Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

L's POV:

Kilka dni później...

Pewnego dnia, późnym wieczorem razem z "kolegami" z pokoju oglądaliśmy wiadomości na starodawnym, ciągle psującym się telewizorze, wyglądem przypominającym mikrofalówkę.
Żaden z nich nie słuchał ich z uwagą. Jeden co chwilę zerkał na zegarek, drugi obserwował pająka, kołyszącego się na pajęczynie w rogu pokoju, a trzeci narzekał, że lecą same nudy, próbując jednocześnie dobrać się do pilota. Pozostałych dwóch spało. Tylko ja słuchałem wieści ze świata, z którego połowicznie pochodzę. Tak, właśnie wtedy w telewizji mówili o Japonii, czyli tak zwanym "kraju kwitnącej wiśni". Nie wiem o nim zbyt dużo. Nawet za bardzo nie znam języka. Rodzice zazwyczaj porozumiewali się w domu po angielsku.
Podobno będąc w Japonii, człowiek z Europy czuje się jakby zwiedzał inny świat. Tam wszyscy zachowują się trochę inaczej niż u nas. Słyszałem, że ludzie są tam bardziej... oficjalni? Już sam fakt, że używają tam ukłonów i aż tylu zwrotów grzecznościowych mówi sam za siebie. Gdybym tam teraz pojechał, zapewnię bałbym się, że nie będę pewny do kogo mówić "san" a do kogo "sama" czy "senpai".
Nagle nadano wiadomość specjalną. Pospiesznie wziąłem do ręki pilota. Pogłośniłem, a do moich uszu dotarł dobitny dźwięk głosu prezenterki, mówiącej:

- Z ostatniej chwili: w Japonii, w okolicach Kantō, wczorajszej nocy zginęły łącznie trzy osoby z jednej rodziny. Podobna sytuacja miała miejsce miesiąc temu, oraz dwa miesiące temu w obrębie tej samej miejscowości. Rodziny te nie miały ze sobą żadnego powiązania. Wszystkie te morderstwa miały miejsce o tej samej porze, tego samego dnia danego miesiąca. Sprawca nie zostawił po sobie żadnego śladu zbrodni.

- Ee, przełączcie na coś innego- marudził jeden z moich zacnych współlokatorów.

- Właśnie, mecza pooglądamy a nie jakieś nudy!- zawołał drugi.

- Cśśśś...- uciszyłem ich, starając się dosłyszeć co mówi prezenterka wiadomości.

- Sam bądź cicho, idioto- powiedział najwyższy z nas, po czym ugodził mnie książką w głowę, zabierając przy tym pilota.

- To bolało- warknąłby na niego.

- Bo miało- odparł, ze złowrogim wyrazem twarzy, po czym przełączył na mecz.
Położyłem się więc na łóżku, przykrywając się w całości kołdrą, żeby chociaż trochę stłumić dźwięki jakie wydawali z siebie podczas oglądania piłki nożnej.
Nim się obejrzałem, nastała noc. Moi współlokatorzy nareszcie położyli się spać jak normalni ludzie. Tylko wtedy jest cisza i spokój. Tylko wtedy można spokojnie pomyśleć i analizować niektóre sprawy.
No więc były trzy morderstwa, w tym samym rejonie. Następowały kolejno tego samego dnia każdego miesiąca. Zawsze ginęły trzy osoby, w dodatku spokrewnione ze sobą. Rodziny nie miały ze sobą żadnego powiązania. Hmm, za mało faktów. Nie wiem który to był dzień miesiąca i jakie były stopnie pokrewieństwa pomiędzy ofiarami. Nie wiem też czy znaleziono ich ciała czy nie, ani w jakich warunkach zginęli. Gdybym tak miał dostęp do wszystkich danych... egh, o czym ja myślę... pomarzyć zawsze można. Muszę się skupić na nauce. Na razie raczej nie ma opcji żebym pojechał do Japonii. Prawdopodobieństwo wynosi tylko cztery procent. To stanowczo za mało.
Nagle usłyszałem dziwny hałas dobiegający zza okna. Bezdźwięcznie ześlizgnąłem się z łóżka i podszedłem do parapetu, patrząc w dół.

- Psst- usłyszałem- Pssst, L, słyszysz mnie?
Otworzyłem na oścież lekko uchylone już wcześniej okno.

- Watari? Co pan tu...

- Nie czas na wyjaśnienia- przerwał mi- Zejdź do mnie na chwilę, drzwi wejściowe są otwarte.

Bez zastanowienia wybiegłem z pokoju najciszej jak tylko się da, zostawiając śpiących "kolegów" samych. Minęło kilka sekund, gdy już znalazłem się u boku mojego opiekuna.

- Teraz słucham- powiedziałem z zaciekawieniem.

- Wybacz, że mówię ci to dopiero teraz. To nie będzie dla mnie łatwe. Nie mówiłem ci tego wcześniej, bo po prostu nie mogłem. Nie wiedziałem jak to przyjmiesz, a po za tym... nie wiedziałem, że twoje umiejętności dedukcji wzrosną aż do takiego kolosalnego poziomu.- jąkał Watari.

- Spokojnie, przyjmę wszystko- powiedziałem, chcąc już wiedzieć co ma mi do przekazania.

- Lawliet...- zaczął łamiącym się głosem- Oprócz tego, że jestem właścicielem tego sierocińca... mam też inne zajęcie. Dosyć nietypowe i raczej ściśle tajne. Mam nadzieję że rozumiesz.

- T~ak...- powiedziałem z niepewnością. Już wiedziałem o co mu chodzi. Watari był jedną wielką zagadką dla wszystkich pracowników sierocińca. Zawsze był taki skryty i tajemniczy. Pojawiał się nagle i znikał o różnych, nietypowych porach. Zazwyczaj przechadzał się ubrany na czarno, w długi płaszcz sięgający ziemi. Od dawna już przeczuwałem, że może dorabiać sobie jako detektyw. Obstawiałem dziewięćdziesiąt pięć procent prawdopodobieństwa że tak właśnie jest.

- Lawliet... ja...- mówił dalej- tak naprawdę jestem tajnym detektywem. Przepraszam, że nie dowiedziałeś się tego wcześniej.
Opuścił wzrok jakby z poczuciem winy.

- To oczywiście zrozumiałe. Nie wiedział pan, że będę chciał się do pana przyłączyć, dlatego pan mnie w to wszystko nie wtajemniczał. - powiedziałem spokojnym tonem.

- Skąd wiedziałeś, że chcę zapytać czy chcesz dołączyć do śledztwa?

- Wnioskowałem to po tym, że od dawna sprawiał pan takie wrażenie jakby miał pan również jakąś pracę na boku. Kilka godzin temu ogłosili poszukiwanie mordercy w Japonii, który zabił trzy rodziny w odstępie miesiąca od każdego zabójstwa i akurat w takim momencie zabiera mnie pan na poważną rozmowę. Moja odpowiedź brzmi tak. Chcę pojechać z panem do Japonii i pomóc rozwiązać tą sprawę.

Watari patrzył na mnie z niedowierzaniem, a w jego brązowych oczach zabłysła iskierka nadziei.

- Coś nieprawdopodobnego- klasnął w dłonie- Nie pomyliłem się co do ciebie, mój drogi. Mimo iż nie jesteś moim synem, mam ochotę powiedzieć "moja krew!".
Mówiąc to, klepnął mnie lekko w ramię, uśmiechając się przy tym szeroko.

- To kiedy lecimy do Japonii? Już nie mogę się doczekać- powiedziałem z lekkim entuzjazmem.

- Dasz radę spakować wszystko do rana i jutro rano ze wszystkimi walizkami czekać na mnie przed sierocińcem?- zapytał.

- Oczywiście!- zawołałem.

- Lecimy prywatnym samolotem z moim starym, dobrym przyjacielem.- rzekł Watari.- Bądź tu jutro o szóstej.

- Dobrze, o szóstej będę już tu na pana czekał- powiedziałem z dumą.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że pojawiłeś się w moim życiu- powiedział, a jego oczy zaszły mgłą. Odpowiedziałem mu na to szczerym uśmiechem.
Nareszcie moje marzenie się spełni. Nareszcie będę miał szansę wykorzystać swoje umiejętności przy prawdziwej sprawie.
Watari będzie ze mnie dumny. To mu mogę gwarantować.

><><><><><><><
Witajcie Perełki ❤️
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał😘
Jeśli tak, zachęcam do komentowania oraz dawania Vote 💕
Następny rozdział napisze Jane.
Pozdrawiam cieplutko❤️😘❤️😘

~ Elizabeth

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro