Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1.

Aurora's pov.

"Dziękujemy wam za 1000 follow! Kochamy was! The Bastion xx PUNKS DON'T DIE!" napisałam pod naszym najnowszym postem.

Działaliśmy jako The Bastion już pięć lat, ale mimo tego nie odnosiliśmy zbyt wielkich sukcesów. Gdy udało nam się wyciągnąć z portfeli ostatnie grosze, szliśmy do studia, gdzie po wielkim targowaniu się z właścicielem nagrywaliśmy jedną piosenkę, mając na to zaledwie kilka godzin. I tak w kółko. Mimo, że tworzyliśmy muzykę z miłości do niej, nie była ona w stanie zafundować nam jedzenia ani opłacić rachunków czy czynszu. Więc tkwiliśmy w miejscach, z których już dawno powinniśmy byli uciekać, gdzie pieprz rośnie.

Tak zrobiła tego dnia Zoe, pojawiając się na naszym spotkaniu zapłakana, z walizką.

Spotykaliśmy się na próby kilka razy w tygodniu w piwnicy domu Theodore'a. Jego rodzice bardzo nas wspierali i pozwalali przesiadywać u nich, ile tylko chcemy, byle nasze instrumenty nie wydostawały się poza piwnicę.

Gdy tego dnia zobaczyliśmy, w jakim stanie jest Zoe wiedzieliśmy, że stało się coś naprawdę złego.

- Zo? Co się stało? - spytał Freddie.

- Rodzice wyrzucili mnie z domu.

- Co?! - niedowierzałam. - Dlaczego?

- Jestem lesbijką. - Wszyscy zamilkliśmy. Nie spodziewaliśmy się tego wyznania. To właśnie Zoe była tą skaczącą z kwiatka na kwiatek osobą, i z każdej imprezy wychodziła z kimś. Z tym, że zawsze byli to mężczyźni. - Jestem jebaną lesbą i to wystarczyło, żebym stała się bezwartościowa.

- Mała, nie jesteś bezwartościowa - Daniel wstał, aby ją przytulić. Poprowadził ją na kanapę i posadził obok siebie.

- Bardziej będziesz się nam musiała tłumaczyć, jak długo to przed nami ukrywałaś - ostrzegł Jack.

- Myślę, że niedługo będzie rok. - Theo wypluł wodę, którą właśnie pił, wprost na mnie.

- Ty idioto! - rzuciłam w niego poduszką.

- ROK?! Zoe, dlaczego nas tak okłamywałaś? Nic nie powiedziałaś!

- Bałam się - wzruszyła ramionami.

- Czego się mogłaś bać? Oni wszyscy malują sobie paznokcie i noszą pełny makijaż częściej niż my dwie razem wzięte, a ja odbywam regularne przygody z dziewczynami wmawiając sobie, że jestem zupełnie hetero - powiedziałam.

- Chcesz nam o czymś powiedzieć? - Fred spojrzał na mnie, unosząc brew.

- Nie! Mówię wam, że jestem hetero przecież! Mniejsza. Skoro przez rok nic nam nie powiedziałaś, to masz teraz opowiedzieć wszystko od początku do końca.

- No... Kiedyś poszliśmy na jakąś imprezę i jak wy byliście już zalani w trupa przysiadła się do mnie taka zajebista laska... - westchnęła na samo wspomnienie. Rozbawieni spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo z Danielem. - Zaprosiła mnie do siebie na drinka, a potem tak jakoś wyszło, że przeszłyśmy szybko do fazy "bez ubrań"...

- Zaliczyłaś u laski wszystkie bazy szybciej, niż ja kiedykolwiek - przerwał jej Theodore. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.

- Ludzie to nie jakieś "bazy" do "zaliczania", ogarnij się - rzuciłam w niego poduszką. Podniósł ręce w obronnym geście.

- Wracając... - uciszyła nas Zo. - To był mój pierwszy raz z dziewczyną i mi się to naprawdę podobało...

- Pierwszy raz jest najlepszy... - westchnęłam, przypominając sobie tą gorącą blondynkę, z którym ja odbyłam swój. Zorientowałam się, że wszyscy na mnie patrzą. - Nevermind, I'm still straight. Kontynuuj.

- No i potem było parę innych dziewczyn... Parę dużo... Myślałam, że to tylko taka faza... Ale się zakochałam - wyciągnęła telefon, aby pokazać nam zdjęcie pięknej brunetki. - To Carla i jesteśmy razem już trzy miesiące.

Theo znowu mnie opluł.

- Tym razem cię zabiję, chujku - rzuciłam się na niego.

- Dzieci, spokojnie - Jack odciągnął mnie od czerwonowłosego osobnika.

- Jestem od ciebie starsza o całe 13 minut, idioto - burknęłam.

- Skoro jesteśmy bliźniakami, jesteśmy tak samo głupi, więc zważaj na słowa, blondie. 

W odpowiedzi walnęłam go w ramię.

Liczba trzynaście od zawsze prześladowała mnie i Jacka. Urodziliśmy się trzynastego grudnia, jest między nami trzynaście minut różnicy, Jack jest ode mnie wyższy o dwadzieścia sześć centymetrów, co podzielone przez dwa (czyli naszą dwójkę) daje trzynaście, mieliśmy po trzynaście lat kiedy poznaliśmy resztę zespołu, a przez całą edukację w szkole prześladował mnie trzynasty numer szafki, a Jacka trzynasty numer w dzienniku. Moje wszystkie numery telefonów zaczynały się na 13, a Jacka kończyły na tę samą liczbę. Ciążyło na nas fatum trzynastki.

- Dobrze, czy możemy wrócić do tego, że Zoe nie ma gdzie spać? - westchnął Theodore.

- Wiecie, że u mnie nie ma szans - powiedział ze smutkiem Daniel. - Sam nie wiem, czy gdyby ojciec poznał prawdę, to czy nie wyrzuciłby mnie z domu. 

- Zo, wiesz, że cię kochamy, ale u nas nie ma szans - Jack wskazał na mnie i na siebie.

- Mamy nigdy nie ma w domu, a ojciec nigdy nie wiadomo, kiedy wróci nawalony. Ale Fred?

- Gdyby nie to, że mieszkamy w cztery osoby na trzydziestu metrach to przyjąłbym cię z otwartymi ramionami. Ale wiecie, jak jest.

- Pozostaje Theodore - powiedziałam.

- Pff, pogadam z rodzicami i zobaczę, co da się zrobić. Zrobię wszystko, co mogę, ale nie mogę nic obiecać, Zo - przytulił ją.

- Dzięki. To i tak dużo dla mnie znaczy. Czy możemy zacząć grać? Proszę.

- Let's go! - powiedział Daniel. 

Była to najlepsza opcja w tamtej chwili, bo jeśli chodzi o Zoe, nic tak jej nie pomagało, jak granie. Odkąd pamiętam, perkusja była dla niej ucieczką od całego świata, niezależnie od jej stanu psychicznego.

- Muszę najpierw zapalić - powiedziałam. - Przygotujcie sprzęt, zaraz wrócę.

- Idę z tobą - dodał Dan.

- Nałogowcy - burknął Fred.

Freddie zwykle niewiele się odzywa, ale do zgryźliwych komentarzy jest pierwszy. Mało mówi, co jest wynikiem traumy przebytej w dzieciństwie. Od tamtego czasu zamknął się w sobie i nie odzywa się, jak nie musi, a tak bynajmniej twierdził Theo. On i Fred znają się od maleńkiego bobasa, więc zna tę historię. My poznaliśmy ich już po całej tej sprawie, dlatego byliśmy od początku przyzwyczajeni do jego milczenia. Ale, jak już wspomniałam, w komentowaniu tego, co robimy, jest mistrzem.

- Pilnuj swojego nosa, co? - wystawiłam mu język, zanim wyszłam z pomieszczenia.

Stanęliśmy z Danielem za domem, żeby dym nie naleciał przez okna do środka. 

- Aurora... Wiesz, że to nic złego, jeśli lubisz dziewczyny, prawda? - zaczął Dan, po czym zaciągnął się papierosem.

- Boże, przestańcie wszyscy! W końcu lubię też mężczyzn... Znaczy nie "też". Bez "też" - pokręciłam głową. 

- Po co się ograniczać? - wzruszył ramionami. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, rozumiejąc aluzję.

- Żartujesz!

- Kocham ludzi z to, kim są, a nie... Za to co mają w majtkach, czy coś.

Przez chwilę tkwiliśmy w niezręcznym milczeniu.

- To nie żadna tajemnica. Myślałem, że wiesz. 

- Pozostali wiedzą?

- Tak sądzę - pokiwał głową.

- Czyli tylko ja byłam niedoinformowana?! - szturchnęłam go.

- Mówiłem wam kiedyś. Na pewno tobie też.

- Musiałam być mocno pijana - zaśmiałam się.

- To niewykluczone. Słuchaj, sama widzisz, że jest nas więcej. Zoe jest lesbijką, Theo gejem, Freddie jest as, no i ja... - urwał. - Wiesz, że i tak cię kochamy - objął mnie od tyłu. - Jesteśmy kupą bardzo różnych, dziwnych i z pewnością niezbyt heteronormatywnych ludzi. 

- Wiesz? Niebyt mam siłę jeszcze zastanawiać się nad tym, kim i czym jestem.

- Coś nie tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nie... Nieważne - upuściłam papierosa na ziemię i zdeptałam go butem. - Chodźmy.

*************************************

HAPPY PRIDE MONTH Y'ALL!!!

~your fellow bisexualiTEA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro