Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Dalsza część lotu była pozbawiona jakichkolwiek ciekawych wydarzeń. Po wróceniu z łazienki, Frank i Louis byli ucieszeni jak dzieci, ponieważ jedyni wiedzieli, że Harry podążył za mną.

Potem brunet nie odrywał wzroku ode mnie. Siedział jak zaczarowany. Nawet kiedy Charlotte wróciła, on wciąż zainteresowany był jedynie moją osobą.

Nie mogłam doczekać się balu, gdyż zdawałam sobie sprawę, że moja suknia zabiłaby umysł zielonookiego. Do tego dążyłam. Tego pragnęłam całym sercem.

Wylądowaliśmy o trzeciej nad ranem czasu lokalnego. Wszyscy ze spokojem i z na wpół otwartymi oczami czekaliśmy na swoje walizki, a potem osobnymi samochodami ruszyliśmy do hotelu Styles'ów, w którym miał odbyć się nasz wyjazd oraz cała akcja, dla której tutaj przyjechaliśmy.

- Widzimy się na śniadaniu! - kiwnęłam niemrawo zanim całkowicie zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Gdybym nie była zmęczona, to na pewno przypatrzyłabym się wnętrzu dokładniej, lecz na pierwszy rzut oka wydawało się cudowne. Wielkie łóżko, toaletka i balkon, a wszystko w odcieniach beżu i bieli. Idealne.

Spałam niecałe pięć godzin, ponieważ Walsh nie dał mi pospać dłużej. Koniecznie chciał zwiedzić dzisiaj przynajmniej połowę zabytków Rzymu i niestety miałam być jego towarzyszem. Niech się udławi ciastkiem.

Wyjęłam wszystkie rzeczy z walizki i poukładałam je w odpowiednich miejscach. Potem zajęłam się preparowaniem siebie na ten dzień. Wybrałam dżinsy w jasnym kolorze i do tego białą koronkową koszulkę na ramiączkach. Wsadziłam ją w spodnie, ponieważ wtedy ukazywałam swoją talię, której nie wstydziłam się na żaden sposób. Makijaż wykonałam taki jak zawsze, a na nogi nałożyłam szpilki tej samej barwy co moja górna część. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i opuściłam pokój.

- Niesamowite, że wyglądasz jak bogini po tak męczącej podróży! - Rennie była zachwycona moim wyglądem i zawsze czułam przyjemne ciepło, kiedy mnie komplementowała. Traktowałam ją jak mamę, która dopingowała mnie na każdym kroku. Byłam jej wdzięczna za to.

- Ty też prześlicznie się prezentujesz. - nie kłamałam, lecz zareagowała śmiechem. Ucałowała moje czoło i popchnęła delikatnie w stronę windy. Winda wydawała się najczęściej odwiedzanym przeze mnie pomieszczeniem.

- Zwiedzimy dzisiaj Koloseum i Panteon! Wszystko zaplanowałem, ale dołączy się do nas Harry ze swoją żoną. Bardzo chciała, więc nie wypadało mi odmówić... - dopiero wtedy spojrzał na nas i aż wystraszył się naszych min. - Co?

- Mam dziwne, negatywne przeczucie co do niej. - kochałam żonę Adama całym sercem, gdyż w każdej sprawie się z nią zgadzałam. To ona uczyniła ze mnie kobietę, zapoczątkowała mój styl. Podczas odwiedzin swojego męża w Waszyngtonie miałam szansę ją poznać i zrobiła mnie swoją wychowanką. Załapałyśmy świetny kontakt i Walsh był pod wrażeniem naszej relacji. Byli jak rodzina, której nie dane było mi mieć.

- A co miałem jej powiedzieć?

- No nie wiem, może magiczne słowo na "n" kończące się na "ie". - zaśmiałam się, słuchając ich dyskusji i pokiwałam głową na boki. Wysiedliśmy z windy niedługo po tym i przed hotelową restauracją czekali na nas pozostali członkowie naszej grupy.

- Dzień dobry, moi drodzy.

- Cześć, Frank. - mój beznamiętny głos rozbawił wszystkich poza Charlotte, która chyba żyła w swoim świecie. Kompletnie nie zwracała na mnie uwagi, jednak to nie jej potrzebowałam. Byłam zadowolona, że jej małżonek z uśmiechem na ustach przyglądał się mojej osobie. To mnie interesowało.

- Harry i Indie muszę niestety wam plany popsuć. - zdezorientowana spojrzałam na ojca bruneta, kiedy każde z nas zajęło już swoje miejsca przy stole. - Jesteście mi potrzebni przy organizacji balu. Adam, Rennie i Charlotte poradzą sobie bez was.

- Niech to szlag. - usłyszałam po swojej prawej, gdzie siedziała moja rudowłosa przyjaciółka. Pogłaskałam jej kolano, wysyłając tym samym trochę wsparcia.

Po śniadaniu razem pożegnałam się z rodziną Walsh'ów i poszłam do sali konferencyjnej, gdzie miało odbyć się spotkanie dotyczące balu. Nie traciłam czasu na rozmowę z żoną Harry'ego. Tak właściwie to się unikałyśmy. Ona chyba ze strachu, a ja nie zamierzałam skupiać się na niej.

- W tym roku to ma być największe show tego typu.

- Show? Myślałam, że to akcja dobroczynna.

- Indie, cele tego balu są dobroczynne, samo wydarzenie ma być atrakcją. - oni rządzili się swoimi prawami. Jeśli tak miało być to niech będzie. - Prześlę ci plany budżetowe. - zwrócił się do mnie, a ja zareagowałam jedynie machnięciem ręki. Nie rozumiałam czemu musiałam tutaj siedzieć zamiast zwiedzać Rzym. To był Rzym do jasnej cholery! - Niektórzy goście już przyjechali, trzeba im wszystko zapewnić. Moja asystentka się tym zajęła. Harry?

- Tak? - odwróciłam się w jego stronę i z triumfem wymalowanym na twarzy powróciłam do poprzedniej pozycji. Ciągle się gapił, dlatego byłam usatysfakcjonowana.

- Czy mógłbyś się skupić? - uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie czułam się w żaden sposób zawstydzona. Wręcz przeciwnie. Każdy tutaj się cieszył z takiego obrotu spraw.

- Staram się.

- To staraj się bardziej a osiągniesz sukces. - Frank wymownie przeskakiwał oczami raz na mnie raz na Harry'ego. - W każdym razie, będziemy siedzieć przy jednym stoliku. Oczywiście, Indie jako osoba towarzysząca Louis'a...

- Chwila, jesteś partnerką Louis'a?

- Czy ja właśnie straciłem pracę? - zerknęłam na Tomlinson'a, który rozluźniał ze stresu krawat.

- Jestem, a czy ty jesteś partnerem Charlotte? - uniosłam dłoń do okolic swojego serca i ze sztucznym zdziwieniem patrzyłam na bruneta.

- To jest inna sytuacja.

- Nie sądziłeś, że pójdę sama? Bo jeśli tak to jesteś naprawdę głupi. - zadrwiłam. Jego egoizm i hipokryzja działała na mnie jak płachta na byka.

- Nie możesz z nim iść.

- To ty nie idź ze swoją żoną.

- Jak dobrze zauważyłaś - ona jest moją żoną.

- Więc nie oczekuj ode mnie, że będę wiecznie samotna, ponieważ tobie to odpowiada. Nie jesteś pępkiem świata, dupku. - warknęłam, podnosząc się. Wyprowadził mnie z równowagi. Znowu. - Czy jest coś jeszcze, o czym muszę wiedzieć na temat balu? - poirytowana zwróciłam się w stronę zdezorientowanego ojca Harry'ego, a ten ledwo umiał się odezwać.

- Właściwie to tak...

- Świetnie! Wyślesz mi na maila! - trzasnęłam drzwiami i natychmiastowo ewakuowałam się do swojego tymczasowego lokum.

Jego ograniczająca mnie postawa była nie do zniesienia. To on był tym, który to spowodował. To on powinien się ograniczać, a ja byłam wolna i mogłam robić wszystko na co miałam ochotę. Nienawidziłam go za to.

- Czemu zachowujesz się jak bachor i wychodzisz podczas rozmowy?!

- Bo jakbyś nie zauważył - zakończyłam z tobą jakąkolwiek dyskusję. Jesteś niemożliwy. Masz do cholery żonę, a traktujesz mnie jakbym to ja nią była! Nie jestem nią i jeśli chcę spędzić wieczór z kimś innym to mam do tego pieprzone prawo! I nie wchodź jak do siebie! Puka się, prostaku! - byłam poza kontrolą. Nikt nie doprowadzał mnie do takiego stanu jak on.

- Jak mnie nazwałaś?

- Prostakiem! Jesteś cholernym ignorantem, chamem, myślisz, że możesz mną rządzić, nie masz za grosz... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ przerwał mi przyciskając swoje usta do moich. Chwycił mnie mocno za miejsce poniżej pupy i zmusił do wskoczenia na niego. Moje nogi oplatały jego biodra, a ręce powoli zbliżały się do włosów. Styles starał się po omacku dojść do łóżka i udało mu się to, dlatego rezultatem było rzucenie mnie na nie.

- Nigdy nie spotkałem bardziej irytującej kobiety, wiesz? - mruknął, ubezwłasnowolniając moje nadgarstki. - Ale jesteś za to najseksowniejszą kobietą podczas wybuchu złości jaką poznałem.

- Za to ty jesteś...

- Miałaś już swoją szansę na powyzywanie mnie. - jego zgrabne palce jednym ruchem pozbyły mnie koszulki. Nie ukrywałam, że byłam oczarowana jego postawą. - Przyszedłem przyznać ci rację, ale teraz sądzę, że jedynym mężczyzną, który może pozwolić sobie na takie rzeczy jestem ja. - mówiąc to, ślinił się na widok mojego białego, koronkowego stanika, który wyzywał go do ściągnięcia. Zatrzymałam jego ruchy i przewróciłam nas tak, że teraz ja siedziałam na jego biodrach.

- To ja tutaj decyduję czy jesteś jedyny. - szepnęłam mu do ucha w tak prowokujący sposób, że aż mnie przeszła gęsia skórka. - Mam nadzieję, że rozumiemy się dobrze. Z naszej dwójki tylko ja mogę mieć jakieś warunki. Dopóki jesteś żonaty możesz wyłącznie modlić się o cud.

- Nie baw się ze mną.

- Jeszcze nie zaczęłam, kochanie.

Witam! Jak wrażenia? 13 jest kontynuacją sytuacji powyżej więc no starajcie się a może dzisiaj jeszcze dodam kolejny!

KILKA SPRAW ORGANIZACYJNYCH:

1. 24.11.2019 widzę was wszystkich na moim świątecznym opowiadaniu SNOWSTORM z Harry'm

2. IMIĘ INDIE CZYTAMY JAKO INDII, I na końcu kochane moje.

3. Indie jest postacią, którą można wyglądem wyobrażać sobie Selenę Gomez. Dlatego Gomez jest w hasztagach w opowiadaniu. Nie wszyscy wiedzą, ale kiedyś było możliwe dodawanie ról na Wattpadzie i Indie "gra" Selena.

4. WYNIKI ROZDANIA:

Główną paczuszkę zdobywa:

deavky

zasłużyła sobie!

ale było mi smutno żeby wybrać tylko jedną więc niespodzianką nagrodzę również:

_littlevicky

triviium



Gratuluję i dla reszty - spokojnie, kiedyś się jeszcze zrobię coś podobnego, ale teraz wygrane poproszę o wiadomość na watt z adresami i danymi!

Oczywiście paczki wyślę jak już minie nieszczęsny tydzień, bo bilety same się nie kupią;)))))

a wy piszcie co sądzicie o rozdziale!

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro