Rozdział 3
Kiedy ruszyłam do kuchni, z każdym krokiem wyraźniej słyszałam rozmowę Agi i Stefka. Nie chciałam podsłuchiwać, ale każdy zatrzymałby się, słysząc swoje imię.
– Długo znasz się z tą Różą? – wymruczał Stefek tym swoim zachrypniętym głosem. Tak swoją drogą, skądś znałam ten głos...
– Trochę. Trzyma się ze mną i Klarą od paru miesięcy, ale w sumie nie wiem o niej zbyt wiele – odparła Aga. – A dlaczego pytasz?
– Tak tylko...
– Już ja znam to twoje „tak tylko"... Przyznaj się, lecisz na nią!
Oho, tego już za wiele. Czas zatrzymać akcję.
– Ekhm – odchrząknęłam, wchodząc do środka.
Dwie pary identycznych oczu spojrzały na mnie w tej samej chwili. Nawet głowy pochylili lekko w prawo w tym samym momencie. Cholera. Trochę przypominali mi surykatki wyskakujące z dziur. Ten sam poziom synchronizacji. Wiem, co mówię, często oglądam Discovery.
– Kawy? – kiedy ich dwugłos doleciał do moich uszu, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
– Co? – znów zapytali jednocześnie.
– Nie no... Jesteście tacy podobni – odparłam. – Jak bliźnięta – zaśmiałam się.
Szybko dotarło do mnie, że jestem jedyną osobą w pomieszczeniu, która się śmieje. Odchrząknęłam znowu i spojrzałam na nich zdezorientowana.
– Jesteście bliźniętami – powiedziałam.
Dopiero wówczas na ich twarzach pojawił się uśmiech. Cholera... No tak, niebieskie oczy, blond czupryny, pełne, mocno zarysowane usta – bliźnięta jak się patrzy.
– Niesamowite – mruknęłam, siadając przy mikroskopijnym stoliku. Teraz moja głowa latała na prawo i lewo, by porównywać cechy wyglądu tej dwójki.
– Ta, wiemy – skwitowała Aga.
Stefek wstał i podszedł do ekspresu. Po chwili postawił przede mną kubek z parującą kawą, na którą od razu ochoczo się rzuciłam.
– Tylko nie wylej – powiedział, a na jego ustach zagrał lekko kpiący uśmieszek. Megaseksowny, dodam tak na marginesie.
– Możemy pogadać? – zwróciłam się do Agi. Chciałam już wiedzieć, dlaczego w poniedziałek będę zmuszona złożyć wypowiedzenie.
– Mhm – mruknęła, wgryzając się w tosta. W odpowiedzi mój brzuch zawarczał groźnie.
W następnej sekundzie przede mną zmaterializował się talerz z dwoma tostami. Jeden z nutellą, drugi z dżemem. Uniosłam głowę i spojrzałam w przystojną twarz Stefka.
– Ożenisz się ze mną? – zapytałam, czując, że mam przed sobą ideał.
Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Nie pytajcie o to. Gdzieś słyszałam (pewnie na Discovery), że alkohol niszczy szare komórki. Wczoraj poszłam w tango chyba pierwszy raz w życiu, a dzisiaj zachowuje się jak idiotka od samego rana. Wniosek był prosty – zbyt wiele tych komórek nie miałam, a wczoraj wszystkie straciłam.
– Urocza jesteś – rzucił Stefek, uśmiechając się od ucha do ucha.
Urocza. Różnie mnie nazywano. Ale tak jeszcze nie. Czy mogę poprosić częściej?
– To do którego momentu pamiętasz wieczór? – usłyszałam Agę, więc musiałam znów skupić się na niej. A szkoda.
– Eee... – Halo, nie mam kontaktu z bazą. – Wiesz... Może pogadamy same? – zapytałam. Nie chciałam zbłaźnić się jeszcze bardziej przed Stefkiem.
– Spoko, Stefano już wszystko wie – parsknęła Aga.
„Stefano", hm, ładnie...
– Jak to? – jęknęłam.
– Nie martw się – wtrącił się Stefek. – Nie potępiam. – Nawet podniósł ręce, by potwierdzić swoje słowa. – Dobry zakład nie jest zły. Chociaż mam nadzieję, że go przegrasz – dodał jeszcze i spojrzał na mnie jakoś tak, sama nie wiem, bardziej intensywnie?
– Dobra... Zacznijmy więc ten spacer wstydu. – Westchnęłam. – Pamiętam, że tańczyłyśmy między barem a stolikami, a wtedy ty próbowałaś wspiąć się na krzesełko i poleciałaś na tyłek.
– Tego nie mówiłaś – rzucił Stefek i pacnął Agę w ramię ścierką. Tak, dobrze myślicie, wziął się w międzyczasie za pomywanie. No, ideał jak się patrzy.
– Cóż... Powiedzmy, że to nie ja byłam bohaterką tej historii – zaśmiała się i puściła mi oczko.
– Aga, zlituj się – jęknęłam i wgryzłam się w przepysznego tosta. Aż mruknęłam w zachwycie. W tej samej chwili Stefek upuścił talerz w zlewie, Aga się zaśmiała, a ja odchrząknęłam. Nie wiedziałam, co tu się dzieje, ale chyba też nie chciałam wiedzieć. Spojrzałam wyczekująco na przyjaciółkę, a ta dopiła kawę i zaczęła mówić, z każdym słowem przerażając mnie bardziej.
– Potem były kolejne drinki. Opracowałyśmy też cały plan zdobycia Ostrego. – Tu jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. – Aż tu nagle ten dupek zmaterializował się w barze.
– Jakim cudem? – zapytałam, zerkając na nią między palcami.
– Z tego, co udało nam się usłyszeć, Przemek miał urodziny, więc wpadli to uczcić.
Dobrze, czas na małą dygresję. Przemek Ostrowski był młodszym bratem Daniela i jednocześnie wiceprezesem firmy. Zajmował się głównie marketingiem. Często z nim pracowałam, bo sama robiłam w dziale reklamy. „Pracowałam" oznaczało mniej więcej tyle, że zanosiłam mu projekty naszych grafików. Przemek był spoko. Zabawny, miły i uczynny. Taki starszy brat, w końcu miał dwadzieścia osiem lat. Był też przystojny, ale w zupełnie inny sposób niż Daniel. Trochę przypominał grzecznego chłopca z sąsiedztwa. Był brunetem z uroczym dołeczkiem w policzku pojawiającym się przy każdym uśmiechu. Lubiłam z nim rozmawiać, w szczególności kiedy zaśmiewaliśmy się z coraz głupszych pomysłów działu reklamy. Nie raz podsuwałam mu swoje propozycję, a później z dumą oglądałam własne hasła na spotach reklamowych albo bilbordach. Miłe, choć szkoda, że za to mi nie płacili. Jednak wiązałam z tym pewne nadzieje. Przemo wciąż powtarzał, że da mi awans, kiedy tylko nabiorę więcej doświadczenia.
– Jest tyle barów w Gdyni, a oni musieli wybrać właśnie ten? – jęknęłam ponownie.
– Bo jest najbliżej mordowni? – Aga rzuciła mi pytaniem retorycznym prosto w twarz. No i miała rację. Biuro (tak nazywał się bar) znajdowało się po drugiej stronie ulicy. A „mordownią" nazywaliśmy nasze kochane korpo.
– Kontynuuj... – poprosiłam i rzuciłam się na resztki tostów. Wstyd wstydem, ale jeść musiałam, tym bardziej że w moim brzuchu znów odezwał się wściekły rottweiler.
– Zaznaczę, że próbowałyśmy cię powstrzymać – zaśmiała się Aga. – Ale było to trudne.
– Jezu, Aga, nie torturuj mnie, proszę.
– Dobra... W dużym skrócie. Zamówiłaś u Dominika drinki dla, uwaga, „przystojnych szefów" – parsknęła śmiechem. – Nasz barman z ochotą spełnił twoje życzenie. Ostry i Przemo zerkali na nas zaciekawieni, nawet podnieśli szklanki na znak toastu, ale tobie to nie wystarczało.
– Chryste... – Znów schowałam twarz w dłoniach.
– O tak – odparła Aga, śmiejąc się znów. – Więc podeszłaś do nich. Ale już sama. Nie wiem, o czym rozmawialiście, bo razem z Klarą byłyśmy zbyt trzeźwe na taki wyczyn.
– A jak oni zareagowali?
– No cóż... Przemek śmiał się i przesunął, byś usiadła obok. Co też zrobiłaś. Z tego, co widziałyśmy, rozmawiałaś tylko z nim.
– A Daniel?
– Patrzył na was z tą swoją miną wkurwionego bazyliszka – odparła. Owa mina oznaczała, że Daniel zabijał spojrzeniem, a z jego nozdrzy buchał dym. Tak to nazywaliśmy.
– Kurwa – jęknęłam. – Jak ja się pokaże w biurze?
– Kochana, Biuro to lepiej unikaj – zaśmiała się Aga. – A do pracy iść musisz. Może nic z tego nie wyniknie, nie stresuj się.
– Nie spojrzę Ostremu w oczy... Nigdy.
– To rezygnujesz z zakładu? – wtrącił się Stefek, który w międzyczasie skończył pomywać i teraz stał oparty o blat z rękoma założonymi na piersi. Przy okazji napinał swoje muskuły, co skutecznie odwracało moją uwagę od własnych problemów. Spojrzałam w jego oczy. Wpatrywał się we mnie z... nadzieją? Sama nie wiedziałam.
– Chcę wrócić do domu i zapomnieć, że ten wieczór miał miejsce – powiedziałam, ignorując pytanie. Oczywiście, że miałam zamiar zrezygnować. Tyle że z pracy, a nie tylko z zakładu. Boże, było mi tak wstyd!
– Odwiozę cię – rzucił Stefek i wyszedł z kuchni, zanim zdążyłam się odezwać.
Spojrzałam zdezorientowana na Agę, która tylko wzruszyła ramionami.
– Wpadłaś mu w oko – skwitowała.
Jęknęłam. Po raz setny tego poranka. Oparłam głowę o przedramiona, które położyłam na stole. W czaszce pulsował mi tępy ból, w buzi miałam trampka, a w sercu żal za własne grzechy.
– Włożyłaś włosy do tosta z dżemem – usłyszałam jeszcze Agę.
I znów jęknęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro