Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Spojrzałam na Statuę Wolności, która nic a nic się nie zmieniła. Ludzie dookoła byli wciąż zabiegani i nie zwracali uwagi na otaczający ich świat. Sklepy z pamiątkami były pełne klientów, a kolejki do wejścia na sam szczyt figury można było nazwać już tłumem. Powietrze było wypełnione zapachami i aromatami z lokalnych knajpek. Obłożenie miały również stoiska z hot-dogami. 

Wróciłam do Nowego Jorku po pięciu latach nieobecności. Ze wszystkich nieszczęść jakie mnie spotkały, nareszcie otrzymałam szansę od losu i dostałam się na studia w Waszyngtonie. Studia prawnicze dały mi popalić, lecz dzięki wielu praktykom nabrałam sporo doświadczenia. Byłam zawzięta, dlatego środowisko prawnicze bardzo mnie doceniło. W ten sposób zostałam zatrudniona właśnie w tym brudnym mieście w jednej z najlepszych kancelarii adwokackich. 

Nie cieszyłam się z powrotu. Oczywiście mogłam zacząć rozmyślać i szukać pozytywów, ale po co gdy minusy wybijały się na pierwszy plan. Gdzieś tam pomiędzy tymi budynkami znajdował się mój ojciec, a w jednym z tych wieżowców pracował Styles. 

Pierwszy rok w innym stanie był dla mnie niemożliwy do przetrwania. Popadłam w początkowe fazy depresji, bałam się ludzi, tęskniłam za Harry'm i nie umiałam zliczyć ile razy próbowałam zrezygnować z nauki i wrócić na stare śmieci. 

Dziewczyna z mojego pokoju w akademiku była wiecznie natchnioną artystką, więc smród farb dręczył mnie codziennie przez co nie potrafiłam skupić się na zwyczajnych czynnościach. Miała na imię Tammy i pochodziła z Filadelfii. Była miła, lecz nie angażowałam się w znajomości. Bycie ponownie zranioną przez kogoś bliskiego było dla mnie jak najgorszy koszmar. Nie mogłam dopuścić, aby kolejna osoba mnie zraniła. 

Mając dwadzieścia cztery lata stawiałam wyłącznie na karierę, jednak wciąż głęboko we mnie marzyłam o zemście. Zemście na każdym kto mnie skrzywdził. Będąc prawnikiem mój plan był do zrealizowania. 

Na pierwszym roku dowiedziałam się również z gazet, że Harry ułożył sobie życie u boku niejakiej Charlotte Jones, z którą planował ślub. Przeżywałam to przez kilka miesięcy. Myśl, że ledwo wyjechałam, a on już mnie zastąpił, zabijała mnie. 

Mimo to wmawiałam sobie, że musiałam być silna. Dla samej siebie i próbowałam sobie udowodnić, że zasługiwałam na coś o wiele więcej niż brunet był w stanie mi zaoferować. 

Kiedy byłam na trzecim roku przyszedł kolejny kryzys. Styles i jego cała rodzina była popularna w mediach za sprawą nowych kontraktów na skalę światową ich firmy. Zajęli się nie tylko produkcją luksusowych samochodów, lecz także sieci restauracji oraz hoteli. Dzięki temu podwoili swój majątek, zajmując kolejno trzecie i czwarte miejsce według Forbesa w sekcji najbogatszych ludzi w Ameryce. Potem obiegło to cały świat i tak oto mogłam ich obserwować w internecie, telewizji, gazetach. Właśnie za ich pośrednictwem dowiedziałam się o ślubie i hucznym weselu zielonookiego. To było jak strzał w kolano. Strzał, który obudził mnie i zdjął klapki z oczu. 

Od tamtego momentu przysięgałam sobie, że nigdy nie pozwolę na taką sytuację. Nie pozwolę, aby ktoś mnie tak potraktował jak Harry i jego rodzina. Wtedy zrozumiałam jak dobrą decyzję podjęłam, wyjeżdżając. To było najlepsze co mnie spotkało. 

Styles kończył w tym roku trzydzieści lat, więc może nie powinnam mieć pretensji o jego ułożone życie, jednak obiecał mi, że będzie czekał. Cóż, przeliczyłam się. 

Pierścionek, który otrzymałam od niego, leżał w mojej torebce na samym dnie. Pewnego dnia po prostu go ściągnęłam i tam wrzuciłam. Pamiętałam o nim, lecz nie czułam już nic, patrząc na niego. 

Westchnęłam, spoglądając na zegarek. Czekałam przy zabytku na samochód, który miał mnie zabrać do mojego nowego miejsca pracy. Znałam pracodawcę od trzech lat, więc nie byłam zestresowana. To nie było spotkanie o pracę, a zwykła formalność. 

Ucieszyłam się, kiedy nareszcie dojrzałam czarnego Mercedesa. Bez zastanowienia weszłam do niego, witając się z kierowcą. 

- Jak minęła podróż, panno Denis? - poprawiłam swoją marynarkę oraz włosy i spojrzałam w lusterko.

- Bardzo dobrze. Lot był wyjątkowo przyjemny. - głównie za sprawą przystojnego towarzysza, który miał zaszczyt siedzieć obok mnie. Lubiłam takie krótkie, przelotne znajomości. Nie zależało mi na czymś głębszym. 

Pogoda w Nowym Jorku była przepiękna. Był początek lata, temperatura na razie nie przekraczała normalnych liczb. Dookoła było zielono, aż chciało się wychodzić z domu. To nie było to samo, gdy opuszczałam to miejsce. Zdecydowanie nie. 

Dojechałam pod nowoczesny biurowiec, który krył w sobie wiele mniejszych firm. W tym moją kancelarię. Wyszłam z auta i stanęłam naprzeciwko wielkiego wejścia. Wypuściłam oddech i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. 

Nie byłam tą samą Indie Denis co kilka lat temu.

W tym momencie nawet wyglądałam inaczej. Miałam piękne, długie włosy. Makijaż składał się z podstaw oraz mocno podkreślonych rzęs i czerwonej szminki. Stroje były eleganckie i seksowne. Odkrywające trochę mojego ciała, głównie dekoltu, podkreślały moją figurę, nad którą ciężko pracowałam. Schudłam, dbałam o dietę oraz ćwiczenia. Starałam się ubierać w klasyczne kroje i dobierałam do tego stonowane kolory. Czarny, biały, beżowy. Uwielbiałam sukienki, spódniczki, ale także przepiękne spodnie w stylu garniturowym z wysokim stanem. Na nogach zawsze nosiłam obcasy. W każdej formie - szpilki, botki, sandałki. 

Byłam lepszą, inną wersją siebie. 

W tej chwili miałam na sobie czarny garnitur, pod którym znajdowało się koronkowe body w tym samym kolorze. Moje szpilki robiły hałas przez stukanie w kafelki, a moja bordowa pomadka na ustach przyciągała wzrok nawet kobiet. Cóż, nastała nowa era. 

Wjechałam na szóste piętro i szłam wyprostowana w kierunku biura mojego szefa. Zapukałam dwa razy, a potem weszłam. 

- Witam, panie Walsh. - przywitałam się, zamykając za sobą drzwi. Na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech, ukazujący zmarszczki mimiczne na jego twarzy. Pokazał gestem dłoni, abym zajęła miejsce naprzeciwko niego, więc tak uczyniłam. 

- Wyglądasz prześlicznie, Indie. - podziękowałam za uprzejmy komplement, który miał w zwyczaju mówić mi za każdym razem jak się spotykaliśmy.

Adam Walsh był czterdziestopięcioletnim właścicielem jednej z najlepszych kancelarii w całym stanie. Jego klientami były wpływowe osoby, a sam szczycił się nienaganną opinią. Był przykładnym ojcem, mężem i dziadkiem, a mnie traktował jak jedno ze swoich dzieci, które przy okazji były bardzo miłe. Pewnego razu moja uczelnia zaprosiła go na kilkudniowe wykłady, gdzie mówił o swojej pracy oraz obserwował nas podczas zajęć. W ten sposób się mną zainteresował. 

- Mam nadzieję, że jesteś gotowa na nowe wyznania?

- Oczywiście.

- To świetnie, bo mam już dla ciebie pierwsze zlecenie. Nie mam zastrzeżeń, że sobie poradzisz znakomicie. A jak mieszkanie? - po powrocie do Nowego Jorku miałam zapewnione wszystko. Pracę, samochód oraz dogodne miejsce do zatrzymania się. Adam zadbał o każdy szczegół, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Apartamentowiec był cudowny. Nie miałam powodu narzekać. 

- Jest przepiękne. Dziękuję ci bardzo, nie musiałeś...

- Daj spokój. Zasłużyłaś na to. Już dawno nie widziałem kogoś z taką pasją jak ty i z takimi wynikami na egzaminach. - po utracie jakichkolwiek nadziei względem Harry'ego, skupiłam się wyłącznie na swoim kierunku. Dzięki temu byłam tu gdzie byłam. - Tutaj masz dokumenty swojej sprawy. Zapoznaj się z nimi, ponieważ jutro klient jest umówiony na konfrontacje z pozwanym. - kiwnęłam głową na znak zrozumienia. 

- Nie mogę się doczekać. - mruknęłam z uśmiechem. Wzięłam teczkę z potrzebnymi mi papierami i schowałam ją do torebki. 

- W takim razie podpisz tylko tutaj i możemy zacząć owocną współpracę!

Witam w nowej części!

Dla nowych czytelników - to jest druga część YOU ARE JEALOUS ♥

Jak wrażenia? Rozdział może nie jest najciekawszy, ale akcja musi się jakoś rozwinąć prawda?

Zostawcie komentarz po sobie, kochani! Proszę ♥

Kocham xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro