Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ V

Leżenie i patrzenie się w sufit i beżowe ściany stało się bardzo przyjemnym zajęciem, odkąd Harry zaczął nienawidzić swojego życia bardziej niż kiedykolwiek. Denerwowały go przychodzące wiadomości i w kółko dzwoniący telefon, więc wyłączył go i rzucił w kąt pokoju. Nawet nie sprawdził czy był cały, najwyżej kupi nowy. Domyślał się, że to Liam próbował się do niego dodzwonić, więc zniechęciło go to zupełnie. Nie miał zamiaru słuchać o tym, jak bardzo nieodpowiedzialny jest i że to wszystko to jego wina.

Było mu tak przykro, że nawet nie płakał. Szczerze mówiąc nie wiedział co bardziej go zabolało - to, że Louis go pocałował, a następnie poszedł do swojej dziewczyny, której rzekomo nie kocha, czy to, że teraz już nie miał szans na jakiekolwiek normalne relacje z mężczyzną. Już drugi dzień spędzał w ten sam sposób, a leżenie w łóżku pozwoliło mu pomyśleć i przeanalizować kilka ważnych w jego życiu spraw. Prawie każda dotyczyła Louisa, niestety. Jedna z nich dotyczyła zarówno jego, jak i Chloe Jackson. Musiał przemyśleć to dobre kilka razy.

Przyznał, że jej nie kocha, a ich związek był jakby przypadkiem, ale nadal z nią jest. Dlaczego? Czy powiedział to dlatego, że był pijany, czy taka była prawda? Jeśli mówił poważnie, to Styles nie rozumiał, dlaczego z nią po prostu nie zerwie. Rozumie, że teraz mieszkają razem i tak naprawdę trudno byłoby to zrobić, jednak zapewne było tak już od jakiegoś czasu. Myślał, że może kobieta go czymś szantażuje, ale odrzucił tą myśl, to nie wyglądało prawdopodobnie. Przypuścił też, że Tomlinson stał przy niej dla pieniędzy, ale to było głupie jak płaska ziemia, bo pensja mikrobiologa była raczej wystarczająca, szczególnie do stylu życia, jaki odpowiadał niebieskookiemu.

Serie teorii przerwał znajomy dźwięk zamka do drzwi, który mógł oznaczać tylko i wyłącznie Liama, bo jego matka zawsze zapowiadała odwiedziny. I tym razem się nie pomylił. Wysportowana sylwetka mężczyzny pojawiła się w progu drzwi, których Harry nawet nie zamknął, bo po co.

-Co się dzieje? - odpowiedziała mu cisza. -Styles, do cholery, powiedz mi co sie dzieje! - w jego głosie mocno zarysowana była złość i rozpacz. - Dzwonie do ciebie, pisze, a ty nie odbierasz. Jeszcze nie chodzisz do pracy! Powiedz mi, błagam. - i prawie powiedział, jednak w ostatnim momencie z tego zrezygnował. Zamknął ledwo uchylone usta i wtopił twarz mocniej w poduszkę trzymając oczy otwarte. Słyszał, jak mężczyzna chodzi po pokoju

-Dlaczego zepsułeś telefon? - odpowiedział mu wzruszeniem ramion, którego prawdopodobnie i tak nie zauważył. -Rozumiem, że jest źle, Harry, ale jestem twoim przyjacielem i denerwuje się tylko dlatego, że widzę jak sam sobie szkodzisz. - położył się na łóżku zaraz obok Harrego, ogarnął jego włosy i bardzo mocno go przytulił. Wciąż nie był gotowy, żeby o tym wszystkim opowiadać, ale był bardzo wdzięczny, że Payne zna jego potrzeby.

-Jeśli nie teraz, to kiedy idziej, tylko nie trzymaj tego w sobie, Harry. Mi zawsze możesz powiedzieć. - tyle że do głowy Stylesa nie dobiegała już żadna sensowna wiadomość, był zbyt zmęczony tym wszystkim.

~*~

Promienie słońca drażniły jego zaciśnięte powieki. Ze wszystkich sił starał się ich nie uchylać, by dalej spać, jednak światło było silniejsze, a przykra rzeczywistość wróciła. Obok łóżka, na stoliku leżała mała zielona karteczka. Szybko złapał ją i zaczął czytać.

Nie mogłem Cię dobudzić, ale jestem już w pracy. Załatwiłem ci urlop ze względu na nawracjącą chorobę. Śniadanie masz w lodówce.

Liam x

Był mu wdzięczny za dosłownie wszystko. Czasem zapomniał jak wiele dla niego robił, nie doceniał go.

Zegarek wskazywał godziny poranne, co go zdziwiło, ale pewnie zasnął całkiem wcześnie poprzedniego dnia. Zrzucił z siebie pościel i od razu poczuł chłód nieprzyjemnie otulający każdy odkryty skrawek jego ciała. Położył stopy na podłodze, która była równie zimna. Szybko założył klapki i ciepły szlafrok, oraz podkręcił ogrzewanie. Bał się przeglądać w lustrze, z uwagi na to, że czuł iz jego wlosy wyglądają jak dzikie afro, lub gniazdo dla ptaków. Kiedy w końcu był w kuchni dostrzegł karton soku jabłkowego i trzy kanapki w lodówce, zrobione przez Liama.

Jedząc śniadanie doszedł do wniosku, że musi coś ze sobą zrobić, bo oszaleje. Zostawił naczynia w zlewie i poszedł prosto pod prysznic zmyć z siebie bród, smutek i słone łzy zaschnięte na całej szerokości policzków. Ubrał się w pierwsze ubrania jakie zobaczył i zamknął za sobą drzwi. Kiedy wyszedł na ulice i rozejrzał się nie wiedział gdzie powinien iść, po prostu potrzebował chwili wytchnienia od własnych myśli.

~*~

Nawet nie myślał o tym gdzie idzie, jego nogi po prostu kierowały nim omijając dziury pomiędzy płytami chodnikowymi. Dotarł do kawiarni, dokładnie tej samej w której spotkał się z niebieskookim. Na samo jego wspomnienie przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Wolał o nim nie myśleć.

Usiadł na pierwszym krześle przy drzwiach, a płaszcz zawiesił na oparciu. Rozejrzał się po pomieszczeniu nie rozumiejąc, czemu o jedenastej nie ma żadnych klientów, uznał to za podejrzane, jednak czekał dalej, aż ktoś przyjmie jego zamówienie.

-Dzień dobry, w czym mogę służyć? - usłyszał niski głos znad ramienia. Kiedy uniósł głowę zobaczył idiotycznego kelnera sprzed kilku dni. Trzymał język za zębami, bo naprawdę miał ochotę na dobrą kawę.

-Karmelową latte poproszę.

-To wszystko?

-Tak

Nie minęły trzy minuty a mężczyzna wrócił do stolika z nie jednym, a dwoma kubkami. Postawił jeden przed Harrym, a drugi na przeciwko. Sam usiadł równolegle do szatyna.

-Słucham? - zapytał zdziwiony

-Widzę, że jesteś czymś zmartwiony, spokojnie, dobry wujek Richard zawsze Cię wysłucha. - odpowiedział z zuchwałym uśmieszkiem, a Styles prychnął - co cie tak śmieszy?

-To jak bardzo twoje imię do ciebie pasuje. - wzruszył ramionami i wziął pierwszego łyka kawy. Chłopak przewrócił oczami.

-Jezu, ile ty masz lat, że śmiejesz się z takich głupot?
-Więcej niż ty, wujku.- Dick założył rękę na rękę udając obrażonego.

-Ok, jak już się pośmialiśmy to możesz mi opowiedzieć. Chodzi o tego chłopaka, z którym tu ostatnio byłeś, prawda? - zapytał z lekką ekscytacją w głosie.

-Każdego ze swoich klientów tak stalkujesz?

-Tylko wybranych - uśmiechnął się - więc?

I Harry nagle poczuł, że nie ma nic do stracenia. To był tylko przypadkowy barman w kawiarni, który i tak niedługo o tym wszystkim zapomni. Opisywał mu wszystko, z każdym szczegółem od poznania w liceum.

~*~

Jak sie okazało, chłopak był naprawdę dobrym słuchaczem. Nie przerywał, ale też nie ignorował opowieści. Czasem tylko zadawał pytania, jeśli czegoś nie rozumiał. Czas stał się nie ważny, kiedy Dick zupełnie wpadł do świata trudnej relacji Harry'ego i Louisa. W pewnym momencie zapomniał w której rzeczywistości istnieje, bo sposob prowadzenia akcji przez Stylesa był zachwycająco udany.

-I jesteśmy tu. - podsumował chłopak - w twojej kawiarni o godzinie... o cholera! Już piętnasta! Przepraszam, że zająłem ci tyle czasu, to bez sensu - zaczął  sie tłumaczyć. Richard poczuł się w obowiązku do uspokojenia Harry'ego, w końcu chwile temu skończył opowiadać mu historie życia.

-Nic się nie stało, w końcu to ja chciałem to usłyszeć. Oczywiście nie żałuję, to było świetne - zielonooki zmarszczył brwi słysząc te słowa - znaczy, przykre, ale świetne. Napisz książkę.

-Taaa - zaśmiał się - Chyha już pora iść  do domu. Ty też wychodzisz?

-Nie spodziewam się  więcej  klientów, a nawet jeśli, to mój ojczym jest tu szefem, nic mi się nie stanie. - wzruszył ramionami zamykając drzwi na klucz i zauwając grube, metalowe kraty.

-Pora na mnie - powiedział chwytając za plaszcz powieszony na oparciu jego krzesła.

-W takim razie na mnie też. - odpowiedział chłopak idąc na zaplecze, zapewne po to, by wziąć swoje rzeczy. Zielonooki nie wiedział, czy powinien na niego czekać, ale i tak to zrobił. W momencie, w którym usłyszał coraz głośniejsze kroki, zrobiło mu się głupio, że został.

-Więc idziemy - rzucił, a zielonooki poszedł za nim. Jak się okazało, mieszkali dwie ulice od siebie i Styles zaczął się zastanawiać jakim cudem go nigdy wcześniej nie zauważył? Pewnie dlatego, że co rano tak się spieszył, że nie zauważał dwóch różnych skarpet na nogach, a co dopiero przypadkowych twarzy na ulicach zatłoczonego miasta. Po powrocie do domu zaczął sprzątać wszelkie brudy jakie utworzył podczas swojej chwilowej depresji. Niestety dla niego - było tego bardzo dużo, ale nie dzwonił po Liama, mimo, że wiedział jak chętny do pomocy był. Uznał, że to jego nauczka, a w dodatku podczas sprzątania mógł w spokoju pomyśleć.

Włączył radio i gwałtownie je przygłosił, na co poczuł lekkie ukłucie w sercu, bo los chciał, by akurat w tym momencie prowadzący puszzali "Let's hurt tonight". Zrezygnował z muzyki.

~*~

Po kilku godzinach ciężkiej pracy w końcu mógł w spokoju rozsiąść się na miękkiej kanapie i podziwiać swoje dzieło. Czuł lekką dume patrząc jak podłoga i blaty się świecą, a światło wpadające przez okna wygląda ładniej. Dawno nie postarał się tak mocno przy porządkach, nie przepadał za tym. Jego mama i przyjaciele byliby zaskoczeni na ten widok, jednak postanowił narazie nikogo nie zapraszać, kilkugodzinna rozmowa z Richardem była zdecydowanie wystarczającą dawką ludzi jak na jeden dzień.

Spojrzał w stronę zegarka wiszącego na ścianie, który pokazywał ósmą i uznał, że pora wstać i iść się myć. Dźwięk dzwonka do jego mieszkania go zaskoczył. Nikogo się nie spodziewał, a nawet jeśli, to każda z osób która mogłaby przyjść nie dzwoniłaby dzwonkiem.

Podszedł do drzwi i gwałtownie szarpnął za klamke, jednak przed nim nikogo nie było. Nie spodziewał się, że ktoś nadal robi takie żarty, a szczególnie w wieżowcach. Kiedy już miał je zamknąć spojrzał na dół i to co tam zobaczył sprawiło, że  przewrócił oczami tak mocno, że prawdopodobnie zobaczył swój mózg. Na wycieraczce leżała biała paczka czekoladek, róża i karteczka. Żałosne.

Podniósł liścik, ale przeczytał tylko to, co było napisane wytłuszczonym drukiem "przepraszam" i na końcu "Twój Louis" co było oczywiście całkiem zabawne, bo żaden "jego Louis" nie istniał. Szybko podarł kartkę i zostawił tam, gdzie była.

Podniósł czekoladki i nawet ich nie otwierając wyrzucił do kosza. Nie sprawdził jakiego były smaku. Korzystając z tego, że już był w kuchni, zaczął szukać zapalniczki. Ostatnią część programu wykonał na balkonie. Zwinnym ruchem przyłożył ogień do płatków róży i patrzył jak szybko płomienie pochłaniają ją w calości.

Uśmiechnął się, myśląc o tym jak cudowną metaforą związku między Harrym a Louisem był palący się kwiat.

---

Przepraszam za wszystko, za to że nie było rozdziału 2 miesiące i mam nadzieje, że mi to wybaczycie.

Przepraszam też za to, że rozdział to gowno, a w dodatku jest krótki, ale moja wena już chyba nigdy nie wróci 😧 Miłego dnia kochani! 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro