułam się przy nim komfortowo. 

- Nigdy nie byłaś bardziej piękna, Indie. Jesteś cholernym arcydziełem. - mówiąc to, przykładał swoje usta do okolic mojej intymności. Brzmiał jak zakochany dzieciak, który właśnie teraz odbywał pierwsze poważne kontakty z dziewczyną. Był oczarowany, a ja zatracałam się w każdym elemencie jego osoby. Był teraz dla mnie perfekcyjny. Akurat wtedy kiedy na naszej drodze znajdowała się Charlotte. 

Przerwałam swoje przemyślenia, wraz z wolnym wejściem jego dwóch palców w mój ciepły środek. Odchyliłam głowę do tyłu, doznając zapomnianego uczucia przyjemności. Nie wierzyłam, że to właśnie się działo. Harry był przejęty i w pełni skupiony na swojej pracy. Marzyłam, żeby to trwało jak najdłużej. Dbał o każdy szczegół, słuchał moich wskazówek. Kiedy mój głos unosił się razem z falą podniecenia, kontynuował i przyśpieszał. Wpasowywał się w rytm. Nigdy nie angażował się tak bardzo jak teraz. Zależało mu. Cholernie mu zależało. 

- Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, ale musisz mi na to pozwolić. - szepnął, zanim osiągnęłam swój i jego cel. Oboje dyszeliśmy, oboje byliśmy zadowoleni. Odsunął się ode mnie na niewielką odległość, tak abym mogła złączyć nogi.

Milczeliśmy. Milczeliśmy od razu po i kilka minut później, gdy Styles poszedł umyć dłonie. W tym czasie zdążyłam ochłonąć i ubrać na siebie chociażby bieliznę. Usiadłam na skraju łóżka tyłem do drzwi łazienki. Słyszałam jak z niej wychodził i czułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Na kolanach do mnie podszedł i ucałował nagie ramię. 

- Chciałbym zaprosić cię na zwiedzanie miasta, ale nie jestem...

- Byłabym strasznie nieuprzejma gdybym się nie zgodziła. - odwróciłam się do niego i wypowiedziałam te słowa wprost do jego ust. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy dopóki nie dopuściliśmy do pocałunku. Skończyliśmy go dopiero gdy Styles nie umiał przestać się uśmiechać. 

- Co?

- Nic. Będę czekał na ciebie przy windzie. - pożegnał się ze mną krótkim całusem w czoło i wyszedł. Westchnęłam i ponownie opadłam na łóżko. Co ja wyprawiałam? Może nareszcie byłam szczęśliwa i on był ostatnim pasującym puzzlem. 

Indie, on doprowadził cię do orgazmu. Zwyczajnie oszalałaś. 

Ogarnięcie zajęło mi dziesięć minut. Poprawiłam swój makijaż i włosy, które były w nieładzie po całym wydarzeniu. Gotowa chwyciłam za białą torebkę i opuściłam pokój. Kierowałam się w stronę końca korytarza, gdzie stał już brunet oparty o ścianę. Włosy miał zaczesane do tyłu, na twarzy widniał charakterystyczny, zadowolony uśmieszek, a ubrany był w zwykłą czarną koszulę, którą miał odpiętą do połowy swojej klatki piersiowej. 

- Masz nowy tatuaż. - zauważyłam, ale nie było mi dane zobaczyć go w całości, ponieważ zasłaniał go materiał ubrania. 

- Zrobiłem go pięć lat temu. - zaintrygowana chciałam ujrzeć go w pełnym wymiarze, ale moja ręka została strzepnięta z jego torsu. - Zobaczysz w swoim czasie. 

- A wy gdzie się wybieracie? - jak na złość z małego pomieszczenia wyszedł Frank z Louis'em, którzy nie kryli swoich głupkowatych min. Zastanawiałam się czy wszystko to nie był tylko sen, ponieważ każda postać zachowywała się inaczej niż ich zapamiętałam kilka lat temu. 

- Zobaczyć w końcu coś więcej niż ten hotel.

- Świetnie, a za karę, że oboje uciekliście ze spotkania pojedziecie na nudną kolację z naszym nowym inwestorem. Godzina dziewiętnasta, Pipero Roma, facet nazywa się Schulz. Będziecie moimi przedstawicielami, a ja i Louis mamy wolne. - zostawili nas zdezorientowanych i najnormalniej w świecie zniknęli za rogiem. 

- Ale czemu ja? - zapytałam jakby sama siebie, rozkładając ręce.

- Jakiś pełnomocnik musi być przy takich sytuacjach, więc nie dziw się. - też nie był przychylny do całego zdarzenia, aczkolwiek mieliśmy niewiele do powiedzenia. 

- W takim razie musimy pojechać na zakupy, bo jedyne eleganckie ubranie mam przyszykowane na jutrzejszy bal. - oznajmiłam, wchodząc z nim do windy. 

Zwiedzaliśmy Bazylikę Świętego Piotra, Schody Hiszpańskie, a potem zatrzymaliśmy się przy Fontannie di Trevi, która była obłożona turystami. Staraliśmy się omijać Koloseum oraz Panteon z uwagi na możliwość spotkania jego żony. Oboje zapomnieliśmy jaka była rzeczywistość i, że to co robiliśmy było niewłaściwe, ale każde z nas chciało dobrze spędzić ten czas. Bez jakichkolwiek trosk. 

- Wierzysz w takie rzeczy? - zdziwiłam się, gdy wrzucił pieniążek do wody. on jedynie wzruszył ramionami posyłając mi przeuroczy uśmiech. 

- Czemu nie? Wracamy na Schody Hiszpańskie. Tam jest kilka sklepów. Kupimy ci coś.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale tam głównie były marki znanych projektantów, a ja nie zarabiam jeszcze aż tyle. - podkreśliłam ostatnie słowa wyraźnie, aby do niego dotarło. Nie stać mnie było na sukienkę z Saint Laurenta czy Gucciego. 

- Ale ja zarabiam...

- Nie. - stanowczo zaprotestowałam. Nie mogłam się na to zgodzić. - Nie jesteś zobowiązany do kupna mi czegokolwiek. Nie zachowuj się jakby wszystko było między nami w porządku, bo wciąż nie jest. 

- Nie protestowałaś, gdy wkładałem ci...

- Nie wykorzystuj tego teraz. To była chwila słabości, a my nie jesteśmy kochankami, żebym bez wyrzutów mogła ciągać cię po drogich sklepach. Nie rób ze mnie tego typu kobiety, bo nią nie jestem. 

- W takim razie jak to nazwiesz? Jestem żonaty, a ty pozwalasz mi na dotykanie siebie, manipulujesz mną, spędzasz ze mną czas jak gdyby nigdy nic, całujesz mnie. To właśnie robią takie kobiety. - wbijał mi szpilę w serce, prowokował mnie umyślnie. Robił to celowo. Znów wywoływał wojnę między nami tylko po to, aby podnieść poziom adrenaliny. Dobrze, Harry.

- Przynajmniej wywołuję u ciebie takie emocje jakich twoja żona nigdy nie będzie w stanie u ciebie obudzić. - rzuciłam na odchodne. 

jak wam się podoba rozdział!

jestem w stanie zrobić w sobotę maraton, ale chcę zobaczyć zainteresowanie♥

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro