Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ II

Louis Tomlinson.

Pieprzony Louis Tomlinson siedział dwa metry od niego, wyglądając jak Bóg piękna.

Nadal układał włosy w grzywkę. Nadal marszczył nos kiedy się uśmiechał. Nadal miał tak cudownie błękitne oczy, jak niebo w najcieplejszy dzień wiosny, kiedy na niebie nie ma ani jednej chmury.

W tym samym momencie chłopak przekręcił głowę w prawo, czując że ktoś go obserwuje. Od razu pożałował tej decyzji.

Ze zdezorientowanym wzrokiem stała tam jego pierwsza w życiu prawdziwa miłość, Harry Styles. Oboje zastygli, czując się tak, jakby czas nagle się zatrzymał, a ludzie wokół nich byli jedynie woskowymi figurami. To było jednocześnie intrygujące i niezręczne dla ich obu.

Szatyn patrzył się na mężczyznę o zielonych oczach, tak bardzo przypominających mu o czasach młodości, kiedy bez końca się w nie wpatrywał. Widział, że był wyższy, o wiele. Kiedyś to on musiał schylać się, by być na równi z jego twarzą, teraz prawdopodobnie Louis nawet stojąc na palcach nie miałby jak się z nim mierzyć.

Nagle ni stąd, ni zowąd Harry spanikował. Zaczął iść szybkim krokiem, a skończyło się na biegu w nieznanym kierunku ze spuszczoną głową. Zasłaniał połowę twarzy samotnymi lokami. Na jego szczęście, okazało się, że trafił do łazienki.

Nie rozumiał wszystkiego, ale przede wszystkim - samego siebie. Dlaczego tak zareagował? Oczywiście, że Louis był kimś ważnym w jego życiu i możliwe, że nie mógł się pogodzić z jego odejściem przez kilka miesięcy... Ale to było dawno. Teraz powinien zachować się dojrzale, tak jak w stosunku do innych znajomych będących w klubie.

Spojrzał w lustro. Zobaczył bałagan. Nawet nie wiedział kiedy jego włosy zdążyły się potargać, policzki zaczerwienić, a oczy zeszklić.

Louis nie był tak jak inni. Mimo upływu lat - nadal to czuł. Uświadomił to sobie w momencie, w którym barwa tęczówek zalała go jak zimna fala, przywołując w jednej sekundzie wszystkie możliwe wspomnienia.

Mimo młodego wieku chłopcy często pili. Szczególnie w wakacje, kiedy rodzice wyjeżdżali ufając im, że nie będą robić niczego głupiego.

Robili.

Ale czy trzeba ich za to winić? Byli młodzi, korzystali z życia w każdy możliwy sposób. Na szczęście, nigdy nie doszło do twardych narkotyków.

Czasami przesadzali. Czasami upijali się do nieprzytomności. Czasami urywał im się film. Czasami wyznawali sobie miłość, nie pamiętając o tym następnego dnia.

I to było dobre, oboje lubili takie życie.

Na imprezie kończącej wakacje urządzanej przez samego Louisa Tomlinsona, Styles postanowił nie pić tak dużo, jak za każdym razem. Zbiegiem okoliczności był fakt, że szatyn pomyśał o tym samym.

Oboje lubili być "poza systemem" i wpadać na szalone pomysły. Ten był jednym z nich. Nie mieszkali daleko od jedenastopiętrowego wieżowca, który nie był przez nic, ani przez nikogo chroniony. Co najwyżej starsze panie, wyglądające co jakiś czas przez okno, ale o północy nawet one spały.

Chłopcy z wesołymi wypiekami na twarzy wbiegli do przyciasnej windy i niebieskooki od razu nacisnął szary guzik z dwoma jedymkami. Otoczka wokół niego podswietliła się na zielno, a oni czuli jak pudło jedzie w górę obserwując zmieniające się cyfry. Kiedy do ich uszu dobiegł krótki dźwięk, sygnalizujący koniec kursu, Harry popchnął ciężkie drzwi odnajdując drogę na ostatnie piętro. Stąd droga była łatwa. Zardzewiała drabinka z trzema szczeblami i bezużyteczna drewniana klapa, obita dookoła metalem, tak jakby miało to coś zmienić.

Zielonooki poczuł wiatr przepływający między jego lokami. Wspiął się na górę i zaczekał aż przyjaciel zrobi to samo. Rozejrzeli się dookoła. Widzieli to miliard razy wcześniej, ale jeszcze nigdy nie byli tam tylko we dwoje i o tak późnej porze.

Miasto pod ich stopami było ciche, rozświetlone przez lampy uliczne. Nie widzieli zbyt wiele, byli zbyt wysoko. Obaj szukali swoich domów wzrokiem, co nie zajęło im długo, ponieważ robili to zbyt często żeby zapomnieć. Znali to miejsce jak własną kieszeń i nie wyobrażali sobie go opuszczać. Wszystko było tam tak znajome, każde osobne drzewo żyło razem z nimi.

-O czym myślisz? - rozmyślania przerwał głos Louisa

-To się kiedyś zmieni?

-Co?

-Pytam, czy to się kiedyś zmieni.

-Usłyszałem, Harry. - zaśmiał się przywracając oczami - po prostu nie rozumiem pytania.

-Mam na myśli... Londyn, nas, ludzi ze szkoły, wszystko inne. Wiem, że każdy z nas rozejdzie sie w swoją stronę ale chyba będziemy o sobie pamiętali, tak?

-Będziemy - uśmiechnął się patrząc w przestrzeń przed nim. - Ufasz mi?

W odpowiedzi Styles pokiwał głową, a niebieskooki złapał go za rękę ciągnąc do przodu. Zbliżali się coraz bliżej do niebezpiecznego punktu na dachu. W końcu kiedy stali przy krawędzi Tomlinson zaśmiał się

-Test na zaufanie - po tych słowach podniósł nogę na wysokość podwyższenia.

"Krawężnik" był szerokości około pół metra, co nie zmieniało faktu że stał wystarczająco wysoko, by przez jeden zły ruch spaść i umrzeć w mniej niż sekundę.

-No, dawaj - zachęcił go, wyciągając dłoń w jego stronę. Szatyn głośno przełknął silnę, ale przyjął pomoc.

Chwilę później stał ramię w ramię z Louisem, nadal kurczowo trzymając się jego ręki. Nie otwierał oczu, nie chcąc spoglądać w dół.

-Jeśli mi ufasz otwórz oczy - a zaufanie Harrego do chłopaka obok było bezgraniczne, więc wykonał polecenie.

Louis się uśmiechnął, na co w brzuchu Stylesa stado motyli zaczęło poruszać skrzydłami. Tak bardzo to kochał.

-Przy mnie nigdy nie upadniesz - powiedział ściskając jego dłoń i po chwili ciszej dodał - i nigdy się nie zmienimy.


Ze świata wspomnień wyrwał go trzask drzwi. Spojrzał w odbicie w lustrze i na szczęście postać stojąca za nim była przestraszonym Liamem.

-Co się stało, Harry?! - zapytał chłopak z paniką w głosie - dlaczego tak nagle wybiegłeś? Źle się czujesz?

-Nie, po prostu... - musiał podjąć szybką decyzję, czy powinien mówić prawdę. Doszedł do wniosku, że Liam jest jego przyjacielem i nie powinien go okłamywać, nawet nie miał po co. - zobaczyłem Louisa, wiesz, Tomlinsona, przy barze i można powiedzieć że trochę spanikowałem, tyle.

-I nie podszedłeś?

-Siedział ze swoją narzeczoną. - ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło - w dodatku, po co miałbym podchodzić?

-Wypiłeś przez ten czas tyle alkoholu, że zacząłeś rozmawiać z ludźmi których kilka lat temu wyzywałeś od najgorszych, a widząc jego nagle wytrzeźwiałeś - powiedział spokojnie Liam - nie chcę Cię oceniać, kochanie, ale cztery lata to kawał czasu, Louis po prostu poszedł swoją drogą. Rozumiem, że może nagle coś w tobie drgnęło na jego widok, ale może powinieneś z nim porozmawiać? Tak zwyczajnie, jak starzy przyjaciele.

-Masz racje Payne - przytulił go - kocham Cię, naprawdę.

-Ja ciebie też, stary - Poklepał go po ramieniu - a teraz leć do niego!

~*~

Oczywiście, że Harry nie poszedł na pogawędkę z niebieskookim chłopakiem, a co gorsza, unikał go w każdy możliwy sposób.

Koniec końców wylądował na dachu budynku klubu, który znajdował się może piętnaście metrów nad ziemią. Chodził we wszystkie możliwe strony próbując dać upust emocjom.

"Harry ty idioto czemu w ogóle się tym przejmujesz?"

Zadawał sobie to pytanie już trzydziesty szósty raz i nadal nie znalazł odpowiedzi, bo kiedy tylko zaczynał jej szukać znajdował karmelowe włosy błyszczące w świetle księżyca i błękitne oczy.

Telefon w jego kieszeni nie przestawał wibrować, więc postanowił go wyłączyć. Kiedy spojrzał na ekran zobaczył osiem nieodebranych połączeń od przyjaciela i zrobiło mu się go żal, jednak wiedział że wrócenie na dół nie przyniesie dobrych skutków.

Usiadł skrzyżnie na szarym betonie, kładąc nieaktywny telefon obok. Patrzył w stronę prawie niewidocznego ponad linią horyzontu słońca nie myśląc o niczym konkretnym.

-Niezła impreza, co? - do jego uszu dobiegł wysoki, a jednocześnie ciepły głos którego nie pomyliłby z żadnym innym, nawet za sto lat. Obrócił głowę w tył i zobaczył tam dokładnie to czego się spodziewał.

Stał w jeansowej kurtce podbitej puchem i czarnych rurkach. Włosy rozwiewał mu chłodny wiatr i mimo że minęły cztery lata wyglądał tak samo jak tamtego dnia. Nie odpowiedział mu na pytanie, jednak niebieskooki się tym nie zraził i usiadł obok, odsuwając telefon trochę dalej. Styles cały czas bacznie go obserwował.

-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - odezwał się po raz pierwszy.

-Nie wiedziałem, sam mam dość - odpowiedział z uśmiechem

-Rozumiem... Więc jak ci się układa w życiu? No wiesz, z Chloe i w ogóle.

-Stalkujesz mnie?

-Nie, nie, nie - zawstydził się Harry - projektuję wasze nowe mieszkanie.

-Przecież żartuje - zaśmiał się - ale nie spodziewałem się, że to ty będziesz planował wygląd mojego nowego domu. Nie chciałeś przypadkiem zostać krytykiem filmowym?

-Chciałem, ale los inaczej poukładał dla mnie karty - uśmiechnął się w stronę Louisa.

Czuł się niezręcznie w jego obecności, nie wiedział jak się zachować i ile może teraz powiedzieć.

Nie chciał być nachalny, ale jakaś część jego mówiła mu, że musi go zatrzymać przy sobie jak najdłużej, przecież to tak wyjątkowa sytuacja.

Nagle Tomlinson wstał i odwrócił się przodem do szatyna. Wyciągnął dłoń w jego stronę. Harry natychmiast na nią spojrzał i nie wiedział czy powinien się zgodzić.

Przyjął ją i wstał na równe nogi. Pomyślał, że to zabawne jak bardzo podobna sytuacja miała miejsce kilka lat wcześniej, i że to o niej myślał w toalecie. Inne miejsce, ale nadal to samo miasto, te same światła, ci sami ludzie.

Louis pociągnął go w stronę krawędzi i teraz chłopak był naprawdę zaskoczony. Wydało mu się niemożliwe to, że oboje przypomnieli sobie to samo w tych samych okolicznościach.

Lęk wysokości Harrego nie zniknął, więc zamknął oczy, tak jak poprzednim razem.

-Nie mogę oczekiwać od ciebie zaufania, ale jeśli coś tam nadal jest... - Styles nie pozwolił mu dokończyć, uprzedzając go i rozchylając powieki. Ich dłonie cały czas trwały w uścisku i zielonookiego zabolało serce kiedy uświadomił sobie, że teraz to naprawdę był tylko koleżeński gest i nic więcej.

-Nigdy się nie zmienimy.

  -----

* długie kwestie pisane kursywą - mam nadzieję że zrozumieliście, że to opis wspomnień, jeśli nie, to właśnie wam tłumaczę

-----


Przepraszam za wszystko, ten rozdział to krótkie gówno, ale przez ostatnie sytuacje nie mam siły ani czasu na nic więcej. Poprzedniego tygodnia postanowiłam nic nie pisać, mam nadzieję, że wszyscy znają przyczynę.

W tym tygodniu nie ma na nic czasu, ostatnie poprawy ocen, zakupy świąteczne, mam nadzieję że nie jesteście bardzo źli i obiecuje 3k słów na przyszły tydzień.

Dziękuję że poświęciłaś/eś swój czas na przeczytanie moich wypocin. Jeśli chcesz, zostaw po sobie komentarz lub gwiazdkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro