Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Octavia 

Stoimy pod drzwiami jakiegoś taniego motelu, mając nadzieję że dobrze trafiliśmy. Walę pięścią w drewniane drzwi, łudząc się że ich znaleźliśmy. Tak jak powiedział nam facet w recepcji wynajął tu pokój brązowooki brunet z kręconymi włosami, więc postanowiłam zaryzykować. - Wylatujcie z gniazdka gołąbeczki zaraz wyjeżdżamy. - Mówię donośnym głosem uśmiechając się pod nosem. Słyszę szelest dochodzący z wnętrza pokoju. - Tylko ubierzcie się z łaski swojej. - Dodaje po chwili przypominając sobie sytuację, gdy już raz wtargnelam im do pokoju bez pytania. Tak jak oczekiwałam z pomieszczenia słychać śmiech należący do Luny. - Co za ulga. - Zwracam się do chłopaka stojącego u mojego boku. - Tylko jest jeden problem Kochanie. - Gasi mój wcześniejszy zapał, przypominając o czymś bardzo istotnym. - Myślisz że powinniśmy im powiedzieć? - Pytam spuszczając głowę. - Tak będzie najlepiej. - Odpowiada przytulając mnie. - Jeśli to nie jest nic ważnego to oboje jesteście martwi. - Z pokoju wychodzi Matteo z widocznie podbitym okiem. - A tobie co się stało? - Pytam zaskoczona, oczekując wyjaśnień. - Były Luny trochę się rzucał, ale nie martw się on wygląda gorzej. - Mówiąc to na jego ustach pojawia się uśmiech. - Dać Ci trochę swobody a bijesz się codziennie. - Śmieje się Eric spoglądając na kuzyna z politowaniem. - Matteo, a teraz na poważne. - Spoglądam na przyjaciela nerwowo. - Musimy się wszyscy na jakiś czas zmyć z BA. - Kontynuuję, nie czekając na jego reakcję. - Co tym razem O? - Pyta szerzej otwierając drzwi. -  Scott szuka mnie, a Simon i Sebastian latają po mieście za Valente, to chyba wystarczający powód. - Odpowiadam mu nie powstrzymując się od grymasu malującego się na mojej twarzy. - Cholera myślałem, że po moim wyjeździe gdzieś zniknęli. - Bo tak było. - Odpowiadam krótko  po czym dodaje. - Zbierajcie się poczekamy na was na dole. - Daj nam 10 minut. - Balsano zamyka mi drzwi przed nosem, a ja razem  z Erickiem kierujemy się w stronę klatki schodowej. - Jesteś jakiś milczący. - Stwierdzam, spoglądając na mojego chłopaka. - Po prostu coś mi w tym wszystkim nie pasuje. - Odpowiada, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. - Mniejsza z tym. - Dodaje po czym przyciska mnie do najbliższej ściany. - Co ty wyprawiasz? - Śmieję się, zarzucając ręce na jego szyję. - May całe 10 minut, zamierzam z nich skorzystać. - Nie mija chwila, a czuję jego usta na swoich. Jedną rękę wplatam w jego lekko kręcone blond włosy. Sam też nie pozostaje mi dłużny, ponieważ jego ręce błądzą po moim rozgrzanym ciele. - Kocha.. nie - Mówię pomiędzy pocałunkami. Odrywamy się od siebie, a na moje policzki wkrada się szkarłatny rumieniec, próbując go ukryć spuszczam głowę. Nic mi to jednak nie daje, gdyż Eric unosi mój podbródek tak abym spojrzała mu w jego niebieskie tęczówki. - Nie zakrywaj ich. - Szepcze prosto w moje usta, muskając je lekko. - Lubię Cię zawstydzać. - Dodaje po chwili, przez co jestem jeszcze bardziej czerwona. - Mam Ci przypomnieć, kto zwiał po naszym pierwszym pocałunku. - Odpowiadam uśmiechając się promiennie. - Dobra, dobra bez takich Mała . - Powiedział nim zdążył się zastanowić nad sensem tego słowa. Milczę, lecz patrzę mu prosto w oczy. - Cholera. - Klnie pod nosem wypuszczając mnie ze swoich objęć, kieruje się do swojego czarnego Audii. To będzie ciężka rozmowa. 

Luna

Matteo zamknął drzwi od pokoju, a ja zorientowałam się, że on jest w samym ręczniku. Momentalnie zrobiłam się czerwona przez co odwróciłam wzrok od tego półnagiego boga. - Mógłbyś się ubrać? - Pytam z nadzieją w głosie. - Czyżbym rozpraszał moją Kelnereczkę? - Podchodzi bliżej, zmniejszając odległość między nami do praktycznie żadnej. - A jeśli tak to co? - Zamierzam troszkę się z nim podroczyć. - Pokazałbym Ci, ale niestety musimy się zbierać, czekają na nas. - Odpowiada na moje pytanie po czym składa na moim policzku szybkiego całusa i ucieka do łazienki. - Masz wszystko? - Pyta wracając z recepcji. - Jak mam Ciebie to znaczy, że mam wszystko czego mi potrzeba do szczęścia. - Mówię zadzierając głowę do góry. Balsano nie odpowiada, tylko bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę swojego wozu. Odstawia mnie, po czym otwiera mi drzwi. Wsiadam i już chcę zamknąć za sobą drzwi, lecz mój towarzysz jest szybszy i nim się zapięłam, ruszył z piskiem opon. - Tak właściwie to gdzie jedziemy i dlaczego? - Pytam spoglądając na chłopaka. - Jedziemy do Cancun. - Posyła mi ciepły uśmiech po czym koncentruje się na prowadzeniu samochodu. - Ale dlaczego? - Drążę temat nie odrywając od niego swojego przenikliwego spojrzenia. Czuję jego ciepłą rękę na moim kolanie. - Simon wrócił. - Odpowiada nadal trzymając swoją rękę na mojej nodze. - Cholera, myślałam, że już nie wróci. - Mówię patrząc przez okno, aby uniknąć oczu bruneta. - Żeby było ciekawiej Scott także wrócił, dlatego te gołąbki jadą z nami. - Oglądam się przez tylną szybę i dostrzegam czarne Audii należące do Erica. - I myślisz, że w Cancun nas nie znajdą? - Pytam z powątpieniem. - Znajdą, ale nie martw się, masz już swojego rycerza. - Mówiąc to mocniej ściska moje kolano, a mnie przechodzą przyjemne dreszcze. - Co ty ze mną robisz. - Wzdycham, wygodniej układając się w fotelu. 


XoXo 

Gwiazdki?

Komentarze?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro